Ekspert ds. zdrowia publicznego nalega na oznaczanie kaloryczności alkoholu
Naukowcy przekonują, że na napojach alkoholowych powinna być umieszczana liczba kalorii. Wg Fiony Sim, szefowej Królewskiego Towarzystwa Zdrowia Publicznego, drinki przyczyniają się do epidemii otyłości i prawo powinno wymagać, by restauracyjne menu i etykiety określały nie tylko zawartość alkoholu, ale i wyraźnie podawały wartość energetyczną.
Brytyjka wyjaśnia, że od 2011 r. w Unii Europejskiej obowiązuje przepis nakazujący zamieszczanie informacji nt. składu i wartości odżywczej pakowanych produktów, jednak napoje, które zawierają ponad 1,2% alkoholu, są od tego wyjątkiem i konsumenci często nie zdają sobie sprawy, co w nich jest.
Sim dodaje, że choć kwestia jest pilna, na razie nie wiadomo, czy i kiedy zmiany w prawie zostaną wprowadzone. Na łamach British Medical Journal Sim przypomina, że choć w przypadku dorosłych, którzy piją, z alkoholu pochodzi ok. 10% dziennej podaży kalorii, to ostatnie badanie 2117 osób pokazało, że aż 80% respondentów nie wiedziało, ile kalorii zawierają popularne drinki/napoje. Większość nie miała zupełnie pojęcia, że alkohol dodaje się do ogólnej liczby spożytych kalorii.
Większość kobiet nie zdaje sobie, na przykład, sprawy, że dwa duże kieliszki wina zawierają 370 kalorii, co stanowi prawie 1/5 ich dziennego zapotrzebowania energetycznego, o przekroczeniu dziennej dawki granicznej alkoholu nie wspominając.
Specjalistka podkreśla, że wielu respondentów opowiedziało się za oznaczaniem napojów alkoholowych. Sim dodaje, że mimo braku zobowiązań prawnych niektórzy producenci sami zaczęli umieszczać informacje o składzie, co oznacza, że takie posunięcie nie szkodzi sprzedaży.
Brytyjka ujawnia, że amerykańska Agencja Żywności i Leków zarządziła, by od grudnia br. sieci restauracji, które działają w 20 lub więcej punktach, obowiązkowo zamieszczały na alkoholu dane nt. liczby kalorii. Jeśli Public Health (Alcohol) Bill 2015 zostanie w Irlandii przyjęty, kraj ten będzie pierwszym członkiem UE zamieszczającym ostrzeżenia nt. energetyczności alkoholu.
Komentarze (19)
Użytkownik-7423, 30 kwietnia 2015, 07:50
Jak się tyje od etanolu?
W wątrobie dehydrogenaza alkoholowa utlenia etanol do aldehydu octowego z uwolnieniem jednej cząstki NADH i dwóch jonów wodorowych (po utlenieniu na łańcuchu oddechowym daje to około 7,5 cząsteczki ATP), następnie aldehyd octowy przez dehydrodenazę aldehydową utleniany jest do kwasu octowego oczywiście z kolejnym uwolnieniem jednej cząsteczki NADH i dwóch jonów wodorowych, z kwasu octowego to jeden krok do acetylo-CoA - wystarczy "oderwać" jeden atom tlenu i już wiecie, że od alkoholu też można utyć, oczywiście - gdy pija się go w odpowiedniej ilości i z odpowiednią proporcją BTW, bo NADH i protony wodorowe wprawdzie się utlenią, ale nadmiar acetylo-CoA może być przerobiony albo na tłuszcz, albo na cholesterol, albo na ciała ketonowe w zależności co się bardziej w danej chwili opłaca. Oczywiście - jeden warunek - wątroba nie może być marska.
A więc policzmy: 2 x 7,5 ATP + 1 ATP z cyklu cytrynowego i 9 ATP z utlenienia NAD i FAD - i to tylko z jednej cząsteczki etanolu!
Kalorie nigdy nie są "puste". Puste jest przeważnie zupełnie coś innego.
A w ogóle kalorie w odniesieniu do poboru energii z pożywienia w układzie biologicznym, to bzdurka.
Astroboy, 30 kwietnia 2015, 09:19
Pełna zgoda.
TrzyGrosze, 30 kwietnia 2015, 09:27
Więc do końca nie taka bzdurka, ponieważ wstępnie pozwala oszacować "tłuszczotwórczość" pokarmu.
PS
Bastard, ja Cię nie tropie, tylko skromnie uzupełniam.
