Pierwszy lek na najbardziej agresywną postać stwardnienia rozsianego
Jedną z pierwszych pacjentek doktora Stephena Hausera była młoda absolwentka Uniwersytetu Harvarda i stażystka w Białym Domu, u której rozwijało się stwardnienie rozsiane (MS). Kobieta szybko straciła możliwość mówienia, połykania i oddychania. Wzięła ślub przykuta do wózka inwalidzkiego, podłączona do urządzeń, które ją karmiły i pomagały jej oddychać. To wydarzenie sprzed 40 lat wywarło tak olbrzymi wpływ na młodego lekarza, że postanowił poświęcić swoją karierę na poszukiwanie leku na stwardnienie rozsiane.
Szwajcarski Roche Holding AG poinformował właśnie, że Administracja ds. Żywności i Leków (FDA) zatwierdziła wyprodukowane przezeń lekarstwo bazujące na pracach Hausera. Środek o nazwie ocrelizumab działa inaczej, niż wiele dostępnych leków na MS. Blokuje on limfocyty B, które – jak odkrył Hauser – odgrywają kluczową rolę w rozwoju choroby. Tymczasem inne leki biorą na cel limfocyty T, o których przez długi czas sądzono, że to one odpowiadają za rozwój stwardnienia rozsianego.
To duży krok naprzód. Otwiera on nową drogę do zrozumienia MS – mówi doktor Harold Weiner z Brigham and Women's Hospital. Ocrelizumab to bowiem lek zatwierdzony do walki z pierwotnie postępującą postacią MS. To pierwszy środek do walki z tą najbardziej agresywną formą stwardnienia rozsianego. Stanowi ona 10-15 procent wszystkich przypadków choroby. Podczas testów klinicznych przeprowadzonych na 732 pacjentach okazało się, że u przyjmujących ten lek pacjentów z postacią pierwotnie postępującą ryzyko pogorszenia się stanu fizycznego zmniejszyło się o 25%. Jak mówi Bruce Bebo, wiceprezes ds. badań w National Multiple Sclerosis Society, to umiarkowany wynik, ale sam fakt pojawienia się leku na rynku to olbrzymie wydarzenie. Dotychczas nie mogliśmy zaoferować niczego ludziom z pierwotnie postępującym stwardnieniem rozsianym. FDA zatwierdziła też ocrelizumab do leczenia postaci remitująco-nawracającej.
Nowy lek jest bardzo drogi. Roczna kuracja, składająca się z dwóch dawek podawanych dożylnie, kosztuje 65 000 USD. To standardowa cena leków na remitująco-nawracającą postać MS. W 2015 roku pismo Neurology przyjrzało się 9 z około 12 dostępnym wówczas leków na tę postać MS i stwierdziło, że roczna kuracja żadnym z nich nie kosztowała mniej niż 50 000 USD. Od tamtego czasu ceny wzrosły.
National Multiple Sclerosis Society poinformowało ostatnio, że w ciągu ostatnich 12 lat cena leków na MS wzrosła czterokrotnie. Roche przyznaje, że nowy lek jest drogi, ale dodaje, iż jego cena katalogowa i tak jest o 25% niższa niż leku Rebif, który wypadł gorzej w testach klinicznych. Rebif kosztuje bowiem 86 000 USD. Roche mówi, że "przemysł musi coś zrobić, by odwrócić trend wzrostu cen leków. Ocrelizumab trafi do sprzedaży w USA w ciągu najbliższych 2 tygodni. Jego nazwa handlowa to Ocrevus.
Komentarze (11)
Ergo Sum, 31 marca 2017, 01:59
Prawo patentowe i autorskie jest wadliwe! Prowadzi do galopujących podwyżek cen, oraz do wiązania postępu w imię maksymalizacji zysków. Należy wprowadzić publiczne aukcyjne odkupywanie patentu - i to pod przymusem - w takich obszarach jak medycyna.
glaude, 31 marca 2017, 05:28
Przecież nikt nie zabrania produkcji generyków.
I przede wszystkim, dlaczego szeroko pojęta medycyna (tu farmacja) ma być "wyróżniona", a inne gałęzie innowacyjnej gospodarki nie?
Stanley, 31 marca 2017, 07:05
Nie zabrania? Urwałeś sie z choinki?
jendrysz, 31 marca 2017, 07:38
Prawo patentowe i autorskie nie tyle jest wadliwe co tendencyjnie wypaczane w kierunku zawłaszczeniowym. Celem tych praw staje się maksymalizacja zysków poprzez likwidowanie konkurencji.
Łatwiej jest pod pozorem nieosiąganych zysków blokować konkurencyjne kopiowanie poprzez zakazy i opłaty (według widzimisia prawników), niż ściągać korzyści z upowszechnienia mimo, że w interesie społecznym jest jak najszersze udostępnianie nowych rozwiązań, bo to zwiększa postęp.
Dzieło niewątpliwie jest szczytem Cywilizacji, ale podstawą jej są kopie.
By to naprawić należy kopiowanie potraktować jako inwestycję, nie jako piractwo i jeśli te kopiowanie daje zysk, to wówczas zadbać o ściąganie części tych zysków.
