Co śmiało gryźć żarłacza białego?
Co roku między sierpniem a grudniem żarłacze białe gromadzą się w wodach u wybrzeży zachodniego Meksyku. W 2010 r. Gerardo del Villar, jeden z fotografów pływających przy Guadalupe, uwiecznił dziwne rany, które znajdowały się tuż za kącikiem jamy gębowej młodego samca. Później rozpoczęło się śledztwo, kto, a właściwie co porwało się na takiego olbrzyma. Padło na 12-krotnie mniejszego rekina foremkowego (Isistius brasiliensis).
Zaciekawiony del Villar wysłał zdjęcia do różnych naukowców, w tym do Yannisa Papastamatiou z Florydzkiego Muzeum Historii Naturalnej. Ani okrągła, ciągle krwawiąca, ani tym bardziej półksiężycowata rana nie została wyrwana haczykiem (krawędzie były wyjątkowo równe), dlatego biolog skupił się na naturalnych "narzędziach".
Rekiny foremkowe przyczepiają się do ofiary mięsistymi wargami, a później pomagając sobie kolistymi ruchami, wycinają zębami fragmenty tkanek. Choć I. brasiliensis jest małym rekinem, dorasta do 35-50 cm, potrafi poczynić znaczne szkody. Największe z udokumentowanych wycięć miało 5 cm szerokości i 7 głębokości. Na ciele młodego żarłacza odkryto półksiężyc i okrągły krater, bo jedna z prób wgryzienia się nie powiodła i dopiero drugie podejście zostało uwieńczone sukcesem.
Jak doszło do spotkania rekina foremkowego spędzającego większość doby na głębokości 3,5 tys. m i żarłacza, który się tu nie zapuszcza? Papastamatiou przypuszcza, że stało się to nocą, gdy I. brasiliensis podpływa bliżej powierzchni wody i wykorzystuje swe bioluminescencyjne właściwości. Jego spodnia część jarzy się na zielono. Wyjątkiem jest szyja, przypominająca ciemną sylwetkę ryby na tle światła gwiazd i księżyca. Gdy oszukany drapieżnik podpływa, rekin foremkowy się w niego wpija.
Autorzy raportu z pisma Pacific Science podkreślają, że to na razie tylko hipoteza, bo dotąd nikt nie widział wspomaganego luminescencją ataku rekina foremkowego. Przypuszczenie wydaje się jednak o tyle uprawnione, że obie analizowane rany znajdowały się w pobliżu jamy gębowej żarłacza. Poza tym w 1971 r. Everet Jones znajdował w żołądkach I. brasiliensis stożkowate grudki mięsa. Co prawda nie wiadomo, jak dokładnie ryby je zdobyły, ale kształt pasował idealnie. Pomocą mogą też służyć pokąsani przez "foremki" ludzie. Jednym z nich jest maratończyk Michael Spalding, który w 2009 r. płynął nocą między hawajskimi wyspami.
Jeśli spotkanie obu rekinów rzeczywiście przebiegło tak, jak spekulują Amerykanie, mamy do czynienia z prawdziwą rzadkością. Choć nurkowie z okolic wyspy Guadalupe sporządzili olbrzymią bazę zdjęć, na żadnym nie widać bowiem podobnych obrażeń. Zastanawiając się nad prawdopodobieństwem opisanego scenariusza, warto pamiętać, że mimo mizernych rozmiarów rekiny foremkowe wydają się nieustraszone. W przeszłości zdarzało im się atakować nawet łodzie podwodne...
Aby wyobrazić sobie, jakie rany zadają I. brasiliensis, warto przyjrzeć się temu delfinowi.
Komentarze (1)
adamly, 26 stycznia 2013, 20:43
Animuszu faktycznie im nie brak...
A rana tego delfina, wygląda nieciekawie.