Eponimy z nazizmem w tle nadal istnieją
W 1977 r. grupa lekarzy zaapelowała, by zrezygnować z używania eponimicznej nazwy zespół Reitera. Hans Conrad Julius Reiter był niemieckim bakteriologiem, który zarażał więźniów obozu koncentracyjnego w Buchenwaldzie riketsjami tyfusu. Wskutek jego działań zmarło ponad 250 osób, dlatego specjaliści woleli, by zespół objawów występujących po zapaleniu cewki moczowej lub jelit nazwać raczej reaktywnym zapaleniem stawów. Choć minęło wiele lat, problem z upamiętnianiem osiągnięć nazistowskich lekarzy nadal istnieje i bynajmniej nie kończy się na zespole Reitera.
Kontynuując wątek z lat 70., w 2000 r. doktorzy Daniel J. Wallace i Michael Weisman opublikowali w Journal of Clinical Rheumatology artykuł nt. podwójnego życia Reitera i sensu upamiętniania nazwą jego wątpliwych pod względem etycznym dokonań. Panowie słusznie zauważyli, że opis syndromu poprzedza prace Niemca aż o kilkaset lat; wzmianki pojawiały się co najmniej od początku XVI w. Poza tym liczni badacze trafnie opisywali tę jednostkę nozologiczną przed Reiterem. Co więcej, Reiter popełnił poważny błąd. Początkowo wywnioskował, że zespół wywołują krętki (znalazł je bowiem u pewnego chorego wojskowego; ukuł nawet nazwę spirochetosis arthritis). Wniosek? Reiter nie zasługuje na "własny" zespół. Na fali rozważań Wallace'a i Weismana, także w 2000 r., Spondylitis Association of America, grupa wsparcia pacjentów z zespołem Reitera, zarządziła głosowanie nad zmianą nazwy.
W 2003 r. grupa wydawców periodyków reumatologicznych zdecydowała, by przestać używać eponimu. Cztery lata później w sprawie wypowiedział się m.in. Ephraim P. Engleman, który w artykule z 1942 r. zasugerował z dr. Walterem Bauerem, aby w anglojęzycznej literaturze medycznej posługiwać się terminem zespół Reitera.
Choć Reiter nigdy nie został za nic skazany (po części dlatego, że trudno było o dowody, gdyż dwaj inni lekarze, z którymi planował eksperymenty w Buchenwaldzie, popełnili w 1945 r. samobójstwo), ogólnie dyskutanci zgadzają się w ocenie jego działań. Wcielenie postanowień w życie to jednak druga sprawa. Kiedy w 2005 r. naukowcy z Uniwersytetu Pensylwanii pokusili się o analizę częstotliwości stosowania w latach 1998-2003 eponimicznej nazwy z i bez adnotacji o negatywnych konotacjach, okazało się, że czas robi swoje, ale powoli. W porównaniu do 1998 r., w 2003 roku nazwy bez "sprostowania" używano rzadziej (57 vs. 34%), przy czym do zaleceń w większym stopniu zastosowały się magazyny z wyliczonym współczynnikiem wpływu, jednak zważywszy, że kampania dot. zmiany nazwy rozpoczęła się w latach 70., postępy trudno uznać za znaczne.
Jak słusznie zauważył w 2000 r. autor publikacji z The New York Timesa dr Lawrence K. Altman, na wykorzystanie eponimów medycznych warto też spojrzeć z narodowościowego punktu widzenia. Te same choroby noszą w różnych państwach niejednakowe nazwy i być może da się z tego zrobić użytek w procesie przemianowania. Reiterowi nie podobało się np., że Francuzi posługiwali się nazwą zespół Fiessingera-Leroya, od nazwisk 2 francuskich lekarzy, którzy opisali przypadki choroby kilka tygodni po jego pierwotnym raporcie z 1916.
Od 1977 r. wypłynęły sprawy kolejnych eponimów z Trzeciej Rzeszy rodem. Warto wspomnieć m.in. o komórkach Clary (nieorzęsionych, nieśluzowaciejących komórkach sekrecyjnych z oskrzelików). Po raz pierwszy zostały one opisane w 1937 r. przez austriackiego anatoma Maxa Clarę. W 1935 r. objął on katedrę anatomii na Uniwersytecie w Lipsku. Uważa się, że na przebieg jego kariery zawodowej wpływało, przynajmniej po części, poparcie dla nazistów. Wiele badań histologicznych w Lipsku, z opisem komórek Clary włącznie, bazowało na próbkach tkanek, które pobrano od więźniów straconych w pobliskim Dreźnie. Ciekawa publikacja na ten temat ukazała się w 2010 r. w European Respiratory Journal.
