Wystarczy przepłukać...
Do tej pory uważano, że napoje energetyzujące poprawiają funkcjonowanie organizmu ze względu na swój skład. Najnowsze badania wykazały jednak, że wystarczy przepłukać nimi usta i wypluć, by wystąpił pożądany efekt.
Specjaliści z Uniwersytetu w Birmingham i Manchester Metropolitan University zbadali niewielką grupę osób i zauważyli, że po nabraniu do ust niewielkiej ilości napoju dla sportowców receptory wykrywają obecność cukru. Wysyłają nagradzające sygnały do mózgu, a związane z tym uczucie przyjemności poprawia osiągane wyniki.
Naukowcy dali 8 kolarzom długodystansowym napój zawierający 6,4% glukozy. Ich wyniki porównano z rezultatami sportowców, którym zaoferowano identyczny napój posłodzony sztucznym środkiem słodzącym sacharyną. Okazało się, że członkowie pierwszej grupy pokonywali testową trasę średnio o minutę szybciej.
Na drugim etapie eksperymentu część osób płukała usta napojem zawierającym 6,4% maltodekstryny (jest to mieszanina oligo- i polisacharydów, która powstaje podczas częściowej hydrolizy skrobi; jest delikatnie słodka, a wchłania się równie łatwo jak glukoza). Pozostali znów sięgali po napój ze sztucznym słodzikiem. Przedstawiciele grupy maltodekstrynowej pokonywali trasę średnio o dwie minuty szybciej od członków grupy placebo.
Wszystkie napoje wyrównywano pod względem słodkości. Dzięki temu smakowały identycznie i sportowcy nie wiedzieli, jaką wersją zostali poczęstowani.
Podczas skanowania mózgu okazało się, że napoje zawierające węglowodany (glukozę lub maltodekstrynę) powodowały wysyłanie sygnałów związanych z przyjemnością. Pobudzały one rejony nieaktywne po spożyciu słodzików. Dzięki temu sportowcy czuli się mniej przeciążeni wysiłkiem i osiągali lepsze wyniki.
Dr Edward Chambers z Birmingham, szef zespołu, uważa, że węglowodany napojów energetyzujących działają głównie za pośrednictwem sygnałów wysyłanych z ust bezpośrednio do mózgu, a nie dzięki dostarczaniu paliwa mięśniom. Wg niego, rezultaty studium potwierdzają teorię, że ostateczne ograniczenia wydajności w sporcie są kwestią interpretowania przez mózg informacji napływających z ciała, a nie samych mięśni, serca czy płuc.
Komentarze (27)
mikroos, 15 kwietnia 2009, 13:23
Tak dla pewności: mówimy o napojach energetyzujących, czy o "napojach dla sportowców", czyli izotonikach?
Mariusz Błoński, 15 kwietnia 2009, 14:01
Oczywiście, że o energetyzujących.
mikroos, 15 kwietnia 2009, 14:04
Właśnie o to chodzi, że to zwykle nie jest takie oczywiste Bardzo często myli się jedno z drugim i wrzuca do jednego worka Isostara i Red Bulla, co jest kompletnym nieporozumieniem - stąd moje pytanie. Ale jeżeli jest tak, jak mówisz, to ok
EuGene, 15 kwietnia 2009, 15:07
"Energetyzujące" nie oznacza znów "pobudzające". Mowa jest tylko o napojach słodzonych, a nie zawierających kofeinę i inne składniki. Nie chodzi również o to, żeby po wysiłku, czy w jego trakcie nic nie pić - to prowadzi do odwodnienia.
Dla mnie z doświadczenia wynikają dwie sprawy:
1. tylko prawdziwy cukier jest powodem radości (hehe)
2. ciało można "przekonać" do większego wysiłku poprzez stosowanie starej metody kija i marchewki - w tym wypadku poprzez oszukanie go, że właśnie wprowadzamy cukier.
Jednak jak wyraźnie jest napisane - doświadczenie przeprowadzone zostało na NIEWIELKIEJ grupie osób, więc jego wyniki nie są zbyt przekonujące.
mikroos, 15 kwietnia 2009, 16:26
Tylko widzisz, z drugiej strony termin "napój dla sportowców" oznacza izotonik (albo lekki hipotonik, jeżeli mówimy o nawadnianiu się po treningu) i stąd cała wątpliwość.
