Open source nie znaczy "za darmo"
Podczas przesłuchań przed australijskim Senatem, parlamentarzyści dowiedzieli się, że koszty porzucenia oprogramowania o zamkniętym kodzie na rzecz programów open source, mogą być wyższe niż spodziewane oszczędności.
Graham Fry, szef Australian Government Information Management Office (AGIMO) zeznał, że cała operacja może być nieopłacalna. Agendy rządowe mają obowiązek rozważenia kosztów i zysków za każdym razem, gdy chcą zakupić oprogramowanie. Oznacza to, że konieczne jest oszacowanie wartości oprogramowania o zamkniętym i otwartym kodzie. Jeśli jednak koszt wykonania takich obliczeń jest więĸszy, niż koszt samego oprogramowania, należy dwukrotnie się zastanowić - stwierdził Fry.
Każdego roku rząd Australii wydaje około 500 milionów na oprogramowanie. Z danych AGIMO wynika, że w 2007 roku około 68% agend rządowych używała oprogramowania open source lub też prowadziła programy pilotażowe dotyczące jego wykorzystywania.
Fry przypomniał parlamentarzystom, że termin "open source" nie oznacza "darmowe". Co prawda być może udałoby się zaoszczędzić na kosztach licencji, jednak mogą wzrosnąć koszty wsparcia technicznego.
Przejścia na open source domagają się australijscy Zieloni.
Komentarze (18)
Wolverine, 10 lutego 2010, 14:40
Może najlepiej zrobić to stopniowo, zastąpić jeden program innym - darmowym, zobaczyć jak się przyjmie, jeśli dobrze to pomyśleć nad czymś większym itd.
cyberant, 10 lutego 2010, 16:53
U mnie w firmie OpenOffice przyjął się tak dobrze, ze na format docx pracownicy reagują zdziwieniem i proszą kontrahentów na przysłanie plików w normalnym formacie, co ci niezwłocznie i bez problemów robią.
W domu z tego co wiem wszyscy pracownicy również używają OpenOffice
Mariusz Błoński, 10 lutego 2010, 19:02
Ale tak się próbuje robić. W ostatnich latach prowadzono wiele głośnych programów pilotażowych (np. w Monachium czy Birmingham) i nic z tego nie wyszło.
pogo, 10 lutego 2010, 20:11
cóż... program masz za darmo.. ale wsparcie techniczne często już nie... do tego dochodzi jeszcze koszt szkolenia które zwykle jest droższe niż zakup programu który wszyscy znają...
megawebmaster, 10 lutego 2010, 22:39
Tyle, że niekoniecznie będą to koszty wyższe w perspektywie czasu. Od momentu przejścia na Open Source i trzymania się jednej dystrybucji kosztów będzie ubywać, bo pracownicy już będą znali, bo admini też będą lepiej się orientować, będzie potrzeba mniej wsparcia technicznego i mniej kursów doszkalających... Wszystko będzie z czasem tańsze w utrzymaniu. A to, że przy przejściu z jednego systemu na drugi są koszta - no cóż, przy wprowadzaniu programów o zamkniętym kodzie źródłowym tak samo trzeba było przeprowadzić szkolenia dla pracowników i jakoś nikt tak nad tym nie płakał...
Eselix, 11 lutego 2010, 02:56
Chyba powinni policzyć różnice kosztów w używaniu zamkniętego i otwartego oprogramowania i na tej podstawie decydować, a nie różnicy kosztów między wprowadzeniem darmowego oprogramowania a pozostaniem przy obecnym. Tu zawsze wyjdzie na niekorzyść zmian. Swoją drogą nie wiedziałem, że dodanie i pomnożenie przez siebie paru liczb, to są aż tak wysokie koszta, że aż nie opłaca się tego liczyć.
Jajcenty, 11 lutego 2010, 08:29
Nie wiem czy zauważyłeś, ale mamy tu do czynienia z nowym, wyższym poziomem FUDu. Innymi słowy: nawet nie próbujcie porównywać bo stracicie czas i pieniądze na porównania. Najzabawniejsze jest to, że nie pada żadna liczba. Wszystko jest w trybie warunkowym. Słowo "może" jest chyba najczęściej używane. Może tylko spójniki są częstsze....
Co co zastępowalności: Stopień integracji produktów MS jest naprawdę wysoki i Open Source, z natury rzeczy, nie jest w stanie konkurować.
