Szczyt deszczu Perseidów. Za kilka dni największy doroczny pokaz kosmicznych fajerwerków
Już za kilka dni będziemy świadkami najwspanialszego corocznego pokazu meteorów, deszczu Perseidów. Tym razem jego szczyt przypadnie na noc z 12 na 13 sierpnia i to właśnie wtedy moglibyśmy liczyć na zaobserwowanie kilkudziesięciu „spadających gwiazd” w ciągu godziny. Moglibyśmy, gdyż tegoroczny pokaz zostanie zakłócony przez Księżyc w pełni, przez co – jak mówi astronom Bill Cooke z NASA – będziemy w stanie zobaczyć 10-20 meteorów na godzinę.
Deszcze meteorów możemy obserwować, gdy orbita Ziemi przetnie się z orbitą roju meteorów. Roje takie to pozostałości po kometach, które – zbliżając się do Słońca – zaczynają się powoli rozpadać. Pozostawiona przez kometę materia tworzy rój krążący po orbicie wokół Słońca. Analizując orbitę roju astronomowie są w stanie określić, z jakiego obiektu on pochodzi. Ziemia każdego roku spotyka się z wieloma takimi rojami. Roje nie są jednak jednorodne, więc przy każdym spotkaniu liczba fragmentów pyłu i skał, jakie trafią w atmosferę naszej planety jest różna.
Ludzkość zna Perseidy od dawna, pierwsze doniesienia na ich temat pochodzą sprzed około 2000 lat z Chin. Przez wieki zwane były „łzami świętego Wawrzyńca”, gdyż pojawiają się około 10 sierpnia, w dniu, w którym męczeńską śmierć miał ponieść diakon Wawrzyniec. Jednak dopiero od około 150 lat wiemy, skąd Perseidy pochodzą.
Nocą 15 lipca 1862 roku nikomu nieznany astronom-amator Lewis Swift oglądał przez teleskop niebo, gdy w Gwiazdozbiorze Żyrafy zauważył kometę. Uznał, że to odkryta kilka tygodni wcześniej kometa Schmidta i nie ogłosił formalnie odkrycia. Trzy dni później astronom Horace Tuttle z Harvard College Observatory zauważył tę samą kometę i stwierdził, że to nieznany wcześniej obiekt. Obaj panowie podzielili się odkryciem i astronomia poznała kometę Swift-Tuttle. Trzy lata później, w 1865 roku Giovanni Schiaparelli badał fragmenty orbity Perseidów i zauważył, że niemal idealnie pokrywają się one z orbitą Swift-Tuttle'a. Od tej chwili stało się jasne, że to właśnie ta kometa jest źródłem „łez św. Wawrzyńca”.
Kometa 109P/Swift-Tuttle odwiedza wewnętrzne obszary Układu Słonecznego co około 133 lata. Jest naprawdę duża. Jej jądro ma średnicę 26 kilometrów, jest więc dwukrotnie większe niż asteroida, która zabiła dinozaury. Po raz ostatni przelatywała w pobliżu Ziemi w 1992 roku. W latach około tej daty doświadczyliśmy bardziej intensywnych deszczów Perseidów, prawdopodobnie dlatego, że do roju trafił kolejny materiał z komety. Pomimo tego, że obecnie kometa się od nas oddala i następnym razem odwiedzi nas w 2126 roku, intensywność Perseidów może okazjonalnie rosnąć. Fiński astronom Esko Lyytinen obliczył przed kilku laty, że w 2028 roku Ziemia znajdzie się w odległości ok. 60 000 km od materiału pozostawionego przez Swift-Tuttle w 1479 roku. Uczony twierdzi, że możemy wówczas zaobserwować nawet 1000 meteorów na godzinę.
Perseidy zyskały sobie sławę dzięki niezwykłemu widowisku, jakie tworzą na niebie. Zwykle widać je bardzo dobrze, a podczas szczytu deszczu można zaobserwować nawet do 100 „spadających gwiazd” w ciągu godziny. W bieżącym roku raczej nie będziemy mieli takiego szczęścia, gdyż Księżyc będzie w pełni, przez co nie zobaczymy wielu rozbłysków płonących w atmosferze okruchów. Ci, którzy chcieliby jednak zobaczyć jak najwięcej płonących w atmosferze okruchów skalnych powinni udać się jak najdalej od skupisk ludzkich, tam gdzie będzie jak najwięcej ciemnego nieba. Nie ma też potrzeby czekać na szczyt roju. Liczba meteorów już rośnie, warto więc rozpocząć na nie polowanie jeszcze przed pełnią Księżyca lub po niej, by Srebrny Glob nie zakłócał nam obserwacji. Musimy się jednak spieszyć, po nocy z 21 na 22 sierpnia deszcz wyraźnie zacznie słabnąć i przed początkiem września zupełnie zaniknie.
Nazwa obserwowanych na Ziemi rojów meteorów pochodzi od radiantu, czyli niewielkiego fragmentu nieboskłonu, w którym przecinają się przedłużone pozorne drogi meteorów. To miejsce, które z naszego punktu widzenia wygląda jak źródło meteorów. Źródłem Perseidów wydaje się zaś Gwiazdozbiór Perseusza. I stąd ich nazwa.
Perseidy są nie tylko liczne, ale i wpadają w atmosferę z duża prędkością, wynoszącą 59 km/s. Meteory z wielu rojów znacznie wolniej podróżują przez atmosferę. Chociaż są też i znacznie szybsze. Na przykład Orionidy – pozostawione przez kometę Halleya – wchodzą w atmosferę z prędkością 66 km/s. Jednak rój ten nie daje nam okazji do obserwacji tak wielu „spadających gwiazd” na godzinę, co Perseidy. Jeszcze szybsze od nich są Leonidy. Wpadają one w atmosferę z prędkością 71 km/s. I to właśnie Leonidom zawdzięczamy pierwsze poważne badania naukowe nad deszczami meteorów. Rozpoczęto je po wielkim deszczu Leonidów z 12 listopada 1833 roku, kiedy to jednej tylko nocy nad całą Ameryką Północną zaobserwowano setki tysięcy meteorów.
Komentarze (0)