Opensource'owe środowisko odetchnęło z ulgą
Opensource'owe środowiska mogą odetchnąć z ulgą po ostatnim wyroku federalnego sądu apelacyjnego. Uchylił on wyrok sądu niższej instancji, który, jeśli zostałby utrzymany, mógł mieć olbrzymi niekorzystny wpływ na wszelkie wolne licencje na oprogramowanie.
Sprawa toczyła się z powództwa Roberta Jacobsena, twórcy oprogramowania Java Model Railroad Interface. To popularny pakiet do zarządzania elektrycznymi kolejkami. Jest ono rozpowszechniane na Artistic Licence 1.0, używanej szeroko też przez społeczność zajmującą się językiem Perl. Licencja ta nie jest, z technicznego punktu widzenia, licencją typu copyleft, ale, podobnie jak ona, daje olbrzymią swobodę na korzystanie z oprogramowanie. Pozwala na jego modyfikację i rozpowszechnianie. Oczywiście pod pewnymi warunkami. Licencję wykorzystała firma Kamind Associates, która zaczęła rozpowszechniać część oprogramowania Jacobsena, ale usunęła wszelkie informacje o autorstwie.
Jacobsen udał się do sądu twierdząc, że Kamind naruszyła prawa autorskie. Jednak sąd w swoim wyroku stwierdził, że nie może być mowy o naruszeniu praw autorskich, a jedynie o złamaniu warunków umowy. Innymi słowy sąd stwierdził, że oprogramowanie rozpowszechniane na wolnych licencjach nie jest chronione prawem autorskim jak tradycyjne licencje, a przepisami dotyczącymi zawieranych umów.
Takie rozstrzygnięcie było bardzo niekorzystne dla autorów Wolnego Oprogramowania. Przepisy o prawach autorskich dają bowiem twórcom dzieła prawo do domagania się, by osoba, która je naruszyła, zaprzestała łamania prawa. Innymi słowy sąd może w takim wypadku zakazać naruszającemu prawo autorskie rozpowszechniania spornego dzieła. Z kolei przepisy o umowach przewidują jedynie odszkodowanie liczone od wartości dzieła. Jako że olbrzymia większość Wolnego Oprogramowania rozpowszechniana jest za darmo lub za niewielkie kwoty, sumy odszkodowań byłyby znikome.
Środowiska korzystające z licencji copyleft postanowiły działać. Powołani przez nie eksperci zdołali przekonać sąd federalny, że wcześniejszych wyrok jest błędy i może mieć negatywne skutki dla całego przemysłu używającego licencji copyleft. Jeśli bowiem zostałby utrzymany, egzekucja praw do programów na licencjach copyleft byłaby praktycznie niemożliwa.
Komentarze (4)
este perfil es muy tonto, 15 sierpnia 2008, 10:41
skąd zwyczaj pisania "Wolne Oprogramowanie"z dużej litery?
Gość macintosh, 15 sierpnia 2008, 10:56
Źródło(o kulturze daru): pl.wikipedia.org w haśle: "haker".
sekcja: Kultura i społeczność hakerów
Mariusz Błoński, 15 sierpnia 2008, 12:20
Hmmm... nie wiem, czy zostało to jakoś w języku polskim ustalone. Co prawda spotykałem się wielokrotnie z taką pisownią, ale nigdy nie sprawdziłem, czy to błąd, czy też Rada Języka Polskiego tak ustaliła. Jesli nie jest to błąd, to może taka pisownia wynikać z faktu, że pisząc "Wolne Oprogramowanie" mamy na myśli pewną społeczność/ruch/zjawisko, a duże litery mają odróżnić to od "wolnego oprogramowania", czyli programu, który np. działa powoli, jest w jakiś sposób wolny.
Ale rzeczywiście, ciekawa sprawa. Ciekawe, co na to Poradnia Językowa PWN.
este perfil es muy tonto, 24 września 2008, 00:56
hej!niczym Kościół i kościół