A co do samego doświadczenia, mam jeszcze jedną refleksję: dobrze by było sprawdzić, jaki był odstęp pomiędzy próbami. Zadaniem napojów nie jest bowiem dostarczanie energii na początku wysiłku, tylko w jej trakcie, więc metodyka badania może być nieco skopana. Na początku wysiłku głównym źródlem energii swobodnie może być glikogen, więc napój tak naprawdę nie jest potrzebny.
lucky_one, 15 kwietnia 2009, 16:48
Zgadza się, ale napój warto łyknąć na początku wysiłku, bo zanim zostanie przetrawiony i dojdzie do mięśni, to 20-30 minut minie - czyli mniej więcej tyle, żeby tego glikogenu zaczęło brakować
Pisali, że próba została przeprowadzona na kolarzach długodystansowych więc wydaje się, że po łyknięciu napoju lub płukaniu nim ust mieli do pokonania jakiś spory odcinek drogi - to powinno odpowiadać warunkom potrzebnym w doświadczeniu, ale zgodzę się że nie zostało podane wprost jaki test mieli do wykonania sportowcy - trzeba się tego domyślać, a i nie jest powiedziane, że te domysły są dobre
Jarek Duda, 16 kwietnia 2009, 11:10
Niby oczywiste, ale trochę dziwne ze nikt dotąd nie próbował np. landrynek z glukozy...
W takim razie, takie landrynki niedługo będą uznane za doping?
Bo jeśli tak łatwo można zmobilizować organizm do wytworzenia większej ilości energii, to pewnie i niedaleko do kolejnych śmierci z wyczerpania ...
mikroos, 29 kwietnia 2009, 00:44
Tak mi się teraz nasunęło, bo skojarzyło mi się z mózgowym układem nagrody i pozytywnym nastawieniem do wysiłku... ostatnio czytałem o zwyczajach kolarzy, w tym o najsłynniejszym, czyli goleniu nóg. Jak się okazuje, wielu z nich mówi wprost, że oprócz przyczyn związanych z wygodą (a więc np. mniejszym bólem podczas masażu czy łatwiejszą zmianą opatrunków), jedną z najważniejszych przyczyn dla takiego zachowania jest fakt, iż... lepiej czuje się na łydkach przepływ powietrza. Zawodnik czuje się wówczas szybszy, a jak czuje się szybszy, to jest szybszy także w rzeczywistości Niby drobiazgi, ale przy uprawianiu sportu na tak wysokim poziomie każda drobna zmiana w psychice może decydować o wygranej lub porażce. Być może glukozowe cukierki należą do tej samej kategorii
Douger, 29 kwietnia 2009, 13:13
To by tylko potwierdzało, że bez porządnego przygotowania psychicznego nie ma czego szukać w profesjonalnym sporcie.
lucky_one, 30 kwietnia 2009, 12:56
Ciekawe spostrzeżenie mikroos I w tym miejscu powstaje pytanie, kiedy kończy się przygotowanie i drobne tricki, a zaczyna doping No bo nie da się tego chyba rozgraniczyć na zasadzie 'doping wpływa na fizyczne możliwości człowieka a tricki tylko na psychikę' - bo przecież można by wtedy brać odpowiednie narkotyki powodujące euforię - było by to oddziaływanie na psychikę przecież.. a że później mózg stymuluje wydzielenie całej kaskady endorfin, adrenaliny i tym podobnych, no to już inna bajka..
Hehe, jakby po przebadaniu tego wszystkiego wyszło, że zabronią kolarzom golić nóg, no to były by niezłe jaja
Douger, a z tym sportem masz rację - zawsze tak było, ale z czasem widać to coraz bardziej, ponieważ wszelkie rekordy są wyśrubowywane coraz wyżej. Więc teraz nie wystarczy sam talent, ale konieczny jest również odpowiedni sprzęt, trener, psycholog, odżywianie itd.. Z profesjonalnego sportu zrobiła się dziedzina którą można by chyba przyrównać do najbardziej skomplikowanych technologii elektronicznych czy biochemicznych..
JakinBooz, 30 maja 2010, 20:09
Doping zaczyna się tam, gdzie do organizmu dodaje się środki zabronione.
Co do tematu nie podano po jakim czasie i po jakim wysiłku podano napoje. Każdy maratończyk wie, że nawet kilka gramów cukru potrafi wywołać euforię i dać kopa na efektowny finisz, jednak na dłuższy dystans jest to zgubne.
Warto też zauważyć, że organizm po spaleniu np 4500 kcal przez 4 godziny i tętnie >70% hrmax i nie uzupełnianiu zapasów węglowodanów funkcjonuje inaczej niż podczas pisania np na klawiaturze i uczuciu głodu.
mikroos, 30 maja 2010, 22:02
I na tym właśnie polega idiotyzm całej sytuacji. Nie karzemy za szkodliwe formy wspomagania, tylko za formy wspomagania wymienione na liście. Trochę mi to przypomina definicję choroby zawodowej - wg definicji są to wszystkie choroby... z listy chorób zawodowych :
czesiu, 31 maja 2010, 00:26
dokładnie kryterium powinno być szkodliwość, a nawet nie sama skuteczność.
