Odtworzono uczesanie westalek
Po raz pierwszy w czasach nowożytnych ktoś pokusił się o odtworzenie fryzury westalek seni crines. Janet Stephens przedstawiła swoje dokonania w tej dziedzinie na dorocznej sesji Amerykańskiego Instytutu Archeologicznego.
Seni crines symbolizowała czystość, a w starożytnych tekstach nazywano ją najstarszym uczesaniem Rzymu.
Przygoda Stephens z seni crines rozpoczęła się przez przypadek od wizyty w Muzeum Sztuki Waltersa w Baltimore. Zainspirowana wystawianym tam popiersiem Amerykanka postanowiła odtworzyć fryzurę w domu. Jej wysiłki spełzły na niczym i to właśnie ta porażka stanowiła zarzewie 7-letnich badań. W międzyczasie Stephens opublikowała w Roman Archaeology artykuł nt. uczesań w Cesarstwie Rzymskim. Seni crines wciąż pozostawała jednak wyzwaniem, bo pokrywała większość powierzchni głowy, a na rzeźbach i innych dziełach sztuki detale były często przysłonięte.
Problemy były w tej sytuacji czymś naturalnym, bo ceremonialne nakrycie głowy westalek składało się z wielu warstw. Prostokątny welon z czerwoną lamówką (suffibulum) mocowano na piersi za pomocą broszy (fibula). Pod chustą znajdowała się opaska (infula). Z przodu widać zaś było vittę, składającą się z utrzymujących fryzurę w całości wstążek i sznurków.
Stephens dotarła do zaledwie 2 artefaktów [popiersi westalek], które pokazywały uczesanie wystarczająco szczegółowo, by spróbować odtworzyć jego konstrukcję. Ostatecznie bazowała na marmurowej rzeźbie z Galerii Uffizi.
Podczas pokazu na sympozjum używano wyłącznie narzędzi z epoki: grzebienia, szpilek do włosów, sznurka (vitta) oraz spinek. W układaniu Stephens pomagała sobie wodą. Włosy na czubku głowy podzieliła na 3 podwójne sekcje (tutaj przydały się przytrzymujące szpilki). Zaplatanie warkoczyków rozpoczęła od środkowych segmentów. Później przyszła kolej na włosy z potylicy. Archeolog fryzur połączyła też na krzyż włosy spod warkoczyków potylicznych i z tylnego panelu. Następnie owinęła wokół sznura pasma z przednich "kwartałów" - linii włosów - a następnie związała sznurek na karku, posługując się węzłem prostym. Na końcu zrobiła 7. warkocz - wykorzystała włosy wiszące pod lewym uchem po opleceniu wokół vitty i po osiągnięciu odpowiedniej długości przeciągnęła warkocz za węzeł. Tam dołączyła włosy zwisające z prawej części sznura. Znów utworzyła 3 pasma i splotła je na całej długości.
Na tym etapie z głowy zwisały luźne warkoczyki. By fryzura stała się spójną całością, Stephens musiała unieść i przytrzymać 7. warkoczyk, a następnie pozahaczać pary warkoczyków z tyłu głowy. Później złączyła je wszystkie na czubku głowy węzłem prostym, a węzeł zabezpieczyła szpilką. Siódmy warkocz owinęła wokół palca i wepchnęła pod zbitą warstwę na potylicy.
Amerykanka założyła modelce opaskę (infula) i połączyła ją z suffibulum za pomocą spinki. Zawinęła brzeg tkaniny przy twarzy i przyczepiła rogi broszą do tuniki.
Praca nad fryzurą zajęła Stephens ok. 40 min, jednak jak zaznacza archeolog fryzur, westalki pomagały zapewne niewolnice. Gdyby zaplataniem warkoczyków zajmowało się kilka osób, seni crines powstałaby po niespełna kwadransie.
Na oficjalnym kanale Stephens na YouTube'ie można zobaczyć inne starożytne uczesania, np. Faustyny Młodszej czy cesarzowej Pompei Plotyny.
Komentarze (1)
dr.kuppelweiser, 10 stycznia 2013, 12:55
No nareszcie. Myślę że to rozwiąże wiele problemów współczesnego świata.
A tak troszke bardziej serio czasem się zastanawiam co wynika z archeologii, i jak na dzisiajszą archeologie bedą patrzeć pokolenia za kilkaset lat - pewnie będą uważać że większość stanowisk została zniszczona prymitywnymi badaniami.