Od energii jądrowej do rolnictwa
Co łączy energetykę atomową z rolnictwem? Tym razem nie chodzi o kolejny protest obrońców przyrody, lecz o... nowoczesną metodę zwalczania szkodników. Na pomysł sterylizacji owadów za pomocą promieniowania wpadli specjaliści z Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej.
Wyjątkowe sytuacje wymagają stosowania wyjątkowych środków - uznali farmerzy z Bałkanów i postanowili zaatakować jednego z najbardziej żarłocznych szkodników świata, zwanego śródziemnomorską muszką owocową (Ceratitis capitata). Stawka jest ogromna: w jednym z najważniejszych miejsc uprawy mandarynek, leżącej na granicy Chorwacji oraz Bośni i Hercegowiny dolinie Neretva, aż 30% zebranych owoców nadaje się do wyrzucenia właśnie z powodu pożerania ich przez przedstawiciei tego gatunku.
Do niedawna bałkańscy rolnicy radzili sobie z muszkami dość skutecznie, choć niekoniecznie z korzyścią dla zdrowia konsumentów - od lat 40. XX wieku stosowali na masową skalę insektycydy. Wymagania stawiane przez Unię Europejską wymusiły jednak ograniczenie ilości używanych środków ochrony roślin, co błyskawicznie wpłynęło na populację muszek. Ponieważ pojedyncza samica może wydać na świat aż do 800 sztuk potomstwa rocznie, wielkość zbiorów i opłacalność upraw gwałtownie spadła zaraz po wprowadzeniu nowych przepisów.
Zdesperowani hodowcy zwrócili się w 2007 roku z prośbą o pomoc do Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (IAEA). Zaproponowali jej ekspertom uruchomienie programu masowej sterylizacji samców. Opracowany wspólnie z rolnikami projekt, nazwany SIT (od ang. Sterile Insect Technique - technika sterylnych insektów), ma zostać wdrożony w przyszłym roku.
Założenia SIT są bardzo proste. Naukowcy planują hodować samce muszek w warunkach laboratoryjnych, a następnie pozbawiać je płodności za pomocą odpowiednio dobranych dawek promieniowania jonizującego. Insekty zostaną następnie wypuszczone do środowiska, w którym będą konkurowały z płodnymi samcami o okazje do kopulacji.
Eksperci z IAEA są przekonani, że dołączenie do populacji muszek znacznej liczby bezpłodnych samców sprawi, że rozród insektów będzie znacznie mniej efektywny, co doprowadzi do zmniejszenia ich liczebności lub nawet całkowitego ich wymarcia na danym terytorium. Dolina Neretva wydaje się być optymalnym miejscem dla wdrażania takich technik ze względu na znikomą migrację zwierząt do i z tego obszaru.
Czy nowa metoda wykorzystania energii atomowej przypadnie do gustu zaciekłym obrońcom przyrody? Tego nie wiadomo, lecz ubodzy rolnicy z Bałkanów na pewno docenią nawet najmniejszą poprawę plonów.
Komentarze (10)
inhet, 22 stycznia 2009, 06:25
Ta metoda jest już od jakiegoś czasu stosowana np w Meksyku, ale jest kosztowna i mało skuteczna. Biednym Chorwatom i Bośniakom sprzedaje się złudzenia. Metoda pułapkowania chemicznego samców zdaje się być bardziej efektywna.
Tomek, 23 stycznia 2009, 01:28
Słyszałem że eko są przeciwko, ale do końca nie wiem.
mikroos, 23 stycznia 2009, 06:39
Bardzo dobrze, niech zrobią pikietę. Będzie łatwiej ich wystrzelać, jak się skupią w jednym miejscu. Zastanawiam się, kto jest większym szkodnikiem: oszołomy z GreenPiS i innych takich, czy cała ta muszka.
Tomek, 24 stycznia 2009, 00:57
Sorry, ale teraz to Ty zrobiłeś z siebie oszołoma łącząc partię polityczną z Green Peacem.
Też nie lubię ani jednych ani drugich, ale bez przesady.
Zresztą strzelałbyś do ludzi, zrobił coś niezgodnie z prawem?
mikroos, 24 stycznia 2009, 01:23
Czemu bez przesady? Jedni nazwali mnie zaocznie terrorystą, drudzy porównali do ZOMO. Nie mam najmniejszych skrupułów w stosunku do takiego bydła.
