„Klej do mózgu” pomaga w naprawie układu nerwowego po urazowym uszkodzeniu mózgu
Na całym świecie żyją dziesiątki milionów osób, które w różnym stopniu utraciły sprawność fizyczną po urazowym uszkodzeniu mózgu. Nadzieją dla nich może być „klej do mózgu”, czyli specjalny hydrożel, opracowany w Regenerative Biosceinces Center na University of Georgia.
Twórcy hydrożelu wykazali właśnie, że nie tylko chroni on przed dalszą utratą tkanki mózgowej po poważnym urazie, ale może również pomagać w regeneracji nerwów.
Wyniki badań, opisanych na łamach Science Advances, dostarczają pierwszych wizualnych i funkcjonalnych dowodów na to, że pod wpływem „kleju do mózgu” następuje naprawa obwodów nerwowych. Nasze badania dają nam wgląd w to, jak przebiega regeneracja uszkodzonych regionów mózgu u zwierząt, przed którymi postawiono specyficzne zadania dotyczące sięgnięcia i schwytania przedmiotu, mówi profesor Lohitash Karumbaiah.
Uczony stworzył specjalny hydrożel w 2017 roku. Został on zaprojektowany tak, by naśladował strukturę i funkcję cukrów w komórkach mózgu. Żel zawiera kluczowe struktury pozwalające mu na łączenie się z czynnikiem wzrostu fibroblastów i neurotroficznym czynnikiem pochodzenia mózgowego, dwoma ważnymi białkami, które zwiększają przeżywalność i regenerację komórek mózgu po urazie.
Przeprowadzone długoterminowe badania wykazały, że po 10 tygodniach u zwierząt, u których zastosowano hydrożel "doszło do naprawy poważnie uszkodzonej tkanki mózgowej. Zwierzęta te szybciej się rehabilitowały, niż te, u których materiału tego nie stosowano".
Badania trwały 4-5 lat. Wszystko jest tak szczegółowo udokumentowane, że po przeczytaniu wszystkich zebranych przez nas informacji, każdy uwierzy, iż pojawiła się nowa nadzieja dla ludzi z poważnym uszkodzeniem mózgu, mówi Charles Latchoumane, główny autor badań, który pracuje też w centrum NeurRestore w Lozannie. Centrum to skupia się na badaniach nad odwróceniem utraty funkcji neurologicznych u ludzi cierpiących na chorobę Parkinsone oraz inne schorzenia neurologiczne, do których doszło w wyniku urazu lub udaru.
Komentarze (25)
cyjanobakteria, 7 kwietnia 2021, 18:03
Nawet nie chcę wiedzieć w jaki sposób wywołują TBI u myszy laboratoryjnych.
Swoją drogą Super Glue w Wietnamie był używany do łatania na szybko organów wewnętrznych rannych żołnierzy i podobno uratował wiele osób przed wykrwawieniem.
https://en.wikipedia.org/wiki/Harry_Coover
Jajcenty, 7 kwietnia 2021, 20:46
Nie wyobrażam sobie. Kiedyś nalało mi się odrobinę tego kleju na drobną rankę na palcu. Myślę że przypalanie à la Rambo jest mniej bolesne. Polewanie tym kogoś poważnie rannego, zwłaszcza uzbrojonego, będzie wymagało umiejętności biegania zygzakiem.
