Siła woli to nie wszystko
To, czy ludzie wytrwają przy jakiejś diecie, nie zależy wyłącznie od siły ich woli, ale również, a może przede wszystkim, od stopnia złożoności planu żywieniowego.
Psycholodzy z Indiana University (IU) i Instytutu Ludzkiego Rozwoju Maxa Plancka w Berlinie porównali związane z dietą zachowania kobiet wybierających dwa zupełnie różne podejścia. Odkryli, że im bardziej skomplikowany, wg odchudzających się, był dany plan, tym szybciej go porzucano.
Dla ludzi na bardziej skomplikowanej diecie, obejmującej kontrolowanie ilości i rodzaju zjadanych pokarmów, subiektywne wrażenie stopnia skomplikowania diety może prowadzić do zrezygnowania z niej – przekonuje prof. Peter Todd z IU.
Jutta Mata, będący obecnie pracownikiem naukowym Uniwersytetu Stanforda, dodaje, że efekt utrzymywał się nawet po uwzględnieniu wpływu ważnych czynników społeczno-poznawczych, w tym samoskuteczności, tj. przekonania, że dana osoba jest w stanie osiągnąć cel (tutaj przestrzegać diety). Nawet jeśli uważasz, że podołasz temu zadaniu, przekonanie, że dieta jest skomplikowana, może zniweczyć twoje wysiłki.
Naukowcy powtarzają, że należy zadbać nie tylko o otoczenie fizyczne, usuwając z niego np. przekąski, co gwarantuje wyeliminowanie bezmyślnego jedzenia. Trzeba też pomyśleć o "środowisku poznawczym". Wg panów, oznacza to wybór zasad dietetycznych, które łatwo zapamiętać i zastosować. Mata podpowiada, by przed wyborem konkretnego planu zestawić ze sobą parę diet i porównać, jaką liczbę wytycznych obejmują. Jeśli ludzie zdecydują się na bardziej skomplikowaną dietę, ponieważ uznają ją za atrakcyjniejszą np. ze względu na elastyczność, muszą ocenić, jaką trudność sprawią im wyliczenia i monitorowanie konsumpcji. Gdy wyda się za wysoka, prawdopodobieństwo przedwczesnego odejścia od planu jest duże i powinni raczej rozważyć inną dietę.
W ramach eksperymentu oceniano obiektywną i subiektywną złożoność dwóch planów dietetycznych. Brigitte to prostsza wersja diety rodem z Niemiec. Odchudzający się otrzymują listy zakupów. By zrzucić zbędne kilogramy, wystarczy więc stosować się do czyichś zaleceń. W programie żywieniowym Weight Watchers wszystko, co ktoś je, jest przeliczane na punkty, które w dodatku nie są tożsame z kaloriami. Dziennie wolno spożyć określoną liczbę punktów. Nie ma produktów kategorycznie zabronionych, można więc wybierać, co się lubi, byle tylko nie przekroczyć wyznaczonej liczby punktów.
W amerykańsko-niemieckim studium wzięło udział 390 kobiet. Zwerbowano je w niemieckojęzycznych pokojach rozmów nt. radzenia sobie z wagą. Wcześniej wypróbowały one jedną lub dwie diety. Na początku, w trakcie i pod koniec 8-tygodniowego okresu badań wypełniały one kwestionariusz.
Komentarze (46)
Piotrek, 13 stycznia 2010, 09:11
Ci ludzie, o których mowa w artykule to w większości kobiety, z których znów duża część stosuje diety z przekonania, że są grube, albo bo to modne i nikt ich nie przekona do zmiany postępowania. Same sobie katusze ukręcają na swą duszę, ale to taka mała dygresja.
