Walka z gatunkami inwazyjnymi musi być przemyślana
Jednym z poważnych zagrożeń dla środowiska naturalnego są obce, inwazyjne gatunki które wypierają gatunki rodzime. Z gatunkami inwazyjnymi usiłuje się walczyć poprzez fizyczną eliminację ich z ekosystemu. Tymczasem naukowcy z Princeton University ostrzegają, że czasem takie działania mogą przynieść więcej szkody niż pożytku.
Profesor ekologii i biologii ewolucyjnej David Wilcove podkreśla, że zanim podjęta zostanie decyzja o walce z inwazyjnym gatunkiem, najpierw należy rozpoznać rolę, jaką spełnia w ekosystemie. Może się bowiem okazać, że jego działania są istotne dla przetrwania innych gatunków. Po wytępieniu gatunku inwazyjnego i w przypadku braku rodzimego gatunku, który odgrywał rolę spełnianą teraz przez gatunek inwazyjny, sytuacja ekosystemu może ulec dalszemu pogorszeniu.
Profesor Wilcove i doktor David Pattemore obserwowali trzy gatunki roślin z nowozelandzkiej Wyspy Północnej, na której rodzime kręgowce, w przeszłości odpowiedzialne za zapylanie, w większości wyginęły. Chcieli porównać szanse na przeżycie roślin z przedstawicielami tych samych gatunków z rezerwatu na niewielkiej Little Barrier Island, na której rodzime organizmy zapylające - endemiczne ptaki i nietoperze - są obecne.
Wilcove i Pattemore odkryli, że na Wyspie Północnej rolę gatunku zapylającego przejął inwazyjny szczur, zawleczony tam przez Europejczyków, który w dużej mierze przyczynił się do wyginięcia zwierząt wcześniej zapylających rośliny.
Biorąc pod uwagę tempo, z jakim ludzie powodują zagładę kolejnych gatunków, bardzo ważne jest zadanie sobie pytania, jak działają kluczowe w ekosystemie mechanizmy, takie jak zapylanie, w chwili, gdy odpowiedzialne za nie gatunki znikają. Co dziwne, dotychczas w większości przypadków nie znamy odpowiedzi na to pytanie - mówi Wilcove.
Naukowcy odizolowali część roślin, uniemożliwiając do nich dostęp rodzimym organizmom zapylającym. Ustawili przy nich kamery, by sprawdzić, co się stanie. Rośliny z Little Barrier Island, którym uniemożliwiono kontakt z rodzimymi kręgowcami, odniosły bardzo niewielkie sukcesy w rozmnażaniu się. Tymczasem rośliny z Wyspy Północnej przekazywały swój pyłek bez przeszkód. Filmy z kamer ujawniły, że zapylane były przez szczura oraz niewielkiego szlarnika rdzawobocznego, który na Wyspę trafił przed 200 laty, więc nie ewoluował razem z miejscowymi roślinami.
Ironią losu jest fakt, że szczur jest odpowiedzialny za zagładę rodzimych kręgowców Wyspy Północnej. Morderca wszedł w rolę swojej ofiary - stwierdzili uczeni.
W dalszej części swojej pracy stwierdzają, że wysiłki mające na celu kontrolowanie inwazyjnych gatunków muszą iść ramię w ramię z przywracaniem gatunków rodzimych, by ważne ekologiczne funkcje były nadal spełniane. W przypadku Wyspy Północnej wyeliminowanie szczurów bez jednoczesnej reintrodukcji endemicznych ptaków i nietoperzy może być szkodliwe dla rodzimych roślin. A jeśli wyginą te rośliny, wyginą też inne gatunki, które są od nich zależne.
Komentarze (0)