orzan, 7 kwietnia 2021, 21:40
Świetnie sprawdza się do sklejania suchej pękniętej skóry np. palców. Sam to stosowałem a później przeczytałem że lekarze na Antarktydzie tak robią
cyjanobakteria, 7 kwietnia 2021, 23:53
Haha, bez przesady Żołnierz dostaje postrzał i nie może się ruszać. Adrenalina wylatuje przez sufit, ale szybko spada, w międzyczasie podają mu morfinę i starają się zatamować krwotok. W ratownictwie jest tak, że pierwszej pomocy udziela się, aby ofiara dożyła dojazdu karetki, a w karetce, żeby dożyła dojazdu do szpitala. W szpitalu, żeby dotrzymała do operacji i dopiero na sali operacyjnej udziela się fachowej pomocy. Uśmierzanie bólu nie jest priorytetem
Też sobie kiedyś skleiłem palce kilka razy, ale przypadkiem podczas klejenia Nie znałem tego triku z klejeniem skóry, ale czasami jak mi pęknie sucha skóra to taśmą albo plastrem można skleić. Kiedyś mi ręce zimą wysychały, ale poprawiło się, jak nadrobiłem braki tabsami z multiwitaminą i trochę skorygowałem dietę. Chyba jodu miałem za mało. Jak masz mocno zniszczoną skórę to można posmarować kremem i na to założyć jednorazowe rękawiczki na 2-3h. Czasami tak doprowadzałem ręce do porządku po większych akcjach z majsterkowaniem i remontami.
venator, 8 kwietnia 2021, 01:33
Pierwsze profesjonalne opatrunki hemostatyczne (pierwszej generacji), QuikClot, powodowały często dosyć poważne oparzenia, nawet 2 stopnia.Przyczyną tego było stosowanie w nich nieuwodnionego zeolitu.
Powstawała silna reakcja termochemiczna. Dlatego tego typu opatrunki hemostatyczne stosowano jako ostateczność, gdy zawiodły inne metody.
Ale i tak okazały się przełomem (film wymaga zalogowania się):
https://www.youtube.com/watch?v=TnqxNQmgcqg
Powyższy film jest często pokazywany na różnych kursach KPP lub TCCC.Wybór jest prosty: albo niepowodujące śmierci ewentualne oparzenia ogranów albo śmierć w wyniku krwotoku.
Dziś stosuje się już opatrunki następnych generacji, w któych wyeliminowano tę przypadłość.
Zatrzymane krwotoku jest całkowitym priorytetem.
A o zastosowaniu kleju w Wietnamie nie słyszałem, niezła ciekawostka.
cyjanobakteria, 8 kwietnia 2021, 20:38
To były inne czasy. Pewnie jest więcej tego typu historii. Z innych ciekawostek, mała paczka fajek była dodawana do racji żywnościowych dla żołnierzy USA do lat 1970-tych Jest kilka kanałów na YT, na których kolekcjonerzy otwierają takie puszki, demonstrują zawartość i nawet konsumują to, co się nadaje do zjedzenia. Są świetnie zachowane puszki nawet sprzed WW2.
https://www.reddit.com/r/AskHistorians/comments/4exysw/were_cigarettes_given_as_a_ration_to_us_army/
venator, 8 kwietnia 2021, 21:27
Niemcy w czasie drugiej wojny światowej do racji żywnościowych swoich żołnierzy dokladali "panzerschokolade" (tak do 1941 r.), która zawierała pervitin - metaamfetamine.
Później pervitin podawano tylko tym, któym puszcały nerwy. Czasem więc większości pododdziału.
cyjanobakteria, 8 kwietnia 2021, 23:20
Słyszałem o tych dodatkach Przypomniało mi się, że kiedyś widziałem ten film z demonstracją niemieckiej czekolady z kofeiną z 1942:
peceed, 9 kwietnia 2021, 03:57
Szkoda, że nikt im (a przynajmniej "kierownictwu") nie dodawał przed wojną "space cookies"
venator, 14 kwietnia 2021, 00:53
Panzerschokolade miało swój praktyczny wymiar. W czasie kampanii we Francji w 1940 r. było jedną z podstaw blitzkriegu. Taki Erwin Rommel nie spał siedem dni z rzędu...
peceed, 14 kwietnia 2021, 03:49
Przypuszczam że już po 2 dniach funkcjonował gorzej niż dowódca który przespał się te 6 godzin i jechał na kawie.
