Najtrudniej odejść... wierzącym?
Wydawać by się mogło, że osoby religijne, wierzące w życie po śmierci, łatwiej godzą się z odejściem z naszego świata i rzadziej decydują się na tzw. uporczywą terapię. Nic bardziej mylnego! Studium przeprowadzone przez badaczy z Dana-Faber Cancer Institute wykazało, że właśnie osoby przywiązujące ogomną wagę do religii najchętniej korzystają z wszelkich dostępnych metod mogących przedłużyć ich życie.
Badanie objęło 345 pacjentów chorych na różnego rodzaju nowotwory w bardzo zaawansowanym stadium rozwoju. Każda z osób otrzymała specjalną ankietę, w której mogła wypowiedzieć się na temat swoich poglądów na temat religii. Z kwestionariuszy tych wynika, że około 30% uczestników studium to osoby, dla których religia jest "najważniejszą rzeczą, która utrzymuje cię w pionie".
Dalsze losy pacjentów oraz podejmowane przez nich decyzje mogą być dla niektórych zaskakujące. Okazuje się bowiem, że osoby deklarujące najbardziej żarliwą wiarę ponadtrzykrotnie częściej żądały wykonywania wszelkich zabiegów, które mogłyby przedłużyć życie, nawet jeśli miałyby one pogorszyć jakość ostatnich chwil życia. Pacjenci z tej grupy znacznie rzadziej wypełniali także deklaracje zakazujące podejmowania akcji resuscytacyjnej.
Podjęcie decyzji o podtrzymywaniu życia za wszelką cenę jest obarczone wieloma konsekwencjami. Pacjenci są narażeni na wyraźnie większy stres, ich ciała także cierpią bardziej ze względu na stosowanie inwazyjnych metod leczenia. Co więcej, osoby takie mają znacznie mniejszą szansę na zakończenie życia w miejscu, które one same uznają za komfortowe. Mimo to, z nieznanych przyczyn, najbardziej religijni pacjenci decydowali się na ten krok wyjątkowo często.
Dlaczego osoby wierzące tak rzadko podejmują decyzję o rezygnacji z resuscytacji? Nie udało się tego ustalić jednoznacznie. Jest to jednak zaskakujące, gdyż wcześniejsze badania wyraźnie sugerowały, że wiara, niezależnie od wyznawanej religii, pomaga przetrwać chorobę w lepszej kondycji psychicznej. Wygląda więc na to, że do pełnego wyjaśnienia tej zagadki konieczne będą dalsze badania.
O wynikach studium poinformowało czasopismo Journal of the American Medical Association.
Komentarze (29)
przemo, 19 marca 2009, 03:38
Nie bardzo widze zwiazek. Wydaje mi sie, ze osoby wierzace ufaja w to, ze moga zostac mimo wszystko uzdrowione i dlatego tez "trzymaja sie zycia".
Smierc nie jest dla nich celem samym w sobie.
este perfil es muy tonto, 19 marca 2009, 06:20
generalnie zależy w co się wierzy, jeśli się wierzy że się pójdzie do nieba i będzi eultraszczęśliwym to nie widzę racjonalnych powodów do trzymania się tego padołu za wszelką cenę
Szaman, 19 marca 2009, 08:51
Jeśli badania brały pod uwagę Chrześcijan to wszystko jest dla mnie oczywiste. Chrześcijanin nie może zgodzić się sam na śmierć, powinien walczyć o życie, inaczej milcząco przyjmuje, że chce umrzeć (tak jakby popełnić samobójstwo) - a to nie wróży mu niebiańskiego życia po śmierci.
PS. Pierwszy post, więc witam wszystkich na forum i gratuluję dobrych newsów autorom!
Krystus, 19 marca 2009, 09:34
Może właśnie dlatego, że są wierzący, boją się życia pozagrobowego. Religie przecież bardzo mocno straszą sądami ostatecznymi itp.
Gdy człowiekowi mało życia zostało, to przypomina sobie dawne czasy i widocznie uświadamia sobie, że nie był taki święty za życia.
thibris, 19 marca 2009, 09:45
To nie jest zgoda na śmierć, ale zaniechanie przedłużania agonii. Nie przez podanie jakiejś piguły śmierci - eutanazję, lecz przez naturalne zejście z tego padołu.
Skoro ktoś bezgranicznie ufa Bogu, to po co chce to przedłużać? Przypominam, że chodzi o pacjentów którzy mają definitywny wyrok i nie mają szans na cudowne wyzdrowienie.
Może wszystkiemu winna jest wiara w siłę grzechu i braku odkupienia ? Wierzący za wszelką cenę chcą mieć jeszcze trochę czasu żeby uporać się ze swoimi demonami, komuś przebaczyć, kogoś przeprosić, zrobić rachunek sumienia. Niewierni się tym nie przejmują i nic już ich tu nie trzyma. Jaki inny jest sens przedłużania męczarni ?