--------------------
Może Fiona jest jakimś naukowcem, ale tu występuje w roli urzędnika i jako użyteczny urzędnik wymyśla nową bzdurkę, czyli ktoś podpiera się czyimś autorytetem.
Użytkownik-7423, 30 kwietnia 2015, 10:13
Wcale nie czuję się tropiony, a każdy głos w dyspucie ją rozszerza.
Jeśli chodzi o białko, to tradycyjnie wlicza się je do bilansu, ale to bzdura, bo białko jest budulcem, a nie opałem, to tak, jakby palić w piecu najdroższymi antykami.
Kto zużywa białko na cele energetyczne, wybitnie szybko skraca sobie telomery, dlatego Inuici żyli tak krótko, bo mieli za mało tłuszczu i musieli nadrabiać białkiem, poza tym często głodowali...
Powszechnie wiadomo, iż przyjęto jako aksjomat, że spalenie grama glukozy "daje" około 4kcal, a spalenie grama tłuszczu około 9kcal.
cyt:
"Przypomnijmy, że triacyloglicerole akumulują sześć razy więcej energii niż glikogen na jednostkę masy". Stryer s. 826
A więc wynika z tego, że o ile tłuszcz daje faktycznie około 9kcal z grama, to przyjęcie, że węglowodan daje 4kcal, a nie 1,5kcal jest poważnym błędem uniemożliwiającym zbilansowanie prawa zachowania energii w biologicznym układzie otwartym.
Dziś już żaden rozsądny naukowiec nie powie, że "mol glukozy daje 30-38 moli ATP", bo daje faktycznie tylko od 2 do max 8 moli.
Dlatego bilansowanie kcal mija się z celem.
Na dobitkę:
cyt:
"Gdyby materiał energetyczny wędrownych ptaków (czytaj - mięśni!) był magazynowany w formie glikogenu, to ze względu na dużą masę nie byłyby one zdolne poderwać się do lotu. Ta sama Biochemia, ta sama strona.
Czy nie prościej jest dostarczyć tłuszcz?
PS
na superdobitkę:
cyt:
"Maksymalna szybkość tworzenia ATP (mmol/s) z przemiany glikogenu do CO2 wynosi 6,2, a dla tłuszczu 6,7 -tamże.
Mało tego! wybitni "fachowcy" na podstawie stechometrii "utleniania" glukozy i uteniania tłuszczu potrafią nawet "udowodnić", że węglowodany "lepiej wykorzystują tlen"!
Jakby tego było jeszcze mało, każdy monosacharyd i każdy kwas tłuszczowy daje inne "odczyty" kaloryczne, dla cukrów to będzie, o ile się nie mylę, bo skleroza od masła, od 1,2 do 3,4, dla kwasów tłuszczowych od 7 do 11 kcal z grama.
TrzyGrosze, 30 kwietnia 2015, 10:46
Witaj w klubie "ściślaków".
Dygresja o Eskimosach ( problematyczne głodowanie i ... czyżby foki były chude?), białku niedostarczającym energii oraz różnice żródeł energii przy wysiłku aerobowym a anaerobowym (a propos ptaków) wymagałyby znów polemicznego "dościślania", więc poprzestanę na dyplomatycznym:
skoro tak twierdzisz.
Jajcenty, 30 kwietnia 2015, 11:06
Niedawno widziałem fiim - biały niedźwiedź ubił morsa i wyżarł tylko tłuszcz, mięso zostawiając dla innych. Wiedziałem że tłuszcz jest lepszy energetycznie od wszystkiego innego, ale nie sądziłem że aż tak.
Użytkownik-7423, 30 kwietnia 2015, 11:40
Wcale nie jestem ścisły, pocę się przy takich wyliczankach i zwykle korzystam z podręczników.
Przy Inuitach (Eskimos ma pejoratywny wydźwięk, to "zjadacz psów", co już wskazuje na okresy głodu, a jak się poczyta Stefanssona o jedzeniu skór i rzemieni...) jest taki problem, że są opisy, ale niektórzy je podważają mocno, a współcześni tambylcy jedzą mąkę i owoce z puszki.
Oczywiście foki chude nie są, ale kiedy są.
Z opisów (nie pamiętam z której książki) wynika, że Inuici preferowali "jeden kęs tłuszczu na trzy kęsy tłustego mięsa" i zapamiętałem też powiedzenie " można mieć brzuch pełen ryb i umierać z głodu".