Co do strzelania: jeżeli akcja ekoterrorystów ma polegać np. na wtargnięciu do elektrowni, to ochrona powinna mieć nie tylko prawo, ale wręcz obowiązek strzelać. To zbyt ważne strategicznie obiekty, by wpuszczać do nich kogokolwiek z zewnątrz. Pewnie zapytasz o sumienie, więc od razu odpowiadam - nie byłoby mowy o wyrzutach sumienia, gdyby istniały jasne zasady: wy wchodzicie, my strzelamy. Wchodząc bez zaproszenia na czyjąś posesję też powinieneś mieć świadomość, że możesz zostać śmiertelnie pogryziony przez psa właścicieli. Tymczasem właśnie pobłażanie m.in. tym oszołomom sprawia, że w Polsce nie ma powszechnego szacunku dla prawa.
Tomek, 24 stycznia 2009, 01:37
Piejesz o to że ktoś sobie ściągnie MP3 z torrenta, a strzelałbyś do ludzi?
Kolejny typowy Polak: każdy to bydło, tylko nie Ja! Wybacz jak narazie jako naród jesteśmy bydłem.
Do tego prawa?!
Zobacz jakie jest ono skrajnie paradoksalne i niesprawiedliwe, zobacz jaka jest praca polskich nieefektywnych sędziów, jak działa policja, straż miejska, i inne organy związane z prawem.
To prawo to wielka kpina.
Skorą są "Tak ważne" to jak to możliwe się tam wdarli "ekoterroryści" i nikt ich nie zatrzymał?!
mam jeszcze jedną prośbę: nie wsadzaj wszystkich do jednego worka, nie każdy ekolog jest jak to powiedziałeś "terrorystą"
mikroos, 24 stycznia 2009, 09:51
To po prostu kwestia ustalenia jasnego prawa. Powinno ono skutecznie chronić ludzi niewinnych, ale surowo karać tych, którzy go nie przestrzegają. Wtedy taki ekoterrorysta, wchodząc do elektrowni, mógłby jasno dowiedzieć się, co mu grozi. A gdyby wiedział i mimo to wszedł, znaczyłoby to, że jest gotowy na kulę w łeb. Tak dla dobra bezpieczeństwa energetycznego.
Wybacz, ale ja nie nazwałem nigdy nikogo "ZOMO" tylko za to, że nie popiera moich poglądów. Nigdy nie prowadzę też gry, której celem jest skłócenie ludzi, jak ma to na celu Kaczyński. Gardzę takimi zachowaniami i nie waham się tak nazywać tego człowieka.
Zgadza się, to jest osobny problem. Polskie prawo często jest głupie. Ale to jest tylko jeden z czynników. Drugi, rownie istotny, leży w mentalności: prawo traktuje się jak zło konieczne i narzędzie zniewolenia, a nie jako zasady regulujące zasady życia społecznego. A jeszcze inną sprawą jest całkowite pobłażanie jego łamaniu, które prowadzi do taikch właśnie sytuacji, jak publiczne i bezkarne wyzywanie ludzi czy łapanie na meczach piłkarskich kilkunastu spośród kilkuset ludzi biorących udział w bójce. Im bardziej się ludziom pobłaża, tym mniej mają szacunku dla prawa i tym większe jest prawdopodobieństwo recydywy.
Mylisz prawodawstwo i egzekucję prawa.
No i właśnie to jest problem: mieli świadomość swojej bezkarności. W najlepszym wypadku zostaną zatrzymani za naruszenie spokoju, a w rzeczywistości nikt nie wie, czy nie mieli ze sobą choćby bomby. Na wtargnięcie na teren tak ważnych budynków powinno się reagować natychmiast i z całą stanowczością, żeby zapobiec prawdziwemu zamachowi w przyszłości.
A czy ja gdzieś użyłem terminu "ekolog" zamiennie z "ekoterrorysta"? Nie wydaje mi się. Poza tym, hmmmm... http://kopalniawiedzy.pl/forum/index.php/topic,4945.msg15403.html#msg15403 chyba tyle w tej kwestii.
lucky_one, 24 stycznia 2009, 20:26
Metoda SIT jest z oczywistych powodów mało skuteczna - pewnie jedno pokolenie u takich muszek to kilka tygodni (max z miesiąc) rozwoju.. A sterylne samce są 'skuteczne' w zasadzie tylko w pierwszym zapłodnieniu... w kolejnym pokoleniu wymierają, a ich miejsce zastępują samce płodne z nowo narodzonego pokolenia..
