Niezwykłe odkrycie astronomiczne
Astronomowie odkryli, że młoda (ma zaledwie 2-4 milionów lat) gwiazda AB Aurigae, znajdująca się w obłoku Byk-Woźnica w odległości około 460 lat świetlnych od Ziemi, charakteryzuje się niezwykle silnym polem magnetycznym. Według współczesnej wiedzy pole to nie powinno być tak silne. To jedno z najbardziej zadziwiających odkryć astronomicznych ostatnich lat.
Dotychczas uważano, że silne pola magnetyczne tworzą się jedynie wokół olbrzymich bardzo gorących gwiazd. AB Aurigae jest zaledwie 2,7 raza cięższa od naszego Słońca. Jest więc zbyt mała i zimna, by wytworzyć silne pole magnetyczne.
Badacze ze szwajcarskiego Instytutu Paula Scherrera w Villigen odkryli jednak, że wysyła ona promienie X, co jest dowodem na silny magnetyzm. W toku badań wykazano, że źródłem promieniowania może być tylko gwiazda, a nie jakiś inny, pobliski obiekt.
Manuel Guedel, szef szwajcarskiego zespołu astronomów, mówi, że być może wyjaśnieniem zagadki jest zjawisko zwane skamieniałymi polami magnetycznymi. Naukowcy już wcześniej podejrzewali, że pole magnetyczne może powstawać w chmurach, z których powstają gwiazdy. Gdy w pobliżu takiego pola narodzi się gwiazda, może ona "przejąć” istniejące pole magnetyczne.
Nie możemy udowodnić, że tak było w przypadku AB Aurigae – mówi Guedel. Jednak jest to jedyne logiczne wytłumaczenie na gruncie dzisiejszej wiedzy.
Komentarze (31)
waldi888231200, 6 maja 2008, 21:47
Jeszcze 20 lat temu nikt nie podejrzewał że magnesy neodymowe mogą mieć takie silne pole,
a magnesy z nadprzewodnika ??
a może kolejny pierwiastek z super ciężkich sztucznie wytworzonych będzie miał takie właściwości?? 8)
Gość tymeknafali, 7 maja 2008, 01:20
kolejny raz potwierdza się że wiemy jeszcze wiele mniej, niż byśmy chcieli.
Gość fakir, 7 maja 2008, 23:14
Byłoby jeszcze śmieszniej gdyby się okazało, że wiemy więcej niż się nam wydaje tylko nie potrafimy tego udowodnić.
mikroos, 7 maja 2008, 23:23
Wszystko zależy od interpretacji. Równie dobrze można stwierdzić, że skoro nie potrafisz czegoś udowodnić, to jest to przypuszczenie, a nie wiedza.
Gość fakir, 7 maja 2008, 23:45
Czy wiedzą jest tylko to co potrafię udowodnić? Zdajesz sobie sprawę z tego, że aby dobrze zaplanować eksperyment muszę najpierw wiedzieć co chcę udowodnić. Przecież teorię względności najpierw chyba poznano a potem udowodniono?.
mikroos, 7 maja 2008, 23:56
Gdybyś miał już wiedzę, nie byłby potrzebny eksperyment. Przeprowadzasz go właśnie po to, by udowodnić przypuszczenie, czyli zamienić je na wiedzę.
A teoria z definicji jest teorią, czyli uporządkowanym ciągiem myśli prowadzącym do wniosków, ale wciąż obraca się to wszystko wyłącznie w sferze idei. Poza tym teorii względności do dziś nie udowodniono na 100% - specjalistą w tej dziedzinie nie jestem, ale o ile się orientuję, są w niej "dziury", co nie pozwala uczynić z niej prawdy naukowej.
Gość tymeknafali, 8 maja 2008, 00:50
Mam pytanie do mikroosa:
Czy uważasz za prawdę że bańki, takie stawiane na plecach podczas przeziębienia mogą cię wyleczyć? W sumie, ja nie mam żadnej wiedzy teoretycznej, ale to faktycznie działa, potwierdziłem tego działanie na sobie wielokrotnie
mikroos, 8 maja 2008, 00:51
Nie czuję się kompetentny, by odpowiedzieć na to pytanie.
