Niezwykłe, zaskakujące, pomysłowe – polskie rekordy Guinnessa
Wiele osób ma niezwykłe pasje, które pielęgnują całymi latami, aż w końcu dochodzą do wniosku, że warto się nimi podzielić z innymi. A skoro można podzielić się z całym światem i mieć przy okazji niezwykłą pamiątkę na całe życie, dlaczego nie zgłosić się do Księgi rekordów Guinnessa?
Przyjrzeliśmy się osiągnięciom polskich rekordzistów i wybraliśmy kilka, które przypadły nam do gustu. Wybór nie był łatwy, bo niezwykłych, zaskakujących i pomysłowych rekordów ustanowionych przez Polaków jest całe mnóstwo. Chcieliśmy jednak dać Wam przedsmak tego, o czym sami możecie poczytać zaglądając do Księgi i jej archiwów.
Stomatolog na drążku
Paula Gorlo z Suwałk jest dentystką, ale jej prawdziwą pasją są sporty siłowe. Trenuje je od ponad 10 lat. Pasja, systematyczność oraz upór pozwoliły jej zapisać się w Księdze Rekordów Guinnessa. We wrześniu ubiegłego roku w Centrum Wspinaczkowym Flash w Białymstoku zgromadzili się kibice, by podziwiać próbę pobicia kobiecego rekordu świata w podciąganiu na drążku przez 24 godziny. Rekordu, który został ustanowiony pięć lat wcześniej. Poprzeczka była ustawiona bardzo wysoko – 3737 powtórzeń.
Bicie rekordu zostało precyzyjnie zaplanowane. Rozpoczęło się niemal równo rok temu, w środę 8 września o godzinie 16.00. Opracowany plan zakładał, że rekord padnie w czwartek o godzinie 14:00. Paula pobiła go o 13:52. I przez kolejne dwie godziny poprawiała wynik. Zawodniczka wykonywała 3-4 podciągnięcia w 1-minutowych odstępach. Morderczy wysiłek zakończył się 10 września o 16:00, a na liczniku podciągnięć widniała imponująca liczba 4081 powtórzeń.
© Mariusz Paszkiel
Energia Pauli przełożyła się też na konkretne korzyści. Wydarzeniu towarzyszyła impreza charytatywna „Pomaganie przez podciąganie”. Oprócz drążka, na którym podciągała się Paula ustawiono 3 inne, z których mogła korzystać publiczność. Każdy z drążków miał swojego sponsora, który wpłacał pieniądze na cele charytatywne za każde podciągnięcie się.
Świecący rekord
Beacon, wielkoformatowa instalacja Karoliny Hałatek, była w zeszłym roku pokazywana w ramach Festiwalu Noor Riyadh w Arabii Saudyjskiej. Pobiła rekord Guinnessa jako największa konstrukcja LED na świecie. Składa się ona z 272.160 diod. Zaprasza widzów do zanurzenia w olśniewającym białym świetle, które przybrało formę słupa skierowanego ku niebu (wymiary instalacji to 685x600x210 cm). Jak podkreśla autorka dzieła, "z jednej strony słup świetlny odnosi się do światła naprowadzającego, nawigacyjnego podobnego do latarni morskiej, z drugiej - przywołuje metafizyczne kwestie dotyczące relacji nieba i ziemi". Choć dzieło ma charakter monumentalny, jednocześnie zapewnia intymną przestrzeń, do której można wejść. U ogarniętego nieoczekiwaną jasnością widza punkt widzenia zmienia się z poziomego w pionowy. Wybór bieli nie jest bynajmniej przypadkiem - białe światło obejmuje bowiem wszystkie barwy widma i nawiązuje do idei pełni. Czystość białego światła i formalny minimalizm pracy działają zaś na odbiorców uspokajająco.
© Karolina Halatek
Beacon powstawał etapami na przestrzeni 8 miesięcy. Na początku Hałatek stworzyła koncepcję artystyczną, później szukała odpowiednich środków wyrazu. Następnie trzeba było opracować zagadnienia techniczne. Ostatnim etapem był montaż, który trwał miesiąc.
