Rak prostaty - groźny, bo samowystarczalny

| Medycyna

Od kilkudziesięciu lat wiadomo, że wzrost raka prostaty jest w większości przypadków stymulowany przez krążący we krwi testosteron. W związku z tym, jedną ze stosowanych metod leczenia zaawansowanej postaci tego nowotworu było obniżanie poziomu tego hormonu przez kastrację lub podawanie leków. Niestety, tego typu terapia pozwalała jedynie spowolnić rozwój choroby, lecz nie dawała efektu w postaci jej wyleczenia - prędzej czy później, nowotwór nabierał oporności na leczenie i przypuszczał kolejny, tym razem śmiertelny atak. Dopiero wykonane niedawno badania wyjaśniły mechanizm, który umożliwia guzowi rozwój pomimo braku produkcji testosteronu przez jądra.

Badania, które wyjaśniły zagadkowe zjawisko, przeprowadzili lekarze z trzech amerykańskich instytucji: Fred Hutchinson Cancer Research Center, Oregon Health Sciences University oraz University of Washington School of Medicine. Odkryli oni, że komórki raka samodzielnie produkują testosteron oraz inne androgeny (męskie hormony płciowe) w ilościach wystarczających do utrzymania wzrostu guza. Ponieważ działa on już w miejscu wytworzenia, nie musi być wydzielany do krwiobiegu - w efekcie żadna ze znanych metod obniżania stężenia hormonu we krwi nie zapobiega skutecznie wzrostowi nowotworu.

Odkryliśmy, że pomimo obniżenia poziomu krążącego we krwi tetosteronu do poziomu odpowiadającemu stanowi po kastracji, przerzutujące nowotwory prostaty są w stanie samodzielnie utrzymać znaczący poziom testosteronu, co napędza ich wzrost, mówi dr Elahe Mostaghel, jeden z autorów badań. "Znaczący poziom" oznacza w tym przypadku wartość aż czterokrotnie wyższą, niż u mężczyzn cierpiących na łagodną postać raka, którym nie usunięto jąder. Odkrycie to potwierdzono równolegle na poziomie genetycznym, wykazano bowiem podwyższoną aktywność genów odpowiedzialnych za syntezę najważniejszego męskiego hormonu płciowego.

Dr Mostaghel zaznacza, że zebrane informacje powinny wpłynąć na zmianę kierunku prowadzonych badań. Według niego, obniżanie poziomu krążącego we krwi testosteronu nie wystarcza, by zablokować sygnały stymulujące rozwój guza. Aby skutecznie walczyć z chorobą, potrzebna jest, zdaniem badacza, skuteczna walka z produkcją androgenów w obrębie przerzutów.

Metodą, która zdaniem badaczy ma szansę wpłynąć na tempo rozwoju choroby, jest walka z podwyższonym poziomem testosteronu już na etapie jego produkcji. Założenie to powinny spełnić leki wpływające bezpośrednio na enzymy odpowiedzialne za syntezę androgenów.

Naukowcy przeprowadzili jeszcze jeden interesujący eksperyment, polegający na przeszczepieniu ludzkich komórek nowotworowych do organizmów wykastrowanych samców myszy. Zwierzęta te, pozbawione naturalnego mechanizmu odrzucania transplantacji od niespokrewnionych dawców, zachorowały na ludzki nowotwór i stały się obiektem badań nad aktywnością hormonalną przeszczepu. Dzięki badaniu odkryto, że poziom krążących we krwi androgenów był u tych zwierząt średnio dwukrotnie wyższy, niż w kontrolnej grupie zdrowych osobników, które nie zostały pozbawione jąder.

Rak prostaty zajmuje trzecie miejsce na niechlubnej liście najbardziej śmiertelnych nowotworów u mężczyzn w Polsce. Według badań, aż dziesięć procent mężczyzn w wieku 50 lat jest bezpośrednio zagrożonych rozwojem tej choroby, której największym "sprzymierzeńcem" jest, niestety, brak świadomości oraz wstyd związany z wizytą u lekarza urologa. Tymczasem proste badanie u specjalisty oraz pomiar poziomu białka, zwanego PSA (antygenu swoistego dla prostaty - ang. Prostate-Specific Antigen), wystarczyłyby do wykrycia ogromnej ilości przypadków raka na bardzo wczesnym, w pełni uleczalnym etapie jego rozwoju.

Wyniki badań zespołu dr. Mostaghela zostaną opublikowane w najnowszym numerze czasopisma Cancer Research.

rak prostaty testosteron androgeny dr Elahe Mostaghel