Alek, 13 stycznia 2010, 17:32
Pomysł na dobrą i prostą dietę jest banalny. Trzeba przez jakiś czas np. 2 tyg jeść normalnie i notować ilości dla danej potrawy. Następnie jeść o 1/4 mniej tego samego. Cokolwiek by to nie było, dieta będzie skuteczna. Jedząc do syta, w chwili gdy czujemy nasycenie w żołądku, to część jedzenia jest jeszcze w przełyku. Jeśli dopiero wtedy przestajemy jeść, to zostaje organizmowi jeszcze to, co jest w kolejce do trawienia i skutkiem tego po kilku minutach czujemy się przejedzeni. Ograniczając porcje o ok. 25% sytość odczujemy po kilku minutach od posiłku, bo wyeliminowaliśmy tylko nadmiar. Jeśli ktoś chce schudnąć szybciej, to je 1/3 mniej, jeśli wolniej, to 1/5. Skuteczność 100%. Faceci lubią proste rozwiązania
mikroos, 13 stycznia 2010, 17:45
?! Chyba nie zdajesz sobie sprawy, jak szybko pokarm przechodzi do żołądka (przełyk to nie jelito!!) i jaka ilość może ewentualnie pozostać na ścianach przełyku (podpowiadam: minimalna ze względu na ogromną produkcję śluzu). ZNACZNIE skuteczniejsze jest po prostu jedzenie w nieco mniejszym tempie.
A jak będzie się jadło 1/10 normalnej porcji przez miesiąc, to się schudnie o 20 kilo, nie? Jakie proste i jakie genialne!
Co tam, że niezdrowa jak diabli, ale chudszym się będzie! Kto by się przejmował zdrowiem :
Polecam podręcznik biochemii albo fizjologii człowieka, zanim zrobisz sobie albo komuś innemu krzywdę... Dobra i skuteczna dieta to nie tylko gubienie kilogramów, ale też utrzymywanie zdrowia i zachowanie prawidłowej masy ciała. Warto zapoznać się z takimi hasłami, jak beta-oksydacja, glukoneogeneza, integracja metabolizmu (kultowy rozdział w Biochemii Harpera!) czy indeks glikemiczny. Może wtedy uświadomisz sobie, że skłonienie organizmu do spalania tłuszczu i utrzymania prawidłowej masy ciała jest "nieco" trudniejsze, niż to sobie wymyśliłeś, a jego skuteczność zależy od wielu czynników, a nie tylko od stopnia zmniejszenia podaży kalorii.
Alek, 13 stycznia 2010, 20:12
Krzywdy sobie nie zrobię, bo dietę tę zastosowałem z pełnym powodzeniem i przypadkowo nawet po zakończeniu wypadły mi badania krwi oraz moczu. Wszystkie wyniki mam dobre. Osobiście niektóre rzeczy zmniejszyłem o 1/4 a inne o 1/5. Jadłem wszystko to co dawniej. Jeśli wcześniej nie położyły kogoś większe ilości niezdrowego jedzenia, to raczej nie położą go mniejsze ilości tego samego.
Skuteczna dieta skutkująca utratą wagi, to jedno, a przestawienie się na zdrowe jedzenie, to inny cel. Można je realizować równolegle, a można i sekwencyjnie. Drugie rozwiązanie jest prostsze. Jeśli ktoś odżywiał się niezdrowo, ale przeżył, to nie sądzę, żeby coś tragicznego się stało, jeśli niezdrowe potrawy będzie eliminował lub zmniejszał stopniowo. Wręcz uważam, że nagła zmiana nawyków grozi zniechęceniem i porażką. Typowo sprawa wygląda tak, że jakiś Iksiński nagle wpada na pomysł: "a może by tak się odchudzić i przejść na zdrowe żywienie i wprowadzić program ćwiczeń". Zabiera się za to wszystko naraz. Sprawdza w zasadach dietetyki, że "niezdrowe jest to, to, tamto i jeszcze parę kolejnych, a tego też nie wolno i jeszcze kilka rzeczy trzeba ograniczyć". Iksiński mówi sobie "będę twardy", ale w praktyce zniknęła mu z jadłospisu ponad połowa pokarmów. Nowych jeszcze nie zna, nie jest przyzwyczajony do ich smaku lub nie umie ich wykonać, nawet być może nie kupował do nich nigdy składników. Teraz ma robić wszystko naraz: uczyć się nowych potraw, chudnąć i ćwiczyć, a jeszcze jest praca lub szkoła, a może i rodzina, przyjaciele (imprezki u znajomych i teksty: "spróbuj raz Ci nie zaszkodzi"). Dlatego uważam, że mniej porywające cele, ale konsekwentnie realizowane, na koniec dadzą pewniejszy efekt. Lepiej stopniowo szukać i uczyć się nowych smaków, a po znalezieniu jakiegoś fajnego, wprowadzać go na miejsce czegoś mniej zdrowego.