Gość tymeknafali, 8 maja 2008, 00:56
???
But why?!
mikroos, 8 maja 2008, 01:25
Bo nigdy się nie interesowałem tym tematem?
Bo nie miałem potrzeby korzystania z tej techniki ani doraźnej potrzeby zdobycia informacji na temat jej skuteczności?
Bo to, że studiuję na Medyku, nie oznacza automatycznie, że jestem lekarzem i pasjonatem wiedzy klinicznej?
Bo nie mam wiedzy na ten temat?
Wolę nie odpowiedzieć, niż odpowiedzieć źle albo chlapnąć cokolwiek bez przekonania. Proste? Proste.
Gość fakir, 8 maja 2008, 02:13
Wiedza, teoria, idea, prawda naukowa. Wszystko to bardzo interesujące. Moglibyśmy poszukać definicji w filozofii ale oni także prawdopodobnie nie definiują tego jednoznacznie. Pozostaje nam oprzeć się na intuicji.
Moim zdaniem naukowiec najpierw wie, potem eksperymantalnie sprawdza czy jest to prawda naukowa. Prawda jest prawdą do czasu, aż kolejny eksperyment nie wykaże, że nie jest tak jak wie. Wówczsa pojawia się nowa idea, nowa teoria, nowa prawda naukowa i tak w kółko. Ale można to opisać inaczej. Najpierw "naukowiec" eksperymentuje. Wytwarza się ogromna ilość wyników eksperymentów. Potem jakiś wybitny naukowiec robi z tego wszystkiego "tablicę mendelejewa" czyli wszystko to podporządkowuje pewnej idei która w nim powstała ni z tego ni z owego nie wiadoma jak,a najczęsciej we śnie. Dla mnie między wiedzą "naukowca" i "wybitnego naukowca" jest taka różnica jak między niewiedzą i wiedzą.
Nauka jest wielka a ja malutki. Więc na własny użytek stosuję podobne zasady:
1.najpierw w coś wierzę [ n.p. ...wszystkie dodatki do żywności są szkodliwe..]
2.potem śledzę różne doniesienia najchętniej popularno-naukowe,
3.doniesienia potwierdzające to w co wierzę utwierdzają moje przekonanie że wiem jak jest,
4.doniesienia przeczące mojej wierze traktuję jako wyjątki [n.p. zbadano, że 2 barwniki spożywcze zapobiegają nowotworom ]
5.gdy tracę wiarę, zaczynam wierzyć w coś innego [ n.p. wszystkie dodatki do żywności są pożyteczne] i wracam do p.2
Przy tym co gorsza, pożyteczne jest to co jest dla mnie dobre, a szkodliwe to co jest dla mnie niedobre.
Oczywiście odwrotnie może to oceniać ktoś inny [ na przykład sprzedawca, czy wytwórca żywności ]
Co zyskuję przy tym podejściu:
-możliwość szybkiej oceny informacji,
-możliwość praktycznego wykorzystnia wiedzy.
Jak można zauważyć moja wiedza jest bardzo subiektywna i opiera się głównie na wierze. Nie tworzę nauki. Ja ją konsumuję. Nie jestem naukowcem ale konsumentem wiedzy. Muszę uważać aby nie przykładać sobie magnesów, okadzać skaleczeń, leczyć torfem nowotwory. Wierzę że tak postępuje wiele ludzi.
Jak moglem się zorientować wiedza dla Ciebie jest czymś zupełnie innym. Jest w niej coś z Prawdy a nie tylko w najlepszym przypadku poszukiwaniem prawdeczki. Nie ma tam także miejsca na wiarę. Chciałbym wierzyć, że naukowcy chcą odkryć Prawdę, że są bezinteresowni, bezkompromisowi i uczciwi.
