Bakteryjny zamachowiec-samobójca
Uczonym udało się wykorzystać jedną bakterię w roli zabójcy innej. Naukowcy z Singapuru zmodyfikowali Escherichia coli tak, by w obecności Pseudomonas aeruginosa eksplodowała, uwalniając toksyny zabijające tę bakterię.
P. aeruginosa jest odpowiedzialna za trudne w leczeniu infekcje, szczególnie u osób z osłabionym układem odpornościowym. Bakteria ta upodobała sobie układ oddechowy i trawienny. Jest ona sprawcą około 10% infekcji szpitalnych. Zwykle zwalcza się ją dużymi dawkami antybiotyków, które jednak nie zawsze działają, a przy okazji zabijają pożyteczne bakterie.
Chueh Loo Poh i Matthew Wook Chang z Uniwersytetu Technologicznego Nanyang zmodyfikowali DNA E.coli tak, by wykrywała ona obecność molekuły LasR, która jest wykorzystywana przez P. aeruginosa do komunikacji. Gdy E.coli odkryje LasR zaczyna produkować tak dużo piocyny, że w pewnym momencie eksploduje zbijając P. aeruginosa.
Badania wykazały wysoką skuteczność tej metody. Pozwala ona na pozbycie się 99% P.aeruginosa gdy nie tworzy ona biofilmu. Co ważniejsze, gdy E.coli i P.aeruginosa tworzą ochronny biofilm, dochodzi do zabicia 90% P.aeruginosa.
Najpoważniejszą wadę nowej techniki jest fakt, że zmieniona genentycznie E.coli nie porusza się. Może zatem zabić P.aeruginosa, która sama znajdzie się w jej pobliżu. Singapurczycy mają jednak nadzieję, że znajdą kterie, które będą aktywnie zwalczały P.aeruginosa, uzyskując może nawet 100-procentową skuteczność. Chcą też sprawdzić nową metodę na myszach, by dowiedzieć się, czy będzie ona równie skuteczna oraz zbadać ewentualne skutki uboczne jej stosowania.
Komentarze (4)
whiteresource, 18 sierpnia 2011, 14:41
Piękne, ale nie mniej przerażające doniesienie. Przypomina mi scenariusze literatury Sci-fi, oraz komisów z lat 70-tych - naukowcy modyfikują material biologiczny nie bacząc na ryzyko wymkniecia sie ich produktow spod kontroli. A co jeśli okaże się, że wytworzona modyfikacja doprowadzi do likwidacji jakiegoś niezbednego ogniwa z łancucha życia na ziemii?
Niestety nadal odnosi się wrażenie, że nasze - ludzkie - "dokonania naukowe" wciaż przypominają dziecięce próby zrozumienia pracy zegarka, i ciągle bawimy się w "majster najpierw popsuj a dopiero potem zreperuj..."(ulubione zabawy tzw naukowcow:/ - "rozpierniczmy to na drobny mak potem sie zobaczy co z tego sie da poukładac...". "Nauka" nawet ma na to swoją nazwę, dumnie nazywają to: <Reverse engineering>...:/).
Tylko ile jeszcze ta matka natura wytrzyma naszych niezdarnych eksperymentów:/
Cayman, 18 sierpnia 2011, 15:10
Dogodzić wszystkim nie sposób ani nie leży to w zamiarze nikogo. Jeżeli chcemy leczyć infekcje bakteryjne bez wykorzystania antybiotyków to trzeba prowadzić badania nad metodami alternatywnymi. Osobiście uważam, iż modyfikacja bakteriofagów może być bardziej obiecująca pod względem skuteczności lecz bardziej ryzykowna z powody szybkiej mutacji wirusów.
Bronko, 18 sierpnia 2011, 15:26
O matkę naturę bym się nie obawiał. Życie na ziemi przetrwa niezależnie od naszych mniej lub bardziej udanych eksperymentów. Inna sprawa że może przybrać takie formy, które pod znakiem zapytania postawią przetrwanie gatunku ludzkiego
Chemik_Mlody, 18 sierpnia 2011, 22:27
Ja bym z kolei tak bardzo nie dramatyzował, wirusy mutują bardzo szybko, bakterie dużo wolniej a można im ten proces będzie pewnie później zablokować przez odpowiednie okrojenie kodu genetycznego.
A co do Reverse Engineering - to jest to dosyć wydajna metoda i chyba najlogiczniejsza. Na przykładzie Napędu CD, który ja będąc małym dzieckiem naprawiłem właśnie tą metodą. jeżeli masz zamkniętą pudełko to nie wiesz co sie dzieje w środku ani z czego wynikają nie prawidłowości. więc zdjełem obudowę i osłonki i zacząłem - oczywiście przy wyłączonym prądzie przestawiać poszczególne mechanizmy (to są wstępne badania mające dać obraz czego w ogóle się można spodziewać). Gdy już rozgryzłem co i jak podłączyłem do prądu i spróbowałem otworzyć i zamknąć napęd bez płyty, zobaczyłem który mechanizm zawodzi, pogmerałem trochę - ołówkiem dociskałem odpowiednią dźwigienkę upewniłem się co i jak (to jest poszukiwanie aplikacji). Potem wstawiłem płytę i odpowiednio ustawiając dźwigienkę i szynę ołówkiem znalazłem takie miejsce w którym był możliwy odczyt płyty CD, po kilku testach, rozebrałem to ponownie i uboższy o kilka kropel super glue, kawałek spinacza, i blaszkę aluminiową otrzymałem nowy w pełni sprawny napęd CD (wprowadzenie udogodnień)
Mogłem się pociąć płytą, mogłem zostać porażony prądem - to prawda, ale tak się nie stało ponieważ zachowałem odpowiednie środki bezpieczeństwa. A w zamian za kilka złotych otrzymałem w pełni sprawny napęd CD oraz takie poczucie dumy z naprawienia tego sprzętu że fruwałem pod sufit. No i nie omieszkajmy wspomnieć że wtedy koszt nowego napędu to było jakieś 300-400 złotych, co dla 14 chłopaka jakim wtedy byłem przedstawiało się jako kilkumiesięczne kieszonkowe w najlepszym wypadku.
Tak samo jest w tym wypadku ktoś w końcu powiedział: "No dajcie spokój przecież musi być jakaś prostsza droga do poradzenia sobie z tym mikrobem niż faszerowanie pacjenta antybiotykami". Bardzo wiele odkryć i ulepszeń dokonano na zasadzie: p!@#%^& nie robię, musi być inna droga. Ja również mogłem się poddać i stracić te kilkaset złotych, ale zamiast tego poszukałem innych rozwiązań. Nie starając się szukać innych dróg, skazujemy się na cofanie w rozwoju. Dla zainteresowanych omawiany napęd CD nadal posiadam - i z tego co sprawdzałem kilka lat temu nadal czyta płyty.