Na wspomaganiu jechali już w Polsce, jest hipoteza że to jeden z powodów szybkiego pojawienia się zbrodni wojennych.
venator, 14 kwietnia 2021, 05:35
Po owocach ich poznacie. To kampania francuska była trampoliną do popularności przyszłego "Lisa pustyni". W końcu dowodzona prze niego dywizja nawet wśród sojuszników zyskała miano la Division Fantome. Szybkośc manerwru to było sedno blitzkriegu (a w zasadzie jedno z kluczowych składowych) i tutaj taki chemiczny wspomagacz był jak znalazł.
Na tym etapie od Rommla nie wymagało się strategicznego myślenia, gdzie chłodny, wypoczęty umysł to podstawa. Ogólnie w kampani francuskiej armii niemieckiej zużyto 35 mln jednostek pervitinu.
Oczywiście, że zażywano go i w Polsce - był powszechnie stosowany w społeczeństwie III Rzeszy. Dopiero od 1940-41 zaczęto zdawać sobie sprawę z ceny jaka było uzależnienie, co spowodowało formalne jego wycofanie (chociaż i tak był powszechnie dostępny).
Zbrodnia wojenna była wpisana w ideoligię III Rzeszy. Jedną z takich zbrodniczych zagrywek był tzw. naloty terrorystyczne, wypracowane podczas działnia Legionu Condor, podczas wojny domowej w Hiszpanii. Autorem tej zbrodniczej taktyki był Wolfram von Richthofen, kuzyn słynnego asa myśliwskiego I w.ś. "Czerwonego barona". Polegało to na niszczeniu cywilnych, niebronionych celów, zadanie jak największych strat wśród dzieci, kobiet etc w celu załamania morale atakowanej strony. W Hiszpani niszczono w ten sposób wioski.
O godz. 4:40 01.09.1939 r. niemieckie bombowce Ju-87 rozpczęły bombardowanie Wielunia:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Bombardowanie_Wielunia
To był pierwszy tego typu nalot w czasie 2 dws. Luftwaffe masowo konsumowała pervitin. Z całą pewnością miało to jakieś znaczenie dla bezwględności niemieckich pilotów.
Ale czy kluczowe? Znamienne jest to, że w III Rzeszy do lotnictwa bombowego dobierano pilotów przekonanych o słuszności ideoligii nazistowskiej, przesiąknietych propagandą. W lotnictwie myśliwskim dużo więcej było lotników o mniej zideologizowanym podejściu, często uważających się za współczesnych rycerzy. Odnotowano przypadek gdy po ciężkiej walce amerykańskiego bombowca B-17 z wieloma myśliwcami Luftwaffe, ciężko uszkodzony aliancki bombowiec został odeskortowany w poobliże brytyjskiej strefy, prze niemieckiego Bf-109, w "podzięce" za a honorowy pojedynek. Skrajne to odmienne od bombardowania szpitala...
ps. oczywiście od 1942 rok masowo substancje psychoaktywne wprowadza także alianckie lotnictwo, pod postacią benzedryny (tzw. benków). Amfe zażywali też Japończycy.
peceed, 14 kwietnia 2021, 08:06
Jeśli to ta sytuacja w której zaciekawiony pilot podleciał do bombowca i zajrzał do środka, widząc że załoga reanimuje jednego z członków, to ciężko mówić o odeskortowaniu - jeden z członków załogi zaczął zajmować wieżyczkę i pilot musiał odlecieć.
Za to jest fajniejszy przypadek w którym pilot P-47 uciekając przed myśliwcami w akcie desperacji przeleciał przez budynek fabryki, celując w okno, co odcięło duże kawałki skrzydeł po obu stronach. Piloci zamiast dobić ofiarę obfotografowali samolot.