MrVocabulary (WhizzKid), 11 lutego 2010, 11:27
Ech, to Open Source... Próbowaliśmy zrobić projekt językowy w oparciu o platformę Qt4. Świetna sprawa - naprawdę wygodnie się programowało, rozwiązała ona wiele problemów z Unicode, bibliotekami i dynamiczną alokacją. Problem polega na tym, że chociaż każdy program można wykorzystywać komercyjnie, to trzeba opublikować jego kod źródłowy. I tu jest fajna sprawa. Bo jeśli tak byśmy zrobili, to dowolna firma z dużymi funduszami przejęłaby skopiowałaby nasz projekt i szybciej wypromowała. Można też wykupić licencję do korzystania z Qt - bodajże 3000 Euro za jedną osobę pracującą na jednym stanowisku komputerowym - wtedy kodu publikować nie można. Tylko co zrobić, jak się zaczyna z praktycznie zerowymi funduszami? Jednak nie wszystko złoto, co się świeci...
Swoją drogą - czy ktoś z Was podobnie jak ja uważa, że Zieloni to chorzy umysłowo populiści? Oni zawsze chcą czegoś, co ładnie brzmi ale wcale się nie sprawdza. Może trochę odbiegam od tematu, ale prawie codziennie mijam Zielonych namawiających do finansowego wspierania ich durnych akcji... Nawet mi się za bardzo nie chce o tym pisać, to tylko Lema zacytuję:
I mój ulubiony fragment:
mikroos, 11 lutego 2010, 11:36
WhizzKid, nie próbowaliście składać wniosku o dotacje z UE na innowacje?
Co do Zielonych, pełna zgoda. Aż się dziwię, że się z nimi jeszcze negocjuje.
MrVocabulary (WhizzKid), 11 lutego 2010, 11:43
Szczerze - nie. Wynika to z tego, że projekt jest w mało zaawansowanym stadium, i po prostu nie byłoby co przedstawiać. A jest to taki projekt, że cześć błędów wyszłaby w praniu, więc publikacja dla średniego grona byłaby wskazana - trudno to jednak zrobić nie łamiąc licencji. Kwestia polega też na tym, że uniwersytet w ten projekt zaangażowany nie jest - tak więc chciałem wskazać na trudności "samodzielnego" wybicia się przez OS.
Jeśli chodzi o dotacje z UE to już się nawet przyglądałem sprawie, ale i tak trochę czasu musi minąć, aż będziemy mieli wyniki (tanich) badań, a "wdrożenie" całości zajmie może z kwartał, a dotacje na ogół mają jakieś ramy czasowe. Dziwi mnie, że taki duży uniwersytet jak UAM nie am MSDNAA, ani nie oferuje żadnej platformy wspomagającej badania z jakiejkolwiek strony (a wiem, że taką możliwość mają - UAM ma np. dostęp do niemal wszystkich korpusów językowych, a studenci - do żadnych).
Mariusz Błoński, 11 lutego 2010, 12:07
Wydaje mi się, że na razie do problemu open source - closed source podchodzi się od d... strony.
Po pierwsze, nikt nie jest w stanie porównać kosztów jako takich uwzględniając tak szerokie kategorie jak open/closed source. Jest tak wiele programów, potrzeb i zastosowań, że przeprowadzenie analizy jest niemożliwe.
Można za to porównać konkretne programy w konkretnych zastosowaniach. Widziałem 1 czy 2 takie porównania i wcale nie jest tak, że jak coś jest open source to jest tańsze i lepsze.
Problem z takimi porównaniami jest też taki, że najczęściej robia je zainteresowane strony (samodzielnie lub zlecają to zewnętrznym firmom). A więc producenci programów. Więc trzeba do nich podchodzić ostrożnie. Inne źródło badań to np. przedsiębiorstwa, które zastanawiają się nad zmianami w swoim IT. Tylko, że takie przedsiębiorstwa nie po to wydają grubą kasę na opłacenie analityków, by potem tą wiedzą dzielić się z konkurencją, informując ją jednocześnie dokładnie o tym, jak mają skonfigurowany swój system informatyczny.
A programy pilotażowe takiemu Monachium czy inszemu Birmingham nie wychodzą, bo też są robione od d... strony. Najczęściej z powodów ideologicznych rzuca się pomysł "przechodzimy na open source", pomysł znajduje poklask i rozpoczynany jest program pilotważowy, podczas którego testuje się najbardziej radykalny scenariusz - totalną wymianę oprogramowania. Tymczasem średnio rozgarnięty człowiek wie, że to nie jest tak, że open source jest z definicji lepsze i tańsze w użytkowaniu, a closed source - droższe i gorsze.