Karolina Hałatek tworzy instalacje site-specific, a także fotografie czy rysunki. Prace artystki mają charakter immersywny oraz interaktywny - kierują uwagę na doświadczenie. Hałatek skupia się na badaniu relacji między sferą wizualną i metafizyczną. Głównym przedmiotem jej twórczości jest światło. Polka tworzy projekty na pograniczu pograniczu architektury, dizjanu i technologii; współpracuje zarówno z inżynierami mechaniki precyzyjnej, jak i fizykami teoretycznymi. W biogramie Hałatek można przeczytać, że "jest absolwentką University of the Arts London, Wydziału Design for Performance i Wydziału Sztuki Mediów Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, który ukończyła z wyróżnieniem. Studiowała także na Wydziale Sztuk Pięknych Universität der Künste w Berlinie [...]". Pani Karolina to laureatka stypendium artystycznego ministra kultury i dziedzictwa narodowego, która może się pochwalić rezydencjami artystycznymi w licznych instytucjach z całego świata.
ZOOpasja
Dr Leszek Solski, starszy specjalista ds. naukowych ZOO Wrocław, od 13. roku życia zbiera przewodniki po ogrodach zoologicznych i akwariach. Pierwszy przewodnik dostał w czerwcu 1966 r.; pochodził on z Calgary Zoo.
W chwili ogłoszenia rekordu 15 października 2020 r. kolekcja składała się z 6670 egzemplarzy. Jej aktualny stan to 7211 sztuk.
Przewodniki pochodzą ze 124 krajów. Najstarszy z Royal Surrey Zoological Gardens (obecnie w granicach Londynu) datuje się na 1839 r. Najrzadszym egzemplarzem z kolekcji jest, wg dr. Solskiego, przewodnik z Zoo w Kabulu z ok. 1970-72 r.
© Leszek Solski
Panu Leszkowi brakuje przewodnika z Warszawskiego Zoo z 1929 r. Jak sam mówi, przez ponad 50 lat kolekcjonowania nie widział ani jednego egzemplarza w ofercie jakiegokolwiek antykwariatu. Jeśli na tego białego kruka traficie, koniecznie dajcie znać panu Leszkowi, z pewnością bardzo się ucieszy.
Oprócz przewodników wrocławianin zbiera także inne dokumenty związane z ogrodami zoologicznymi, np. mapy, broszury czy ulotki. Ta kolekcja jest jeszcze bardziej liczna...
Oplatanie Nowego Tomyśla
W sierpniu 2015 r. Ogólnopolskie Stowarzyszenie Plecionkarzy i Wikliniarzy ustanowiło rekord w kategorii „Najdłuższy warkocz z wikliny". Wydarzenie zorganizowano w ramach III Światowego Festiwalu Wikliny i Plecionkarstwa w Nowym Tomyślu. Plecionkarze wcielali w życie hasło „Oplatamy cały świat – zaczynamy od Nowego Tomyśla”; wijąc się po ulicach Nowego Tomyśla, warkocz miał połączyć gigantyczny kosz, o którym jeszcze wspomnimy, z miasteczkiem festiwalowym. Ostatecznie dzieło osiągnęło długość 1040 m i zostało wpisane do Księgi rekordów Guinnessa.
© Ogólnopolskie Stowarzyszenie Plecionkarzy i Wikliniarzy
Wcześniej w Nowym Tomyślu 2-krotnie pobito inny plecionkarski rekord. We wrześniu 2000 r., by godnie uczcić wejście w nowe tysiąclecie, pracując nieprzerwanie przez 3 dni i wykorzystując ok. 8 ton wikliny, 50 plecionkarzy z 15 nowotomyskich firm zbudowało ogromny kosz. Wpisany do Księgi rekordów Guinnessa Kosz Gigant, którego pomysłodawczynią była Maria Gawron, przypominał kwietnik - został obsadzony drzewami, krzewami i kwiatami. Miał 17,29 m długości, 9,46 szerokości i 7,71 m wysokości. Stojąc w samym centrum, witał gości. Niestety, przez warunki atmosferyczne wiklina zaczęła kruszeć.
