Wikileaks zatyka usta swoim pracownikom
Wikileaks, serwis żyjący z przecieków, postanowił zamknąć usta swoim pracownikom, którzy sami chcieliby zdradzić szczegóły na temat pracy w Wikileaks. Jak dowiedzieli się redaktorzy New Statesman, Wikileaks wymaga od pracowników podpisania „Umowy o zachowaniu tajemnicy", zgodnie z którą osoba ujawniająca szczegóły dotyczące serwisu ma zapłacić 12 milionów funtów kary.
Serwis Juliana Assange'a już wcześniej wykonywał pewne kuriozalne ruchy, twierdząc na przykład, że jest właścicielem informacji, które zostały mu przekazane. Jednak ostatnie działania Wikileaks muszą budzić co najmniej zdumienie. Z lojalki [PDF], którą muszą podpisywać pracownicy serwisu, dowiadujemy się, że nie wolno im zdradzać informacji, które doprowadziłyby do utraty możliwości sprzedaży pozyskanych danych innym wydawcom i mediom; utraty reputacji; utraty wykonania przyszłych umów dotyczących danych; utraty wartości przez dane; utraty możliwości wykonania przyszłych umów dotyczących informacji wskutek utraty reputacji; możliwych działań prawnych przeciwko Wikileaks związanych ze stratą, jakie poniosłyby strony innych umów.
Takie zapisy oznaczają, ni mniej ni więcej, że osoby, które podpisały umowę nie mogą zdradzić nie tylko żadnych informacji z tych, które Wikileaks uzyskuje w ramach przecieków, ale nie mogą też udzielać żadnych informacji o działaniu Wikileaks, które mogłyby prowadzić do utraty reputacji przez serwis Assange'a.
Umowa, która wyciekła do New Statesman jest ważna do roku 2020.
Komentarze (7)
wilk, 12 maja 2011, 23:02
Zalatuje to nieco bulwarową sensacją, zupełnie jakby pracownicy np. Microsoftu, Apple czy Intela nie podpisywali stosownych lojalek.
Mariusz Błoński, 13 maja 2011, 10:24
To przede wszystkim zalatuje hipokryzją. Wikileaks, które żyje z przecieków i nie ma oporów przed ujawnianiem tajemnic innych firm, nagle zabrania robienia przecieków.
Ponadto pracownicy Apple'a, MS i innych raczej nie podpisują lojalek tak mocno krępujących im swobodę wypowiedzi ani przewidujących tak wysokie kary.
fri.K, 13 maja 2011, 11:08
Są inne "firmy" które wymagają lojalności US Army, CIA, Bank of America. Wydaje mi się że gdyby USA było w stanie wojny z jakimś krajem to niespełnienie warunków "lojalki" z armią mogło by być karane śmiercią (Podczas II WW tak było).
Zakładając że życie jest bezcenne to kara w tym wypadku jest wyższa.
Teraz, jeśli ktoś z pracowników Wikileaks doniesie o tym kto jest źródłem przecieku to mogą stracić ważne źródło informacyjne, a komuś się może umrzeć. Czyli jak dla mnie mają powody by ustawiać taką umowę.
wilk, 13 maja 2011, 13:39
Mariuszu, no nie wiem czy pracownicy laboratoriów projektowych wspomnianych firm mogą tak swobodnie wypowiadać się o najnowszych technologiach jakie mają się ukazać. Fakt, są przecieki, choć zapewne w większości kontrolowane. Pewnym jest natomiast m.in. podpisywanie zgody na karencję po zwolnieniu dla wysokich rangą pracowników, tak aby nie mogli zostać od razu zatrudnieni przez inną firmę działającą w podobnej branży oraz umowa (opisywana także na KW) między największymi korporacjami, aby nie podkradali sobie pracowników. W wielu firmach (także w PL) podpisuje się „zobowiązanie do zachowania tajemnicy firmowej/poufności danych”. Racja, nie są to tak astronomiczne sumy (generalnie kwestie odszkodowań reguluje kodeks i orzeczenie sądu), ale w przypadku Wikileaks z uwagi na charakter prowadzonej działalności, to właśnie one mają być straszakiem - zaś zwyczajne firmy mają czas i możliwości, by zniszczyć takiego pracownika przez sądem. Ta organizacja żyje z przecieków i nie mogą one być niezorganizowane czy nieodpowiedzialne.
