W archeologii jedynie eksperyment może dać odpowiedzi na niektóre pytania

Z kim wolałaby Pani biesiadować: ze Słowianami czy Normanami?

Chyba jednak ze Słowianami, tymi z naszych terenów. Okres wegetacyjny w Skandynawii jest znacznie krótszy, zboże było więc gorszej jakości, o ile było (bo mamy dowody na sprowadzanie go z krajów słowiańskich), podobnie warzywa lub owoce. Dlatego Normanowie jadali sporo mięsa, chętnie pochodzenia morskiego - ryb, fok, wielorybów. Ale jeśli chodzi o ucztę jako rozrywkę, to chyba mieszkańcy Skandynawii byli weselsi, ich uczty były na pewno bardziej hedonistyczne.

Czy paleodieta ma rzeczywiście coś wspólnego z dietą pradziejową?

Zaczęłabym od tego, że dieta pradziejowa, paleolityczna jest dla nas niezwykle trudna do określenia. Możemy się domyślać, co nasi przodkowie jedli - znali przecież proste narzędzia, czasami znajdujemy jakieś resztki pokonsumpcyjne na tych stanowiskach. Ale chyba nie jest możliwe określenie, czy, przykładowo, znano i jedzono wszystkie dostępne wówczas rośliny. Czy zawsze jedzono surowe mięso, czy jeśli była jednak możliwość, poddawano je obróbce cieplnej. Czy suszono je na zapas? Nie uprawiano zbóż - i dieta paleo każe z nich rezygnować. Czy jednak ludzie w pradziejach, zanim zaczęto korzystać z rolnictwa, nie zbierali nasion dzikich traw i np. kłączy pałki wodnej? A może gotowali np. w workach ze skóry lub zwierzęcych żołądkach zawieszonych na ogniem? Tak daleka przeszłość to dla nas wiele zagadek.

Na witrynie Muzeum Starożytnego Hutnictwa Mazowieckiego można przeczytać, że od 2015 r. organizowane są kulinarne kursy wg Pani autorskiego scenariusza. Kto dokładnie może wziąć w nich udział? Na czym polegają?

Uczymy się głównie o kuchni wczesnego średniowiecza, poznajemy składniki, jakie wówczas były dostępne, narzędzia, urządzenia zaplecza kuchennego, no i przede wszystkim przekazuję informacje, skąd my o tym wszystkim wiem. Tak jak wspomniałam wcześniej, opieramy się na znaleziskach archeologicznych i źródłach pisanych oraz wynikach eksperymentów. No a potem uczestnicy sami przygotowują potrawy, w rekonstrukcjach naczyń, na ognisku. Kursy przeznaczone są dla wszystkich zainteresowanych kulinariami - myślę, że nauczyć się mogą gotowania rekonstruktorzy, pasjonaci prostej kuchni, blogerzy... Wersja wiosenna, czyli na przednówku, okresie corocznego głodu, zaczyna się od wycieczki w teren, gdzie staramy się znaleźć coś do jedzenia. Kursy odbywają się nie tylko w Muzeum, ale i w innych miejscach, ostatnio w Pracowni Podkowa w Podkowie Leśnej.

Mówi się, że jedzenie łączy ludzi, ale wydaje się, że drzewiej różnie z tym bywało. W wywiadzie udzielonym radiowej Dwójce wspominała Pani o oddzielnych kuchniach Zygmunta Augusta i królowej Bony czy o awanturze o kawałek parmezanu, wypożyczony ze spiżarni królowej Bony dla Elżbiety Habsburżanki. Czy takich konfliktów na tle kulinarnym było w naszej historii więcej?

Jedzenie traktowano z szacunkiem, a tym samym posiłki pełniły ważną rolę. Oczywiście, zdarzały się różne spory w tej materii, a nawet wydarzenia makabryczne - tu chciałabym przywołać znaną z legendy ucztę u Popiela, gdzie wytruto cały ród (legenda ta, chociaż o obcym rodowodzie, znalazła się w jednej z ważniejszych kronik dla naszych dziejów). Ciekawa opowieść wiąże się z czasami Potopu Szwedzkiego, gdy król Karol Gustaw oblegał Zamość. Broniący się Jan Zamojski nie oddał miasta, a co więcej, gdy najeźdźcom przestało się wieść, pod osłoną nocy wystawił na przedzamcze stoły z jedzeniem (ale bez krzeseł). Wygłodniali napastnicy rzucili się o poranku na jedzenie, zbyt późno zrozumieli, że są w pułapce. Na murach pojawili się łucznicy i kusznicy i urządzili prawdziwy pogrom. Król szwedzki zrozumiał, że oblegane miasto bronić się będzie jeszcze długo, bo jedzenia ma pod dostatkiem. Zaś takie wydanie posiłku - na stojąco - zaczęto ironicznie nazywać szwedzki stołem. Czy ta historia jest prawdziwa, trudno orzec, no ale forma podawania posiłku jest nam dobrze znana. Uczty miały przede wszystkim znaczenie prestiżowe i polityczne - i opisy takich wydarzeń są w naszej historii dosyć częste. Dość przywoływać ucztę, jaką wyprawił Bolesław Chrobry dla cesarza czy dla europejskich władców Wierzynek, na polecenie króla Kazimierza Wielkiego. Goście otrzymywali nie tylko dużą ilość jedzenia w wielu czasami wyszukanych formach, ale zwykle także cenne prezenty "na wynos". Gospodarz miał przede wszystkim zaimponować przybyłym, a odpowiednie osoby wśród ucztujących miały także posłuchać ploteczek i wyczuć nastroje podchmielonych gości.

Małgorzata Krasna-Korycińska jest archeologiem, muzealnikiem i historykiem kulinariów. Ukończyła Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Przez 8 lat pracowała w Państwowym Muzeum Archeologicznym w Warszawie. Obecnie jest właścicielką firmy Archeoconcept. Prowadzi warsztaty, wykłady i pokazy popularnonaukowe, także rekonstruktorskie. Można ją było spotkać na największych festiwalach historycznych, m.in. w Wolinie, Grzybowie, Moesgard, Borre czy Kernave. Autorka książek "Przy słowiańskim stole, czyli kulinaria wczesnego średniowiecza" oraz "Słowianie i wikingowie przy stole".

archeologia kulinaria Małgorzata Krasna-Korycińska Archeoconcept