Google ustępuje w sprawie książek
Google oświadczyło, że nie będzie skanowało i publikowało w sieci żadnych książek europejskich autorów, które są wciąż sprzedawane. W ten sposób wyszukiwarkowy gigant częściowo uwzględnił zastrzeżenia autorów i wydawców ze Starego Kontynentu, którym nie podobało się, że dzieła takie mają być dostępne w cyfrowej bibliotece Google'a bez pytania o zdanie właścicieli praw do nich. Książki takie mogą trafić do biblioteki Google'a o ile ich autor sobie tego zażyczy.
Przypomnijmy, że Google zawarł z amerykańskimi wydawcami umowę, na podstawie której firma będzie skanowała i udostępniała w Sieci dzieła, do których autorskie prawa majątkowe wygasły, które nie są już drukowane lub też dzieła osierocone, w przypadku których właścicieli praw jest trudno ustalić. Początkowo koncern próbował objąć tą umową wszystkie dzieła znajdujące się w amerykańskich bibliotekach. To wywołało sprzeciw europejskich posiadaczy praw autorskich, których książki nie są już wydawane lub też nigdy nie były wydawane w Stanach Zjednoczonych.
Google obiecał też, że w radzie zarządzającej Books Rights Registry zasiądą dwie osoby spoza USA, a ich głównym zadaniem będzie ustalanie właścicieli praw autorskich i dopilnowanie, by otrzymywali wynagrodzenie od Google'a. Ocenia się, że w europejskich bibliotekach książki osierocone oraz dłużej niewydawane stanowią około 90% zbiorów. Jednak w Europie prawo autorskie jest bardziej restrykcyjne niż w USA. Ponadto w UE nie obowiązuje jednolite prawo, przez co podpisanie przez Google'a umowy z europejskimi wydawcami jest niezwykle trudne.
Books Rights Registry będzie zarabiał na sprzedaży samych książek lub też z reklam. Zarobione pieniądze będą dzielone w stosunku 63:37. Większość otrzymają właściciele praw autorskich.
Komentarze (17)
wilk, 7 września 2009, 23:40
Całe szczęście, bo nie mogli (teoretycznie) inaczej postąpić. Co ciekawe wcześniej mieli dzielić się 70:30.
Chodzi tutaj raczej o majątkowe prawa autorskie, bo prawo do autorstwa (osobiste p.a.) nie wygasa i jest niezbywalne.
thibris, 9 września 2009, 20:55
A co z książkami sprzedawanymi na rynku wtórnym ? Kto kupi od drugiej osoby dzieła zebrane xxx, jeśli będzie mógł je za free ściągnąć z google`a ? Jest to mniejsze zło niż brak dostępu do przeróżnej wiedzy, ale jednak ktoś na tym ucierpi...
Aż dwie osoby będą to ustalać ? Mamy kryzys panowie - bez przerostu biurokracji proszę... :/
mikroos, 9 września 2009, 21:17
W zasadzie nie jest to bardziej nieuczciwe od samego prowadzenia antykwariatów. Bo w zasadzie jakim prawem ktoś ma zarabiać (lub choćby niwelować własne wydatki) na książce, której sam nie napisał? Akurat w tej kwestii nie mam nic przeciwko polityce Google'a.
thibris, 10 września 2009, 18:35
:/ Czyli nie podoba Ci się też odsprzedawanie aut, domów, filmów, pralek i cały handel wtórny ?
mikroos, 10 września 2009, 19:14
Nie. Powiedziałem tylko (choć być może niedostatecznie wprost, za co przepraszam), że nie uważam pomysłu Google'a w jego obecnej postaci za nic bardziej nieuczciwego od prowadzenia antykwariatu. A skoro społeczeństwo akceptuje istnienie antykwariatów, to i Google powinien mieć prawo wdrożyć swój pomysł.
thibris, 10 września 2009, 22:29
Ja też przepraszam za brak jednoznaczności - ale nie pisałem o antykwariatach, a o zwykłych ludziach, którzy pewnego dnia postanawiają wyprzątnąć swoją biblioteczkę/strych dziadka czy gdzie tam były książki. Wiadomo (i celowo to pomijam:P) że Ci którzy chcą/potrzebują papieru nadal będą kupować papierowe egzemplarze, ale reszta looknie pierw czy nie ma czasem za free na google`u. Nie mam nic przeciwko pomysłowi Google`a, ale szukam dziury w całym tak dla draki
Iroquai, 29 listopada 2009, 21:21
Wydawca zapłacił już autorowi zgodnie z umową prawa autorskie do wydania X egzemplarzy. W związku z tym każdy ma prawo nabyć tak wydaną książkę. Czym innym jest kradzież praw autorskich i publikacja bez zgody autora w internecie. Pragnę zauważyć iż każda umowa o prawa autorskie dotyczy określonych pól eksploatacji i tylko na tych polach licencjobiorca może eksploatować dane dzieło. Jeśli umowa dotyczy wydania 10 tys egzemplarzy książki to wydawca nie ma możliwości dodatkowo publikować jej w częściach w gazecie czy wydać ją w wersji ebook. W Polskim prawie autorskim istnieje domniemanie iż eksploatacja może dotyczyć tylko tych pól, które są wymienione w umowie sporządzonej pisemnie. Jeśli na przykład więc, ktoś zgodzi się ustnie na wykorzystanie materiału filmowego do stworzenia np. klipu muzycznego, to muzycy nie mogą promować siebie teledyskiem bez pisemnej zgody autora. Poza tym taka umowa musi uwzględniać wyraźnie wskazane pola eksploatacji: internet, telewizja, koncerty.