Trzeba też pamiętać o eksperymencie w Anglii kiedy karmiono psy gotowanym białkiem jaja i po kilku tygodniach przestawały je jeść, aż do smutnego końca oraz o eleganckim sposobie uśmiercania ważnych osobistości w koreańskich więzieniach, polegającym na podawaniu przez miesiąc-półtora wyłącznie chudego mięsa.
Także można głodować jedząc i nie ma w tym nic dziwnego, duża część dzisiejszej populacji tak ma.
A jak się jeszcze do tego dorzuci, oczywiste skądinąd, stwierdzenie, że nie jesteśmy tym co jemy, tylko tym co wchłoną nasze jelita, to zwariować można.
EDIT:
TrzyGrosze to nie ja tak twierdzę, ale Stryer.
Ja sam nic nie wymyśliłem, ale potrafię samodzielnie wyciągać wnioski, a nie papugować po innych, Polacy nie gęsi.
Idźmy zatem w kierunku wysiłku:
Do wysiłku fizycznego nie jest potrzebny ani glikogen, ani kwasy tłuszczowe, ani nawet tlen.
Do wysiłku fizycznego potrzebna jest jedynie energia!
A jak i z czego organizm uzyskuje energię i jej zapasy - to wszystko jest opisane w biochemii. Radzę zapoznać się z pojęciami: "cykl kwasu cytrynowego", "metabolizm glikogenu", "metabolizm kwasów tłuszczowych", "fosforylacja oksydacyjna" i najważniejsze - "INTEGRACJA METABOLIZMU", a nie powtarzać o glukoneogenezie podczas wysiłku fizycznego i innych niedorzecznościach, bo to świadczy o braku podstawowych wiadomości z zakresu fizjologii i bochemii i metabolizmu. Przeciętni naukowcy i reszta powtarzająca "naukowe" slogany - widzą tylko "glikolizę". A w sercu: glikoloza + WTK + wysiłek = szybkie niedotlenienie serca, stan "przedzawałowy" i zgon (ułatwienie dla drapieżnych, aby nie goniły zbyt długo).
Serce w spoczynku wykonuje większą pracę niż teoretycznie energii mogą dostarczyć i glikogen i kwasy tłuszczowe razem wzięte, gdyby zdrowe serce je spalało! Zdrowe serce nie spala cukru, ani kwasów tłuszczowych, bo zdrowe małe, wydajne serce chodzi na ATP wytwarzanym w wątrobie. Cukier spalało naukowo np: serce Chalupczoka - ze skutkiem śmiertelnym.
Najlepsze wyniki przy wysiłku trwającym dłużej niż minutę, uzyskuje się na zgromadzonym zapasie ATP, którego ubytek powinien być uzupełniany betaoksydacją - 60-80% uzyskiwanego ATP i glikolizą 20-40% (procentowy udział dostarczanych składników do fosforylacji oksydacyjnej). W takim przypadku nie zatyka z "braku powietrza" i nie zakwasza się organizmu.
Wybitni sportowcy na finisz mają zaoszczędzoną w zapasie fosfokreatynę i znikome ilości mleczanu w mięśniach, po przekroczeniu mety.
Na glikolizie w dzisiejszych realiach jest się na mecie zawsze w połowie stawki, tak jak polscy sportowcy "naukowo" karmieni węglowodanami.
Wysiłek "anaerobowy" jak go zwą bywalcy siłownie, którzy zaraz po treningu wykorzystują "okno anaboliczne" by "uzupełnić glikogen" korzysta z betaoksydacji tlenowej i glikolizy 50/50.
To jest bardzo niezdrowa forma aktywności, wspierana rzutem hormonów stresowych i sterydowych, w naturze zarezerwowana do ucieczki lub ataku.
Wiem co mówię, jestem zarejestrowanym w ukraińskich rankingach giriewikiem, ale girievoy sport nie spala tak alaniny mięśniowej i nie zakwasza tak bardzo...
Zrowiuśkie jest podnoszenie ciężarów na 1-2 powtórzenia i ćwiczenia izometryczne, bo lecą na ATP.
TrzyGrosze, 30 kwietnia 2015, 12:52
No cóż, jak już ktoś się wychował na Murzynku Bambo i Eskimosach...
O eksperymentach z dietą wyłacznie bałkową na psach słyszałem, ale z tego co wiem, okazało się, że zmiany patologiczne były skutkiem niedostatku wit.B6 (zabrakło jej do przemian enzymatycznych taaakich ilości białka).
