Czeka nas klęska głodu?
Z powodu globalnego ocieplenia do roku 2100 połowa ludności Ziemi może mieć problemy z zaopatrzeniem w żywność. Będzie to dotyczyło szczególnie ludności zamieszkującej obszary pomiędzy zwrotnikami.
Rosamond Naylor, dyrektor Program of Food Security and the Environment z Uniwersytetu Stanforda mówi, że jeśli chcemy zapobiec klęsce głodu, to już w tej chwili musimy rozpocząć badania nad nowymi gatunkami roślin jadalnych. Minie bowiem kilkadziesiąt lat, zanim powstaną takie, które będą w stanie rozwijać się w podwyższonej temperaturze tropików.
Współautor badań, profesor David Battisti z University of Washington mówi: Z samego tylko powodu wzrostu temperatury czekają nas olbrzymie problemy z globalną produkcją żywności, a trzeba przecież jeszcze pamiętać o problemach z niedoborem wody w warunkach podwyższonej temperatury.
Naylor i Battisti posłużyli się danymi z 23 różnych modeli klimatycznych i na ich podstawie doszli do wniosku, że istnieje ponad 90-procentowe prawdopodobieństwo, że do roku 2100 w obszarach tropikalnych i subtropikalnych w okresach wegetacji roślin uprawnych temperatury wzrosną do tego stopnia, że najniższe z nich będą wyższe od najwyższych obecnie notowanych.
Naukowcy zauważają, że w najnowszej historii zdarzały się fale upałów, które niszczyły zbiory. Na przykład w 2003 roku, kiedy to letnie upały zabiły w Europie Zachodniej około 52 000 osób, produkcja żywności we Francji i Włoszech spadła o 30%. Za 90 lat takie temperatury mogą być normą w Europie.
W tropikach spowodują one spadek plonów od 20 do 40%, a biorąc pod uwagę związany z nim możliwe zmniejszenie liczby opadów, spadek plonów może być jeszcze większy. Oczywiście, jak już wcześniej informowaliśmy, średni wzrost temperatury na wyższych szerokościach geograficznych będzie większy, niż w tropikach. Jednak, jako że tropiki już teraz są cieplejsze, wzrost temperatury w nich będzie miał większy wpływ na rośliny uprawne.
Musimy całościowo przemyśleć system światowego rolnictwa. Nie myśleć tylko o nowych gatunkach roślin, ale zbadać, jak zmniejszy się odsetek ludności pracującej w rolnictwie i jak będą kształtowały się migracje - mówi Naylor.
Obecnie w strefach tropikalnej i subtropikalnej mieszka 3 miliardy ludzi. W przyszłości liczba ta ulegnie podwojeniu.
Komentarze (8)
luk-san, 12 stycznia 2009, 15:21
już nie będę pisał że ocieplenie to mit, bo każdy to wie ;P. Czy oby takie straszenie nie miało na celu przyspieszenia badań genetycznych na roślinach przez duże korporacje które to oczywiście w szlachetnym i bezinteresownym celu przekażą opracowane badania biednym ludziom z Afryki.... I dla czego by fala ciepła w europie miała zepsuć plony? zawsze możemy sadzić to co teraz sadzą ludzie w Afryce, Polskie palmy i banany ;]
mikroos, 12 stycznia 2009, 15:22
Dlaczego zakładasz, że prowadzenie badań ma zaszkodzić Afryce (tak przynajmniej odbieram Twój sarkazm)? Przecież nikt nie będzie ich zmuszał do kupowania tych nowinek. Powstanie jedynie jedna opcja więcej na rynku. Opcja, nie przymus.
luk-san, 12 stycznia 2009, 16:36
W żadnym wypadku zaszkodzić, tylko nie pomóc. GMO nie jest już opcją: ziarna, kukurydza itp codziennie to jemy.
btw: Kiedyś jakieś państwo w Afryce nie przyjęło pomocy od USA w formie żywności z powodu GMO.
mikroos, 12 stycznia 2009, 16:38
Zgadza się, było to, o ile dobrze pamiętam, Zimbabwe. Zresztą z Afryką w ogóle jest komedia, bo pompuje się tam kasę i wysyła konwoje, które zaraz potem są rozkradane przez lokalnych kacyków.
Największym problemem Afryki wcale nie jest ani brak wody, ani brak technologii. Najwiekszym z nich jest gigantyczna korupcja, przez którą przepada większość wysyłanej tam pomocy.
Jurgi, 12 stycznia 2009, 21:18
Problemem poza korupcją i władzą dyktatorów (którzy wolą kasę władować w swoje pałace i armię) jest sama pomoc, która polega na uzależnianiu od tej pomocy, zamiast na pomocy w usamodzielnianiu się i rozwoju.
To samo tyczy się wielu innych rejonów, w które pakowana jest gigantyczna pomoc, w tym strefy Gazy.
j50, 13 stycznia 2009, 21:12
Mam wątpliwości odnośnie tego, czy uczciwie przedstawiany jest scenariusz ocieplenia klimatu w strefie międzyzwrotnikowej. Strefa ta bowiem obejmuje klimaty równikowe i zwrotnikowe. Zwrotnikowe są suchymi i tam tylko ochłodzenie klimatu połączone z transgresją lądolodów w obrębie strefy umiarkowanej mogłoby sytuację poprawić. Czy można natomiast pogorszyć coś, co jest bliskie dna? Na Saharze leżącej dziś w strefie zwrotnikowej zmniejszenie opadów chyba już nic nie zmieni.
