Szef NASA uważa, że Pluton jest pełnoprawną planetą i rozpala dyskusję o jego statusie
Administrator NASA, Jim Brindestine, na nowo rozpalił dyskusję o statusie Plutona. Przed 13 laty stracił on miano planety i został uznany planetą karłowatą. Szef NASA stwierdził, że powinien on być pełnoprawną planetą, gdyż posiada ocean pod powierzchnią, związki organiczne na powierzchni i własne księżyce. Dodał przy tym, że jeśli mielibyśmy na poważnie traktować wymóg, by za planety uznawać tylko te obiekty, które oczyściły swoją orbitę wokół Słońca, to powinniśmy obniżyć status wszystkich planet.
To już drugi raz w ciągu ostatnich miesięcy, gdy Brindestine dopomina się o ponowne uznanie Plutona za planetę. Jestem tutaj, by Wam powiedzieć, że jako administrator NASA, sądzę, iż Pluton powinien być planetą, mówił do bijących mu brawo uczestników Międzynarodowego Kongresu Astronautycznego. Niektórzy ludzie argumentują, że aby zostać uznanym za planetę trzeba oczyścić swoją orbitę wokół Słońca. Hm.. jeśli to jest definicja, której mamy używać, to powinniśmy obniżyć status obecnych planet. Musielibyśmy uznać je za planety karłowate, gdyż żadna z nich nie oczyściła swojej orbity, stwierdził.
W 2006 roku Międzynarodowa Unia Astronomiczna (IAU), opracowała definicję planety, zgodnie z którą za planetę można uznać obiekt, który – między innymi – oczyścił sobie orbitę, a zatem jest największą siłą grawitacyjną działającą na orbicie. Oznaczało to natychmiastowe zdegradowanie Plutona, gdyż wpływ na niego wywiera sąsiedni Neptun, ponadto Pluton dzieli orbitę z gazami i obiektami z Pasa Kuipera.
Wielu jednak nie pogodziło się ze zmianą statusu Plutona. Jedną z takich osób jest właśnie Brindestine. Już w sierpniu mówił on, że jego zdaniem Pluton jest planetą. Słowa szefa NASA znajdują potwierdzenie w ubiegłorocznych badaniach przeprowadzonych przez uczonych z University of Central Florida. Ich zdaniem niesłusznie stracił on status planety. Naukowcy ci przeanalizowali literaturę naukową z ostatnich 200 lat i zauważyli, że od roku 1802 ukazały się zaledwie 4 publikacje, których autorzy stwierdzali, że planetą może być jedynie obiekt, który oczyścił swoją orbitę. Co więcej, posługiwali się przy tym argumentami, które obecnie są uznawane za nieprawidłowe.
IAU próbuje nam powiedzieć, że podstawowy obiekt badań planetarnych, planeta, powinna być definiowana według kryteriów, których żaden naukowiec nie używa w swojej pracy. I w ten sposób poza rodzinę planet wyrzuca drugą najbardziej złożoną i interesującą planetę w Układzie Słonecznym, stwierdza Philip Metzger z University of Central Florida. Mamy ponad 100 świeżych przykładów, w których specjaliści używają słowo 'planeta' w sposób niezgodny z definicją IAU, a czynią tak, gdyż to funkcjonalnie użyteczne. Ta definicja jest naciągana. IAU nie określa, co oznacza oczyszczenie orbity. Jeśli weźmiemy to dosłownie, to planety nie istnieją, gdyż żadna z nich nie oczyściła swojej orbity.
Komentarze (29)
wilk, 15 listopada 2019, 13:05
A ja powiem więcej — Merkury też tak średnio jest planetarny. Argument z księżycami jest słaby, bo są inne planety karłowate, które mają księżyce. Księżyce to nie jest coś specjalnego wcale, a i planety mogą ich w ogóle nie mieć. Oceany prawdopodobnie istnieją pod powierzchnią księżyców np. Jowisza. Związki organiczne występują także w kometach. Zamiast argumentu oczyszczenia może sensowniejszym byłby ten odnośnie kąta nachylenia orbity. Nie rozumiem dlaczego wciąż jest takie ciśnienie na uznanie Plutona za istotny element US.
