Po 28 latach zakończyli czytanie i analizę dzieła Joyce'a. A to dopiero początek...
Kalifornijski eksperymentalny twórca filmowy Gerry Fialka przez 28 lat prowadził klub dyskusyjny, który zajmował się tylko jedną książką - „Finneganów trenem” Jamesa Joyce'a. Wspólne analizowanie ostatniego dzieła irlandzkiego pisarza rozpoczęło się w 1995 r., a zakończyło w październiku 2023 r. Kiedyś spotkania odbywały się w miejscowej bibliotece, później bibliofile zaczęli korzystać z Zooma. Choć liczebność grupy zmieniała się na przestrzeni lat, jej skład osobowy udało się częściowo zachować. Początkowo co miesiąc czytano 2 strony, później ograniczono się do jednej. W takim tempie analiza dzieła zajęła ponad ćwierć wieku.
Sam Slote, specjalista z Trinity College w Dublinie, który zajmuje się twórczością Joyce'a, przyznaje, że to może być rekord. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, jego własna, składająca się z kilkunastu naukowców, grupa dyskusyjna upora się z analizą tekstu w „zaledwie” 15 lat (warto nadmienić, że w tym przypadku spotkania odbywają się co tydzień).
Co ciekawe, grupa z Kalifornii poświęciła na analizę dzieła więcej czasu niż Joyce na jego pisanie: 28 vs. 17 lat (z uwzględnieniem niemal całkowitej 4-letniej blokady twórczej).
Gdy Amerykanie zaczynali wspólne czytanie i analizę „Finneganów trenu”, Fialka miał 42 lata. Jak łatwo policzyć, na finiszu czytelniczego wyzwania był już po siedemdziesiątce.
Gerry podkreśla, że ukończenie analizy nie wiązało się dla niego z olśnieniem. Odnosząc się do wizjonerskiego charakteru książki, stwierdził, że jego grupa miała raczej charakter performerskiego dzieła sztuki niż klubu książki. W wypowiedzi dla dziennikarki Guardiana Lois Beckett, porównał ochotników do żywego organizmu czy chóru.
Do grupy Fialki należały bardzo różne osoby. Bruce Woodside, animator Disneya, pojawiał się i znikał. Pracował nad książką w latach 90., później zrobił sobie 20-letnią przerwę. Wrócił po przejściu na emeryturę. W czasie, gdy go nie było, grupa przeszła od rozdziału 1. do 15. „Finneganów tren” przypomina mu nieco zbiór typograficznych błędów. Książkę czyta raz po raz od późnego wieku nastoletniego. Próbował uczestnictwa w innych grupach, ale skończyło się to rozczarowaniem.
Peter Quadrino dołączył do klubu ok. 2008-09 roku. By uczestniczyć w spotkaniach, dojeżdżał 3 godziny z San Diego do Venice. Ubolewa, że Joyce zmarł niedługo po wydaniu „Finneganów trenu” i nie zdążył go objaśnić. To my musimy rozwikłać zagadkę i stwierdzić, dlaczego tak bardzo się temu poświęcił. Po przeprowadzce do Austin Quadrino nie chciał przerywać misji i założył swoją grupę dyskusyjną. W ciągu dekady z niewielkim okładem klub dotarł do połowy książki...
Swego czasu Fialka widział listę co najmniej 52 aktywnych klubów poświęconych „Finneganów trenowi”. Slote uważa, że może ich być więcej. W Zurychu działa, na przykład, grupa założona w 1984 r. Pierwsze czytanie dzieła zajęło Szwajcarom 11 lat; obecnie trwa 4. cykl analizy.
Fialka podkreśla, że choć media zgodnie piszą i mówią o zakończeniu prac, stwierdzenie to mija się z prawdą. Ponieważ ostatnie zdanie książki urywa się w połowie, a jego dalsza część pojawia się na początku, mamy do czynienia z cyklem. Dlatego w listopadzie jego grupa ponownie zaczęła czytanie od strony trzeciej, na której zaczyna się dzieło Joyce'a. Nie ma następnej książki. Jest tylko jedna. Na zawsze.
„Finneganów tren” (Finnegans Wake) to książka, na której zęby łamią najlepsi tłumacze. Ta eksperymentalna powieść Jamesa Joyce'a uznawana jest za najtrudniejsze dzieło XX-wiecznej literatury angielskiej. Jej fragmenty ukazywały się w latach 1928–1937 jako „Work in Progress”, w 1939 roku zostały zaś opublikowane w całości jako „Finneganów tren”.
Zamiarem pisarza było zatarcie rzeczywistości poprzez wprowadzenie do niej świata snów. Motywem przewodnim, inspirowanym poglądami włoskiego XVIII-wiecznego filozofa Giambattisty Vico, jest stwierdzenie, że historia jest cykliczna. Dlatego książka kończy się pierwszą połową jej pierwszego zdania. W ten sposób ostatnia linijka jest częścią pierwszej, a pierwsza – ostatniej.
