Dobry pasożyt, dobry
O tym, że nasze jelita potrzebują obecności niektórych gatunków bakterii, byśmy mogli zachować zdrowie, wie już chyba każdy. Bez nich szwankuje nie tylko nasze trawienie, ale także system odpornościowy. Dlatego też mleczne produkty probiotyczne, zawierające przyjazne szczepy żywych bakterii są coraz popularniejsze. Jednak myśl, że podobnie należy myśleć o pasożytach wywołuje co najmniej lekki szok i obrzydzenie. Ale coraz więcej naukowców podziela zdanie, że pasożyty są nam potrzebne.
Tak właśnie uważają profesorowie Uniwersytetu Manchesteru, Richard Grencis i Ian Roberts, zajmujący się tym zagadnieniem. Zauważają, że bakterie towarzyszyły nam przez całą ewolucję, wpływały na nią i są współtwórcami ekosystemu, jakim są nasze jelita. To samo, jak podkreślają, dotyczy pasożytów.
Jak mówi prof. Grencis, jeśli porówna się masowe występowanie - czasowe i terytorialne - infekcji pasożytniczych i chorób systemu odpornościowego, takich jak alergie, można zauważyć, że te zjawiska prawie na siebie nie zachodzą. Tam, gdzie dążenie do czystości i sterylności wymiotło pasożyty, mamy narastające problemy z nadaktywnym systemem odpornościowym i chorobami autoimmunologicznymi. W krajach rozwijających się, gdzie pasożyty są powszechne, dolegliwości alergiczne są bardzo rzadkie.
Nie oznacza to oczywiście, że należy zaraz rozmysłem zarazić się pasożytami. Ale nie ma już wątpliwości, że wytwarzają one jakieś substancje, które są istotne dla regulacji naszej immunologii. Podczas ewolucji, w której towarzyszyły nam różne organizmy, wytworzyła się pewna równowaga korzystna dla wszystkich.
Komentarze (17)
este perfil es muy tonto, 15 czerwca 2010, 15:56
a ja już się tak przejmowałem że w juwenalia parę razy jadłem z ziemi 8)
KONTO USUNIĘTE, 15 czerwca 2010, 18:23
Jakiegoś wroga trzeba mieć.Z braku przeciwnika wojsko się nudzi (fala,zupactwo),a bezczynny układ immunologiczny walczy z własnym organizmem.
Na NG był film o zakażaniu chorych na chorobę Leśniowskiego-Crohna glistami ludzkimi.Wyniki terapii bardzo obiecujące.
Jurgi, 15 czerwca 2010, 21:31
Ja kojarzę jeszcze jakiegoś naukowca, który sam się zaraził glistami, żeby pozbyć się alergii. Podziałało.
nieuk, 18 czerwca 2010, 02:47
Odkrycie ma co najmniej 7-8 lat, także pozytywne eksperymenty z pasożytami (nicienie) i chorobą Leśniowskiego - Crohna. Co więcej - naukowcy zamierzali rozpocząć prace nad syntetycznymi białkami, których pasożyty używają, by osłabić układ immunologiczny swojego gospodarza. Aplikacja takich białek wydawała się sympatyczniejsza, niż stosowanie żywych osobników. Powiedz, 3grosze, czy z programu wynikało, że kuracja glistami to już coś więcej, niż eksperyment? Z ziemi oczywiście jadać należy, bo oprócz jaj pasożytów są w niej bakterie poprawiające nastrój.
waldi888231200, 18 czerwca 2010, 10:28
Jeśli nie żartujesz, to co masz na myśli??
nieuk, 18 czerwca 2010, 12:55
Nie żartuję. Ponoć w ziemi żyją bakterie, które pozytywnie wpływają na produkcję lub wychwytywanie serotoniny. Przekopałam się przed chwilą przez tytuły w Kopalni Wiedzy, bo pamięć mi mówi, że przeczytałam o tym właśnie tutaj. Ale nie znalazłam, może pamięć mnie zawiodła i było to gdzie indziej? Wg artykułu praca
w ziemi poprawia nastrój. Pewnie jednak nie w zbyt szczelnych rękawiczkach. O jedzeniu gleby nic wprawdzie nie wspominali, ale czemu nie - w małych ilościach?
KONTO USUNIĘTE, 18 czerwca 2010, 13:37
@nieuk:oczywiście że tam to był filmowany eksperyment.Z tym że dojście do fazy eksperymentu (jeszcze nie testu) na ludziach,wymaga solidnych podstaw.
Osobiście uważam,że do wdrożenia terapii nie dojdzie (za tania ).Koncerny farmaceutyczne skupią się własnie na wspomnianych przez Ciebie substancjach czynnych,wydzielanych przez pasożyty.
Jurgi, 18 czerwca 2010, 15:17
Tutaj, tutaj. Nie mam linka pod ręką, ale też o tym pisałem tyle że u siebie.
Gdzieś w Azji sporządzają ciasteczka z gleby, ale teraz ja nie wiem, gdzie to czytałem.
waldi888231200, 18 czerwca 2010, 20:35
Wiem że w Krynicy jakieś zabiegi z okładaniem błotem są robione (borowiny czy coś takiego).