Tolo, 14 maja 2011, 23:38
Jest coś takiego jak klauzula konkurencyjna i jest to zapis w umowie ze pracobiorca nie będzie świadczył swoich usług konkrecji przez jakiś czas po odejściu z firmy.
Jest tez tajemnica przedsiębiorstwa i przedsiębiorcy.
I tak to jest w polskim prawie. A wikileaks mają cpracownika ma i tak prawna ochrone swoich tajemnic, w przyadku prawa polskiego będą to np ustawy o ochronie danych osobowych, ochronie informacji niejawnych, dostępie do informacji publicznej ustawy o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji, tajemnicy zawodowej KP(np prawnik, lekarz, notariusz..) i tak dalej.
Wikileaks ma szeroki wachlarz narzęedzi prawnych bo pracobiorca ma z urzędu nie peplać na lewo i prawo.
Co innego z dostawcą informacji który wchodzi z konflikt z dokładnie tymi samymi przepisami.
wilk, 15 maja 2011, 00:46
Fakt, tylko, że informacje do których ma dostęp Wikileaks nie pochodzą z normalnego procesu funkcjonowania organizacji, a są gromadzone z zewnętrznych źródeł (z nielegalnego wycieku), przetwarzane i udostępniane. To coś podobnego jak wyrażenie woli na przetwarzanie naszych danych osobowych przez jakąś firmę (np. na potrzeby procesu rekrutacyjnego) - my się zgadzamy, a osoby przetwarzające dane muszą spełnić wymogi stawiane przez GIODO. To pokrzywdzone instytucje (rządowe) mają prawo do ochrony tych informacji z urzędu, nie WL. Poza tym nie znamy ustawodawstwa australijskiego w tym zakresie…
Tolo, 15 maja 2011, 11:57
Co do Giodo i wyrażam zgodę ... i tak dalej na dokumentach aplikacyjnych to dla mnie przerost formy nad treścią.
Wyrażenie zgody przez osobę której dane dotyczą to tylko jedna z przesłanek przetwarzania danych osobowych. Inną przesłanką jest wykonanie umowy lub przygotowywanie się do niej i tak dalej. Przesłanka zgody jest po prostu wygodna ale wszyscy blednie myślą ze jedyna.
https://edugiodo.giodo.gov.pl/file.php/1/ODO/ODO_R03_01.htm
A ustawa o ochronie danych osobowych niczego nie chroni tylko problemy stwarza jej ominiecie nie stanowi problemu. Do niedawna na przykład był obowiazek wpuszczenia kontroli ale żadnych sankcji za nie wpuszczenie. Żeby przetwarzać legalnie dane trzeba było złożyć tylko pisemko do GIODO napisać w nim dowolną bzdurę odwoływać się przez x lat do kolejnych instancji od decyzji GIODO a kontroli nie wpuszczać i w ten sposób można było w majestacie prawa robić co się rzewnie podoba.
A co do informacji przetwarzanych przez wiki to napisałem wyżej ze najczęściej osoba przekazująca dane wchodzi w konflikt z prawem (w stosunku do swojego pracodawcy) z tymi samymi przepisami które wiki chroni przed jej pracownikami.
Co do ustawodawstwa australijskiego i innego to pewne kluczowe sprawy są z grubsza regulowane podobnie. Np nasza ustawa o ochronie informacji niejawnych obowiązująca instytucje rządowe i inne mające styczność z tajemnicami wymagającymi ochrony jest "kompatybilna" z wymogami NATO. Nasze ustawy to jest lokalna realizacja pewnych szerszych koncepcji.
No i większość przecieków pochodzi z USA.