Duży podpis szefa-narcyza
Im większy podpis, tym większe szanse, że prezes jest narcyzem.
Prof. Charles Ham, Nicholas Seybert i Sean Wang z Uniwersytetu Karoliny Północnej (UNC) ustalili także, że szefowie z pokaźniejszymi podpisami z większym prawdopodobieństwem doprowadzają firmy do ruiny i mimo kiepskich wyników są często świetnie opłacani.
Choć już wcześniej naukowcy badali ego dyrektorów poznawczych, oceniając np. wielkość ich fotografii w raportach rocznych, zespół z UNC jako pierwszy skoncentrował się na podpisach. Ustalono, że prezesi z największymi podpisami wydają się najbardziej skłonni do nadmiernego inwestowania w prace badawczo-rozwojowe lub kupowania dóbr.
Amerykanie przeanalizowali 605 podpisów. W większości przypadków pozyskano je z raportów rocznych i prognoz firm z indeksu S&P 500. Za pomocą specjalnego oprogramowania generowano zakrywający je prostokąt i wyliczano powierzchnię. Standaryzowaliśmy miarę, dzieląc pole przez liczbę liter w podpisie - tłumaczy Wang.
Zespół UNC bazował na wynikach wcześniejszych badań, które sugerowały, że przeważnie większy podpis oznacza bardziej rozbuchane ego. Naukowcy zastrzegali się jednak, że na rozmiar parafki mogą wpływać także inne czynniki. Zgodzili się z nimi specjaliści od narcyzmu, którzy podkreślili, że należy uwzględnić m.in. wysoką samoocenę i ekstrawersję, a te niejednokrotnie korzystnie wpływają na zarządzanie firmą.
Właścicielem największego podpisu okazał się Timothy Koogle, pierwszy dyrektor wykonawczy Yahoo. Wg Wanga, idealnie pasuje on do modelu. Od 1997 do 2001 r. Yahoo nie wypłacało dywidendy i wysoko inwestowało, a jednocześnie Koogle był jednym z najlepiej opłacanych szefów w Dolinie Krzemowej.
Mimo nie najlepszych wyników, "wielkoformatowcy" zarabiają o wiele lepiej od prezesów o małych podpisach. Ham, Seybert i Wang spekulują, że może to być wynik doprowadzonej do perfekcji ingracjacji albo wręcz przeciwnie - zawstydzania rad nadzorczych.
Komentarze (0)