Usher, 15 listopada 2019, 14:03
Masz na myśli nachylenie względem płaszczyzny pierwotnego dysku? To nie ma zastosowania dla przechwyconych planet pozaukładowych. Poza tym mamy za mało wiedzy o układach planet podwójnych i wielokrotnych oraz orbitach planet w układach gwiazd podwójnych i wielokrotnych, a takie motywy są znane z fantastyki (np. cykl książek o Świecie Pierścienia – Larry Niven, opowiadanie i powieść Nastanie nocy – Isaac Asimov i Robert Silverberg, film Pitch Black).
Naciski NASA i astronomów z USA są zwykle odbierane jako swoisty patriotyzm.
gooostaw, 15 listopada 2019, 19:22
Mi osobiście najbardziej odpowiadałaby definicja według której planeta to obiekt znajdujący się w równowadze hydrostatycznej, który nie jest gwiazdą lub pozostałością gwiazdy. I tyle. Wiele księżyców i planetoid zyskałby miano planety, ale myślę że i tak miało by to więcej sensu.
gooostaw, 15 listopada 2019, 19:39
Przecież właśnie ustalamy definicję. Właśnie decydujemy co nim jest
Gdyby Ziemia nagle zniknęła to Księżyc stałby się planetą? Nie lubię takich definicji, może lepiej żeby definicja wynikała z właściwości samego obiektu, a nie jego pozycji i otoczenia?
Jak coś jest prawie okrągłe dzięki grawitacji i nie jest gwiazdą to niech będzie planetą. Co Ci się nie podoba w tej definicji. Jaką Ty proponujesz?
gooostaw, 15 listopada 2019, 20:03
Wszystko jest głupie. Głupie bo tak. Nic Ci się nie podoba. Swojego pomysłu nie masz. Brawo
gooostaw, 15 listopada 2019, 23:50
Przecież moja definicja jest fragmentem obecnej definicji. Po prostu nie zawiera punktów o wyczyszczeniu orbity i krążeniu wokół Słońca.
O obecnej definicji jest mowa o równowadze hydrostatycznej, czyli względnej kulistości dzięki grawitacji.
ex nihilo, 16 listopada 2019, 02:07
To ma znaczenie - kilkukilometrowy dosyć luźny glut drobnych paprochów kulisty (grawitacyjnie) będzie, ale orbity nie pozamiata. Raczej trudno byłoby takie kilka taczek gruzu uznać za planetę.
Usher, 16 listopada 2019, 04:26
Antypropaganda, jaką dalej popełniasz, wcale nie jest lepsza.
Tak się składa, że nazwy planet są głównie pochodzenia łacińskiego, rzymskiego a nie greckiego. Greckie pochodzenie ma Uran (sprawdź, kto nadał tę nazwę i jaką formę wybrał), Pluton z kolei jest przydomkiem Hadesa spopularyzowanym jako nazwa bóstwa w czasach rzymskich (czyli też zlatynizowana greka).
Amatorem określa Lowella polska Wikipedia, ale chodzi tu o jego zamiłowanie, a nie brak podstaw teoretycznych, Lowell miał bowiem dobre wykształcenie matematyczne z podstawami astronomii.
Jeśli chodzi o symbol Plutona, to co byś zaproponował: berło, klucze czy Cerbera? Amerykanie zapewne by odrzucili berło (w końcu nie po to walczyli o niepodległość), a znak dla trójgłowego psa byłby pewnie podobny do trójzębu Neptuna. Pozostają klucze – czyż obecny znak nie przypomina klucza? A może lepiej było wybrać róg obfitości (ale to przecież sprawka Zeusa) albo psią czapkę od cyklopów?
