Sąd zablokował porozumienie wydawców z Google Books
Nowojorski sąd zablokował porozumienie pomiędzy Google'em a organizacjami wydawców dotyczące możliwości publikowania książek w Google Books. Porozumienie miało zakończyć sześcioletni spór pomiędzy wyszukiwarkowym gigantem a właścicielami praw autorskich.
Przed laty Google zaczął skanować książki i udostępniać je w swoim serwisie. Spotkało się to ze sprzeciwem właścicieli praw autorskich, które były w ten sposób łamane. Ostatnio Google, Gildia Autorów oraz Stowarzyszenie Amerykańskich Wydawców doszli do porozumienia. W jego ramach Google mógłby nadal skanować książki i sprzedawać do nich dostęp, a w zamian za to co roku miał płacić 125 milionów dolarów tantiem właścicielom praw autorskich.
Umowa jednak nie rozwiązywała wszelkich problemów związanych z prawami autorskimi, gdyż prawa do sporej części dzieł zdigitalizowanych przez Google'a nie zostały określone, co znaczy, że ich właściciele nie otrzymywaliby pieniędzy.
Ta umowa dawałaby Google'owi znaczącą przewagę nad konkurencją, nagradzając firmę za to, że masowo kopiowała dzieła chronione prawami autorskimi bez uzyskania wcześniejszej zgody ich właścicieli - napisał w uzasadnieniu wyroku sędzia Denny Chin. Wyrok spotkał się z aprobatą Departamentu Sprawiedliwości.
W ramach zawartej umowy Google mógłby np. zyskać wyłączne prawa do publikacji w sieci dzieł "osieroconych", czyli takich, co do których właściciele praw autorskich nie są znani lub nie zostali odnalezieni. Jak zauważyła Gina Talamon, rzecznik Departamentu Sprawiedliwości, umowa nie rozwiązuje problemów związanych z przepisami o pozwach zbiorowych, prawami antymonopolowymi i autorskimi.
Google zeskanował dotychczas 15 milionów książek.
Komentarze (10)
waldi888231200, 23 marca 2011, 17:18
Jeśli Kaziu Kowalski napisał książkę to nie po to aby leżała w magazynach wydawnictwa bo to promocji zrobić nie umie (nie chce) tylko by ludzie ją czytali (podzielił się sobą) . Od każdego PDF z tą książką powinien dostać 1zł co pozwoli mu na dalsze badania które opisze w następnej książce. Android Market jest dobrym przykładem jak propagować informację za przystępne (skala pobrań) pieniądze na cały świat.
Mariusz Błoński, 23 marca 2011, 18:01
Jeśli Kaziu Kowalski napisał książkę, to tylko Kaziu Kowalski ma prawo decydować o jej dystrybucji oraz o cenie.
Postępowanie Google'a było w tej kwestii wyjątkowo bezczelne. NIe przypominam sobie, by kiedykolwiek jakakolwiek korporacja zachowała się równie łajdacko. Google na cały świat oglosił milionom ludzi, że ich będzie okradał i mogą mu skoczyć.
Dobrze, że sąd wydał taki wyrok, a nie inny. Dziwię się tylko, że nie nakazał im zniszczenia tych kopii, na wykonanie których nie otrzymali zgody.
ZolV, 23 marca 2011, 18:41
Aleksander Wielki stworzył Bibliotekę Aleksandryjską która umożliwiła rozwój cywilizacji.
fri.K, 23 marca 2011, 19:00
Jeśli chodzi o bezczelność to Google mógł wysłać pismo do każdego wydawnictwa, właściciela i spadkobiercy, następnie czekać latami na ewentualną zgodę skopiowania.
Proces zająłby wiele lat i kosztował więcej.
Jeśli nie zgadzasz się to możesz wycofać publikacje do której masz prawa, albo czerpać z tego korzyści materialne.
Ja ich nie potępiam bo nie ma prostej drogi do pełnej cyfryzacji.