Przekonaj mnie. Wiedza o wiedzy w kopalniwiedzy jest sprawą istotną.
mikroos, 8 maja 2008, 02:29
U la la, to raczej kiepski naukowiec, który z góry zakłada, jak powinien wyjść eksperyment. To bardoz mocno grozi dwiema rzeczami: naginaniem wyników dla potrzeb tezy lub nawet powtarzaniem eksperymentu tak długo, aż uzyska się "poprawny" wynik (w imię zasady, że wynik nieoczekiwany to na pewno artefakt, błąd metody czy coś w tym stylu). Choć sam muszę przyznać, że ciężko jest to przyzwyczajenie pokonać, gdy np. na przygotowanie kluczowego eksperymentu poświęciło się parę miesięcy.
Dość normalne, w sumie masz do tego prawo.
Fajnie, poszukiwanie nowej wiedzy z rzetelnych źródeł to bardzo dobra rzecz.
Ok.
Okej, ale tylko wtedy, kiedy zmienisz dzięki temu opinię na "generalnie barwniki są złe, ale teraz wierzę, że są dwa wyjątki od tej reguły"
Szybka nie zawsze jest rzetelna. Talidomid (lek) był zbadny szybko, a jak się skończyła jego kariera, pewnie wiesz (a jeśli nie wiesz, polecam lekturę ku przestrodze)
Nie widzę najmniejszego powodu, dla którego moje podejście miałoby nie dawać możliwości zastosowania wiedzy w praktyce.
Wiesz co, odpowiem Tobie prostym przykładem. Człowiek choruje na nowotwór i trzeba go wyleczyć. Jak myślisz, co lepiej zadziała (dla uproszczenia zakładamy ślepą próbę, czyli pacjenta, który nie wie, co dostał): lek, w który co najwyżej wierzysz, choć nie widać w badaniach jego skuteczności (czyli np. zabijania kom. nowotworowych i utrzymywania przy życiu tych zdrowych), czy lek, którego skuteczność możesz obiektywnie potwierdzić?
Drugi przykład: kładziesz się na tory kolejowe, po których za 5 minut przejedzie pociąg. Wierzysz, że przeżyjesz. Jak myślisz, pozwoli Tobie to przeżyć?
Ja osobiście myślę, że odpowiedzi na oba przykłady są dość jasne.
Moim zdaniem wiara bardzo mocno zakrzywia zdolność do prowadzenia badań. Sam to po sobie widzę, że czasem wszelkie oczekiwania są zupełnie inne, niż rzeczywiste wyniki, a ja przeżywam znaną doskonale wątpliwość: czy nieoczekiwany wynik jest wiarygodny? Przecież w teorii miało byc inaczej. Jeśli go zaakceptujesz, ryzykujesz, że przyczyną tego niespodziewanego wyniku był jedynie błąd metody (ot choćby błąd pipety albo niedodanie do roztworu jednego z reagentów - to się zdarza). Jeśli go odrzucisz i powtórzysz doświadczenie, możesz z kolei stać się ofiarą oskarżenia z cyklu "robisz tak długo, aż wyjdzie to, co chcesz". Tak źle i tak niedobrze. Właśnie dlatego wiara moim zdaniem potrafi sporo schrzanić w badaniach.
Do czego dokładnie miałbym Ciebie przekonać?
Zgadzam się. Miejmy nadzieję, że dokopiemy się do czegoś naprawdę wartościowego - Ania i Mariusz dzielnie nad tym pracują
mikroos, 8 maja 2008, 02:36
Aha, jeszcze jedno.
A moim zdaniem jeżeli obaj kierują się śledzeniem faktów, ich wyniki są tak samo wartościowe.
Wspaniale ujęła to kiedyś jedna pani doktor, z którą miałem zajęcia: "Jesteś tym, czym jest twoja ostatnia publikacja". W ogóle była całkowicie przeciwna ustanawianiu tytułów naukowych, za to proponowała jedynie ocenę osiągnięć badacza na podstawie jego bieżących badań. Z jednej strony motywowałoby to "wielkich profesorów" to ciągłej pracy i podnoszenia kwalifikacji, a z drugiej dawałoby szansę szybkiego wybicia się dla naprawdę wybitnych umysłów pomimo niedużego doświadczenia. Tylko z drugiej strony powstaje taki problem, że doświadczenie bywa rzeczą niezastąpioną, której nie znajdziesz w książce ani nikt Ci tego nie przekaże w słowach - to po prostu trzeba sobie wypracować poprzez tysiące powtórzeń czynności, na ogół arcynudnych.
