Google składa broń. Microsoft ostatni na placu boju przeciwko rządowi USA
Google po cichu przestało walczyć w sądach z nakazami udostępnienia danych z zagranicznych serwerów. Wygląda na to, że ostatnią wielką firmą, która się nie poddaje i stara się zachować jak największą poufność danych jest Microsoft.
Informacja o tym, że Google przestał sprzeciwiać się udostępnianiu danych znalazła się w dokumentach złożonych przez Departament Sprawiedliwości przed Sądem Najwyższym USA. Google składa broń, a zbiega się to w czasie z naciskami administracji prezydenta Trumpa na Sąd Najwyższy. Urzędnicy chcą, by SN uznał, że sądowe nakazy udostępnienia danych wydawane firmom technologicznym w USA rozciągają się również na zagraniczne serwery tych firm.
W lipcu ubiegłego roku Microsoft wygrał spór sądowy z rządem USA. Wtedy to Sąd Apelacyjny dla 2. Okręgu uznał, że Microsoft ma rację twierdząc, iż ustawa Stored Communication Act, na podstawie której przechowywane dane mogą być przekazywane agendom rządowym, nie ma zastosowania do danych przechowywanych na serwerach poza granicami USA. Zwycięstwo Microsoftu zachęciło innych, w tym i Google'a, do odwoływania się od nakazów udostępniania danych. Jednak w USA sądy nie są związane decyzjami sądu apelacyjnego spoza swojego okręgu, więc w wielu przypadkach nie zgadzały się ze wspomnianym orzeczeniem i odrzucały skargi firm na nakazy wydania danych. W jednym przypadku Google zostało nawet uznane winnym obrazy sądu, gdyż firma odmówiła dostosowania się do wyroku sądu federalnego wydanego w Dystrykcie Kolumbii.
Dotychczas Sąd Najwyższy USA nie zdecydował, czy zajmie się odwołaniem, jakie od decyzji Sądu Apelacyjnego dla 2. Okręgu złożył rząd USA. Zanim SN nie wyda wyroku, brak jest ogólnokrajowego precedensu. Obszar jurysdykcji Sądu Apelacyjnego dla 2. Okręgu rozciąga się na stany Connecticut, Nowy Jork i Vermont. W USA okręgowe sądy apelacyjne są bardzo potężne dlatego, że Sąd Najwyższy zajmuje się jedynie około 2% spraw, które do niego trafiają. Zatem orzeczenia okręgowych sądów apelacyjnych ustanawiają najczęściej precedens obowiązujący na terenach zamieszkanych przez miliony obywateli.
W sądowych dokumentów, z których dowiadujemy się o złożeniu broni przez Google'a, wynika też, iż Microsoft wciąż polega na wyroku Sądu Apelacyjnego dla 2. Okręgu i odmawia wydania danych, których domagają się urzędy czy organa ścigania. Przedstawiciele Departamentu Sprawiedliwości chcą, by Sąd Najwyższy ostatecznie rozstrzygnął kwestię dostępu do danych znajdujących się na zagranicznych serwerach. W swoim wniosku złożonym przed sądem argumentują, że Yahoo i Google przegrały dotychczas sprawy przed 11 różnymi sędziami z 5 różnych okręgów sądowych [w USA jest 11 okręgów sądowych – red.] i że sprawy o udostępnienie danych z zagranicznych serwerów toczą się niepomyślnie dla rządu tylko w 2. Okręgu. Departament Sprawiedliwości zauważa, że SN powinien rozstrzygnąć tę kwestię, gdyż sędziowie w całym kraju mają z tym problem, a specjaliści wyrażają różne opinie na ten temat.
Przedstawiciele rządu USA twierdzą, że nie jest ważne, gdzie są przechowywane dane, istotne jest, czy firma je przechowująca ma do nich dostęp z terenu USA. Najbliższe posiedzenie Sądu Najwyższego USA zaplanowano na 2 października. Wciąż nie wiadomo, czy wówczas Sąd zajmie się opisywaną powyżej sprawą.
Komentarze (8)
Calamity J, 19 września 2017, 16:09
To ciekawe jak Microsoft zamierza dotrzymać umów z podmiotami spoza US, które podpisał z kaluzulą lokalizacji danych w strefie jurysdykcji EU dla usług cloudowych. Znam kilka przypadków, gdzie właśnie z tego powodu zamiast Google'a wybrano Microsoft, a teraz wygląda na to, że Amerykanie i tak dopną swego niezależnie od tego co tam reszta świata sobie myśli.