Co do pimpka, to jest pomieszanie z poplątaniem. Obserwacje ruchu były realne, w cudzysłowie powinny być „anomalie” wynikające z błędów obliczeniowych, które w okresie poszukiwań Plutona akurat się w części znosiły. Stwierdzenie, że Pluton jest mniejszy, wiąże się z odkryciem jego księżyca, które nastąpiło w 1978, czyli dłużej niż „niedługo po odkryciu” Plutona, choć przed obserwacjami Voyagera 2, o których wspomniałeś, a które posłużyły do ostatecznego wyjaśnienia charakteru owych „anomalii”. Dopiero dalsze obserwacje wykazały, że układ Pluton-Charon jest układem podwójnym (środek masy jest wysoko ponad powierzchnią Plutona), choć chyba nadal nie ma pewności, czy Charona można uznać za planetę karłowatą.
Reasumując: Hades (Pluton) był bogiem surowym i budzącym strach, ale przy tym bardzo sprawiedliwym. Tobie tutaj do sprawiedliwości daleko. Przykładowo nie wymieniłeś żadnego spośród obiektów, które miałyby się znajdować na niewyczyszczonej orbicie układu podwójnego Pluton-Charon, czyli z dala od punktów Lagrange'a.
gooostaw, 16 listopada 2019, 08:08
Ok. Dobry argument, trudno się nie zgodzić. ( Nie to co Astro )
Jednak obecna definicja wciąż nie rozwiązuje problemu o którym mówisz.
Po pierwsze, kilkukilometrowy, okrągły glut samotnie krążący wokół gwiazdy, której otoczenie z jakichś powodów zostało oczyszczone z innych obiektów musielibyśmy nazwać planetą. Dlatego gdyby na przykład Ceres nie krążyła w pasie asteroid to musielibyśmy ją uznać za planetę, a nie planetę karłowatą. Tak samo gdyby jakaś planeta "zawędrowała" w pobliże orbity innej planety to obie przestałyby być planetami. Podobno Uran i Neptun kiedyś zamieniły się miejscami. To znaczy że podczas tego wydarzenia, według obecnej definicji nie były planetami.
Może zamiast tego punktu o oczyszczeniu orbity powinniśmy po prostu wyznaczyć minimalną masę albo średnicę? Skoro potrafimy zdefiniować wzgórze jako wzniesienie od 100 do 300 metrów, to powinno też działać dla obiektów astronomicznych.
gooostaw, 16 listopada 2019, 08:38
Hmmm... może jednak nie potrafimy
Jednak z planetami będzie łatwiej. Jestem przekonany że obecna definicja długo się nie utrzyma. Kiedy poznamy szczegóły innych układów to będzie tyle problemów że pewnie pojawi się prostsza i bardziej pragmatyczna definicja. Na przykład ustalimy minimalną średnicę na 1000 km i po problemie Co do tego czy duże księżyce uznać za planety, to okaże się kiedy odkryjemy planetę, której księżyc ma podobne rozmiary do niej samej. Wtedy pewnie obie uznamy za planety i przypuszczam że uznamy też za planety Księżyc i inne duże księżyce. Czas pokaże.
Jajcenty, 16 listopada 2019, 09:23
Hm, a nie wystarczy nam I prawo Keplera?
Zastanawiam się o co idzie walka? Planujemy nowy podatek od liczby planet w US? Rodzinie odkrywcy Plutona należą się tantiemy? Niezależnie od naszej definicji ten kawałek skały niewzruszenie pomyka przez przestrzeń zupełnie obojętny na nasze o nim wyobrażenia.
gooostaw, 16 listopada 2019, 09:47
Prawo Keplera nie definiuje czym jest planeta, tylko określa jak planety się zachowują. Nie mówi nam jak powinniśmy nazywać na przykład układ podwójny obiektów podobnych do Ziemi. Dwie planety? Czy może ten minimalnie mniejszy obiekt to już tylko księżyc? Co z "planetami" bez gwiazd? Myślę że najlepsza by była definicja wynikająca z właściwości fizycznych obiektu, a nie jego orbity i otoczenia.