PS. Witamy na forum
3groszoWtykacz, 19 marca 2009, 10:05
Walka ze śmiercią i nie zgadzanie sie na jej przyjście to chyba głębsze zagadnienie bo przecież wydaje sie kupe pieniędzy na przedłużanie życia nicieniom i muszkom owocowym w nadzieii że uda się przedłużyć życie człowiekowi a wilu pragnie pozostawić coś po sobie żeby o nich pamiętano (utwór, pomnik, itp.) sama medycyna jest rozwijana żeby przedłużać życie (np. techniki reanimacyjne) więc myśle że oprucz samobujców każdy jakoś walczy ze śmiercią a wierzący poprostu bardzo wysoko cenią sobie jego wartość
Rowerowiec, 19 marca 2009, 10:15
Wbrew pozorom to chcemy żyć jak najdłużej na ziemi.
Mamy ku temu kilka bardzo dziwnych powodów. Wiemy jak tu jest, ile zostało nam w przybliżeniu czasu do końca. Chyba każdy chciałby żyć wiecznie nie? ale myśl o wiecznym życiu gdzieś u Boga jest jakaś taka straszna. Przez nieskończoność czasu mielibyśmy sie cieszyć?
Boimy sie tych rzeczy bo cokolwiek robimy i myslimy, przyrównujemy do naszego teraźniejszego świata. Nie potrafimy sobie nawet wyobrazić nieskończonego życia. Z jednej strony pomyślimy że to będzie nuda i co my tam będziemy robić, ale z drugiej strony chcielibyśmy tutaj na ziemi żyć cały czas, bo przecież fajnie jest;)
Ja tłumacze sobie to tak, że śmierć to tylko przejscie dalej:)
Mariusz Błoński, 19 marca 2009, 11:32
Dziękujemy i witamy
Jurgi, 19 marca 2009, 12:16
Zatem albo religia wcale nie daje pociechy przed śmiercią… Albo po prostu najbardziej religijne osoby to osoby najbardziej bojące się śmierci (i nadal im ona nie daje wsparcia).
Dalej idące wnioski zachowam dla siebie.
thibris, 19 marca 2009, 12:21
Jakie dalej idące wnioski? Że religia to forma grupy wsparcia dla ludzi bojących się własnej śmiertelności ?
Jurgi, 19 marca 2009, 12:26
To już w sumie sformułowałem. Dalej, znacznie dalej.
3groszoWtykacz, 19 marca 2009, 12:55
a co z religiami które nie wierzą w życie pozagrobowe
mikroos, 19 marca 2009, 12:56
Nie zgodzę się. Watykan wielokrotnie mówił wprost, że przerywanie uporczywej terapii NIE jest eutanazją i jest dozwolone.
A tak w ogóle, to witam na forum I 3GroszoWtykacza - dwóch "debiutantów" przy jednej notce to rzadkość - nie ma jak włożenie kija w mrowisko
Natsume, 19 marca 2009, 17:30
ale, co by nie mówić na przestrzeni wieków kościół pozwolił sobie ubarwić i diabła, i piekło, i całe życie pozagrobowe.
mikroos, 19 marca 2009, 17:36
Nasuwa mi się jeszcze jedna myśl, która mogłaby wyjaśniać takie a nie inne wyniki.
Pacjentów badano o stosunek do religii dopiero wtedy, gdy byli bliscy śmierci. Można to więc interpretować w ten sposób, że ci, który najbardziej bali się umrzeć (a więc ci, którzy chcieliby być podtrzymywani za wszelką cenę przy życiu), uciekali się do religii jako wsparcia psychicznego, bo to dawało im poczucie, że koniec ziemskiego życia nie jest końcem istnienia. Stąd tak wielu bardzo wierzących (bo jakoś nie wierzę, żeby w typowej grupie ludzi "z ulicy" znalazło się aż 30% osób uważających religię za najwazniejszą rzecz) i stąd to nastawienie.
cogito, 19 marca 2009, 17:48
Moja babcia typowy "mocher" umiera na raka i nie chce za wszelka cene sie leczyc. Jest to sprzeczne z wnioskami plynacymi z artykulu.
mikroos, 19 marca 2009, 17:49
Statystyka ma to do siebie, że jest jak bikini: pokazuje wiele, ale ukrywa to, co nas najbardziej interesuje Po prostu w takich badaniach nie da się uwzględnić każdego przypadku.
este perfil es muy tonto, 19 marca 2009, 17:51
"Pacjentów badano o stosunek do religii dopiero wtedy..."
o o o bardzo rozsądne i przekonujące,może tak właśnie jest,dyszka :-*
thikim, 19 marca 2009, 22:05
Watykan i wiara to chyba jednak dwie różne sprawy.
