Jak oszukują studenci
Z badań przeprowadzonych na Uniwersytecie Stanforda wynika, że największymi oszustami są studenci informatyki. To właśnie oni nieproporcjonalnie często łamią kodeks honorowy uczelni.
Stanford to jeden ze 100 amerykańskich uniwersytetów, który posiada własny kodeks honorowy. Został on przyjęty w 1921 roku i zakazano w nim plagiatów, kopiowania i korzystania z cudzej pomocy podczas pisania prac zaliczeniowych, zdawania egzaminów itp. Przyłapanie na oszukiwaniu może skończyć się odebraniem stypendium, odrzuceniem pracy zaliczeniowej, zakazem uczestniczenia w konkretnych zajęciach czy też czasowym relegowaniem z uczelni.
Mimo to ciągu ostatnich 10 lat liczba przypadków oszustw rozpatrywanych przez uniwersytecki Judicial Panel zwiększyła się z 52 do 123. Jako, że na Stanford University studiuje 19 000 osób liczba oszukujących może wydawać się nieznaczna, jednak martwi ona władze uczelni.
Chris Griffith, szef Judicial Panel informuje, że częściej oszukują studenci niż studentki, a najbardziej nieuczciwi są informatycy. Stanowią oni zaledwie 6,5% kształcących się na uczelni, ale są sprawcami 23% naruszeń kodeksu honorowego.
Profesor informatyki Eric Roberts, który zajmował się problemem akademickiego oszukiwania uważa, że studenci informatyki dlatego są częściej nieuczciwi, gdyż bywają bardzo sfrustrowani faktem, że nie potrafią uruchomić napisanych przez siebie programów. Długie zmaganie się z oprogramowaniem, które nie działa tak, jak powinno, skłania do oszustw. Najczęściej, jak zauważa Roberts, dotyczą one prac domowych, a nie egzaminów.
Komputer to niewzruszony sędzia oceniający kod. Wyobraźmy sobie, że uczestniczymy w zajęciach z języka angielskiego, oddajemy pracę pisemną i otrzymujemy ją z powrotem z zakreślonym na czerwono pierwszym napotkanym błędem składniowym i uwagą, że pracę należy poprawić. Po dziesiątkach prób i otrzymywaniu tego samego komunikatu o błędzie pokusa, by skopiować pracę, która pozytywnie przejdzie weryfikację jest naprawdę wysoka - mówi Roberts.
Oszukiwanie nie jest problemem tylko na Stanford University. Profesor Roberts przypomina olbrzymi skandal z 1991 roku, gdy aż 73 z 239 studentów informatyki z MIT-u zostało ukaranych za zbyt szeroko zakrojoną współpracę.
Ze statystyk Stanforda wynika, że w 43% przypadków oszustwa polegają na niedozwolonej współpracy, gdy studenci wspólnie wykonują zadania, które miały być wykonane indywidualnie. W 31% mamy do czynienia z kopiowaniem z Sieci, kolejne 11% to przypadki kopiowania publikacji papierowych, 5% - uzyskanie pomocy z zewnątrz, 5% - przedstawienie cudzej pracy jako własnej.
Komentarze (8)
mymy, 16 lutego 2010, 00:43
W Polsce ściąganie jest nagminne. To potępiam jednak to nie bierze się z niczego, raz lenistwo studentów (lub pseudo studentów chcących tylko otrzymać papier) a dwa wymaganie niestworzonych rzeczy. Np u mnie na stomatologii nauka wzorów na biofizyce... To kusi.
A wymiana informacji między studentami i wzajemna pomoc uważam że jest dobra, może to i oszustwo bo praca nie będzie w 100% jednej osoby, jednak nie można być egoistą. A wokół siebie widzę że wszystko do tego zmierza, u mnie na studiach zauważam coraz większą rywalizację i "zatrzymywanie" materiałów dla siebie, żeby ktoś nie miał lepiej > To już lepsza wymiana informacji i jak to nazwali Amerykanie: oszustwa.
Z innej beczki: mam koleżankę której rodzice, lekarze, kupili nowego Passata. Pozwolili jej zabierać ze sobą tylko jedną osobę, żeby nie eksploatować za bardzo auta... Normalnie człowiek by nie uwierzył że coś takiego istnieje!
AiDec, 16 lutego 2010, 08:09
Wyjatkowo nie moglem powstrzymac sie od komentarza...:
Sciagaja dlatego ze nie umieja napisac poprawnie dzialajacego programu. A pozniej dziwimy sie ze tak duza czesc softu nie dziala jak powinna. No skoro jest pisana przez matolow ktorzy `zdobyli wyksztalcenie` poprzez kopiowanie czyjejs pracy :/. Ciekawe ilu takich *** z MITu, Stanforda i innych uczelni pracowalo nad Vista i W7
mikroos, 16 lutego 2010, 08:25
Nie zgadzam się. Ściągają często nawet ci, który potem na konkursach osiągają niesamowite wyniki. A przyczyny są IMHO proste:
1. ogólna tolerancja dla oszukiwania
2. wymaganie idiotycznie wielkiego zasobu wiedzy zamiast dogłębnego zrozumienia tematu i wykorzystania zdobytej wiedzy, co sprawia, że studenci:
a) nie widzą sensu uczenia się wszystkiego
mogą z łatwością ściągnąć, bo zamiast wyjaśnić jakieś zagadnienie, muszą tylko zakreślić kółkiem literkę w teście
c) nie rozumieją zdobywanych danych, czego efektem są obserwowane przeze mnie sytuacje, w których student otrzymuje stypendium za umiejętności z rodzaju rozpisywania szlaku syntezy cholesterolu od najprostszych pochodnych (który, rzecz jasna, można sprawdzić w necie w minutę) ale nie potrafi obliczyć najprostszych proporcji dot. rozcieńczania roztworów
lucky_one, 16 lutego 2010, 10:00
Mikroos, ująłeś dokładnie sedno sprawy!
