Amoniak zagraża amerykańskim parkom narodowym

| Nauki przyrodnicze
Lawrence Berkeley National Laboratory

Zdaniem ekspertów pracujących pod kierunkiem uczonych z Uniwersytetu Harvarda 38 amerykańskim parkom narodowym grozi przenawożenie związkami azotu. Specjaliści z dziedziny jakości powietrza, chemii atmosfery i ekologii śledzili losy związków azotu, który trafia do środowiska z elektrowni, rur wydechowych samochodów czy rolnictwa. Nadmiarowy azot przedostający się do środowiska naturalnego zaburza obieg substancji odżywczych, ułatwia wzrost alg i zmniejsza pH wody, co w konsekwencji prowadzi do zmniejszenia liczby gatunków.

Zdecydowana większość, bo 85% azotu pochodzi z działalności człowieka. Zredukowanie tego rodzaju wpływu na środowisko jest całkowicie w naszym zasięgu - mówi profesor Danel J. Jacob, główny autor badań. Istniejące regulacje dotyczące czystości powietrza mają zmniejszyć emisję tlenków azotu, nie uwzględniają natomiast amoniaku (NH3). Amoniak jest dość lotny. Gdy używamy nawozu, tylko około 10% azotu trafia do żywności. Cała reszta ucieka, a większość trafia do atmosfery - wyjaśnia Jacob.

W skład grupy badawczej wchodzili, obok uczonych z Harvarda, specjaliści z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Irvine, Służby Parków Narodowych, Służby Leśnej oraz Agencji Ochrony Środowiska. Z przedstawionych dowodów wynika, że nadmiarowy azot już w tej chwili zagraża chronionym terenom. Na przykład w strefie umiarkowanej, w której leży m.in. Great Smoky Mountains National Park, najbardziej wraźliwym na azot elementem ekosystemu są drzewa okrytonasienne (np. lipa, klon), którym szkodzi nawożenie azotem w ilości 3-8 kilogramów rocznie na hektar. Tymczasem do wspominanego parku na każdy hektar trafia 13,6 kilograma azotu rocznie. Z kolei w Mount Rainier National Park najbardziej wrażliwe na azot są porosty. Dla nich szkodliwy poziom wynosi 2,5-7,1 kg azotu na rok na hektar. Obecnie są narażone na ekspozycję rzędu 6,7 kg/ha/rok. Komuś spacerującemu w parku porosty mogą nie wydawać się szczególnie ważne, jednak są istotną częścią wszystkiego, co od nich zależy - komentuje Raluca A. Ellis.

Naukowcy zauważają, że o ile w USA emisja tlenków azotu powinna znacząco zmniejszyć się do roku 2050 i podobny trend widać na świecie, chociaż w tym przypadku może być on wolniejszy w związku z rozwojem przemysłowym krajów słabo uprzemysłowionych, o tyle w przypadku amoniaku trend będzie odwrotny. Uczeni prognozują znaczący wzrost zagęszczenia terenów rolniczych, co z kolei będzie wymagało zwiększenia nawożenia. Zjawisko takie przewidują prognozując rosnącą liczbę ludności oraz coraz większe zapotrzebowanie na biopaliwa. Nawet jeśli emisja antropogenicznych tlenków azotu spadnie do zera, to aby uniknąć przenawożenia parków narodowych azotem musielibyśmy aż o 55% zmniejszyć antropogeniczną emisję amoniaku - stwierdzili uczeni w swoim raporcie. Problem w tym, że w nadchodzących dekadach nie ochronimy parków narodowych za pomocą samej tylko redukcji tlenków azotu. Aby je ochronić musimy kontrolować emisję amoniaku - dodaje Ellis.

Wykazaliśmy, że większość azotu trafiającego do parków narodowych na terenie USA powstaje w naszym kraju. Nie pochodzi on z Chin czy z Kanady - to coś, z czym my sami musimy sobie poradzić, ale musimy to zrobić na poziomie ogólnokrajowym - podkreślił Jacob.

USA amoniak azot tlenek azotu park narodowy