Nie zamierzam tu twierdzić, że to najlepszy sposób na świecie. Mi wystarczy, że spełnia swoje zadanie. Może inne są lepsze.
Na pewno zaraz onieśmielisz mnie swoją fachową wiedzą teoretyczną. Profesorskim tonem polecasz mi podręcznik do biochemii albo fizjologii człowieka, więc pewnie uważasz się za eksperta. Chętnie dowiem się czegoś nowego od Ciebie. Cóż czekam na wykazanie się solidną porcją konkretów. Jesteś w tej dziedzinie fachowcem, prawda?
Z życzliwości podzieliłem się skutecznym sposobem dla średnio ambitnych, acz skutecznych. Pozwolę sobie nieśmiało napomknąć, że opisane powyżej badanie tak jakby szło w kierunku moich tez i doświadczeń, czyli praktycznej wyższości prostych rozwiązań nad teoretyczną elegancją
Pozdrawiam
mikroos, 14 stycznia 2010, 00:08
Czyli jeśli nie położyło Ciebie jedno piwo, to siedem też Ciebie nie położy? Albo jeśli palisz przez 10 lat i nie masz raka, to po 50 latach palenia też nie będziesz miał?
Jasne, skuteczną metodą redukcji wagi jest też obcięcie ręki. Błyskawicznie możesz stracić kilka kilogramów. Problem w tym, że odchudzenie się w sposób nagły i bezmyślny spowoduje co najwyżej chwilowe zaniżenie wagi, a potem klasyczny efekt jojo. To samo można powiedzieć o zmniejszeniu dawek pożywienia...Zapewniam, że są. Muszę Cię bardzo zasmucić, ale dieta zawierająca choćby pokarmy o wysokim indeksie glikemicznym nie ma szans na długoterminowe powodzenie. Szybko się najesz (i może nawet uda Ci się poczuć sytość pomimo mniejszej dawki), ale za każdym razem, gdy szybko uwolniony cukier trafi do krwi, rozpocznie się synteza tłuszczu. Efekt będziesz taki, że w skali "mikro" będziesz chudł i tył co kilka godzin.
Albo inny przykład: jeżeli stosujesz dietę mało bogatą w witaminy i potrzebne organizmowi minerały, a potem jeszcze zmniejszysz ich podaż o 30%, skażesz organizm na katastrofę. Dołóż do tego zbyt niską podaż białek i okaże się, że zamiast spalać tłuszcz, zaczniesz pozbywać się np. mięśni. Niby schudniesz, ale szkodliwy nadmiar tłuszczu pozostanie na swoim miejscu, a z braku mięśni stanie się jeszcze bardziej obwisły. Palce lizać...
czesiu, 14 stycznia 2010, 01:22
Szkoda Mikroos, że nie dodałeś mniejsza ilość mięśni oznacza mniejszą wydajność spalania tłuszczu, co już zupełnie i nieodwracalnie prowadzi do efektu jojo.
Odnośnie moich 3 groszy - jak już mam proponować dietę, to najpierw policz ile kalorii wcinasz dziennie, potem popatrz ile czasu musiał byś się ruszać (i przy jakiej intensywności), aby zejść do poziomu poniżej 2000 kcal/dzień <- wartość orientacyjna zależna od wykonywanego zawodu itepe itede i zacznij się ruszać. O ile nie jest się kulturystą wcinającym 7000kcal powinny wystarczyć 30min-1h DODATKOWEGO ruchu dziennie. Najlepszy sposób na schudnięcie: rezygnacja z McSyfu na rzecz McRyżu/McMakaronu al dente.