Natomiast zwiększenie temperatur w strefie równikowej (leżącej pomiędzy zwrotnikami) powinno raczej zdynamizować obieg wody i zwiększyć opady. Chodzi o to, że w strefie zwrotnikowej (np. saharyjskiej) mamy do czynienia z osiadaniem mas powietrza, czemu towarzyszy jego ocieplanie i osuszanie. Natomiast strefa równikowe (leżąca pomiędzy zwrotnikami) cechuje się dominacją prądów wznoszących. To zaś oznacza częste burze (konwekcja w obrębie troposfery). Jesli zwiększy się temperatura w strefie równikowej, to zwiększy się tym samym konwekcja troposferyczna. Opady powinny być zatem większe, ale zjawiska będą gwałtowniejsze.
Co do problemu pomocowego dla Afryki, to ja uważam, że tam należy przede wszystkim robić studnie w strefie zwrotnikowej (suchej). Należy tylko pilnować, aby nie zostały one anektowane przez miejscowe grupy kryminalne. O tym samym pisywał Kapuściński.
Przypomnę tu skutki pomocy dla Etiopii w okresie wielkiej suszy i głodu sprzed kilkudziesięciu lat (za komucha). Setki ton żywności zwożono drogą powietrzną do wyznaczonych punktów. Efekty? Cała ludność porzuciła swe dotychczasowe zajęcia i zgromadziła się w tych punktach. Organizacje mafijne przejęły kontrolę nad dystrybucją żywności. Potem zaś okazało się, że stale trzeba pomagać, bo ludność nie wraca do swego poprzedniego gospodarowania, tylko nadal czeka na pomoc. Bo jeśli można mieć za darmo, to po co się wysilać?
Ja od razu muszę zaznaczyć, że ludność żyjąca w warunkach krytycznych poddawana jest szczególnym procesom ekonomicznym. Równowaga ekonomiczna jest tam określana kulturowo i wynika z doświadczeń całej społeczności. Jeśli zatem do tej ekonomii danej społeczności dołączamy środki pomocowe, to zxmieniamy tym samym całą ekonomię danego regionu. To staje się przekazem kulturowym i zaczyna funkcjonować społecznie. Gdzieś daleko są tacy, którzy niosą pomoc. Należy zatem tylko zgromadzić się tam, gdzie ta pomoc jest dostarczana. Wszelkie kryminalne zarządzanie pomocą nie jest odbierane przez tę ludność jako coś nagannego. Bo to jest normalne zjawisko w tamtych regionach. Kto ma dostęp do wody, do żywności, kto ma stado tłustej gadziny - ten rządzi i po prostu żyje. Jeśli okaże się, że stado tłustej gadziny nie jest już żadnym wskaźnikiem statusu społecznego, to wtedy system ekonomiczny takiego społeczeństwa musi się zawalić.
Jurgi!
Uważam, że masz rację. Pomoc humanitarna związana z klęskami żywiołowymi jest środkiem konserwującym dotychczasowe relacje człowieka z przyrodą. Skłania go do rozwijania swej populacji w regionach o wybitnie niekorzystnych warunkach. To jest poważny problem etyczny. Bo należy pomagać potrzebującym. Co jednak, jeżeli ci potrzebujący stają się stałymi klientami sponsorów? Czy na tym to ma polegać? Nie wiem. Żal człowieka ogarnia, gdy ogląda potrzebujących. I chciałbym pomagać, jak tylko się da. Jakie jednak będą skutki?
Mikroos!
Bardzo się mylisz w swych ocenach. Problemem przyrodniczym Afryki jest brak wody oraz choroby (różniste). Ponadto problemem jest to, że w Afryce pojawiły się modele rządzenia "białasów". Dzidy też nie sprowadził tam "bwana kubwa", zo to sprowadził tam nowoczesną broń palną. "Czarny człowiek" być może mógłby ją wymiślić, ale jakoś doszedł pewnie do wniosku, że są lepsze sposoby załatwiania konfliktów. Problemem dalszym tego kontynentu jest zupełne zachwianie równowagi pomiędzy tradycyjnym gospodarowaniem oraz nabytkami ze strony "bwana kubwa". Gdyby Afryka była zupełnie izolowaną częścią Ziemi, to tam by nadal obowiązywały pradawne zasady. One zaś głosiły to samo, co u nas: wyżej nerek się nie podskoczy. Mamy zatem do czynienia z typowym efektem "zderzenia cywilizacji". To nie Murzyni spowodowali zmianę w sposobie gospodarowania białasów - a na odwrót!
Neratin, 13 stycznia 2009, 23:41
...Tyle że nie ma wiele wspólnego z głowną tezą Battistiego i Naylora. Problemem zmian ilości opadów atmosferycznych w ogóle się oni nie zajmowali - interesowało ich natomiast, o ile zwiększy się prawdopodobieństwo okresowego występowania fal gorąca w strefie międzyzwrotnikowej, oraz jaki wpływ to zjawisko ma na plony rolne.
Bo zdarzyło się to np. w 1972 na Ukrainie, a w 2003 we Francji?
Jurgi, 14 stycznia 2009, 13:23
W Polsce też, choć na mniejsza skalę. Od jakiegoś czasu lato w naszym kraju to albo susza, albo ciągle opady, nie ma zrównoważenia, które było kiedyś. W rezultacie uprawy na zmianę albo wysychają albo toną i gniją.