Bardzo trudno jest podążać za akcją, bo jest ona urywana, składa się z wielu przemieszanych motywów, często zmieniają się bohaterowie i miejsca. Jednak sam przebieg akcji nie dorównuje złożonością językowi wykorzystanemu przez Joyce'a. To ten język pokonuje tłumaczy. Polskiego przekładu podjął się słynny Maciej Słomczyński (Joe Alex), który przełożył „Ulissesa” Joyce'a, ale z „Finneganów trenem” mu się to nie udało. Pierwsze pełne polskiego tłumaczenie, autorstwa Krzysztofa Bartnickiego, opublikowano w 2012 roku. Było ono gotowe już w 2009 roku, jednak nie mogło się ukazać, gdyż spadkobiorca Joyce'a się na to nie zgadzał. Jako że prawa autorskie wygasają 70 lat po śmierci twórcy, z publikacją polskiej wersji trzeba było czekać do roku 2012. Był to zaledwie 6. przekład dzieła Joyce'a na świecie. Obecnie przetłumaczono je na kilkanaście języków. W 2013 roku media informowały, że chińska tłumaczka - prof. Dai Congrong z Fudan University w Szanghaju - po 8 latach pracy przełożyła 1/3 dzieła. Książka została wydana i... stała się hitem czytelniczym w Państwie Środka. Prace nad resztą tłumaczenia ponoć trwają.
A oto próbka polskiego przekładu dzieła Joyce'a:
Ależ, wre to wre Blankdeblank, bóg każdej machiny, kamień natomny z Barnstaple, poprzez mortysekcję czy wiwiszycie, w rozbiciu czy po nowym złożeniu, jak izaak jacquemin mauromormo milezny, jak wtłumaczony być może, morbloże? Czy wyszedł na przykład zgodnie z deognozą tych co psieczuli go spoza muru morza gdzie Rurie, Thoath i Cleaver.trójca silnych swenoharców Orion Orgiastów, Meereschal MacMuhun tenże, Ipse dadden, ile razy ile czynionych ekstremów na poczet naszego co średniego, co każdemu mogłoby się przydarzyć, najbrutniejszy was leoman i princenniejszy wojownik naszej archidiakonii, czy może sklepiony z krawków Klio, którym kronikarz kwietności rycerstwa nie się wierzy chybaby mógł sulpić już na nich samoócz, anteżytnych lep z przytomnością, hol człowieczej egzystencji, którzy łączyli się, łączą i odnowy złączą jako Jan, jako Polikarp, oko ja, oko-w-oto świadkowie jaoczni i Paddy Palmer, w czas gdy mnisi sprzedają cis łucznikom albo woda istnienia lawą płynie rybią drogą życia, od dragrody Sary w most swar siebie pod przedbuttstatni śmiech Izaaka, z minnetrwogą jej seplętrza na jęko monolot wewstrętny?
Komentarze (3)
Sławko, 25 listopada 2023, 15:15
Yyyyy... Przeczytałem tą próbkę (ostatni akapit) i ... czy ktoś mógłby to przetłumaczyć na język polski? Nic nie kumam
Mariusz Błoński, 25 listopada 2023, 16:32
Nie mam pojęcia I nie wiem, jak tłumacz sobie z tym poradził. Weźmy wyraz "swenoharców". W oryginale jest "sweynhearts". Z jakiego języka jest "sweyn"? Może chodzi o nordyckie imię "Swen"? Popularne np. wśród wikingów. Więc ci "swenoharcowie" tutaj nieźle pasują. Są oczywiste nawiązania, jak Klio czy Orion. Ale np. "jako Jan, jako Polikarp"? Czy chodzi o męczennika Polikarpa ze Smyrny, który był uczniem Jana Teologa? W oryginale jest "do and will again as John, Polycarp and Irenews eye-to-eye ayewitnessed". Co to jest "Irenews" i dlaczego tłumacz przełożył to "oko ja"? Faktem jest, że jak człowiek zaczyna to analizować, to się przestaje dziwić, że może to lata zająć.
A jeśli przyjmiemy, że Joyce'owi o coś chodziło, że ma to jakiś sens, to czy ci, którzy analizują to przez 28 lat nie poszli na łatwiznę? Bo korzystają np. z Wikipedii. Joyce, jeśli korzystał, to z jakichś solidniejszych źródeł, a tropy, którymi podążał, mogły być zupełnie inne niż te, które nam teraz na myśl przychodzą.
EDIT:
Jest też i Polska wspomniana: "he has twenty four or so cousins germinating in the United States of America and a namesake with an initial difference in the once kingdom of Poland".
Sławko, 27 listopada 2023, 10:44
"sweynhearts" - Ja bym to przetłumaczył na "uroczyserców"