Marek Nowakowski, 18 stycznia 2010, 13:33
Widać, która ma anoreksję (utajaoną czy jej początki) po twarzy samej - nawet cięższe przypadki podczas ciąży są wysuszone straszliwie na twarzy, a i po porodzie zdarza się amfetaminę spożywać czy np. wymiotować. przygotowywać kanapki gościom i nie spożywać nic. Rozumiem dietę jeśli zaczyna serce boleć, stawy, plecy, cukrzyca się rozwinie, albo płuca źle funkcjonują, a tak to inaczej nie ma sensu się głodzić.
mikroos, 18 stycznia 2010, 13:48
Nie mylmy słów "dieta" i "odchudzanie". Dobra dieta jest potrzebna absolutnie każdemu, niezależnie od wagi i stanu zdrowia. Poza tym bardzo liczne badania wskazują na to, że niska podaż kalorii wcale nie musi szkodzić osobom szczupłym - wystarczy (w uproszczeniu), żeby zawierała odpowiednio dużo białek i dostateczną ilość odpowiednich minerałów i witamin. U zwierząt np. redukcja podaży energii nawet o 30% nie jest szkodliwa, a nawet może znacząco wpływać na wydłużenie życia, o ile zachowa się właśnie odpowiedni poziom kluczowych składników.
Alek, 18 stycznia 2010, 22:18
Problem w tym, że diety "naukowo udowodnionej" nie sposób znaleźć. Szukałem i znalazłem 20 różnych diet wzajemnie sprzecznych i to bynajmniej nie w szczegółach! Dla jednych owoce są dobre, inni podkreślają, że fruktoza powoduje odkładanie tłuszczy na narządach wewnętrznych. Jedni zalecają tłuszcze nienasycone, a inni wręcz przeciwnie. Jedni zalecają mleko, inni piszą, że to szkodliwa zupa hormonów innego gatunku. Jedni zalecają białka, inni żółtka. Jedni piszą, że soja jest zdrowa, inni że to trucizna, po której nawet świnie zdychają lub rodzą się martwe. Jedni piszą, że dobra jest mąka nieoczyszczona, bo zawiera mikroelementy, inni piszą, że to właśnie ona zawiera całą chemię z pola. Są zwolennicy i przeciwnicy zarówno tłuszczy, jak białek, jak i węglowodanów. Dyskusje są prowadzone w stylu bardziej sekciarskim niż naukowym. Ponadto zawodowi dietetycy, posługują się socjotechniką np. zalecając tłuszcze nienasycone, nie wspominają, że zupełnie nie nadają się one do obróbki termicznej, gdyż powodują powstawianie 10-100 razy więcej wolnych rodników niż smalec. Zalecane jest mięso drobiowe, przed czerwonym, ale w kurczakach są nadmiarowe hormony, a w rybach rtęć. Gdy ktoś pisze o diecie jarskiej, to też nie wiadomo, ile u niego jest motywacji zdrowotnej, a ile ideologii vege - (a vege lubi tylko te wyniki badań, które idą w jego stronę ...). Są zwolennicy głodówek jako sposobu na oczyszczenie, jak i tacy, którzy twierdzą, że głodówka może "zjeść mózg". Generalnie więcej jest też o tym, czego nie jeść, niż tym co jeść. Jeśli już jest jakiś konkret, to często b. trudno go zdobyć w sklepie, a smakuje jak trwa na parze ... Dlatego w badaniach powyższych wyszło, że prostsze jest bardziej praktyczne i na koniec bardziej efektywne.