Po kiego grzyba np. testować w urzędach Linuksa, gdy z góry wiadomo, że urząd musi używać MS Office'a? Takie testy od razu dadzą negatywny wynik i na przyszłośc nikt nie zgodzi się na wydanie kupy kasy na program pilotażowy. Znacznie lepiej wstępnie rozważyć, że skoro musimy mieć MS Office'a to musimy mieć i Windows, ale za to może warto przetestować, czy GIMP może zastąpić Photoshopa i czy obecnie wykorzystywany program do księgowości nie ma tańszego/lepszego zamiennika? To rzucanie się w rozwiązania zerojedynkowe nie daje żadnych rezultatów.
marc, 11 lutego 2010, 12:22
Koordynowalem wdrozenie kilku projektow OSS w firmie i koszta byly nieporownywalnie mniejsze, niz w przypadku projektow komercyjnych o zamknietym kodzie. Wdrozenie otwartozrodlowych programow komunikacji internetowej, a takze biurowych zamknelo sie w kosztach wsparcia technicznego, zas oprogramowanie wspomagajace prace firmy [ERP/CRM/etc] kosztowalo firme kilkadziesiat tysiecy zl + opcjonalny abonament na kompleksowe wsparcie techniczne, co przy kilkuset tysiacach zl produktow komercyjnych o zamknietym kodzie i kosztach dodatkowych szkolen jest oplacalne. Rowniez cala infrastruktura internetowa, w tym oprogramowanie serwerow i niektorych stacji klienckich opiera sie w firmie na rozwiazaniach OSS. Calosc funkcjonuje wlasciwie do dzis, a od wdrozenia minely dwa lata.
mikroos, 11 lutego 2010, 12:22
Inna sprawa, że idiotyczne jest twierdzenie, że koszty wsparcia dla open source mogą wzrosnąć (jest to jeden z głównych punktów oparcia całej tej teorii o tym, że nie warto open source stosować), ale jednoczesnie nikt nie mówi o tym, że w przypadku closed source może być dokładnie tak samo. Właśnie tak się pisze raporty na zamówienie... :
Inna sprawa, że koszty wsparcia można bardzo łatwo ustalić na podstawie długofalowej umowy na świadczenie określonych usług.
mruk, 13 lutego 2010, 17:26
Qt4 jest na licencji LGPL (Lesser/Library GPL), a więc można łączyć z kodem własnościowym bez konieczności ujawniania źródeł, nie ma też obowiązku kupowania wersji komercyjnej Qt4, a więc płacenie za nią ma sens tylko jeśli bez wsparcia technicznego producenta się nie obejdzie.
MrVocabulary (WhizzKid), 13 lutego 2010, 17:31
Hmm, ja to rozumiem inaczej. LGPL dotyczy przecież bibliotek? Bo widzisz, ja i główny "exe" i biblioteki chciałem zrobić w Qt4, czyli de facto wykorzystując kod źródłowy Qt. Gdybym zrobił program w czystym C++ i dodał jedną bibliotekę w Qt, to wtedy bym tylko tę bibliotekę musiał udostępnić. Do takiego wniosku dochodziłem za każdym razem i tak mi dwóch konsultowanych znajomych mówiło - jak jestem w błędzie, to mnie wyprowadź, chętnie napiszę cały program w Qt bez konieczności publikowania źródeł. Czy dotyczy to każdego rodzaju łączenia? Jeśli zrobię cały program w Qt API, to nie będę musiał nic udostępniać?
mruk, 14 lutego 2010, 17:13
Qt4 jest wydane na potrójnej licencji GPL/LGPL/komercyjna do wyboru, a wszelkie źródła twierdzą, że LGPL pozwala na dynamiczne linkowanie z biblioteką bez konieczności wydawania linkowanego kodu na tej samej licencji LGPL, a więc bez konieczności ujawniania źródeł, jednak prawo to śliska sprawa, niektórzy mianowicie interpretują zawarty w licencji LGPL zapis na temat tzw dzieł pochodnych (ang. derived works), które to wymuszają stosowanie LGPL, jako odnoszący się do każdego przypadku dziedziczenia, które przecież jest kluczowe w programowaniu w językach obiektowych jak C++. Co prawda na swoich stronach FSF twierdzi http://www.gnu.org/licenses/lgpl-java.html, że nie było to intencją przy komponowaniu licencji, jednak jako że takie zastrzeżenie nie jest jej częścią, to nie ma ono mocy prawnej, dopiero w kolejnej wersji 3 licencji LGPL zostało to wyjaśnione, jednak w przypadku Qt4 obowiązuje wersja 2.1 tej licencji, stąd niepewność pozostaje.
Moim zdaniem można by się zabezpieczyć przez stworzenie biblioteki pośredniej, która dostarcza właściwej aplikacji klas dziedziczonych z Qt, w takiej sytuacji chyba tylko ona musiałaby być wydana na LGPL.
Osobną sprawą jest konieczność co najmniej dostarczania na żądanie źródeł Qt4 w wypadku dystrybuowania wersji binarnych bibliotek wraz z aplikacją.
Na stronie forumprawne.org są dwa wątki poświęęcone Qt4 i LGPL.
krzabr, 16 lutego 2010, 01:05
Zawsze można spróbować wydać program na licencji BSD we wczesnej fazie a później zamknąć źródła .
MrVocabulary (WhizzKid), 16 lutego 2010, 09:57
A skąd się tutaj wzięła licencja BSD?