Jeśli jakiś zespół lub artysta che wykorzystać poezję znanego autora co do dzieł, które objęte są ochroną prawną (70 od śmierci autora) to bez zgody nie mogą wykorzystywać tego do jakichkolwiek celów poza użytkiem prywatnym.
mikroos, 29 listopada 2009, 21:30
I właśnie o tym mówię. To, co chce teraz zrobić Google, jest porównywalne do działalności antykwariatów. A skoro antykwariaty są społecznie akceptowane (przynajmniej tak mi się wydaje), to nie widzę powodu, by uznać za naganne publikowanie przez Google'a dzieł, których już teraz prawa autorskie nie chronią.
czesiu, 29 listopada 2009, 21:46
Ja odnoszę wrażenie, że thibris miał na myśli osoby ODsprzedające książki np. na allegro... tyle, że to jest właśnie szukanie dziury w całym - zawsze znajdzie się ktoś, kto do szczęścia potrzebuje papier, często są to książki już niedostępne w księgarniach. Znam osobnika, który właśnie do szczęścia potrzebuje papieru - "żeby się fajnie na półce prezentowało".
Ps. ja kupując książki/gry na rynku wtórnym mam nadzieję, że choć pośrednio wspieram twórców, w końcu być może osoba, od której dane dzieło kupiłem przeznaczy kasę na zakup kolejnego utworu/samochodu/whatever...
Bardzo ciekawie przedstawił problem Iroquai, choć wolał bym aby w sytuacji wykorzystania innego kanału dystrybucji został po prostu dodany zapis "oraz % od zysku z innych kanałów".
mikroos, 29 listopada 2009, 22:01
A czy to ważne, czy sprzedaje antykwariat, czy osoba prywatna? Rynek wtórny to rynek wtórny - ludzie nie mają nic przeciwko jego funkcjonowaniu, a przynajmniej na pewno ja nic nie mam. Niby z punktu widzenia konkretnego egzemplarza nie ma różnicy pomiędzy piractwem a zakupem używanego (w końcu wydawca i tak nie dostaje ani grosza), ale bardziej mi się podoba odsprzedawanie sobie oryginałów.
thibris, 30 listopada 2009, 16:52
Różnica pomiędzy piractwem o zakupem używanego jest ogromna. Zauważ że od Google`a będzie można ssać nieskończenie wielką liczbę egzemplarzy danego dzieła - co prawdopodobnie wysyci rynek. Rynek wtórny jest ograniczony i gdy popyt będzie większy niż podaż, jest szansa na to że właściciele praw autorskich zrobią jakąś reedycję, dzięki czemu będą zdobywać pieniądze za swoje dzieło.
czesiu, 30 listopada 2009, 17:06
Oczywiście - doczekasz się reedycji jakiejś Rosamundy Pilcher, czy harlequina ale znajdź w księgarni Liebermana http://www.gandalf.com.pl/b/postaw-na-swoim/ <- gdzie nie popatrzeć "produkt niedostępny", no chyba że na allegro za śmieszne pieniądze (ja kupiłem za 10zł z transportem, raz czytaną)
thibris, 1 grudnia 2009, 05:19
Ale szansa na reedycję nadal jest. Nie wiem jak się to odbywa - czy wydawnictwo dostaje listy z prośbami o wznowienie czy samo bada rynek. Ważne, że ponowne wydania się zdarzają i właściciel praw autorskich (często będzie to autor) dostaje za to pieniążki. Z Google`a kto je dostanie ?
czesiu, 1 grudnia 2009, 14:36
Współczuję, stopa nadal boli? Co z tymi wszystkimi studentami, którzy zamiast tych pięknych drogich książek kupować je kserują... przecież oni OKRADAJĄ wydawcę tak, że nawet google się kryje, ale student to taki lepszy (biedny) człowiek, któremu kali zawsze pozwala na więcej.
thibris, 1 grudnia 2009, 17:49
Stopa ? Mylisz mnie z kimś, czy z czymś innym moją stopę ? Ewentualnie nie dojrzałem dowcipu/aluzji
A na studiach osobiście miałem w sprawie książek bardzo dobrą sytuację - kto chciał miał, kto nie chciał, nie miał. Ja nie miałem - pożyczałem, albo się obchodziłem bez nich. Takie życie.
czesiu, 1 grudnia 2009, 18:27
stopa od strzału w stopę. Czyli pożyczając też okradałeś wydawców tak samo jak "robi to" google <- teraz to już było totalne czepialstwo z mojej strony
thibris, 1 grudnia 2009, 19:33
A w jaki sposób połączyłeś pożyczanie z kradzieżą ? Czy jak pożyczę od Ciebie 100zł, to wyjdzie na to że okradam Bank Centralny czy jak ? Przecież nie robię drugiej kopii "produktu", nie jest on też używany przez wiele osób naraz... Nie rozumiem Twojej logiki, ale może to przez to że Twoja krwawiąca stopa rozprasza moją uwagę