Lubimy mieć wszystko poukładane, prawda? Uwielbiamy kategoryzować. Jak sobie wszystko zdefiniujemy i poukładamy to się nam wydaje że to rozumiemy. Na pewno łatwiej się komunikować ze sobą, kiedy ustali się pewne terminy.
Jednak walka o uznanie Plutona za planetę ponieważ kiedyś go tak nazywaliśmy jest głupia
Jajcenty, 16 listopada 2019, 10:35
O tak, przypadek Plutona to potwierdza Jeśli ustalamy definicję używających kilku własności: (orbita, wielkość, skład, itp) to jedyne co możemy podać jakieś procentowe spełnienie wszystkich wymogów. Wydaje się, że coś w rodzaju wykresu kompetencji byłoby na miejscu. Miarą spełnienia wymogów byłby stosunek powierzchni : uzyskana/oczekiwana. W tym sensie Ziemia byłaby planetą np. 0.98, a Pluton 0.71. Gdyby do kategorii dodać wagi (np. masa jest ważniejsza od rozmiaru) to już normalnie miut cut i orzeszki ;P
Antylogik, 16 listopada 2019, 15:31
Brindestine ma rację, że Pluton należy uznać za planetę, ale pod warunkiem, że Planeta X nie jest planetą. Planet w US musi być 9. Planeta jest to ciało, które obiega Słońce, ale nie ma księżyców o masie/rozmiarze równym lub większym od siebie. Jeżeli Pluton spełnia ten warunek, to jest planetą i wówczas Planeta X nie jest planetą.
darekp, 17 listopada 2019, 05:38
Hm, jak dla mnie w przypadku planet podwójnych (BTW niektórzy chętnie widzą układ Ziemia-Księżyc jako planetę podwójną: https://pl.wikipedia.org/wiki/Planeta_podwójna) z definicji nie może być mowy o oczyszczeniu orbity;) I co z samotną planetą (https://pl.wikipedia.org/wiki/Samotna_planeta), przestaje być planetą? Może po prostu przyjąć kryterium wielkości lub masy (Merkury ma średnicę ok. 2 razy większą od Plutona, więc gdyby było kryterium >= Merkury, to byłoby chyba OK, są małe szanse, że w pasie Kuipera znajdzie się coś tej wielkości Merkurego, przykładowo Eris jest tylko trochę większa od Plutona) plus warunek, że nie jest satelitą innej planety (lub jej satelity)?
P.S. Merkury ma masę rzędu 10^23 kg (dokładniej 3,3 * 10^23 kg), "drobnica" (Eris, Pluton, Ceres itd.) rzadko kiedy więcej niż 10^22 (tylko Eris i Pluton mają ok. 1,5 * 10^22 kg, reszta poniżej 10^22, https://pl.wikipedia.org/wiki/Planeta_karłowata#Lista_planet_karłowatych), jeśli chodzi o księżyce: to np. "nasz" Księżyc to 7 * 10^22 kg, jedynie największe księżyce Jowisza i Saturna dobiją do niecałej połowy masy Merkurego. Czyli IMHO kryterium, że obiekty o masie >= 2 * 10^23 kg, nie będące satelitami innych planet itd. byłoby niezłe. Bez potrzeby wprowadzania warunku na oczyszczanie orbity.
Antylogik, 17 listopada 2019, 15:17
Może jeszcze asteroida to planeta? Planeta obraca się wokół gwiazdy - to podstawowy warunek.