Najpierw chciałem zaczerpnąć informacji, ale niespecjalista nie jest w stanie rozstrzygnąć, kto ma rację, bo do tego musiałby .. być specjalistą. Uznałem, więc że najlepsza dieta, to tradycyjne "wszystkiego po trochu" i zmniejszenie porcji o 1/4 - 1/5 [1/3 nie testowałem, więc może tu nie będę się jednak wypowiadał stanowczo. Jeśli ktoś chce bardziej drakońsko, to przetestuje sam - może z suplementami witamin byłoby bezpieczniej]. Osiągnąłem efekt o wiele szybciej niż myślałem (acz nie w kilka dni-tygodni) i nie byłem głodny.
Styl Twoich postów Mikroos przypomina mi argumentację z niektórych for o żywieniu. Sporo pouczającego tonu krytyki. Jesteś dietetykiem, czy nie? Jesteś w stanie podać konkrety i je uzasadnić? Podasz link do diety "naukowo opracowanej"? Liczysz codziennie ile spożywasz % z zalecanej ilości tłuszczy (z podziałem na nasycone, jednonienasycone, omega 3, omega 6, omega 9), węglowodanów (też z podziałem), białek, poszczególnych witamin, fitamin, minerałów i innych korzystnych substancji? Ile pozycji ma Twoja księgowość dietetyczna i czy bilansujesz ją w systemie dziennym i ile czasu zajmuje Ci wyważenie i wymierzenie tego wszystkiego? To Twoje słowa: "jeżeli stosujesz dietę mało bogatą w witaminy i potrzebne organizmowi minerały, a potem jeszcze zmniejszysz ich podaż o 30%, skażesz organizm na katastrofę." Rozumiem zatem, że liczysz te kilkadziesiąt pozycji, bo przecież brak nawet jednej ważnej substancji może wpędzić w "katastrofę". Może wypisz swój jadłospis z ostatnich kilku dni (po tym, co piszesz powinien być wzorcowy).
PS. Nie każdy, kto chce zrzucić kilka lub kilkanaście kg jest obwisły.
mikroos, 18 stycznia 2010, 22:30
Mógłbyś się zdziwić, ale swoją dietę analizuję bardzo dokładnie. Poza tym akurat ja odbiegam nieco od ogólnych zaleceń ze względu na intensywne treningi.
Jeśli mi nie ufasz (a wcale nie musisz, wiesz o tym doskonale), przejrzyj Pubmed ( http://www.pubmed.com ) - trudno o bardziej obiektywne źródło wiedzy. Wypracuj sobie własną opinię. Ale mam prośbę: jeśli nie masz wiedzy, to przynajmniej nie pisz, że wystarczy zredukować podaż pożywienia o 30%, by uzyskać cudowny efekt.
czesiu, 18 stycznia 2010, 22:36
Już tak nie panikuj! Recepta jest prosta: 1-2g białka/kg o ile nie jesteś kulturystą, choć nawet wtedy powyżej 4g/kg nie ma sensu, do tego dodaj, że 30% kalorii ma pochodzić z tłuszczy i reszta z węglowodanów - koniec diety. Najważniejsze jest białko, a reszta to dodatek, którym dorównujesz do około 2000kcal - tak jak mówiłem wcześniej wszystko zależy od pracy, wieku, celów.
mikroos, 18 stycznia 2010, 22:42
Dokładnie. A zamiast paranoicznego rozliczania się z każdego miligrama omega-3 po prostu stwórz sobie listę produktów zdrowych i tych, których powinieneś unikać jak ognia (a więc przede wszystkim mocno słodzonych i długo smażonych) i regularnie żongluj tą listą, żebyś nie jadł codzienie tego samego. Do tego warzywa praktycznie bez limitu, 5 lekkich i jedzonych bez pośpiechu posiłków dziennie (do syta, a nie do zapchania). To podstawa, ale spokojnie możesz uznać, że wystarczająca. I najważniejsze: nie wpadaj w paranoję, w końcu jedzenie to niemała przyjemność, nie psuj jej sobie
Alek, 18 stycznia 2010, 23:41
Ależ paranoję to mi przypominało to napominanie "ło jo joj, ale krzywdę sobie byś zrobił". Jem rzeczy zróżnicowane z ograniczeniem większym tych, co do których panuje zgoda. Jeśli nawet sobie szkodzę to przynajmniej z umiarem. Nadal uważam, że u osoby jedzącej "wszystko po trochu" prosta redukcja o 1/5 - 1/4 + ewentualnie zestaw witamin, to niegłupie rozwiązanie, ale tu jak sadzę pozostaniemy przy swoich zdaniach.