Wiele rzeczy mówi Watykan i na wiele tematów wierni mają inne zdanie niż Watykan. Wystarczy tylko wspomnieć o antykoncepcji.
Dalej mówienie że przerywanie uporczywej terapii nie jest eutanazją i jest dozwolone nie oznacza że walka ze śmiercią jest zła. Walka z chorobą jest także przez Watykan uznawana za powinność każdego wiernego. Stosunek Watykanu do eutanazji jest chyba znany i jasny. Ateiści mają do eutanazji stosunek znacznie bardziej liberalny.
mikroos, 19 marca 2009, 22:20
Jasne, że tak. Odnosiłem się do tej wypowiedzi:
I stąd nieporozumienie - przepraszam za brak cytatu.
Zgadzam się, choć sami wierni mają bardzo różne podejście do uporczywej terapii. O ile dobrze mi wiadomo, w kwestii podtrzymywania przy życiu Watykan pozostawia wiernym wolną rękę - lekarze mogą zadecydować o odłączeniu od respiratora i nie będzie to grzechem, ale mogą też decydować o utrzymaniu przy aparaturze.
No, nie wiem. Moim zadniem nie jest ani powszechnie znany (o czym świadczą takie wypowiedzi, jak ta zacytowana przeze mnie), ani jasny. Co chwilę słyszy się bowiem, że przerywanie agonii osób leżących od wielu lat w stanie śmierci klinicznej jest uznawane przez KRK za eutanazję, co dla wielu osób (pal licho moją opinię, mówię o ogóle społeczeństwa) jest uznawane za sprzeczność.
jurasa4, 19 marca 2009, 23:42
Temat jest ciekawy.
Osobiście mało mi zależy na życiu tu na Ziemi a tym mniej mi zależy im bardziej czuję się wyzwolony od religii.
Życie jest spokojniejsze, bez stresów o grzechy, wystarcza mi bycie dobrym człowiekiem, zwłaszcza dla potrzebujących.
Ks. prof. Tischner umierając stwierdził, że cierpienie nie uszlachetnia -to cierpienie które tak bardzo jest lansowane przez kościół katolicki. Matka Teresa z Kalkuty pod koniec swojego życia przyznawała, że ma chwile zwątpienia w Boga.
Czy nie jest tak, że wierzący czują się opuszczeni wręcz zaskoczeni samotnością w śmierci a nieprzygotowani na taką niespodziankę chcą po prostu oddalić ten strach poprzez pozostanie tu na ziemi?
Niewierzący wie że nic nie ma po śmierci i ten fakt może bezlitosny ale nie zaskakujący?
este perfil es muy tonto, 19 marca 2009, 23:48
oprócz tego że po wyjściu z "okresu magicznego" żecie nie ma sensu,zero wartości-możnaby robić cokolwiek,ale jeśli wszystko jest jednakowo złe i dobre(gdzie znaleźć podporę dla sądów etycznych?w widzimisię?w zaprogramowanych w nas przyjemnościach?w słowach?) to po co coś robić i wstawać rano?
jurasa4, 19 marca 2009, 23:59
A dlaczego nie ma sensu? A życie to nie wartość?
Odczuwanie przyjemności z pomagania innym czy np. robienia prezentów nie ma przyporządkowania do religii. To przykład bardzo trywialny ale tak właśnie jest z wieloma aspektami życia. Co dzień ludzie na całym świecie zmagają się z różnymi problemami i przeciwnościami, co dzień próbują zmienić swoje lub innych życie i znajdują w tym jakąś wartość. Czy do oceny, czy coś jest dobre lub złe potrzebny jest jakiś szaman, który to powie?
dexx, 20 marca 2009, 11:08
Jestem wierzący i myślę, że bardziej chodzi tu o wiarę w moc Boga. Ludzie wierzący starają się jak najdłużej żyć bo liczą na to, że Bóg im pomoże. Jeśli lekarz mówi, że daje nam do wyboru: 10 procent szans na normalne życie po zabiegu je ratującym a 90 procent na bycie warzywkiem, lub nie zrobienie zabiegu i parę tygodni, życia to "ateista" mówi sobie za małe szanse, a wierzący pokłada nadzieję, że Bóg mu pomoże.
A pogodzenie się ze śmiercią nie jest równoważne z zaniechaniem jakichkolwiek terapii.
Myślę, że każdy wierzący ma chwile, że wątpi w istnienie Boga. Ja osobiście częściej wątpię niż wierzę, ale wiara mi pomaga i nie ważne czy to z psychologicznego punktu widzenia czy Bóg mi pomaga (oj chyba znowu zwątpiłem) ważne jest to, że jak przestanę wierzyć całkowicie to nawet efekt psychologiczny zniknie.