czesiu, 19 czerwca 2010, 00:12
W sumie, to są dyscypliny, gdzie dokładnie wiadomo kiedy następuje koniec i można tą sztuczkę wykorzystać do "pokonania" przeciwnika - są to wszelkiego typu walki na ringu, ot mógłby np. na tej sztuczce skorzystać pudzian, który się ostatnio podłożył za falloutem "jak kiepska laska podczas randki w ciemno".
ps. nie, nie drwię z pudziana, ot nie można być mistrzem we wszystkich dziedzinach, chciałbym mieć choć część jego determinacji
mikroos, 19 czerwca 2010, 09:00
Trochę racji w tym jest, ale trzeba by było zapytać, jak długo organizm będzie się dawał oszukać na taki trik. Osobiście podejrzewam, że stosunkowo krótko.
czesiu, 19 czerwca 2010, 09:12
Chyba w komentarzach pisało, że 10 minut, czyli ten czas od informacji "mamy energię" do rozpoczęcia jej przetwarzania, zresztą w przypadku spotów walki wystarczą np 3-5 minut jakiegokolwiek wzrostu wydajności, gdzie wiadomo, że taki "łyczek" mógłby się skończyć tragicznie.
JakinBooz, 19 czerwca 2010, 12:16
Dokładnie to trwa (jak w moim przypadku) 15 do 20 minut. Efekt cukrowy jest taki, że biegnie się jak na skrzydłach a oczami wyobraźni widzi się nowe życiowe rekordy. Zmęczenie nie istnieje i w ogóle to jakaś euforia ogarnia.
Jednak po tym czasie następuje odwrót o 180 stopni. Nogi są jak z ołowiu, człowiek zaczyna się zastanawiać co tu jeszcze robi a do mety zostało jeszcze kilkadziesiąt kilometrów.
Taki efekt ma oczywiście swoje uzasadnienie w działaniu cukru, insuliny. Nic nowego. Ale z tego doświadczenia wynika ciekawy wniosek: być może warto tylko przepłukać usta czymś słodkim a nie pić tego, żeby dobrze się poczuć. Być może nie wystąpi też gwałtowny spadek poziomu cukru we krwi po 20 minutach.
mikroos, 19 czerwca 2010, 16:51
Nie do końca o tym mówię. Nie mam na myśli, jak długo będzie działało pobudzenie po pojedynczej dawce, tylko przez jak wiele miesięcy (a może tygodni lub lat?) organizm będzie się dawał złapać na ten trik.
JakinBooz, 19 czerwca 2010, 17:52
Do końca roku zostały 3 maratony i kilka połówek. Wyniki testu gdzieś opublikujemy. Może w Kopalni Wiedzy?
czesiu, 19 czerwca 2010, 22:55
Nikt ciebie nie zmusza do regularnego stosowania tej sztuczki. IMO 2-5 razy do roku jest zdecydowanie zbyt rzadko, aby móc mówić o adaptacji.
mikroos, 19 czerwca 2010, 23:34
Dla amatora 2-5 dni w roku na pewno wystarczy, ale jeśli zawodowiec startuje kilkadziesiąt razy w roku, to ryzyko znacznie rośnie. Ale wiadomo, to są tylko dywagacje bez jakichkolwiek konkretnych podstaw...
JakinBooz, 28 czerwca 2010, 20:13
"Zawodowcy" startują zazwyczaj 2 razy w roku. Tak rzadko dlatego, aby zrobić dobry wynik. Zauważcie też, że często gdy liderzy widzą, że nie zrobią wyniku to schodzą z trasy.
mikroos, 28 czerwca 2010, 20:55
A zawodowcy (bez cudzysłowia) startują nierzadko przez 150-200 dni w roku, więc organizm może się bardzo łatwo przyzwyczaić.
czesiu, 28 czerwca 2010, 21:19
Zbytnio uogólniasz - wszystko zależy od dyscypliny.
Tak naprawdę prawda leży gdzieś po środku - 200 dni, to raczej powinno być treningowych w roku. Oczywiście, nie wykluczam takich hardkorów - nie ma lepszej jednostki treningowej nad start w zawodach.
Kwestią nie jest "ilość startów", ale ilość sytuacji, w których ta sztuczka może być przydatna.
Z drugiej strony żaden zawodowiec nie pozwoli sobie na zaledwie 2 starty do roku, poza sportami kontaktowymi, wynika to chociażby z zbyt dużych przerw między startami, co też utrudnia "określenie" swoich możliwości. (istnieje znaczna różnica pomiędzy startem w zawodach i nawet najintensywniejszym treningiem)
Mnie natomiast ciekawi, czy można by tą sztuczkę wykorzystać do "odchudzania" typu szybsze zwolnienie rezerw tłuszczowych