Melodia natarczywa jak mucha
W okresie świąteczno-noworocznym w radiu, telewizji czy galeriach handlowych nie można się opędzić od wpadających w ucho piosenek, które uporczywie przypominają o sobie przez wiele godzin, a nawet dni. Śpiewamy je pod nosem, choć nie chcemy, a psycholodzy z Uniwersytetu w Reading podkreślają, że to dość rozpowszechnione zjawisko, w dodatku często wyjątkowo natrętne.
Jak wykazały badania, takim prześladującym człowieka utworem może stać się praktycznie każda piosenka, ale szczególnie dobry materiał stanowią przeboje popowe. Doktorzy Philip Beaman i Tim Williams ze Szkoły Psychologii i Klinicznych Badań Językowych przepytali ponad 100 osób, czy zdarzyło im się zmagać z niedającą spokoju melodią, jak długo to trwało i jakiego rodzaju były to dźwięki. W sporządzonej na tej podstawie liście nie pojawiło się zbyt wiele powtórzeń, ale niektórych artystów – np. Pink Floyd, Justina Timberlake'a i Guns ‘n’ Roses - wymieniano więcej niż jeden raz.
Brytyjczycy nie tylko interesowali się tym, co wpada ludziom w ucho i do głowy, ale i co zrobić, by stamtąd wypadło, zanim stanie się irytujące. Wybraliśmy muzykę, a w szczególności tzw. robaki uszne [ang. earworm, co stanowi kalkę językową niemieckiego Ohrwurm], ponieważ to słabo zbadane zjawisko, a niemal każdy go kiedyś doświadczył – wyjaśnia doktor Beaman.
Prześladujące utwory częściej występowały u ludzi, w których życiu muzyka odgrywała ważną rolę. Poza tym utrzymywały się u nich przez dłuższy czas i stawały się bardziej nachalne. Epizody walki z niechcianą melodią utrzymywały się od kilku minut do paru dni, a średnio przez 27 min.
Co zrobić, by melodia nie odtwarzała się w kółko w głowie? Najlepiej nic. Wydaje się, że im usilniej ludzie próbują wyrugować drażniący utwór, tym bardziej oporny się on staje – podsumowuje Beaman.
W przyszłości duet psychologów zamierza sprawdzić, czy zawodowi muzycy częściej doświadczają robaków usznych i czy ludzie rzadko zmagający się z tym zjawiskiem mają w ogóle mniej problemów z innymi niechcianymi myślami/natręctwami, np. przypominaniem sobie jedzenia podczas odchudzania.
O tym, jak wiele osób odgania muzycznych natrętów, świadczy fakt, że w niemal każdym języku można znaleźć określenie na tę przypadłość. Hiszpanie mają klejącą piosenkę ("canción pegadiza"), a Portugalczycy uszną gumę do żucia, coś w rodzaju niepożądanych stoperów ("chiclete na orelha"). Włosi przeklinają denerwujące piosenki ("canzone tormentone"), a Francuzi też piosenki, tyle że oszałamiające ("musique entêtante").
Komentarze (6)
Jurgi, 29 grudnia 2009, 12:17
A w polskim chyba nie ma na to określenia?
Dość dawno temu, kiedy umarł mój wujek, mojemu małemu kuzynowi widać w ucho wpadło „Dobry Jezu, a nasz panie, daj nam wieczne…”. Śpiewał to pod nosem przez kilka dni, doprowadzając ciocię do białej gorączki.
Moim sposobem na muzyczne robale jest kontra inną, intensywną, agresywną melodią.
Marek Nowakowski, 29 grudnia 2009, 13:43
„Dobry Jezu, a nasz panie, daj nam wieczne…” - Jednego takiego pamiętam co ministrantem był za młodu i na starośc to podśpiewuje do dziś nawet!
thibris, 30 grudnia 2009, 21:52
Takie piosenki czy melodie to nic, mi kiedyś wpadła na spacerku mucha do ucha. Nie udało mi się jej wyciągnąć, więc musiałem poszukać odpowiedniego narzędzia. Znalazłem zapałkę Po usilnym dłubaniu nią w uchu odgłosy bzyczenia ustały, ale nie do końca. Ewidentnie mucha sobie dogorywała pobita przez zapałkę. Po kwadransie strasznie irytującego bzyczenia w środku głowy doszedłem do domu. Próbowałem pierw topienia w wodzie, później poszedłem po długą igłę. Woda nic nie zdziałała, igła tylko wzmogła agonalne bzyczenie muchy i prawie uszkodziła mi słuch. Skończyło się przyspieszoną wizytą u lekarza, który poradził sobie z natrętem w kilka chwil, ale i tak nie mógł wyjść z podziwu co z tą muchą miałem. W sumie byłem najstarszym pacjentem z muchą w uchu w wieloletniej praktyce tej pani doktor. A myślała że tylko dzieci mogą mieć tak głupie pomysły jak zapałka czy igła w uchu
Jurgi, 3 stycznia 2010, 19:48
Jeśli tylko ma się dość kanałów RSS w czytniku, musi zrealizować się jungowa zasada synchroniczności i przynieść jakieś nawiązanie. O, proszę.
ZzaKrzaka, 4 stycznia 2010, 17:31
Pewnie obok popu pojawiłoby się discopolo domyślam się, że chodzi o prostotę dźwięków dla prostego móżdżka Chociaż np techno ciężko, by było sobie odtwarzać a też jest proste.. Widocznie potrzebne są słowa
Jurgi, 4 stycznia 2010, 21:48
No nie wiem. Do mnie ostatnio wróciła melodia techno, której nie słyszałem od lat (nie słucham techno, ten kawałek to dzieło znajomego wystawione do konkursu w… 1998 roku). I miałem kłopot się jej pozbyć. Nazywa się adekwatnie, bo „Spychacz”.