PS. Z tego, co widzę, funkcjonuje to pod nazwą diety MŻ.
czesiu, 18 stycznia 2010, 23:53
Dieta MŻ też ma swoje niuanse - chcesz jeść o 1/5 mniej - super, tyle że zdecydowanie lepiej dla twojego ciała będzie, jeżeli uwzględnisz minimum 1g białka/kg, 30% kalorii z tłuszczu, reszta węgiel. Co to oznacza? Oznacza to, że zamiast frytek z McDonaldsa jesz frytki wykonane samodzielnie w domu. Czy jest to dieta upierdliwa? NIE SĄDZĘ - masz totalną dowolność w komponowaniu posiłków i ograniczaniu przyjmowanego pokarmu, tyle że z uwzględnieniem dietetycznych podstaw. Ja osobiście nie stosuję się do żadnej diety, poza właśnie ilością białka.
Kłopoty związane z brakiem białka nie wychodzą w przeciagu 1-5 lat więc ludzie twierdzą, że problem nie istnieje. Sprawa jest podobna do palenia fajek: ile osób na świecie nie wie, że palenie jest szkodliwe? W takim razie dlaczego palą?
Alek, 19 stycznia 2010, 00:15
Nie jadam frytek praktycznie wcale, a za najgorsze uważam te mrożone. Temat białek w zasadzie jest mi obcy, choć piję sporo mleka i lubię sery. Najwięcej czytałem o tłuszczach i tu właśnie byłem zaskoczony, że dla zdrowia lepiej jest smażyć na smalcu (lub oleju kokosowym - jest on niestety trudno dostępny).
mikroos, 19 stycznia 2010, 08:37
Daj sobie spokój z tym smalcem, olej rzepakowy w zupełności wystarczy.
mikroos, 19 stycznia 2010, 09:07
A tak z ciekawości (sorki za post pod postem - czas na edycję minął): gdzie znalazłeś informacje na temat smalcu jako najlepszego tłuszczu do smażenia? Na początku aż uwierzyć nie mogłem, że widzę to, co widzę, więc aż muszę zapytać z ciekawości, co Twoje źródła takiego w widzą w tluszczu tak bardzo naładowanym tłuszczami nasyconymi.
czesiu, 19 stycznia 2010, 14:21
pewnie się mniej utleniają , ergo są mniej rakotwórcze
Alek, 19 stycznia 2010, 16:54
Oczywiście tato. Przekonał mnie Twój rozkazujący ton i pominięcie uzasadnienia. Nie ważne, że nie zauważasz pytania o Twoją fachowość w tym temacie.
Skoro pytasz mnie o źródła, to mógłbyś przy okazji przedstawić swoje źródła, które wspierają tezę przeciwną. Tak byłoby symetrycznie.
Co do moich źródeł, to muszę odtworzyć sobie z jakich dokładnie stron korzystałem i dlaczego uznałem agrumenty za smalcem i olejem kokosowyum za bardziej znaczące. Na tzw. szybkiego nie widzę tych stron, ale myślę, że wyszukam i wieczorem zamieszczę. Tymczasem proszę żebyś i Ty wyszukał źródła przemawiające za tłuszczami roślinnymi (nienasyconymi) jako zdrowszymi w przypadku smażenia lub ogólnie obróbki termicznej.
