Julian Assange jest wolny. Zanim jednak wróci do domu, stanie przed amerykańskim sądem
Założyciel WikiLeaks, Julian Assange, opuścił brytyjskie więzienie i pod koniec tygodnia powinien znaleźć się w Australii. Najpierw jednak stanie przed amerykańskim sądem. Tym samym zakończyła się wieloletnia saga mężczyzny, o którego sprawie po raz pierwszy pisaliśmy w 2010 roku. Informowaliśmy wówczas, że władze USA chcą przesłuchać Assange'a, gdyż otrzymały informację, że w jego ręce trafiła olbrzymia ilość tajnych dokumentów, przekazanych mu przez analityka wywiadu, Bradleya Manninga.
Przez długi czas władze USA nie były w stanie wysunąć przeciwko Assange'owi żadnych oskarżeń, gdyż chroniła go Pierwsza Poprawka do Konstytucji, zapewniająca wolność słowa. Na gruncie amerykańskiego prawa ujawnienie tajemnic państwowych przez osobę, która nie była zobowiązana do ich przestrzegania, nie jest przestępstwem. Założyciel Wikileaks przebywał w Wielkiej Brytanii, gdy w Szwecji pojawiły się przeciwko niemu oskarżenia o gwałt. Zresztą oparte na dość wątpliwych dowodach. Szwecja zwróciła się do Wielkiej Brytanii o aresztowanie i ekstradycję mężczyzny. Po aresztowaniu Assange został szybko warunkowo zwolniony i miał na wolności oczekiwać na decyzję ws. ekstradycji. Mężczyzna obawiał się, że jeśli trafi do Szwecji, ta wyda go Stanom Zjednoczonym. Obawy takie formułował, mimo że w USA nie postawiono mu zarzutów, a specjaliści uważali, iż takich zarzutów postawić się nie uda. Jednak administracja prezydenta Obamy wciąż szukała rozwiązań prawnych, które pozwalałyby oskarżyć Assange'a. Gdy więc brytyjski sąd zgodził się na ekstradycję Australijczyka do Szwecji, ten uciekł na teren ambasady Ekwadoru i uzyskał azyl.
Kilka lat później, w 2019 roku Ekwador cofnął zgodę o azyl i poprosił brytyjską policję o wejście na teren ambasady i aresztowanie Assange'a. Ten natychmiast trafił do więzienia. Z czasem został skazany za naruszenie zasad zwolnienia warunkowego. Niedługo potem Szwecja wycofała zarzuty o gwałt, ale amerykańska prokuratura postawiła mu zarzut konspirowania w celu uzyskania nielegalnego dostępu do systemu komputerowego i tajnych informacji. Zarzuty spotkały się z oburzeniem i sprzeciwem prawników. Prokuratura twierdziła bowiem, że czyn konspirowania polegał na umieszczeniu na witrynie WikiLeaks zachęty do ujawniania tajemnic rządowych. To bardzo naciągana interpretacja. O ile bowiem przestępstem byłoby namawianie Manninga przez Assange'a do ujawnienie tajemnic, to w tym przypadku mamy do czynienia ze zbyt szeroką interpretacją.
Lata 2019–2024 spędził Assange w brytyjskim więzieniu o zaostrzonym rygorze – Belmarsh – odsiadując wyrok za złamanie zasad zwolnienia warunkowego oraz w oczekiwaniu na rozpatrzenie amerykańskiego wniosku ekstradycyjnego. Pojawiło się wiele głosów sprzeciwu wobec ekstradycji, w obawie, że w USA zostanie źle i niesprawiedliwie potraktowany.
W końcu – w wyniku negocjacji pomiędzy Wielką Brytanią, USA i Australią – sprawa została rozwiązana. W tej chwili wiemy, że Julian Assange odleciał z Wielkiej Brytanii w towarzystwie wysokiego komisarza Australii w Wielkiej Brytanii. Udał się na położone na Pacyfiku Mariany Północne, wyspy stanowiące terytorium zależne USA. Tam, zgodnie w umową, w najbliższą środę stanie przed sądem federalnym i przyzna się do zarzutu konspirowania w celu nielegalnego uzyskania dostępu do tajnych informacji.
Prokuratura będzie domagała się 62 miesięcy więzienia i zaliczenia w poczet kary czasu spędzonego przez Assange'a w Belmarsh. Następnie założyciel Wikileaks wróci do Australii. Nawet gdyby USA w przyszłości próbowały go o cokolwiek oskarżyć, w ojczyźnie będzie bezpieczny, gdyż umowa między Australią a Stanami Zjednoczonymi przewiduje, że żaden z krajów nie wyda drugiemu własnego obywatela.
Komentarze (0)