U człowieka, na podstawie zdolności organizmu do syntezy i wydalania mocznika szacuje się, że zdrowy, dorosły organizm może systematycznie (nie - jednorazowo) zjadać do 400 g białka na dobę (Eaton i Konner, 1985).
O braetharianach już było, ale bez konsensusu.
-----------------
Bastard, wyznajesz jedynie słuszną, swoją ( autorską ?) opcję metaboliczną, ale biochemia to dzieło w trakcie budowy. Być może dokładasz swoje cegiełki, ale do oblewania wiechy jeszcze daleko, więc te cegiełki nie wiadomo, czy trzymają fuge.
Użytkownik-7423, 30 kwietnia 2015, 12:58
Tylko do ostatniego zdania: Jasne, jestem tylko człowiekiem, ale jak na razie wszystko się zgadza i to jest nie tylko moje zdanie.
Zaraz skrobnę coś w nowym poście w medycynie chyba, sam zobaczysz.
glaude, 30 kwietnia 2015, 14:08
@Bastard
Mam pytanie dość luźno związane z tematem i dyskusją. Chodzi mi o wysiłek izometryczny mięśnia, przy narastającej kwasicy i zmniejszającej się rezerwie tlenowej. Chodzi mi o freediving, ktory cwiczę rekreacyjnie. Duzym mankamentem są tzw. bicia przepony (narastające bolesne skurcze przepony) od pewnego momentu bezdechu. Oczywiście trenując tzw tabelki uczymy się przyzwyczajać organizm do tolerancji wzrostu pCO2 jednak nie da się ignorować bólu w nieskończoność. Trening przyzwyczaja chemoreceptory (albo pień) i wzmaga rozwój ukł naczyniowego przepony jednak jej metabolizm przez to nie spada. Dzieje się tak mimo tego, ze przepona ma najwięcej mioglobiny ze wszystkich mięśni.
No i oczywiscie pytanie: jak zmniejszyć metabolizm tejze przepony, zeby wydluzýc czas bezdechu?
Użytkownik-7423, 30 kwietnia 2015, 14:25
Uważam, że nie da się selektywnie zmniejszyć metabolizmu mięśnia, w dodatku tak żywotnego.
Ewentualnie można by próbować jakichś leków, ale tu jestem lajkonikiem i jak rozumiem nie o to chodzi.
Możliwe jest (IMHO) zmniejszenie w tym celu ogólnego metabolizmu przez dietę, ale skutki są odległe w czasie (~ 12 tygodni).
Zamiast zmniejszać ogólny metabolizm można podnieść możliwości krwi czyli pierdyknąć EPO, oczywiście żartuję, albo trening wysokościowy albo komory.
A co z wykorzystywaniem odruchu na zanurzenie twarzy w zimnej wodzie?
Może temperatura jest problemem?
Szacun za ciekawe hobby, wiem co to palenie mięśni oddechowych przy 300 powtórzeniu rwania jednorącz z 32 kg girią.
glaude, 30 kwietnia 2015, 15:04
Odruch związany z zimną wodą na twarzy działa najlepiej przy 1 próbie, gdy róznica temparatur jest największa. W kolejnych próbach juz jest gorzej. Hb mam wysoką regularnie, ale nigdy nie ponad 18,5- tego pilnuję. Moja śledziona dzięki treningowi dosć szybko się obkurcza i wyrzuca tezerwę erytrocytów. Rozciągam tegularnie klatkę i większych płuc nie będę moał :_)
Interesuje mnie dieta na spadek metabolizmu ogólnego w ciągu 12 tygodni. Dużo wyrzeczeń?
Użytkownik-7423, 30 kwietnia 2015, 15:38
Tak sobie to właśnie wyobrażałem.
Napisałem maila do kolegi, który jest fizjologiem sportowym, ale niemainstreamowym i ultrasem, może się odezwie, bo i mnie to ciekawi.
Dieta, przez drut... zdajesz sobie sprawę.
Generalnie:
Białko o najwyższej możliwej zawartości EAA (podroby), tłuszcze jako zasadnicze źródło energii o największej liczbie kwasów nasyconych, ale zwierzęce (masło), węglowodany tylko jako źródło tlenu endogennego i odebranie aktywnego octanu pochodzenia tłuszczowego (skrobia). Wszystko w formie TMR (Total Mixed Ratio) czyli wymieszane w odpowiednich proporcjach (dla 70 kg mężczyzny B42 T200 (lub więcej na pracę) W20-30 (zależy od Twojej obecnej diety, jak mocno masz rozbudowane enzymy glikolityczne) i podzielone na 3-4 posiłki.