Co do wypowiedzi Czesia - tak w tę stronę to idzie.
mikroos, 19 stycznia 2010, 17:12
Skoro pytasz mnie o fachowość, to uprzejmie melduję, że kończę właśnie studia na Uniwersytecie Medycznym. Kursy biochemii (a właściwie trzy kursy, w każdym razie pełną lekturę Harpera i niemal pełną Stryera mam za sobą), fizjologii z patofizjologią, patologii ogólnej i biologii molekularnej mam za sobą, więc śmiem twierdzić, że jakieś pojęcie na ten temat mam.
Mój ton w ostatniej wypowiedzi nie miał być rozkazujący - jeśli tak to odebrałeś, przepraszam. Ale faktem jest, że tłuszcze nasycone (a z takich właśnie składa się w ogromnej większości smalec) do zdrowych nie należą. Jeśli potrzebujesz danych literaturowych, rzucam pierwszą z brzegu publikację: http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/18370798?itool=EntrezSystem2.PEntrez.Pubmed.Pubmed_ResultsPanel.Pubmed_RVDocSum&ordinalpos=14 . W Pubmedzie z łatwością znajdziesz wiele innych.
Alek, 20 stycznia 2010, 00:00
Pytanie o fachowość było spowodowane stylem Twoich wypowiedzi. Często takie kategoryczne pouczenia dają tzw. eksperci uniwersalni.
W kwestii merytorycznej: przeczytałem zlinkowany przez Ciebie tekst, ale nie doszukałem się tam nic o tym jaki tłuszcz jest mniej niekorzystny dla zdrowia w przypadku obróbki termicznej. Czy mógłbym prosić w takim razie o wskazanie konkretnego cytatu?
Co zaś się tyczy moich źródeł to :
http://forum.gazeta.pl/forum/w,36,32664646,32664646,TLUSZCZE_kilka_faktow.html
Wypowiedź Monyluizy wydaje się trzymać kupy. W dyskusji oponent artur.kalinski wypowiadał się raczej ogólnie, że tłuszcze roślinne (nienasycone) są „zdrowe”, ale jego wypowiedź była raczej rozwadniająca i nie zbił argumentów w kwestii obróbki termicznej tłuszczy.
Ponadto:
http://www.sfd.pl/Smalec,Olej,Masło_czy_Margaryna_na_czym_smażyć_najlepiej.-t322750.html
O tłuszczach szczegółowo (o obróbce termicznej 4 strona):
www.uwm.edu.pl/wnz/v3/fck_files/text/6.pdf
Nie udało mi się (czego b. żałuję) odnaleźć jednego linku, a był to wywiad z kobietą dietetyk, która bardzo argumentowała za NNKT i ogólnie tłuszczami roślinnymi (nawet do smażenia!) po czym na końcu zaprzeczyła sama sobie podając, że dobre do smażenia oleje generują 10 razy więcej utleniaczy niż smalec, a te gorsze aż 100 razy więcej. Mimo tego i tak je zachwalała, „bo tłuszcze zwierzęce podnoszą zły cholesterol”.
Reasumując zostały mi w głowie takie wnioski:
1. Ważna jest właściwa proporcja Omega 3 do Omega 6. W większości olejów ( i tfu margaryn) jest ona zła, gdyż jest w nich za mało Omega 3. -> wniosek zainteresować się olejem lnianym lub konopnym (koniecznie b świeżym) do spożycia na zimno, bo tu omegi 3 jest najwięcej.
2. W przypadku obróbki termicznej kwasy wielonienasycone (NNKT) utleniają się i stają się rakotwórcze i mutagenne.
3. Kwasy nasycone z kolei podnoszą cholesterol, zatem smażenie i pieczenie generalnie należy ograniczać.
4. Jeśli mam wybierać pomiędzy wzrostem złego cholesterolu, a ryzykiem raka wolę to pierwsze, gdyż obecnie cholesterol mam w normie i to z pewnym zapasem, zatem jest margines bezpieczeństwa.