Poczytaj najpierw trochę o samej definicji planety, nawet z wikipedii, to się dowiesz, że planeta US:
Powtarzam, że planet musi być 9, co ma znaczenie dla zachowania równowagi i jednocześnie chaotyczności US. Możliwe jednak, że za 9-tą "planetę" można by uznać układ planet karłowatych poza Neptunem: Pluton ,Haumea, Makemake i Eris (plus może coś jeszcze). Nie może być to jednak Charon, bo obraca się wokół Plutona, jest satelitą. Ten układ planet być można by nazwać Planetą X. Taki system jest całkiem sensowny. Układ Słoneczny nie kończy się na jednej planecie, ale "rozchodzi się", dając jakby początek czegoś nowego.
darekp, 17 listopada 2019, 17:41
Też się zastanawiałem, jak to może wyglądać w innych układach planetarnych i wyobraziłem sobie, że pewnie blisko gwiazdy jest w miarę "spokój" i planety podczas formowania się w miarę szybko oczyszczają orbity (co nie do końca jest prawdą, nawet w US mamy pas planetoid między Marsem a Jowiszem), natomiast gdzieś daleko od gwiazdy materia jest bardzo rozproszona (bo ma więcej przestrzeni do wypełnienia), więc dlatego tam nie dochodzi do powstania kilku wielkich planet, zamiast nich jest wiele drobnych ciał niebieskich. Jeśli by tak było (a to tylko moje "zgadywanie") to każdy typowy układ planetarny miałby jakiś swój "pas Kuipera" i głównym problemem byłoby umieć rozstrzygać, w jakiej odległości od gwiazdy kończy się "pas planet" a zaczyna "pas Kuipera". Więc kryterium mogłoby być dość dowolne, uznaniowe i kryterium masy nadawałoby się tak samo dobrze jak każde inne. Może w układach z dużą ilością metali byłoby więcej obiektów daleko od gwiazdy, które wg kryterium masy uznalibyśmy za planety a wg jakiegoś innego kryterium nie. Ale każda definicja ma jakieś swoje wady.
A może nawet by nie było tak źle? Planeta żelazna miałaby większą gęstość (czyli mniejszą średnicę przy tej samej masie), co skalista. Ale "na zewnątrz" w pewnej odległości od powierzchni, wytwarzałaby takie same pole grawitacyjne, jak skalista, więc może układy o większej metaliczności byłyby dość podobne do naszego? Mniej więcej takie same masy planet, tylko o mniejszej średnicy?
gooostaw, 17 listopada 2019, 17:45
Jak w takim razie mamy nazywać samotne "planety?"
Skąd ten pomysł? Czekaj... co? Nie wiem co się dzieje
Dołączam się do pytania.
darekp, 17 listopada 2019, 20:18
@Astro Mi się podoba. Nawet bardziej, niż te moje kombinacje z masą
darekp, 17 listopada 2019, 20:37
Grunt, że można by łatwo zdyskwalifikować Plutona jako planetę, umawiając się, że wszystko, co ma przyspieszenie grawitacyjne poniżej 1 m/s^2 nie jest planetą:)
EDIT: Chociaż nie, bezpieczniej będzie przyjąć 2 lub 3 m/s^2
darekp, 17 listopada 2019, 21:27
Eris ma 0,82, więc warto by przyjąć więcej niż 1, żeby był zapas bezpieczeństwa, na wypadek gdyby odkryto w pasie Kuipera coś trochę większego niż Eris
Już starożytni go obserwowali, to pewnie i nazywali go planetą
ex nihilo, 18 listopada 2019, 01:05
Dla porządku tylko - w astronomii "metale", to wszystkie pierwiastki poza H i He.
rozan, 18 listopada 2019, 10:34
szczerze mówiąc myślałem, że ta dyskusja od dawna została zakończona, bo w szkołach od dawna słyszę, że pluton to jednak nie planemta
Antylogik, 18 listopada 2019, 23:14
O brązowym karle słyszałeś?
Poczytaj pracę "Numerical Evidence that the Motion of Pluto is Chaotic" Sussmana i Wisdoma. Tam jest sporo na temat stabilności i chaotyczności US. Przykładowo dowiedziono, że Pluton i Neptun wzajemnie wpływają na siebie, stanowią pewien system.
US musi pozostać chaotyczny, aby mógł ewoluować. De facto to żywy organizm, tak samo Ziemia.