ZolV, 23 marca 2011, 19:22
Ja nie mam po prostu tak jednoznacznego stanowiska. Chciałbym zwrócić uwagę na zagadnienia:
- ilość wiedzy ludzkości jaką produkuje cywilizacja rośnie wykładniczo, ograniczanie do niej dostępu nie uważam za korzystne dla rozwoju cywilizacji jako takiej
- Chiny posiadają u siebie coraz więcej rozwiązań technologicznych różnych firm, które posiadają indywidualne patenty i będą ze wszystkimi eksperymentować. Bardzo prawdopodobne jest, że wyprodukują własne urządzenia które będą czerpać wiedzę ze wszystkich dostępnych im technologii bez patrzenia na jakieś tam patenty. Produkty które powstanę będą biły na głowę wszystko inne. Jeśli zachód zostanie przy patentach, to zostaniemy daleko za Chinami
- oprogramowanie opensource powstaje pomimo ograniczeń licencyjnych i patentowych i zostało oszacowane na około 60 miliardów dolarów, dla porównania Google jest warte około 150
- licencje i patenty powodują, że wydanie produktu z prawami autorskimi jest kosztowniejsze i obarczone ryzykiem złamania czyiś praw nieświadomie.
waldi888231200, 23 marca 2011, 19:38
Tu słowa nie ma o autorach... tylko właścicielach praw autorskich a to wielka różnica .
MrVocabulary (WhizzKid), 23 marca 2011, 23:35
Google znają wszyscy. Dlaczego po prostu nie sprawdzą, czy ich książka nie jest w Google Books i wtedy się pienią? Zresztą niektóre z nich naprawdę trudno dostać.
Przykładowo tylko częściowo na GB dostępna jest książka, które potrzebowałem do badań, a która kosztuje 434 zł. Nie jest wcale ani taka dobra, ani taka ważna, ani taka rzadka, ani taka stara, ani nawet tak zarąbiście wydana, tylko chyba pośrednicy przesadzili. Chętnie bym kupił wszystkie książki i artykuły, gdyby było po 1-5 zł. Bo by było wygodniej niż kraść lub olać. A tak to się lata między biblioteką a ksero...
Swoją drogą, czy właściciele praw autorskich mogą zakazać pojawienia się książki w zwykłej bibliotece?
Jajcenty, 24 marca 2011, 07:35
Mam w tej mierze mieszane uczucia. Z jednej strony prawo własności, z którym Google istotnie postąpił dość nieszablonowo,
z drugiej, szansa na stworzenie powszechnie dostępnej ogromnej biblioteki. Sądzę, że prawa autorskie nie powinny działać zbyt długo. Im lepsze dzieło tym szybciej bogaci się właściciel praw i tym szybciej dzieło może przejść do domeny publicznej. Im gorsze, tym szbciej przestaje przynosić dochody tym szybciej może przejść do domeny publicznej.
A już na pewno prawa te nie powinny być dziedziczone. Wiem, że to cuchnie lewicowością ale prosty model "moje-nie moje" zaczyna zawodzić.
cyberant, 24 marca 2011, 13:40
googledziała na zasadzie "skopiuje i udostępnię książki, jak komuś to nie pasuje to niech się zgłosi to pogadamy..."
Myślę że rozmowy powinny dotyczyć głownie autorów, wydawnictwa niech się odwalą, tak jak wytwórnie fonograficzne. A rozwiązanie problemu powinno być następujące:
google jak zwykle będzie zarabiało z reklam wyświetlanych przy okazji przegladania książek. To daje pewną kwotę. Od tej kwoty trzeba odjąć koszty utrzymania i budowy biblioteki, pozostała kwota to zysk. 20% zysku dla google, reszta powinna być podzielona przez ilość pobrań książek. Wychodzi więc realna kasa za 1 kliknięcie, i ta kasa powinna iść do autora. Gdy autor nie żyje, lub gdy prawa autorskie wygasły, zysk powinien być przekazywany na edukację i rozwój nowych technologii. wszyscy by zarabiali, społeczeństwo by się rozwijało.. chm...
MrVocabulary (WhizzKid), 24 marca 2011, 21:59
Ale tak poważnie, ktoś ogląda jeszcze reklamy w Internecie? Ja przez ostatnie 5 lat widziałem ich może pięć...