5. Lubię poczucie kontroli nad sytuacją, a tę daje mi tylko kwestia cholesterolowa. Jeśli od smalcu wzrośnie mi cholesterol, to zobaczę to w następnym badaniu krwi i będę mógł podjąć działania zaradcze np. ograniczyć bardziej smażenie i pieczenie, ograniczyć nasycone tłuszcze spożywane w innych pokarmach, zwiększyć spożycie tego co obniża tzw. zły cholesterol (np. omega 3, chleb z amarantusem) itp. W przypadku nowotworów kontroli nie ma, bo jeśli ktoś będzie miał pecha, to dowie się, gdy będzie już chory (brak markera w postaci cholesterolu lub wzrostu ciśnienia).
6. Każdy na coś musi umrzeć. Jeśli miałbym wybierać pomiędzy atakiem serca lub nowotworem, to pierwsze wydaje mi się względnie „bardziej komfortowe” (mogą być wyjątki, ale rak zazwyczaj oznacza umieranie powolne, a taki np. zwał załatwia sprawę względnie szybko )
Dotąd z tłuszczy jadałem oleje i margaryny, ale wydaje mi się, że to był błąd. Teraz do obróbki cieplnej będę używał oleju kokosowego (92 % tłuszczy nasyconych!) lub smalcu. Olej kokosowy trudno gdziekolwiek zdobyć i jest drogi, a smalec w osiedlowym sklepie mam po 1 zł kostka. Niemniej jednak do pieczenia sprawię sobie tego kokosowca (ewentualnie niewiele gorszy palmowy). Natomiast na zimno olej lniany.
Alek, 20 stycznia 2010, 00:15
Tu miałem na myśli te popularne oleje typu słonecznikowy itp.
PS. Szkoda, że już nie mogłem wyedytować powyższego postu.
mikroos, 20 stycznia 2010, 00:29
Powiem inaczej: przy jednorazowym smażeniu na danym rodzaju oleju nie jesteś w stanie wytworzyć ilości utleniaczy i mutagenów zdolnych do wywarcia wyraźnie niekorzystnego wpływu na organizm (zwróć uwagę, że badania, które na to wskazywały, dotyczyły smażenia przez tydzień po kilka godzin dziennie na tym samym oleju!). To, o czym mówisz, jest więc prawdą, ale tyczy się to sytuacji, w której Pani Krycha prowadzi budkę z frytkami i smaży przez parę dni na tym samym oleju. Smażąc jednego schaboszczaka dziennie i regularnie zmieniając tłuszcz krzywdy sobie nie zrobisz.
Popatrz na sprawę w ten sposób: widocznym znakiem przemiany tłuszczu jest zmiana konsystencji lub koloru oleju. Czy po jednorazowym smażeniu widzisz wyraźną zmianę? Jeśli tak, to raczej słabą. A nawet jeśli, to można się spodziewać, że stosowanie codziennie nowej porcji oleju spowoduje przedostanie się do organizmu mniejszej ilości szkodliwych związków, niż wcinanie smalcu wyładowanego tłuszczami nasyconymi, cholesterolem i wszystkimi śmieciami, które zbiera w swoim organizmie zwierzę (pamiętaj, że tłuszcz jest dla organizmów zwierząt jednym ze śmietników metabolizmu!). Rzeczywiście, olej kokosowy pewnie będzie lepszy, tylko nie każdego na to stać (nawet jeśli na zdrowiu nie wolno oszczędzać), stąd moja ogólna uwaga.
A tak w ogóle, to najlepiej unikać smażenia i wybrać gotowanie na parze, a olej zostawić np. do sałatek
Marek Nowakowski, 20 stycznia 2010, 04:00
Wiele kobiet stosuję najtragiczniejszą dla organizmu 'dietę papierosową' - wysuszona twarz, brak apetytu i co z tym idzie wartościowych substancji odżywczych często. Jeden będzie jadł całe życie golonkę, chleb ze smalcem z cebulą & skwarkami na białym pieczywie z własnej roboty wytopu z dużą ilością soli, boczki, pachwiny czy słoniny i pożyje dłużej, niż sportowiec dopalając się jeszcze wódką czy piwem w ilościach przekraczających zdrowe normy.