W sierpniu 2006 r. niezrażeni nowotomyślanie ponownie przystąpili do pracy. Wiklinową konstrukcję rozebrano. Jak podkreślono na stronie Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Plecionkarzy i Wikliniarzy, "„stary” kosz nie został jednak wyrzucony na śmietnik. Jego fragmenty częściowo przetransportowano do Muzeum Wikliniarstwa i Chmielarstwa w Nowym Tomyślu, a częściowo pocięto na małe kawałki, które zakupić można było na pamiątkę". Postawiono też skonstruować nowy kosz, jeszcze większy. Blisko 50 plecionkarzy zużyło ok. 12 t wikliny i 11 t metalowych prętów. Powstało dzieło o następujących wymiarach: 19,8 m długości, 9,53 m szerokości i 8,98 m wysokości.
Deska, żelazko i kombinezon nurka
Wszystko zaczęło się pod koniec ubiegłego wieku, gdy niejaki Philip Shaw chciał po pracy wybrać się na wspinaczkę na skałki. Jednak w domu czekało go prasowanie. Brytyjczyk zabrał więc na skałki żelazko i deskę do prasowania. W 1999 roku Shaw zaczął propagować „ekstremalne prasowanie” na całym świecie. Pomysł chwycił, a jego entuzjaści prasowali w najdziwniejszych miejscach, w tym pod wodą.
Członkowie Centrum Niezwykłych Nurkowań KROKODYLE postanowili stanąć w szranki z najlepszymi i w 2010 roku zabrali się za bicie rekordu podwodnego prasowania należącego wówczas do 86 Anglików. Rozpuścili wici w środowisku i rozpoczęli niełatwe przygotowania. Na głębokości od 3 do 5 metrów KROKODYLE ustawiły pod wodą deski (każda z nich musiała mieć co najmniej metr długości i 30 cm szerokości w najszerszym miejscu) oraz przygotowali żelazka. Dnia 29 maja 2010 roku w Olsztynie stawiło się 130 nurków z całej Polski.
© Centrum Niezwykłych Nurkowań KROKODYLE
Bicie rekordu trwało 10 minut. W tym czasie wszyscy śmiałkowie musieli jednocześnie prasować swoje ubrania. Wyczynowi przyglądały się tłumy zgromadzone na plaży.
Titanic, latarnia i inne cuda z bursztynu
Pierwsza latarnia morska, jaką zapamiętał Tomasz Ołdziejewski była wykonana z… bursztynu. Zbudował ją jego ojciec, któremu Tomasz pomagał w pracy. Jak wspomina, w każde ferie i wakacje wiercił ojcu bardzo dużo bursztynu na korale. i od zawsze wiedział, że chce pracować w tym materiale.
Bursztynnik ze Sztutowa tworzy nie tylko biżuterię, ale i zachwycające rzeźby. Pierwszą był statek, który wykonał idąc w ślady ojca. I od statku rozpoczął też swoją przygodę z Księgą rekordów Guinnessa.
W 2020 roku artysta ustanowił pierwszy rekord w kategorii „Największa rzeźba z bursztynu”. Wykonał wówczas przepiękny model Titanica o wymiarach 153 centymetry długości, 15,4 cm szerokości i 36,7 cm wysokości. Już wtedy pan Tomasz zapowiadał, że chce ustanowić trzy „bursztynowe” rekordy.
© Tomasz Ołdziejewski
W ubiegłym roku pobił swój własny rekord budując kopię latarni morskiej w Helu. Zadanie nie było łatwe. Pan Tomasz musiał bowiem poprawić rekord we wszystkich trzech wymiarach: długości, szerokości i wysokości. Jako że latarnia to obiekt pionowy, na potrzeby porównania długość Titanica traktowano jak jego wysokość.
Latarnia powstała na zamówienie miasta Hel, które dostarczyło rzemieślnikowi plany budowli. Po trzech miesiącach pracy mogliśmy podziwiać imponujące dzieło, na które zużyto 40 kilogramów starannie wyselekcjonowanego bursztynu. Najwięcej czasu zajęło wycięcie 25 tysięcy bursztynowych cegiełek. Nie lada wyzwaniem było też dobranie kamienia o odpowiedniej barwie. Bursztynowe są nawet szyby, wykonane z przezroczystego bursztynu. To zresztą warunek stawiany przez Guinnessa. Do stworzenia rzeźby można wykorzystać wyłącznie bursztyn i niewielką ilość spoiwa. Latarnia ma imponujące wymiary 211x39,9x53,6 cm.
