Bariery MOSE miały chronić zabytki Wenecji. Są problemem polityczno-biznesowym
Bariery MOSE, które mają chronić Wenecję przed powodziami, nie uchronią wielu cennych zabytków, w tym przede wszystkim Bazyliki Św. Marka. Na przeszkodzie stoją biznes i polityka.
Równo miesiąc temu, 3 października, na Placu Św. Marka można było zobaczyć łzy w oczach wielu wenecjan. Podniesiono bariery i po raz pierwszy w historii wysoki przybór wody – acqua alta – nie zalała placu. Jeden z najbardziej znanych i wyjątkowych zabytków świata, Bazylika Św. Marka, bardzo często doświadcza powodzi. Standardowa acqua alta to przybór wody o około 80 centymetrów. Jeśli fala wyniesie 86 centymetrów, zaczyna zalewać kościół.
Przed miesiącem można było jednak przejść przez Plac Św. Marka suchą stopą. Meteorolodzy zapowiadali acqua alta o wysokości 130 cm, w związku z czym po raz pierwszy w historii podniesiono bariery MOSE, by uchronić miasto. Jednak było to wyjątkowe wydarzenie. Zapadła bowiem decyzja, że – przynajmniej do końca 2021 roku – bariery będą unoszone tylko wówczas, gdy acqua alta będzie wynosiła co najmniej 130 cm. Oznacza to zalanie najniżej położonych części miasta, w tym Bazyliki Świętego Marka.
Decyzję taką podjęto ze względu na obecność... portu. Gdy na początku października uniesiono MOSE do Wenecji nie mogło wpłynąć siedem statków, które przez około pięć godzin musiały czekać na opuszczenie barier. To wywołało protesty władz portu Marghera. Co prawda przez ostatnich 20 lat zarząd Porto Marghera twierdził, że ochrona miasta powinna mieć priorytet, jednak teraz robi wszystko, by jego interesy były ważniejsze.
Tutaj dochodzimy do istotnych kwestii polityczno-biznesowych. Port Marghera wraz z portem przyjmującym wielkie wycieczkowce oraz portem w Chioggia jest ósmym największym portem Włoch. Zatrudnia on ponad 21 000 osób, a powiązanych z nim jest ponad 1200 różnych przedsiębiorstw. Port wytwarza 27% PKB prowincji, a jego związki gospodarcze sięgają daleko w głąb lądu. Tam zaś mieszka kilkukrotnie więcej wyborców, niż w samej Wenecji.
Im częściej MOSE będą unoszone, tym większe będą opóźnienia statków wpływających do Porto Marghera. Ktoś będzie musiał za te opóźnienia zapłacić, a będzie to najpewniej właściciel ładunku, gdyż większość jednostek płynących do Marghery to masowce transportujące węgiel, żywność czy produkty petrochemiczne. Port, w którym są stałe wielogodzinne opóźnienia będzie tracił klientów. Stąd też sprzeciw dyrekcji portu wobec zbyt częstego podnoszenia barier.
Długoterminowy plan mówi o podnoszeniu MOSE przy acqua alta wynoszącej 110 cm. To pewne ustępstwo ze strony portu, ale wciąż oznacza poświęcenie najniższych części miasta z Bazyliką włącznie.
Oficjalny powód, dla którego ustanowiono taką granicę podnoszenia MOSE to blokowanie przez bariery przepływu wody. Działanie takie powoduje, że laguna zaczyna zamieniać się w bagnisty teren, ustaje przepływ tlenu, z laguny nie odpływają zanieczyszczenia.
W 2018 roku w Wenecji mieliśmy do czynienia ze 121 przypadkami acqua alta o wysokości do 110 cm. Aby uchronić Bazylikę przed powodziami, MOSE musiałyby być podnoszone już przy acqua alta wynoszącymi 80-85 cm. To oznacza, że bariery wyjątkowo często utrudniałyby ruch statków i przepływ wody.
Jednak nawet ustalenie granicy podnoszenia MOSE na 110 cm aqua alta nie gwarantuje przetrwania portu. IPCC przewiduje, że jeśli uda się powstrzymać globalne ocieplenie na poziomie 2 stopni Celsjusza ponad poziom sprzed epoki przemysłowej – a osiągnięcie tego celu jest coraz bardziej wątpliwe – co czeka nas podniesienie poziomu oceanów o 30-60 cm. Jeśli tak się stanie, to acqua alta powyżej 110 cm będzie nawiedzała Wenecję bardzo często. Jeśli zaś nie uda się powstrzymać globalnego ocieplenia, to poziom oceanów może wzrosnąć o 60-100 cm i przetrwanie Wenecji będzie stało pod znakiem zapytania.
Wenecja to poważny problem finansowy i polityczny. Już pojawiają się głosy, że port w Marghera należy przenieść gdzie indziej, że w przyszłości do Wenecji powinny wpływać tylko małe jednostki, a już teraz należy myśleć o tym, co w przypadku, gdy bariery MOSE przestaną się sprawdzać. Ich projektant zapewnia, że będą działały do momentu, gdy poziom oceanu podniesie się o 60 centymetrów. Jak jak zatem uratować Wenecję, gdyby wzrost poziomu oceanu miał być większy?
Komentarze (4)
nantaniel, 3 listopada 2020, 14:47
Ciekawe czy będą mieli dużo pełnych wcieczkowców, jak weneckie zabytki szlag trafi
cyjanobakteria, 3 listopada 2020, 14:58
Najwyżej przeniosą szkoły nurkowania z północnej Afryki i będzie można eksplorować ruiny niczym w mitologicznej Atlantydzie Szkoda zabytków i miasta, ale mnie to trochę cieszy, bo można zawczasu zobaczyć na własne oczy efekt zmian klimatu i skutki podnoszenia się poziomu oceanów zanim problem przybierze na sile, co i tak prawdopodobnie nastąpi. Fabuła się z każdym artykułem komplikuje, bo okazuje się, że zapory rozwiązują częściowo jeden problem, ale kosztem wpływu na inne aspekty miasta i środowiska.
nantaniel, 3 listopada 2020, 16:40
W sumie Wenecja to nie problem tylko błąd - nie buduje się miasta na terenach zalewowych. A że zrobiła się z tego błędu atrakcja turystyczna, to w sumie tylko się cieszyć. Próba zapobieżenia nieuniknionemu to trochę jak restaurowanie ruin, które przez tysiąc lat leżały jako sterta kamieni porośniętych trawą, a teraz nagle trzeba je chronić przed "zniszczeniem"
cyjanobakteria, 3 listopada 2020, 21:11
Miasto zostało założone w 452 roku przez uchodźców, więc ciężko od nich było wymagać dalekowzroczności. Jest wiele nowocześniejszych miast położonych równie nisko: Wenecja 0-10m, Sydney 0-2m, Amsterdam i Rotterdam -6m nad poziomem morza.
Popełnili błąd, a teraz mają problem, bo co niby mają zrobić? Z drugiej strony miasto przetrwało kilkanaście wieków, wiec nie była to zła lokalizacja. Nie wiem czy widziałeś zdjęcia, ale to nie są porośnięte mchem ruiny Żyją tam w miarę normalnie ludzie, z tym, że koszty utrzymania domu, regularnych remontów i inspekcji są kosmiczne w porównaniu do normalnych miast.