Wg najnowszej hipotezy, chmury z "Krzyku" Muncha to obłoki perłowe
Dotąd wygląd chmur na obrazie "Krzyk" Edvarda Muncha interpretowano albo jako metaforę psychicznego cierpienia, albo jako przestawienie cząstek zanieczyszczających powietrze po wybuchu wulkanu Krakatau w 1883 r. Najnowsza hipoteza Helen Muri, badaczki z Uniwersytetu w Oslo, wskazuje jednak na polarne chmury stratosferyczne, a właściwie jeden z ich rodzajów - tzw. obłoki perłowe.
Norweżka zaprezentowała swoją teorię na kongresie Europejskiego Towarzystwa Geonauk w Wiedniu. Wg niej, po pierwsze, wybuch wulkanu nie mógł odpowiadać za pofalowanie chmur Muncha. Po drugie, zabarwione w wyniku erupcji zachody słońca występują przeważnie przez parę lat, tymczasem wizja Muncha wydaje się jednorazowym doświadczeniem [...]. W swoim dzienniku artysta napisał bowiem, że niebo nagle stało się krwiste.
Obłoki perłowe są rzadkie. By powstały, na dużych wysokościach (ok. 20-30 km) muszą panować temperatury poniżej −85°C. Pojawiają się zimą, częściej nad Antarktyką niż nad Arktyką. Ponieważ są bardzo cienkie, w ciągu dnia ich nie widać i można je podziwiać dopiero przed wschodem albo po zachodzie słońca. Wiemy, że pod koniec XIX w. w okolicach Oslo pojawiły się obłoki perłowe. Udokumentował je co najmniej jeden naukowiec, który napisał: są tak piękne, że można uwierzyć, że jest się w innym świecie.
Ostatnie badania zainspirowały obłoki perłowe, które pojawiły się nad południowo-wschodnią Norwegią w 2014 r. Były tak podobne do chmur z dzieła Munka, że trudno się było nad tym nie zastanowić...
Edvard Munch mógł się przestraszyć, gdy nagle niebo stało się krwistoczerwone. Niewykluczone, że to doświadczenie doprowadziło do namalowania "Krzyku". Tak czy siak Muri podkreśla, że to jedna z wielu hipotez. Istnieją też inne. Ponieważ jesteśmy naukowcami o określonej specjalności, szukamy, oczywiście, odpowiedzi w naturze, podczas gdy psycholodzy sugerowali, że obraz powstał jako pokłosie psychicznego cierpienia.
Komentarze (0)