Gość fakir, 10 maja 2008, 01:27
Co sądzisz o poglądach takich filozofów nauki jak Karl Popper i Thomas Kuhn. Jakie eksperymenty były dla Demokryta podstawą do twierdzenia, że cały wszechświat jest zbudowany z atomów?. Spróbujmy o tym podyskutować.
A co do przykładów to rozumiem że chodzi o rozstrzygnięcie następującej hipotezy – czy można w coś wierzyć, czy też nie warto wierzyć. / Odniosę się do drugiego przykładu bo jest klarowniejszy./
Zaproponowałeś eksperyment polegający na tym, że kładziemy człowieka, wierzącego że nie zostanie przejechany, nas torach i przepuszczamy pociąg. Jeśli wynik eksperymentu będzie pozytywny to nie należy wierzyć, a jeśli nic mu się nie stanie to można wierzyć.
Ja proponuję inny eksperyment. Połóżmy na torach człowieka nie wierzącego. I podobnie, jeśli zostanie przejechany to należy wierzyć, a jeśli nic mu się nie stanie to można nie wierzyć.
Ja osobiście myślę, że wnioski z obu eksperymentów są oczywiste. Problemu czy należy czy nie należy wierzyć nie da się rozstrzygnąć na torach. Cokolwiek położymy na torach to zostanie przejechane.
Natomiast trzymając się tego przykładu ja nie znam człowieka który wierzy że zostanie przejechany przez pociąg, podobnie jak takiego który nie wierzy, że nie zostanie przejechany jak się położy na torach. Wierzyć i nie wierzyć można tylko w coś co nie jest oczywiste!
Przyznaję, że używam prowokacyjnie terminu „wiara” w kontekście metody naukowej, żeby nie uciekać od problemu stosując na przykład termin „paradygmat” nie kojarzący się tak bardzo z religią. Nie myli mi się nauka z religią „ale w kominie coś czasem załka”.
Pozdrawiam.
PS Z panią doktor zgadzam się całkowicie. A doświadczenie w nauce jest szkodliwe.
mikroos, 10 maja 2008, 09:02
Powiem uczciwie: nie znam się dobrze na filozofii. Ale, jak rozumiem, chodzi Tobie o ten fragment poglądów Poppera, który mówi np., że żadnej teorii nie można uznać za stuprocentowo pewną? Jak najbardziej się z tym zgadzam, podobnie, jak nowoczesna nauka. Historia wiele razy pokazała, że rzeczy pozornie oczywiste okazały się być nieprawdą (choć z drugiej strony pokazała też, jak bardzo ciężko zmienić czasem skostniałe poglądy ludzi - patrz: temat o Prozaku jakiś czas temu). Zgadzam się całkowicie z kryterium falsyfikowalności - zgodnie ze starym powiedzeniem, że "prawdziwa cnota krytyki się nie boi". Skoro miałaby się nie bać, bo jest prawdziwą cnotą (czyli w tym kontekście: prawdą), to nie powinna się niczego bać. Z kolei prawdziwy naukowiec moim zdaniem powinien na swój sposób nawet cieszyć się z obalenia swojej teorii, i to podwójnie: raz, że korzystając z dostępnych możliwości przybliżył ludzi w najlepszy możliwy sposób do wiedzy, i drugi raz, gdy okazuje się, że czyjś wysiłek pomógł odkryć rzeczywistość jeszcze lepiej.
A co to znaczy "oczywiste"? Dla mnie oczywistym jest, że pola morfogenetyczne nie istnieją, dla waldiego jest to - przynajmniej wedle moich obserwacji - niemal podstawa poglądów na świat. Przykłady możnaby mnożyć.