W 2006 r. A. Woywodt i E.L. Matteson zajęli się sprawą ziarniniaka Wegenera - martwiczego zapalenia małych tętnic. Fridrich Wegener dołączył do SA we wrześniu 1932 r., a 1 maja 1933 r. zapisał się do NSDAP. W 1939 r. trafił do Łodzi, gdzie miał być wojskowym patologiem. Później wykonywał też autopsje dla tutejszego Gesundheitsamt. Akta Wegenera trafiły ponoć do Komisji Narodów Zjednoczonych ds. Zbrodni Wojennych (United Nations War Crimes Commission). Choć był popularnym i uzdolnionym nauczycielem oraz kolegą, nasze dane rodzą zastrzeżenia co do jego zachowania się na gruncie zawodowym. Woywodt i Matteson wspominają np. o problematycznym zainteresowaniu Wegenera aeroembolizmem.
Komentarze (9)
Jajcenty, 20 listopada 2012, 09:21
Z takich właśnie powodów preferuję nazwę "zasada nieoznaczoności". Zresztą z tą wielkością ludzi to szemrana sprawa jest. Wielki uczony a w środku mały człowiek. Chyba lepiej mieszkać przy ulicy Malinowej niż Malinowa
Gość Matsukawa, 20 listopada 2012, 12:47
I raz na zawsze trzeba zabronić wspominania imienia tego przeklętnika Herostratesa... To jest chore. Przerażająca jest ta zoologiczna nienawiść, która nakazuje prześladować nawet wspomnienia o jakimś człowieku.
Jajcenty, 20 listopada 2012, 16:21
W ten sposób piętnujemy idee stojące za tymi ludźmi. Jest w tym sens. Eksperymenty Milgrama pokazują jaki.
Gość Matsukawa, 21 listopada 2012, 12:58
Zdecyduj się, czy piętnujesz ludzi, czy idee.
Jajcenty, 21 listopada 2012, 13:22
Niby dlaczego mam decydować.
Piętnuję i to i to. Żeby potem nie było, że skoro X miał poglądy Y, a X wielkim uczonym był, to Y nie może być złe.
Mariusz Błoński, 21 listopada 2012, 14:38
Jest raczej odwrotnie. Jeśli X jest wielkim uczonym, a okaże się, że robił coś złego, to nagle okazuje się również, że wcale takim wielkim uczonym nie jest.
Swoją drogą - znowu politpoprawna głupota ze ścigania tych eponimów wychodzi. No i ciekawe, czy równie chętnie będą wymazywali nazywiska uczonych służącym innym zbrodniczym reżimom. Przypuszczam, że wątpię.
Jajcenty, 21 listopada 2012, 18:27
To właśnie politpoprawność nie pozwala nazywać rzeczy po imieniu. Zamiast honorować kata ( co co tego to chyba nie ma sporu?) należałoby jakoś oddać hołd jego ofiarom. Tymczasem polit poprawność każe używać sformułowania "nieetyczne" . Nieetyczne to jest buchnąć matce 20 zeta z portfela.
Gość Matsukawa, 22 listopada 2012, 14:55
Retorsio argumenti nic ci nie da, skoro nie rozumiesz czym jest polityczna poprawność. Co zaś do sprawy podstawowej, to nikt nie będzie się motał z "reaktywnym zapaleniem stawów", skoro łatwiej i bardzie zrozumiale jest napisać zespół Reitera. Z całą pewnością środowisko lekarskie nie zrezygnuje też z innych podobnych eponimów tylko dlatego, że razi to paru pięknoduchów. I bardzo dobrze. Wystaczy pomyśleć, co by to było, gdyby tak na masową skalę zacząć zastępować nazwy zwyczajowe opisowymi.
Poczynając od krawata, który jakiś palant chciał nazywać zwisem męskim swobodnym...
Jajcenty, 22 listopada 2012, 15:08
Nie mówimy o nieumiejętnym posługiwaniu się językiem tylko o honorowaniu osób, które na taki honor nie zasłużyły.
I co z tymi pięknoduchami? Coś mi w kontekście nie leży....