Ten zysk i udział w tym zysku jest interesem społecznym o który to przede wszystkim społeczeństwo - państwo powinno zadbać. Nie blokować zyski, tylko nadzorować zyski.
Patenty nie powinno się traktować jako zakaz, tylko jako gwarancje ściągnięcia części zysków z kopiowania i w tym kierunku powinno iść prawo.
Jednak sam fakt, że ktoś próbował zarobić kopiując, nie może być podstawą do ściągania tantiemów, bo próba nie jest korzyścią.
Tym bardziej, że każda próba to wkład pracy w kopiowanie, świadczący też o tym, że dla kopisty dzieło jest wartościowe i wówczas kopiowanie wręcz należy traktować w kategorii zaszczytu, nie podłości.
Jeśli skopiowałeś i spróbowałeś skorzystać na moim dziele, to korzystaj i zarabiaj jak najwięcej byś miał się czym podzielić ze mną. Traktuj to, nie jako obowiązek, tylko jako zaszczyt, jako formę podziękowania za wartościowy podarunek.
pogo, 31 marca 2017, 09:39
Jeśli wydałeś na same badania nad lekiem 1 000 000 000 $ (wcale nie przesadziłem) to jak chcesz sobie odbić taką kwotę z tego, że ktoś kopiuje Twój lek i sprzedaje po 100$ gdy nie ma na to masowego popytu jak na lek na grypę?
Jeśli nawet zabierzesz 90% jego zysków to inwestycja zwróci Ci się po ponad 11 000 000 pacjentów, a na MS choruje ok 2,5 mln ludzi na świecie, co znaczy, że aby to się zwróciło to przez ok 5 lat wszyscy musieliby przyjmować ten sam lek płacąc za niego 100$. Nie wspomnę o tym, że dla 2/3 świata są to niewyobrażalne pieniądze.
Pomijam kwestie podatków, bo wyjdzie jeszcze drugie tyle.
Mariusz Błoński, 31 marca 2017, 13:22
Pomijając kwestię przymusowego odbierania własności, to zauważ, że kapitał poszukuje miejsc, gdzie można go najkorzystniej ulokować. Jeśli zmniejszymy zyski firm produkujących leki, to kapitał stamtąd odpłynie do bardziej korzystnych inwestycji. Jak się to odbije na możliwości opracowywania nowych leków? Jaką zachętę będą miały firmy by prowadzić bardziej ryzykowne badania, skoro za poniesione ryzyko będą mogły liczyć na mniejsze zyski?
pogo, 31 marca 2017, 13:51
No właśnie... Już wolę by powstawały leki kosztujące majątek i dopiero po 20-30 latach znikał z nich patent i wszyscy mogli je produkować w rozsądnej cenie, niż żeby nie powstawały wcale. A walka z obecnym systemem patentowym do tego właśnie by doprowadziła...
Jajcenty, 31 marca 2017, 14:49
Powstawałby na zasadzie rządowych grantów. Mokry sen biurokraty - decydować kto, ile i na co dostanie.
Osobiście wydaje mi się, że ochrona patentowa jest zbyt długa, ale mogę być w tej mierze zmanipulowany przez socjalistów. Za to, za absurdalne uważam dziedziczenie praw twórców. Jak to możliwe że zstępni artysty czerpią dochody z nie swojej pracy? Po pierwsze ta twórczość została już przez nas zapłacona i to po wielokroć, po drugie łamie to podstawowe zasady: żadnej pracy za darmo, żadnych pieniędzy bez pracy.
nantaniel, 31 marca 2017, 15:57
Trzeba po prostu zaakceptować fakt, że najnowsze osiągnięcia medycyny są dostępne jedynie dla najbogatszych (osób i/lub społeczeństw). Nie stać cię na najnowszy lek, to zrób to samo, co robili chorzy na tę samą chorobę przed jego wynalezieniem - umrzyj. Co innego choroby zakaźne, które trzeba trzymać w ryzach, bo zagrażają wszystkim, a co innego choroby genetyczne/degeneratywne. Takie życie.
Gość Astro, 31 marca 2017, 17:06
Bzdura. Są dostępne dla każdego, kto zapłaci. Słyszałeś może o WOŚP, organizacjach pożytku publicznego itp.?
nantaniel, 31 marca 2017, 19:37
Że też w takim na przykład Zimbabwe czy na Haiti na to nie wpadli - wystarczy zrobić wielką orkiestrę świątecznej pomocy i pewnie całe Zimbabwe zebrałoby na jedną dawkę tego leku na stwardnienie rozsiane. Organizacje pożytku publicznego doją społeczeństwo - jak społeczeństwo jest biedne, to nie ma kogo doić. A nawet jak jest kogo doić, to nadal nie każdemu da się pomóc - największe szanse mają małe dzieci i matki z małymi dziećmi - reszta może zapomnieć.
Tak wygląda rzeczywistość. Tak po prostu jest. Istnieją państwowe i prywatne systemy ubezpieczeń medycznych, ale nawet one nie refundują kosztów leczenia takimi lekami. Biedni mogą się co najwyżej zapisać na testy kliniczne i trzymać kciuki, żeby nie trafić do grupy kontrolnej faszerowanej mąką ziemniaczaną.