Google i Wikipedia niemile widziane
Profesor Tara Brabazon z University of Brighton, prowadząca zajęcia nt. mediów, zaleciła swoim studentom, by nie korzystali z Google’a i Wikipedii. Pani Brabazon jest autorką kilku książek i licznych publikacji na temat nowoczesnych mediów, systemów edukacyjnych i kultury popularnej. Zdobywała też państwowe nagrody za jakość edukacji, w przeszłości została uznana za najlepszą australijską dziennikarkę roku.
Profesor Brabazon zauważyła, że studenci coraz mniej czytają, nie dyskutują, nie wymieniają się pomysłami. Zamiast tego, gdy mają do napisania pracę, siadają przed komputerem i korzystają z Wikipedii oraz pierwszych kilku trafień w Google’u. Z tak zdobytych materiałów tworzą kompilację, nie wnosząc żadnych nowych pomysłów. Młodzi ludzie nie potrafią samodzielnie interpretować faktów, opierają się na bardzo płytkiej wiedzy zdobytej w Sieci, bo właśnie taką wiedzę jest najłatwiej wyszukać, a na dotarcie do bardziej wartościowych materiałów nie wystarcza im chęci i cierpliwości.
Pani Brabazon uważa, że przed umiejętnościami technologicznymi, pozwalającymi nam korzystać z przeglądarki, powinniśmy zyskać umiejętność samodzielnego myślenia.
Jutro pani profesor poprowadzi otwarty wykład pod prowokacyjnym tytułem: „Google to biały chleb dla mózgu”. Argumentuje ona, że wraz ze zmniejszającą się liczbą bibliotek, mniejszymi nakładami książek, platformy cyfrowe oferują łatwe odpowiedzi na trudne pytania. Jej zdaniem konieczne jest wypracowanie równowagi pomiędzy światem cyfrowym i tradycyjnym.
Chcę, by studenci usiedli i czytali książki. To nie jest to samo, co usiąść przed ekranem komputera i czytać. Chcę, by doświadczali stron tak, jak doświadczają pikseli. Obie technologie są wartościowe i chcę, by korzystali z obu, a nie z jednej lub drugiej – nie chcę prostych rozwiązań – mówi pani profesor.
Tara Brabazon ma trzy dyplomy bakałarza (historia, literatura, edukacja) i trzy magistra (historia, kulturoznawstwo, edukacja). Ma też doktoraty ze studiów nad Internetem i filozofii kultury.
Komentarze (7)
Efamon, 15 stycznia 2008, 16:21
Przeczytalem niejedna ksiazke na komputerze i nie zgadzam sie z ta opinia. Kwestia przyzwyczajenia.
etilis, 15 stycznia 2008, 16:42
Z jednej strony troche racji ma - kiedys zeby przygotowac jakies zagadnienie musiales szukac po ksiazkach i chociaz przepisac. Dzisiaj zazwyczaj dosc latwo w google znajdziesz kogos kto takie pytanie jak twoje juz zadal, masz ctrl c , ctrl v, drukuj i tyle.
To jest tez roznica, bo juz nie musisz czytac roznych zrodel i zastanawiac sie , czy to jest cala odpowiedz na moje pytanie:>
Z drugiej strony to fajnie zareklamowala swoja uczelnie, jako przystan dla nieukow
mikroos, 15 stycznia 2008, 20:55
Ehhh, trochę mi to zalatuje podejściem jednej "mojej" pani doktor. To jest jeden z tych ludzi, dla których jakość odkrycia mierzy się za pomocą ilości włożonego weń wysiłku. Tylko teraz powstaje pytanie: czy gdyby zlikwidowano dostęp do czasopism online i po taki np. NEJM trzeba było jechać do Warszawy, to czy to by poprawiło jakość Twojej pracy? Co z tego, ile książek się przeczytało i ile godzin spędziło - najważniejsze, to uzyskać dobrą pracę i wykorzystać możliwości, czyż nie?
waldi888231200, 15 stycznia 2008, 21:12
Popieram , tym bardziej że to nie boli 8)
etilis, 17 stycznia 2008, 00:44
Nie o to mi chodzilo - to ze mozna poszukac w necie to duzy plus. Minus taki, ze w wielu przypadkach juz przed toba zapewne ktos szukal odpowiedzi na twoje pytanie i ja pewno dostal, wiec wystarczy bezmyslne kopiuj wklej i masz z glowy - nie musisz sam surfowac.
Najwazniejsze to sie czegos nauczyc :>
mikroos, 17 stycznia 2008, 01:05
No i właśnie o tym mówię: najważniejsze jest udzielenie poprawnej odpowiedzi na pytanie i dojście do prawdy, a nie to, ile się wysiłku w to włożyło.
malgosia, 11 kwietnia 2008, 18:41
Czesto wracam do domu po poltoragodzinnym wykladzie, na ktorym profesor tlumaczy jakies zagadnienie - efektem tego wysilku umyslowego czesto jest to, nie rozumiem podstawowych pojec (studiuje ekomomie-mam bardzo dobre oceny). Wracam wtedy do domu, wlaczam wikipedie i po przeczytaniu kilku prostych zdan rozumiem sens danego zagadnienia. Gdyby nie to, to naprawde moglabym spedzic sporo czasu na proby wyjasnienia prostych kwestii (niektorzy wykladowcy jak zapytac tylko zaciemniaja a czytanie wielkich ksiag to nie moje hobby). Szkoda tylko ze w wikipedii/google sa tylko najprostsze pojecia i b.rzadko da sie dowiedziec czegos bardziej skomplikowanego/brakuje tam pojec itd. Szkoda, bo czasami naprawde trzeba marnowac godziny na wertowanie ksiazek... a sa ciekawsze zajecia