Wg mnie lepszym rozwiązaniem by było wprowadzenie do genomu samca lub samicy genu, który np u samic byłby niektywny (nosicielstwo), ale u samców powodowałby mutacje letalne. Gen mógłby się automatycznie rozprzestrzeniać i regulować liczebność populacji... Aczkolwiek z takimi metodami trzeba bardzo uważać, gdyż można wywołać bardzo szkodliwe efekty uboczne.. (np wybicie całej populacji na danym terenie, później śmierć zwierząt dla których te muszki są pokarmem itd..)
j50, 26 stycznia 2009, 01:24
Sprzedam wam wiadomość uzyskaną na konferencji dendrologicznej w Poznaniu w zeszłym roku. Rzecz dotyczy owada szrotówka kasztanowianeczka - niszczącego nasze kasztanowce (okazuje się, że badacze nie znają przypadku zniszczenia kasztanowca przez szrotówka!). Okazuje się, że zaleceniem dendrologicznym i ekologicznym wcale nie jest niszczenie chemiczne tego owada. Z analiz ekologicznych wynika, że owad ten po prostu nie ma u nas naturalnego i skutecznego wroga. Zaleca się zatem "hodowlę" tych owadów - ale w szczególnych warunkach. Tak, aby nie mogły wylecieć do środowiska, ale jednak żyły. Robią to Austriacy na dużą skalę. Wic polega na tym, że liście z kasztanowca nie powinny być palone, tylko składane w specjalnych pojemnikach. Otwory powinny być tak małe, aby owad dorosły nie mógł wylecieć. Jednak ma rozsyłać informację w środowisku o swoim istnieniu. W ten sposób, całkiem naturalnie dokonana ma być zmiana w relacjach przyrodniczych. Uruchomić się ma naturalny wróg szrotówka. Ten wróg już u nas istnieje od dawna i są nim owady opierające swój rozród na innych owadach. Problem jest tylko w tym, że należy stworzyć odpowiednie warunki dla rozwoju populacji owadów pasożytujących na szrotówku. Tego w żaden sposób nie uzyskamy poprzez palenie szrotówka na stosie. I ja to widzę jako znakomity pomysł ekologów. Ale tych prawdziwych, a nie tylko "zzieleniałych". Taki pomysł w rzeczywistości nie jest pomysłem, a wynika z wieloletnich badań i z rzetelnej wiedzy o przyrodzie.
Człowiek zwykle zaburza równowagi przyrodnicze swymi działaniami. Nie jest jedynym w takim działaniu. Ponad 10 tys lat temu na terenie Irlandii były same krzaje. Ale rozmnożył się tam pewien gatunek jelenia, który zżarł te krzaje i krajobraz stał się łąkowy. Wszystko jest zatem tłumaczone poprzez relacje ilościowe w strukturze biosfery. Milion chrabąszczy na ha to klęska przyrodnicza. Ale jeden chrabąszcz na 1000 km2 wymaga działań ochronnych dla gatunku ginącego. Ocenę zaś nie ustala sam chrabąszcz, tylko człowiek. On ponosi tego koszty i tylko on się tym przejmuje. Gdybyśmy teraz mieli kilka dinozaurów na 1000 km2, to też byśmy je chronili z wielkimi kosztami. A może nawet bez względu na koszty.
Zapominamy o tym, że ewolucja całej przyrody polega właśnie na eliminacji niektórych gatunków oraz sukcesie innych. Być może my sami staniemy się w przyszłości gatunkiem na wymarciu - tego nie wiemy. Ale wtedy kto będzie to oceniał? Chrabąszcz, diplodok, czy nosorożec włochaty? Kto znajdzie równowagę w tym szaleństwie?
A co do rolnictwa, to mogę powiedzieć tylko jedno. Jest to aktualnie najbardziej szkodliwa działalność człowieka w środowisku! Wcale nie przemysł. Rolnictwo i jego rozwój odpowiada za zdecydowaną większość szkód w przyrodzie. To nie jest sprawa ostatnich dekad. To jest sprawa rozwoju naszej cywilizacji w perspektywie ostatnich kilku tysięcy lat. Dopiero w ostatnich dekadach nasza cywilizacja osiągnęła poziom, w którym staramy się sprostać problemowi wyżywienia nas samych. Oczywiście nie sprostamy temu problemowi bez zniszczenia przyrody. Właśnie przez rolnictwo!
inhet, 28 stycznia 2009, 19:52
Chyba że rolnictwo uda się zastąpić czymś innym.