Chyba wiem, do czego dążysz, i jeśli dobrze to odczytałem Twoje słowa, to chyba źle mnie zrozumiałeś Chodziło mi o coś innego. Jeżeli pod pojęciem doświadczenia rozumiesz stopniowe zakładanie klapek na oczy w wyniku zdobywanej wiedzy, to rzeczywiście, takie doświadczenie jest szkodliwe. Ale ja miałem na myśli trochę inny typ doświadczenia. Głupi przykład: robię obecnie doświadczenia na myszach, które raz na jakiś czas trzeba zaszczepić podskórnie. Jak wiadomo, mysz to małe stworzonko i - jak się zapewne domyślasz - nie zawsze jest to takie proste, by trafić igłą tam, gdzie się chce. A do tego zwierzak może Cię dziabnąć w palec. Osoba doświadczona będzie miała dużo lepszy odsetek poprawnie wykonanych szczepień, przez co jej wyniki będą bardziej wiarygodne. Taki typ doświadczenia miałem na myśli.
A tym bardziej doświadczenie przydaje się w sytuacjach podbramkowych. Podręczniki na przykład rzadko mówią o rozwiązywaniu problemów, wiec trzeba się opierać na ustalonych empirycznie rozwiązaniach. W tej sytuacji niemal pewnym jest, że np. pracująca od dobrych 15 lat pani doktor z mojego laboratorium poradzi sobie w sytuacji, gdy nie wszystko idzie dobrze, znacznie lepiej ode mnie.
Pozdrawiam!
waldi888231200, 10 maja 2008, 09:45
Gość fakir, 10 maja 2008, 16:01
Tak chodzi mi o to i o różnicę pomiędzy poznaniem pierwotnym, chaotycznym, opartym o doświadczenie i poznaniem wyższym, pochodzącym z rozumu. Także o to, że cechą charakterystyczną każdej dyscypliny naukowej jest to,”iż rządzona jest ona przez znaczną część swoich dziejów przez paradygmat” / rozumiany jako „powszechnie uznawane osiągnięcia naukowe” czyli coś oczywistego czego już nie trzeba udowadniać bo wszyscy to wiedzą i w to wierzą/.
Także o to że umysł konstruuje pojęcia, domysły, hipotezy i teorie, które później poddaje krytycznej obróbce.” i t.p i t.d.
Nikt z nas nie zna się dobrze na filozofii. Jednak Ty, ja i wielu innych stale poruszamy przy okazji każdego prawie artykułu, właśnie problemy stanowiące domenę filozofii nauki.
A doświadczenie. Tu także wchodzimy w filozofię. Oczywiście doświadczenie jest niezbędne w tej podstawowej sferze nauki – poznania pierwotnego. I tu ze wszystkim masz rację. Ale w poznaniu wyższym rozumowym doświadczenie jest przeszkodą. Nie twierdzę, że tylko ludzie młodzi bez doświadczenia dokonali wielkich odkryć. Ale Einstein, Niuton byli młodzi, pracowali samotnie i bez żadnego doświadczenia dokonali wielkich rewolucji naukowych.
waldi888231200, 10 maja 2008, 17:59
Ten pierwszy skompilował dwa zgłoszone patenty, i uśpił naukę na 50lat.
Ten drugi babrał się doświadczeniami i naprawdę coś odkrył.
Żeby coś odkryć trzeba obserwować i ekperymentować (prowadzi do pogłębienia PM w kierunku nowych rzeczy , innej drogi brak. 8)
Sebaci, 10 maja 2008, 19:39
Co do filozofii: nie trzeba się na filozofii "znać". Każdy ma swoją fiilozofię i tyle. Czy muszę znać poglądy średniowiecznych oszołomów, by być dla siebie filozofem? IMO nie
Waldi: dlaczego twoim zdaniem Einstein uśpił naukę na 50 lat? Podaj jakieś argumenty
U la la, to w takim razie mamy dziś kiepskich kiepskich naukowców, np fizyków zajmujących się fizyką cząstek, modelem standardowym itd. Może lepiej w ogóle nie powinni budować LHC, skoro zakładali, że istnieje coś takiego jak bozon Higgsa i że prawdopodobnie zostanie on zaobserwowany podczas eksperymentów. W ogóle te wszystkie kwarki, bozony, neutrina czy miony to jakaś jedna wielka mistyfikacja
A tak na poważnie: bez takiego "zakładania" i teoretycznych rozważań, fizyka zatrzymałaby się pewnie na Newtonie
mikroos, 10 maja 2008, 22:24
Tylko problem jest w tym, że prawdziwy naukowiec w celu udowodnienia swojej tezy (w tym wypadku: istnienia PM) będzie używał konkretów.