Niemiecka armia w znacznej mierze dowodziła się sama (na każdym szczeblu dowódcy mieli pozostawioną swobodę działań, określano cele), do kierowania dywizjami były całe sztaby ludzi. Dalej twierdzę, że mógł pospać bez żadnej szkody dla efektu końcowego. Jeśli nie 6h to 4.5. Kilka dni bez snu to już niebezpieczeństwo dla zdrowia psychicznego.
cyjanobakteria, 14 kwietnia 2021, 12:29
Też nie wierze w to, że nie spał przez tyle dni. W wojsku zawodowi żołnierze albo weterani potrafią zasnąć na stojąco. Każdy kto nie ma przydzielonego zadania i nie jest pod obstrzałem, bo siedzi na przykład w ciężarówce podczas transportu, przekima przynajmniej chwilę. Na wojnie każdy jest niewyspany.
peceed, 14 kwietnia 2021, 12:35
Niekoniecznie po metaamfetaminie. Ale nie wierzę w 7 dni i nocy - Niemcy robili eksperymenty z niewielkimi okrętami podwodnymi których piloci mieli nie spać przez kilka dni, nie działało to dobrze.
venator, 14 kwietnia 2021, 15:11
Nie, to była zupelnie inna sytuacja. Bf 109 eskortował cieżko uzkodzony bombowiec lecąc aż nad Morze Północne, tak blisko alianckiej maszyny, że niemiecka opl nie mogła otworzyć ognia. Ale to raczej skrajny przypadek rycerskości...
??? Tzn? Szeregowi zwoływali wiec i demokratycznie głosowali?
Tego nie wiemy. Przeogrmony sukces Rommla, był kwestią nieprzewidywalności jego zachowania jako dowódcy szczebla taktycznego, które było odwrotnością do bólu przewidywalnych posunięć francuskich i brytyjskich dowódców. Zwłaszcza w szaleńczej końcówce kampanii, w dniach 10-19 czerwca. Jedna dywizja wzięła do niewoli ok. 100 tyś żołnierzy i zdobyła 450 czołgów. Przebieg kampanii, niezwykle wyczerpującej pod względem fizycznym i psychicznym oraz styl dowodzenia Rommla (cały czas na I linii, co np. w Afryce, gdy dowodził znacznie większymi zgrupowaniami, mogło mieć już katastrofalne skutki), wskazywało iż jego fizyczna obecność na froncie była niezbędna do odniesienia sukcesu. Taki miał styl, który akurat wtedy, we Francji, zapewnił mu nieśmiertelność. Bo przecież Rommel to w znaczne mierze mit...
Postaram się znaleźć źródło tej informacji. Przebieg kampanii dywizji duchów, sugeruje jednak, że czasu na pełnowartościowy sen w ogóle nie było.
Norman Ohler, który badał kwestie użycia pervitinu w III Rzeszy, nigdy nie znalazł bezpośrednich dowodów na to, że Rommel zażywał mete. Ale jest wiele dowodów pośrednich. Był to środek powszechnie stosowany w jego pododziałach, rekomendowany i zachwalany przez głównego lekarza dywizji (zachowała się korespondencja). No i samo zachowanie Rommla.
Ogromne pokłady energii, a zachowanie czasem aroganckie wobec śmierci i irracjonalne. 20 maja podczas forsowania kanału pod La Bassee Rommel stoi wyprostowany, jakby "nie widzi" upadających obok pocisków, energicznie dowodzi. Pod Arras bzpośrednio kieruje ostrzałem armamt, słynnych 88-tek, stojąc znów bez osłony. Nawet nie zauważa jak ginie stojący obok niego adiutant. Wszystko to są mocne dowody na to, iż uważany prze niektórych za geniusza Rommel, był podczas swych kampanii pod silnym wpływem substancji psychoaktywnych.
cyjanobakteria, 14 kwietnia 2021, 15:45
O tym akurat słyszałem, po angielsku to "Charlie Brown and Franz Stigler incident". Swoją drogą, tail gunner w bombowcach to była chyba najgorsza robota podczas WW2 z największą śmiertelnością.
venator, 15 kwietnia 2021, 21:38
Tak, o Stiglera chodzi. Tutaj opis po polsku:
https://dlapilota.pl/wiadomosci/swiat/historia-niemiecki-mysliwiec-oslania-amerykanski-bombowiec
Największą śmiertelność cechowała się zaś służba na niemieckich okrętach podwodnych.