To jest wzorzec, który powoduje najwyższą sprawność metaboliczną, im dalej od niego, tym ta sprawność niższa.
Jest jeszcze kilka innych możliwości, bo zdaję sobie sprawę, że to hardcore, ale jednak jest przetestowany na modelu zwierzęcym i ludzkim.
Tobie powinno (w kontekście nurkowania swobodnego) zależeć na zbliżeniu się do metabolizmu noworodka przechodzącego przez kanał rodny.
Powiedz jaką masz różnicę w czasie bezdechu w spoczynku i podczas rzeczywistego nurkowania?
glaude, 30 kwietnia 2015, 15:53
Dieta dla mnie nie do zaakceptowania :-)
Od 1,5-2 minut. Na sucho dość regularnie dokezdzam do 5-5:30, zalezy od dnia. Jednak potem przepona juz calkiem wariuje i odpuszczam. Na mokro robię max 3,5 minuty i wynurzenie. Wiesz ja nie mam asekuracji, bo to spprt niszowy i mawet w duzych miastach trudno o współtrenującego. A co dopoero na zadupiach. Boję się dłuzej ciągnąć. To odnośnie "statyki".
Co do "dynamiki" to nigdy nie płynąłem dłuzej niz 3 długości (75m). Tez ze strachu. Ja nie robię "życiówek" tylko rekreacyjnie nurkuję.
P.S.
Co do rodzącego sie dziecka to trafna analogia, bo ponoć fizjologiczny skok noradrenaliny zapewnia mu centralizację krążenia i bradykardię.
Pozdrawiam i dla Ciebie i wszystkich Userów zyczę udanego weekendu majowego.
ex nihilo, 30 kwietnia 2015, 23:42
Nie wiem, czy to co napiszę będzie mogło być dla Ciebie przydatne, czy nie, ale... Czy próbowałeś trenować selektywną kontrolę mięśni? Można w tym dojść do rzeczy, dla przeciętnych ludzi, a nawet fachowców (lekarzy itp.) mocno szokujących. Dopiero kiedy widzą to na własne oczy uznają, że jest to możliwe. Piszę z własnego doświadczenia, kiedyś, dawno już temu, zajmowałem się takimi sprawami bardzo ostro, teraz już tylko czasem dla zabawy i podtrzymania "dziwacznych" umiejętności. Można dojść do takiego stopnia wytrenowania, że praktycznie dowolny mięsień (z tych prążkowanych, chociaż nie tylko) można kontrolować niezależnie od innych i bez wykonywania ruchów. Przeponę kontroluje się bardzo łatwo. Nie wiem czy w Twoim przypadku coś by to dało, ale może. Trenowałem też bezdechy, bez nurkowania, bo jestem zmarzluchem i praktycznie każda otwarta woda jest dla mnie za zimna. Na powietrzu dochodziłęm do ok. 4 minut bezdechu (nie chodziło mi o rekordy), to samo w wannie, w ciepłej wodzie. Nie miałem takich efektów z przeponą, jakie opisujesz - być może te 4 minuty, to było zbyt krótko, a może działała tu też kontrola przepony. A co do nurkowania itp. - dosyć łatwo nauczyć się zatykać szczelnie nos (podobnie jak np. foki), tak że nie są potrzebne żadne zaciski itp. Np. w wannie kładę się po prostu na dnie nosem do góry i tak sobie leżę, co powoduje dziwne reakcje u osób, którym zdarza się pierwszy raz przypadkowo wejść i to zobaczyć . Też jak trochę nurkowałem (ale to były dosyć krótkie zanurzenia, bo szybko zdychałem z zimna), zanurzałem się zwykle z pozycji na grzbiecie (na brzuchu pływałem bardzo kiepsko), oczywiście bez zacisku, co trochę sensacji na basenie wzbudzało. To tak przy okazji, bo Tobie o przeponę chodzi - można z nią robić dosyć dziwne rzeczy - np. uruchamiać tylko lewą lub prawą połówkę, albo przednią lub tylną część. Ogólnie przeponę "wyczuwa" się bardzo łatwo - praktycznie równie łatwo, jak np. palec.