Mariusz Błoński, 19 września 2017, 19:36
Którzy Amerykanie? Ci z DoJ czy Microsoftu.
Ponadto warto zwrócić uwagę na inną, ważniejszą kwestię. Sam fakt, że o tym piszemy. W przypadku innych państw/regionów świata takie dyskusje się nie toczą? Wszystko tam pozałatwiali? I jak, w którą to poszło stronę? Komu bardziej można ufać, państwu, w którym prowadzone są ciągłe spory sądowe pomiędzy organami tego państwa a obywatelami/firmami czy państwu, w którym takich sporów nie ma?
Calamity J, 19 września 2017, 20:55
Amerykanie, czyli agendy rządowe oczywiście. IT, a w szczególności usługi stoją na firmach amerykańskich, więc mało mnie obchodzi co się dzieje w innych państwach. Stały wjazd na dane, to była dotąd domena takich oaz wolności jak Rosja czy Chiny. W UE nie będzie wkrótce lepiej. Tylko preteksty są inne - tamci bronią komunizmu i walczą z kontrrewolucją, a nasi bronią demokracji i walczą z ksenofobią i mową nienawiści. Efekt jest dokładnie ten sam - jakiekolwiek informacje szarak wygeneruje czy pozyska będą zachowane i automatycznie filtrowane. W dobie ML i Big Data dopiero będzie nam dane zrozumieć jak działa totalitaryzm w erze informacji masowo przetwarzanej.
Mariusz Błoński, 20 września 2017, 12:53
Ja mam nieco inne wątpliwości. Z tego, co wiemy z mediów możemy się domyślać, że w USA jest mniej więcej tak: jakieś tam agendy rządowe i służby mniej lub bardziej tajne przychodzą do firmy X z nakazem wydania danych. Firma X może się od razu dostosować lub odmówić i pójść do sądu się spierać.
Nie słychać zbytnio o podobnych sprawach na terenie UE (w tym Polski). Co to znaczy? Że agendy i służby nie mają tam dostępu do danych? Wątpię. Że załatwiają go sobie jakimiś innymi drogami? Wątpię. Że firmy przechowujące dane w każdym przypadku potulnie te dane udostępniają lub ich ewentualne sprzeciwy załatwiane są jakoś po cichu? Ta opcja wydaje mi się najbardziej prawdopodobna.
Jajcenty, 20 września 2017, 14:02
To jest dziwne. Jeśli mają nakaz to odmowa nie wchodzi w grę. Służby mają prawo i możliwość wykonania nakazu siłą. Czasami barbarzyńska siła nie wystarczy z powodu haseł, czy szyfrowania, wtedy jest czas na spory sądowe. Ale wydaje się, że dość szybko docieramy do przymuszania konkretnej fizycznej osoby. Kowalski! tu macie nakaz, dawajcie migiem dane, a nie to na dołek za utrudnianie. Nie firma, tylko Kowalski. Potem można się zażalać, wnosić o uchylenia, czasami służby są troche dupowate i nie potrafią wyrwać z objęć tego laptopa i mozna się śliznąć, ale generalnie to nakaz jest nakaz. Byłoby źle gdyby nakaz sądowy był taki co bardziej opcjonalny.
Mariusz Błoński, 20 września 2017, 16:08
No ale z tego wszystkiego co czytam i co tutaj piszemy wychodzi na to, że z nakazem wiąże się możliwość odwołania od niego. Co więcej, na podstawie bodajże Czwartej Poprawki, jest też możliwość poinformowania osoby, której danych nakaz dotyczy, że taki nakaz wydano, przez co ta osoba ma możliwość odwołania się.
thikim, 20 września 2017, 17:00
Ani jedno ani drugie
Ogólnie masz jednak rację. Jeśli gdzieś słychać o sprawach to znaczy że prawo tam funkcjonuje w miarę dobrze.
Tak jak we Wprost? LOL
Jajcenty, 20 września 2017, 21:29
Tak. Trochę dupowate. Pisałem że czasami.
Dobrze wiesz, że normalnie gość dostałby pałą, gazem, poleżał na ziemi z kolanem w nerce i prosiłby żeby wziąć tego laptop czym prędzej, szybko szybko, mniej boli... Tymczasem funkcjonariusz jakby nie był do końca przekonany czy on może coś zabierać takiemu miłemu, acz nieco rozhisteryzowanemu starszemu panu. Wyszła porażka i kompromitacja. Normalnie redaktor miałby szczęście gdyby jego niezdolność do używania wykręconych stawów trwała mniej niż siedem dni.