Trzeba wspomnieć o tym, że bombowce nie były bezbronne i ze wspomnień niemieckich pilotów myśliwskich wynika, że atak na ugrupowanie obronne fortec wywoływało dużo wiekszy stres, niż walka z alianckimi myśliwcami. Podczas ataku, zgodnie z taktyką, niemiecka maszyna musiala zbliżyć się na odległość ledwie 200 metrów, mając przciwko sobie od 36 do 72 pokładowych ciężkich karabinów maszynowych. Stres był przeogromny.
cyjanobakteria, 16 kwietnia 2021, 02:29
Musiałem coś pomieszać. To była chyba najgorsza robota, ale po stronie alianckiej. Zdaje sobie sprawę, że na ubotach szacowany czas życia marynarza to było chyba kilka miesięcy i ponad połowa ubotów została zatopiona na morzu. Ciekawa jest historia ubota U-864 zatopionego podczas transportu rtęci i planów silników odrzutowych do Japonii. Zdaje się, że został trafiony torpedą przez brytyjski okręt podwodny, co nie zdarzało się często.
peceed, 16 kwietnia 2021, 11:29
Dlatego raczej atakowano od przodu - czas ostrzału skracał się do kilku sekund i było mniej luf od tej strony. Atakując w kilka osób siła ognia przeciwnika się dzieliła.
Przed wprowadzeniem eskorty tracono maksymalnie jeden myśliwiec na jeden strącony bombowiec, i pilot przeżywał w 2/3 przypadków co obrazuje że ryzyko z punktu widzenia pilota było gigantyczne. Z punktu widzenia armii - niskie.
Może był mniej genialny niż mu się to przypisuje, ale jakby nie patrzeć był oceniany za rzeczywiste dokonania.
cyjanobakteria, 16 kwietnia 2021, 11:57
Chyba było tyle samo luf, a nawet więcej. Wieża na górze (2x), na dole (2x), z przodu (2x), z tyłu (2x), plus 2x dodatkowe lufy z przodu. Chociaż to pewnie zależy od bombowca.
venator, 16 kwietnia 2021, 12:15
Oszacowanie rzeczywistej śmiertelności w czasie II woj. światowej jest niezwykle trudne i raczej się nigdy nie uda, choć od zakończeniu tego wielkiego konfliktu minęło już grubo ponad 70 lat. Różna była metodologia, np. kwestia strat wśród marynarzy marynarek handlowych zaangażowanych przez marynarki wojenne etc. Różne rodzaje klasyfikacji strat bojowych, całkowitych i niecałkowitych, strat w walce i strefie walki, strat niebojowych - tych w wyniku wypadków jak i w wyniku oddziaływania stresu na psychikę itd. Nawet w obrębie jednej formacji, czy ba, jednej jednostki, były i są stanowiska mniej lub bardziej narażone...Ale były formacje które cieszyły się szczególnie złą sławą.
W III Rzeszy były to np. jednostki spadochronowe...być może dlatego w formacji ochotniczej (przynamniej do 1944 r.) jakim było Waffen SS, nie tworzono właściwie jednostek spadochronowych (poza nielicznymi przykładami).
Wracając do kwestii narkotyków w armii:
Tajemniczy co?
