Jak hasztagi i małpy wpływają na twitterowy język
Pisząc na Twitterze, ludzie stosują się do tych samych zasad etykiety językowej, co w mowie.
Badacze z Georgia Institute of Technology (GIT) zauważyli, że gdy twittujący używają hasztagów, za pomocą których można dotrzeć do większej liczby osób, bo wiadomość podpina się pod dany tag, zachowują się bardziej formalnie i rezygnują ze skrótów i emotikonów. Kiedy jednak posługują się małpą i grono odbiorców będzie mniejsze, częściej odwołują się do niestandardowych form.
Amerykanie zauważyli też, że pisząc do kogoś z tego samego miasta, użytkownicy Twittera są jeszcze bardziej skłonni posługiwać się nieformalnym językiem, często gwarą specyficzną dla danego regionu geograficznego.
Zespół prof. Jacoba Eisensteina przejrzał wiadomości z 3 lat (114 mln geootagowanych wiadomości od 2,77 mln użytkowników).
Ponieważ media społecznościowe ułatwiają rozmowy między ludźmi z całego świata, byliśmy ciekawi, czemu w języku online'owym nadal widzimy taki stopień zróżnicowania geograficznego. Nasze badanie pokazuje, że najbardziej specyficzny geograficznie język jest częściej używany w wiadomościach, które dotrą wyłącznie do lokalnej społeczności i z tego powodu z małym prawdopodobieństwem rozprzestrzenią się gdzieś dalej.
Emotikon :) jest np. wykorzystywany wszędzie, zaś alternatywny ;o jest znacznie bardziej popularny w Los Angeles. "Mayne", forma wymowy słowa "man", jest natomiast bardziej popularna w Houston.
Używając specyficznych dla Twittera terminów, ludzie chcą pokazać swoją regionalną tożsamość lub biegłość technologiczną [...] - wyjaśnia Umashanthi Pavalanathan.
W pewnym sensie zagorzałych miłośników mediów społecznościowych cechuje wyczucie niuansów językowych. Żonglują oni wieloma systemami lingwistycznymi; wiedzą, kiedy używać którego z nich - podsumowuje Eisenstein.
Komentarze (1)
Przemek Kobel, 11 września 2015, 09:08
Te media to chyba nadają się tylko do zbiorowej manipulacji (vide: tzw. arabska wiosna, albo co tam się dzieje z okazji większych przepychanek w świecie elit). Marnowany na to czas po podzieleniu przez średnią długość życia pozwala obliczyć, ile osób statystycznie spędza całe życie "na fejsach" - to można potem wpisywać w podobne rubryczki co ofiary wojen i wypadków (chociaż nie - to bardziej pasuje pod osoby całe życie niezdolne do pracy, a więc coś bardziej obciążającego ekonomię niż martwy obywatel). A prowadzenie w związku z nimi badań (zdaje się, że trudnych do odtworzenia), za które ktoś oczywiście musiał zapłacić, to jakby komuś uciąć... (teraz muszę przewinąć taśmę z Predatorem 2, bo zapomniałem cytatu).