Sebaci - co do LHC, to mów co chcesz, ale dla mnie to jest mało istotny projekt. Sorry, ale jeśli ma on kosztować tyle samo, co Human Genome Project, a nie jest nawet znane potencjalne zastosowanie tych odkryć poza wartością czysto poznawczą, to dla mnie to nie jest gra warta świeczki. Myślę, że nauka ma większe i ważniejsze wyzwania.
Gość fakir, 10 maja 2008, 22:27
A na czym trzeba ? Czy fizykę też każdy powiniem mieć dla siebie. Twórcą atomistyki na której się jak widzę znasz był filozof i to starożytny ale masz rację też śmieszny oszołom.
Z drugiej strony może faktycznie masz rację. Każdy człowiek powiniem mieć swoją własną wiedzę i ją w zasadzie ma. Wiedza którą mam jest przecież moja.
Chociaż z trzeciej strony może warto czytać kopalniewiedzy bo a nóż da się uzupełnić tą swoją wiedzę. I to robimy. ;D
A może także warto tych oszołomów poczytać.
waldi888231200, 11 maja 2008, 00:05
Skompilował dwa zgłoszone patenty i wyprowadził e=mc2 , światu był potrzebny prosty wzór na wszystko a media okrzyknęly go guru, ale brak właściwego PM do tych odkryć uniemożliwiło mu posunięcie tego dalej, a ci którzy zgłosili patenty (mieli właściwe PM po temu) zamilkli, a świat ruszył w poszukiwanie czegoś co nie istniało (to tak jakby zacząć badać szalenie ważną informację z telewizji że jasio pierdnął a on pierdnął i to wszystko) tymczasem to z czego kompilował zawierało czynniki (związki)elektryczne i wyraźnie wskazywało że wszechświat i oddziaływania w nim mają naturę elektryczną ( inaczej grawitacja jest zjawiskiem elektrycznym) , Jego wzór jest prawdziwy ale odwraca uwagę (obcina) inne możliwości wskazanene w tamtych patentach kierując setki następnych naukowców w pustkę umysłowych poszukiwań (poszukiwań przyczyn pierdnięcia) wśród skomplikowanej matematyki (równania schredingera, hiptetyczne cząstki itd.) gdy tymczasem podchodząc do tematów od strony elektrycznej można byłoby już być o wiele dalej (zamiast teraz z obciachem przyznawac że neutrina mają masę - ale show musi trwać), Tesla zoriętował się w temacie jako pierwszy , tyle że jego poglądy o darmowej energi dla wszystkich naruszały interes gości co zainwestowali w elektrownie nad niagarą (dostał w czambuł) a dokumentacja została wyniesiona i ukryta (co nie oznacza że w tajemnicy technologia nie rozwijana). Wiesz że do obliczeń przy wystrzeliwaniu misji np. na marsa wogóle nie korzysta się z pomysłu enstaina , bo wszędzie występują potężne pola elektryczne a jego wzorek o napięciu ani słowa nie mówi. 8)
Sebaci, 11 maja 2008, 03:57
Tesla to ten kolo co ponoć ze 100 lat temu wymyślił technologię komunikacji bezprzewodowej? Mógłbyś powiedzieć (lub podać linki) coś więcej o nim i o tej "darmowej energii"?
Skoro grawitacja ma być zjawiskiem elektrycznym, to znaczy że co, jakieś ładunki elektryczne przepływają między przyciągającymi się ciałami?
Fakir: filozofia != wiedza.
Mikroos: a ten Projekt Poznania Genomu Człowieka (dobrze napisałem? 8) to już został ukończony, czy nie :>
A korzyści z fizyki? Na myśl przychodzą mi podróże międzygwiezdne, albo tworzenie wormholi, co pozwoliłoby przenosić się w baaaaaaaardzo odległe miejsca ;]
Gość fakir, 11 maja 2008, 10:58
:)Filozofia = "poszukiwanie mądrości". A między wiedzą i mądrością jest jednak różnica.
Ale nie chcę się czepiać ;D