W rzeczystości to ponury żart w stosunku do dramatycznego incydentu z 2002 r. z Afganistanu, podczas którego pilot mjr. Harry "Psycho" Schmidt, lotnik Air National Guard, zrzucił 230 kg. bombe na trenujący oddział lekkiej, kanadyjskiej piechoty, zabijając 4 żołnierzy. Pilot na godzinę przed incydentem łyknął 10 mg Dexedriny, opartego na dekstroamfetaminie. To była też jedna z jego lini obrony, bo to był legalny w wojsku środek farmaceutyczny.
https://en.wikipedia.org/wiki/Tarnak_Farm_incident
https://www.wussu.com/humour/bombed.htm
venator, 19 kwietnia 2021, 22:55
Akurat tutaj peceed ma sporo racji. Taktykę ataku frontalnego wprowadzono w Luftwaffe na przełomie 1942/43 r. zastępując wcześniej stosowaną, klasyczną, ataku od ogona. Związane było to z coraz większym zaangażowaniem Amerykanów i udziałem ciężkich, trudnych do zniszczenia bombowców, takich jak B-24 ale przede wszystkim B-17 "Latająca forteca".
Niemieccy lotnicy wkrótce opracowali optymalny kąt natarcia i taktykę wyławiania pojedynczych maszyn i dobijania, zupełnie jak drapieżne zwierzęta. Odpowiedzią aliantów były próby zwiększenia zasięgu myśliwców eskorty. Ponadto Amerykanie już w 1942 r. wynaleźli bardzo skuteczną formacje obronną jaką było "combat box". Bombowce poruszały się w trójkach, które układały się w poszczególne warstwy, tworząc rodzaj "prostopałościanu". Ustawienie samolotów było takie aby zapewnić sobie wzajemną ochronę przy zastosowaniu ognia krzyżowego. Formacje te były trudnym orzechem do zgryzienia, wielu mało doświadczonych, niemieckich lotników nie potrafiło utrzymać nerwów na wodzy i otwierało ogien ze zbyt daleka, nie robiąc bombowcom szkody. Niemcy wprowadzili w końcu formacje Sturmstaffel, złożone z dodatkowo opancerzonych i wyposażonych w działka 30 mm oraz rakiety 210 mm, Focke-Wulf Fw-190. Samoloty te z dużą prędkościa, pod odpowiednim kątem nacierały na bombowce, strzelały, a dzięki potężnemu uzbrojeniu potrafiły zadać sporę straty. Następnie odskakiwały, unikając pojedynków z myśliwcami eskorty. Ten pomysł miał jednak dużą wadę - tak przygotowane foki były tak ociężałe, że same wymagały eskorty myśliwców.
Trzeba pamętać, że nie tylko myśliwce stnowiły zagrożenia, ale przede wszystkim potężna obrona przeciwlotnicza. W 1943 r. w opl III Rzeszy zaangażowanych było aż 1 mln żołnierzy. W 1944 r. samych, znakomitych 88-tek, Niemcy posiadały aż 10 tyś. Straty w alianckim lotnictwie bombowym były wyskoie, a czarę gorycz przelał nocny nalot na Norymberge 26/27 lutego 1944 r., gdy bombowce zostały rozbitę przez niemieckie, nocne myśliwce. Utracono wówczas bezpowrotnie aż 95 maszyn. Zrezynowano wówczas z taktyki nalotów dywanowych, powórcono dopiero w w 1945 r., gdy dobijano bestie. W ogólnym rozrachunku jednak te naloty się opłacały - III Rzesza musiała angażowac ogrmone środki w opl i usuwanie szkód. Natomiast staty przemysłowe były mniejsze niz zakładali alianci.
cyjanobakteria, 19 kwietnia 2021, 23:11
Zatem chodzi o formację. Myślałem o poszczególnych bombowcach. W B-17 jest więcej luf z przodu (2x dodatkowe), ale być może ze względu na formację jest mniejszy kontakt. Ogólnie się nie spieram, bo nie jestem ekspertem aczkolwiek mam 3 książki na ten temat, o wojskach pancernych, marynarce i lotnictwie w czasie WW2. Tej ostatniej jeszcze nie przeczytałem