Nieraz ubolewałem, już od liceum, a na studiach to już w ogóle, że wszelkie formy testowania sprawdzają tylko umiejętność wkuwania, a nie umiejętność rozumienia. Dlatego studenci tak się boją egzaminów ustnych! Bo jeszcze egzaminatora coś zaciekawi i zada dodatkowe pytanie..
U mnie jedna koleżanka nawet wkuła cały zbiór zadań z chemii organicznej, wraz z rozwiązaniami, żeby zaliczyć kolokwium, na którym się pojawiały zadania z tego zbioru.. No to już jest groteska Ale szacun dla niej, bo ja bym nie potrafił tyle wkuć - jestem za leniwy, i wolę dwie godziny posiedzieć i zrozumieć, niż 3 tygodnie wkuwać 100 stron książki co do przecinka i najdrobniejszej kreski we wzorze czy schemacie..
Zagadkowym dla mnie tylko jest, nawiązując do tego ubolewania, że prowadzący również ubolewają na brak umiejętności u studentów, a mimo to nie zmieniają testów na taką formę, która egzekwowałaby umiejętności analityczno-syntetyczne, a nie recytację wkutego tekstu..
U siebie na studiach spotkałem dosłownie kilku prowadzących, którzy wrzucali kilkanaście procent pytań 'na rozumienie'. Przy czym jeśli test sam ma kilkanaście pytań (z reguły max 20), no to te kilkanaście procent stanowi 1-3 pytania raptem.. Reszta prowadzących robiła standardowe 'recytowanki'.
A potem właśnie był dziw na laboratorium, jak nagle trzeba było z roztworu podstawowego przygotować roztór roboczy o zadanym stężeniu - a nie zostało to wcześniej ujęte w instrukcji, którą 90% grupy znało na wyrywki na pamięć A to jest kurde przecież proste przekształcenie jednego wzoru na stężenie, na poziomie liceum! Ba, jak ktoś trochę myśli, to nie znając dobrze wzoru sobie sam wykoncypuje odpowiednią proporcję
Natsume, 16 lutego 2010, 16:51
A jak tu przeciętnego studenta odciągnąć od imprez? potem nie ma się czasu na przygotowanie się na egzamin. Ja otrzymałam ksywę "emerytka", bo nie chodzę na imprezy kilka razy w tygodniu, tylko raz na dłuższy czas. Tylko potem jak ktoś notatek potrzebuje, to sobie nagle przypomina jak mam na prawdę na imię. Ale i tak najbardziej denerwują mnie studenci, którzy przychodzą na zajęcia podpisać się i posiedzieć cicho, a tuż po zajęciach podchodzą z uśmiechem na ustach "daj skserować to co teraz było" Lenistwo do entej potęgi > Każdy się tłumaczy,że zbyt wiele materiału do opanowania i nie są zbyt przygotowani, ale najnowsze demoty mają w małym palcu.
Według mnie jakieś 90% studentów nie potrafi uporządkować sobie dnia, a potem się kończy na ściąganiu.
mikroos, 16 lutego 2010, 18:58
O to, to to! Teraz Ty strzeliłeś w dziesiątkę - to istny paradoks. Ale wiesz, z czego on wynika? Ano z tego, że sami wykładowcy też biadolą, ale jednocześnie są zbyt leniwi, a nikt ich na dłuższą metę nie rozlicza z jakości dydaktyki. Uczelnie co prawda zaczynają powoli ścigać wykładowców, którzy są np. chamscy, ale nie spotkałem się jeszcze z tym, żeby komukolwiek dostało się za głupi sposób nauczania (przynajmniej na medyku, na którym, jak wiadomo, dominuje kult zapamiętywania tabel i list - cóż za szczęście, że najważniejsze przedmioty miałem z osobnymi wykładowcami przewidzianymi tylko dla naszego kierunku!). Tak więc, skoro nikt ich nie ścigać, po co mają się starać?
mymy, 16 lutego 2010, 23:10
ano. Pytanie wyciągnięte z tekstu jest zrobić najprościej. W dodatku na takich jest łatwiej ściągnąć.
Jak pisałem na początku, zmniejszyć ilość materiału! Przynajmniej o te rzeczy na prawdę niepotrzebne. Bo o dupę rozbić sytuację gdy się umie wszystko i nic!
Racja, na medyku jest masę bezmyślnego kucia, lecz często nie da się inaczej pewnych rzeczy zapamiętać Gdyby było tego mniej, człowiek mógłby poświecić temu więcej czasu, zrozumieć a nie wykuć. W pewnym momencie traci się zapał, cierpliwość, i wtedy się ściąga. W dodatku ułatwia to rodzaj materiału (np na egz z farmakologii musieliśmy umieć dawki, kiedy nawet lekarz może korzystać z farm-indexu.., na biofizyce musieliśmy umieć wyprowadzać wzory, np. na projekcje w obrazowaniu medycznym. PO CO!!??).
Powstał serwis http://ocen.pl/ do oceniania wykładowców. W dodatku u mnie na uczelni są ankiety do ich oceniania, tyle że małej ilości osób chce się to robić. A szkoda, bo gdyby zrobić z tego statystyki i przedstawić je dziekanowi może by to coś zmieniło.
este perfil es muy tonto, 17 lutego 2010, 02:10
a z innej beczki-jakoś tak cicho na forum się zrobiło,sesja?ferie?