Zastanawiałem się kiedyś czy ciasto ze styropianem (tylko luźne kulki do 4mm tak poł-na pół) nie byłoby dobrym remedium na otyłość (styropian jest obojętny na kwas solny).
czesiu, 19 czerwca 2010, 00:08
http://kopalniawiedzy.pl/forum/index.php/topic,15411
też na kw tyle że po pieczeniu to za dużo "składników" odżywczych, czy bakterii nie pozostanie
nieuk, 19 czerwca 2010, 13:05
W wypadku borowin mamy raczej do czynienia z cennymi związkami chem. powstającymi na skutek rozkładu odpowiednich roślin. Ciekawa jestem, czy są tam też bakterie glebowe? Pewnie tak, jeśli nie poddano ich - dla daleko posuniętej higieny - wysokiej temperaturze. Błoto - np. z Morza Martwego to minerały ze zwietrzałych skał zmieszane z morską solą. Spotkałam się z suplementem diety uzupełniającym mikro i makro elementy zrobionym ze zmielonych skał. Koszmar, nie dało się tego jeść. A jeśli chodzi, Waldi, o Twój styropian, to są lekarze-dietetycy, co radzą pacjentom dressing do sałatek
robić na płynnej parafinie. Czego ludzie nie wymyślą. W pewnym sensie a propos naszego pierwotnego tematu, to ponoć w wieku XIX bywało, ze damy odchudzały się za pomocą tasiemców instalowanych w przewodzie pokarmowym. Nie sprawdziłam w żadnym poważnym piśmiennictwie, więc głowy jednak nie daję.
waldi888231200, 20 czerwca 2010, 22:10
Myślałem że z styropianem (zamiast błonnika) przesadziłem, ale parafina??
Podczas grillowania mój mały siorpnął łyk rozpałki (95% parafina) i wylądował w dziecięcym szpitalu z chemicznym zapaleniem płuc, wtedy gdzieś czytałem że jeśli jest czysta to wywołuje (ponoć) tylko sraczkę .
mikroos, 20 czerwca 2010, 22:36
Skoro trafił z oparzeniem płuc, to nie tyle parafinę, co się nią zachłysnął. Różnica jest kolosalna.
A co do stosowania parafiny jako środka przeczyszczającego, to rzeczywiście - jest to jedna z najstarszych metod pobudzania perystaltyki. Niezbyt zdrowa i dlatego dziś wycofywana, ale bardzo skuteczna.
Jeśli chodzi o ciasto ze styropianem - pomysł dość ciekawy, ale widzę kilka wad:
1. Niska odporność styropianu na temperaturę panującą w piekarniku
2. Rozpychanie żołądka na dłuższą metę mogłoby prowadzić do tolerancji na uczucie sytości
3. GIGANTYCZNE wzdęcia związane ze zdolnością styropianu do zatrzymania ogromnej ilości powietrza
4. Nie jestem pewny, jak to jest z polistyrenem, ale nawet jeśli jako związek jest oporny na działanie kwasów, to o ile mi wiadomo, kwasy doskonale go rozpuszczają (nawet jeśli nie wchodzą z nim w reakcje; jeśli się mylę, proszę o korektę kogoś dobrze zaznajomionego z tematem.
waldi888231200, 21 czerwca 2010, 02:05
ad1. raczej miałem na myśli coś w rodzaju kulki zalewane galaretką
ad2. w stanach jest zabieg wypełniania żołądka takim "balonikiem z powietrzem" tak że zjesz dwie łyżki zupy i jesteś pojedzony.
ad3. Tu jest problem bo styropian się spienia różnymi ciekawymi substancjami ( może nawet to trucizny) ale do tego celu można by użyć klasycznie sody (jak do chleba ) a następnie nasączyć bakteriami kwasu mlekowego , zalać galaretką i dorzucić truskawek.
ad4. zrobiłem już wstępny eksperyment porządnie zagotowałem kilka razy kulki (z parą wychodził całkiem niezły taki przemysłowy smród) następnie połknąłem bez szczególnego gryzienia tak z 30szt. i jak widać ciągle mogę pisać , 8godz później część w stanie na oko nienaruszonym popłynęła w stronę oczyszczalni ścieków.
Kusi mnie mnie to ciasto opisane wyżej tylko nie jestem pewny czy chcę zaryzykować porcję (chyba że mój psiórek zechce się poświęcić dla dobra nauki) .
mikroos, 21 czerwca 2010, 08:40
Problem w tym, że jest to metoda stosowana dopiero od paru lat i tak naprawdę nawet lekarze zauważają, że nic ona nie da bez radykalnej zmiany diety.
waldi888231200, 21 czerwca 2010, 11:08
Wiadomość o tym dotarła do mnie 20lat temu (to nic nowego).
Dr Worm, 11 lipca 2012, 19:01
Po wielu latach zmagania się z alergią na pyłki traw i drzew, myszy i astmą zdecydowałem się na zainfekowanie się tęgoryjcem. Zakupiłem porcję od człowieka, który sam w tym celu pojechał do Afryki, był o nim zresztą program na (chyba) Discovery. Kolejną porcję larw sam wyhodowałem. W kolejnym roku alergia zmniejszyła mi się na tyle, że mogłem jeździć na wieś (w różnych porach - celowo wybierałem okresy pylenia różnych roślin) nie łykając tabletek i nie stosując aerozoli i kropli do nosa i oczu. Nadal biorę lek na astmę, boję się go na dłużej odstawić (w tym roku nie brałem go 2 miesiące).
Nie jest to co prawda cudowne lekarstwo bo przy drugiej dawce larw miałem utrzymujące 2 tygodnie biegunki, ale nie żałuję. Za pierwszym razem przez dłuższy czas bolał mnie też brzuch.
Podejrzewam, że trzeba co jakiś czas (rok, dwa?) uzupełniać populację pasożytów, gdyż organizm je zwalcza. Wnioskuję tak z tego względu, że w tym roku trochę dokuczała mi alergia, ale nie tak, jak przed rozpoczęciem "helmintoterapii". Dlatego podałem sobie kilka larw.