Pan Tomasz obiecał sobie trzy rekordy i już się nad trzecim zastanawia. W rozmowie z KopalniąWiedzy.pl powiedział, że z krążących mu po głowie pomysłów najłatwiej byłoby zbudować wieżę Eiffla. Jej podstawa jest bowiem wykonana na planie kwadratu. Znacznie trudniej byłoby zaś zrobić kopię słynnego Burj Khalifa. Podstawę budynku wzniesiono bowiem na planie róży pustyni. Mogłaby więc ona mieć np. wymiary 60x65 cm, a wówczas wysokość całej budowli sięgałaby sporo ponad 3 metrów. Do pobicia tak imponujących rekordów Pan Tomasz potrzebuje jednak sponsora. Dlatego też nie upiera się przy swoich pomysłach. Jeśli znajdzie się sponsor, który zleci wykonanie jakiegoś innego obiektu, rekordzista ze Sztutowa go zbuduje. A rekord Guinnessa dorzucę gratis, żartuje.
Apartamentowiec dla owadów
Każdy z nas słyszał o domkach dla owadów. Mogą być one pożyteczne, pod warunkiem, że zostały wykonane w odpowiedni sposób i ustawione w odpowiednim miejscu. Pomocą w wyborze konstrukcji domku może przyjść specjalista. I właśnie jeden z nich pomógł Polskiemu Związkowi Firm Deweloperskich w pobiciu rekordu Guinnessa na największy na świecie domek dla owadów.
Zgodnie z jego radą nie przygotowano jednego wielkiego domku, ale budowlę modułową. Składała się ona ze 150 indywidualnych domków, które – po zarejestrowaniu Rekordu Guinnessa – zostały zabrane przez deweloperów i ustawione przy wybudowanych przez nich obiektach.
© Polski Związek Firm Deweloperskich
Jednak zanim się to stało, trzeba było pobić poprzedni rekord – brytyjski domek dla owadów o kubaturze 81,26 m3. Polskie firmy przystąpił do dzieła i w maju 2021 roku na Bulwarach Wiślanych mieszkańcy Warszawy mogli podziwiać jeszcze większą budowlę, domek o objętości 89,37 m3.
Obecnie poszczególne moduły można zobaczyć w całej Polsce, w tym w parkach miejskich w Poznaniu, Wrocławiu, Białymstoku czy Olsztynie.
Polski rekord został pobity w marcu bieżącego roku, kiedy to w Highland Titles Nature Reserve w Szkocji stanął domek o kubaturze 199 m3.
Recykling rowerów sposobem na rekord
Przedsięwzięcie „najwyższy rower świata” wystartowało w SP 43 w Białymstoku. Jak tłumaczy konstruktor - Adam Zdanowicz - to wspólna inicjatywa, bo szkoła dostała ponad 60 rowerów z biura rzeczy znalezionych. Dyrektor zastanawiał się, co z nimi zrobić, bo nie wszystkie nadawały się do jeżdżenia. Razem ustalono, że dobrym rozwiązaniem byłby recykling. W ten sposób przy pomocy dzieci z ram rowerowych zbudowano najwyższy rower świata. Ma on 7,41 m wysokości. Siedząc na szczycie konstrukcji, Zdanowicz przejechał ok. 100 metrów. Rekord został pobity 21 grudnia 2020 r.
Planowanie i projektowanie struktury zajęły panu Adamowi ok. miesiąca. Składanie roweru mającego kształt choinki trwało zaś ok. 3 tygodni.
© Adam Zdanowicz
Adam Zdanowicz jest właścicielem i dyrektorem kreatywnym firmy MAD Bicycles. Od lat tworzy rowery na zamówienie. Na witrynie MAD Bicycles wymieniono parę kamieni milowych działalności, m.in.: dwa rowery dla Slasha, gitarzysty Guns N'Roses, jednoślady dla polskich celebrytów, w tym Michała Szpaka czy Aleksandra Milwiw-Barona, uzyskanie tytułu Podlaskiej Marki roku 2018, zdobycie tytułu Best One Off Radical Custom na międzynarodowej wystawie w Las Vegas w 2019 r., wykonanie pierwszego na świecie roweru z lodu czy rozpoczęcie w zeszłym roku przy dofinansowaniu z PARP projektu AchoBike, w którym za cel postawiono sobie opracowanie roweru dla dzieci niskorosłych.
Komentarze (0)