glaude, 1 maja 2015, 06:04
@ex nihilo
To o czym napisałeś jest spokojnie do wytrenowania, bo jogini osiągają takie rzeczy treningiem. Natomiast, poza zwalnianiem oddechu i korzystną przez to bradykardią, nic więcej z jogi nie jest tu przydatne. Ja, moze zabrzmi to dla Was śmiesznie, pakuję na przepomę. Mam pas obciązeniowy (3kg) do zapinania w talii i po jogińsku powoli oddycham leżąc na plecach rzez ok 10-15 min. Wdech zajmuje mi 5s, bezdech 7-8s, wydech 15-17s i bezdech 2-3s. Po czym kolejny cykl. Obciązenie oczywiście na granicy łuku zebrowego i brzucha. Oprócz tego tanelki oddechowe na wzrost tolerancji pCO2, czyli 2 mim spokojnego oddychania- wypiszczam powietrze i na wydechu 1,5 min. E durim cyklu oddech o 15s krótszy, a nezdechh na wydechu również 1,5 min. I kazdy cykl z krótszą respiracją o 15s, az dojdę do 15s. Są tez tabelki na pO2, a nawet łączone, ale to jiz dla zawodowców i ich nie trenuję.
Bicie przepony można spowolnić czasowo stosując przed bezdechem hiperwentylację, ale przez to skracasz całklwity czas bezdechu, bo wprowadzasz się w zasadowicę oddechową i noe ma potem efektu Bohra (ojca Nielsa). Tlen jest przez to gorzej uwalniany z erytrocytów do tkanek, a wiadomo, ze mózg potrzebuje go duzo nawet w spoczynku i mamy "blackout". Dlatego dla bezdechowców korzystna jest kwasica, to nasze koło ratunkowe. Wazna jest tez bradykardia, jednak przy moich kolanach nie mogę biegać, pozostaje mi rowerek i "piechotka", zeby ją podtrzymywać w spoczynku na max 65/mim.
Na basen to wystarczy. Natomiast do nirkowania głębinowego potrzeba sprawnych mięśni jezyka (tzw. Frenzel) i podniebienia (tzw. BTV, Mounthfill), bo do 15m wystarcza zwykła próba Valsalvy. Chodzi o wyrównywanie ciśnienia w trąbkach słuchowych. Potrafię wszystko poza mounthfillem i zsrzucaniem przepony. Umiem tzw. paki i depaki- dopchanie językiem powietrza do płuc i wyciąganie go do jamy ustnej. To waźne, bo co raz większe ciśnienie wraz z głębokością rozwaliłoby błony bębenkowe i woda zalewa wtedy przełyk i krtań.
Wraz z głebokością spada tez czynność serca i bradykardia osiąga wtedy nawet 10/min. Jak u ssaków nurkujących (delfiny, słonie morskie). Więc nie samo zimno wody na twarz daje odruch nurkowy.
No i ja bez zacisku na nos nie "basenuje", a na wodach otwartych koniecznie z maską.
Na koniec mało znany fakt, rekordzistą świata w zabce podwodnej jest nasz Mateusz Malina, 226m w basenie. Polskie media niestety przemilczały ten fakt, za to kopaczach nadają codziennie i to na samym początku wiadomości sportowych.
thikim, 1 maja 2015, 09:48
To ile mamy czasu? Tydzień? Rok? 10 lat? Jak to dobrze że zesłano nam takiego naukowca akurat dokładnie w tym tak krytycznym czasie
ex nihilo, 1 maja 2015, 14:51
Jasne, że do wytrenowania, najważniejsze jest załapanie o co w tym chodzi. Z tym że nie jest to joga ("technicznie"), to trochę inny sposób kontroli, dużo bardziej selektywny niż w jodze. Asany itd. są w tym całkiem niepotrzebne. Można leżeć w piwkiem w garści i się tym bawić
Astroboy, 2 maja 2015, 11:54
Szaleni jogini (niekoniecznie tradycja hinduistyczna) to nie tylko z piwkiem, i nie tylko z przeponą.
Edit: wiecie co? Mam głęboko to oznaczanie gdzieś. Mojego winka (całkowicie na użytek własny) nie będę oznaczał, podobnie jak nie oznaczam zawartości alkoholu. Zawsze czuję się miło zaskoczony tym, co dała natura.
Jeśli jakiś urzędas zechce wejść jednak do mojej piwniczki, to musi się liczyć z psiurami, moją jeszcze dość mocną pięścią, i kupą mojej radości.
Edit2: po porannym przeglądzie jestem wielce rad. Pąki na winnych krzewach rokują nieźle.