„Doktor Google” coraz popularniejszy
Europejczycy uwielbiają „doktora Google'a”. Ku przerażaniu lekarzy coraz więcej osób szuka w internecie porad medycznych, najwyraźniej uważając, że witryna internetowa może zastąpić studia i wieloletnie doświadczenie.
Niewątpliwą zaletą istnienia „doktora Google'a” jest fakt, że nie trzeba się rejestrować i czekać w kolejce do lekarza. Wady i konsekwencje korzystania z porad medycznych w internecie każdy może sobie sam wyobrazić.
Wykres przygotowany przez serwis Statista na podstawie danych Eurostatu pokazuje, jak w 12 krajach wzrósł odsetek osób szukających w internecie porady medycznej. Szczególnym uwielbieniem „doktor Google” cieszy się w Luksemburgu. Korzysta tam z niego aż 71% osób w wieku 16-74 lat. Jeszcze w roku 2006 odsetek ten wynosił poniżej 30%. W zestawieniu ujęto także Polskę. W naszym kraju widzimy wzrost z około 10 do 40 procent.
Warto wziąć pod uwagę fakt, że statystyki obejmują też kwestie dotyczące porad dietetycznych. Pytanie wyszukiwarki o odpowiednią dietę jest niewątpliwie bezpieczniejsze niż pytanie jej o niepokojące nas objawy zdrowotne. Wciąż jednak pokazuje, jak wielkim zaufaniem cieszą się witryny internetowe. A „doktor Google” kusi. Przy obecnym rozwoju technologii możemy łatwiej wyszukiwać, przeglądać i umieszczać własne materiały. Jeśli mamy możliwość wykonania smartfonem zdjęcia niepokojącej nas zmiany na skórze i natychmiastowego wysłania jej na forum medyczne, to taka możliwość niewątpliwie kusi. Musimy jednak pamiętać, że o ile zmieniła się technologia, to nie zmieniła się wiarygodność internetowych porad. Wciąż nie wiemy, kto tak naprawdę umieścił poradę i czy ma jakiekolwiek podstawy, by jej udzielić.
W 2006 roku na łamach New England Journal of Medicine ukazał się artykuł, gdzie opisano 26 przypadków chorych, którzy przed postawieniem diagnozy przez lekarza poradzili się „doktora Google'a”. Okazało się, że jedynie w 15% przypadków internetowa diagnoza została prawidłowo postawiona. Gdyby nasz lekarz prawidłowo diagnozował nas jedynie w połowie przypadków, to szybko poszukalibyśmy pomocy u kogoś innego.
Jeśli więc szukamy porad zdrowotnych przez internet, zawsze warto potwierdzić to, czego się dowiedzieliśmy, u lekarza. Będziemy mieli przynajmniej pewność, że ukończył on studia medyczne.
Komentarze (12)
Jajcenty, 20 marca 2017, 15:12
Dla mnie to wygląda na tendencyjny wybór próby. Do lekarza trafili ci co nie zdołali się prawidłowo zdiagnozować oraz 15% hipochondryków którzy i tak poszliby do lekarza. Pytanie brzmi ilu ludzi nie trafiło do lekarzy bo zdołali się wyleczyć jagodami i medytacją.
dajmon, 20 marca 2017, 15:32
Jeszcze raz zobaczę "doktor Google" i zeświruję.
thikim, 20 marca 2017, 17:16
Tak jakby lekarze nie korzystali...
A w ilu procentach lekarze stawiają prawidłową diagnozę?
Ogólnie zawsze mnie to zastanawiało: pacjent zmarł, wszystko zrobiono zgodnie ze sztuką lekarską
Próby dojścia czegoś tam w sądzie są w okolicach zera bezwzględnego.
Jeden na 10 tysięcy pacjentów znachora zmarł. Znachor ma coś w okolicy temperatury bomby termojądrowej że pójdzie siedzieć
W końcu w obu wypadkach opinię wydadzą biegli lekarze
Pisałem to już wielokrotnie: prababka zmarła na skutek błędu lekarza.
Siostra miała z 5 różnych diagnoz - z czego 4 pierwsze prowadziły do śmierci. Na r-ce ją zabierano z domu na skutek długotrwałego zażywania przepisanych lekarstw.
Mama mając Hashimoto dostała kilka diagnoz - chyba najmniej szkodliwą była choroba psychiczna. Reszta także doprowadziłaby do zgonu.
Jak zabieram dzieci do lekarza z gorączką i kaszlem to z góry wiem że leczeniem będą antybiotyki (przynajmniej nie grożą zgonem).
Superman, 20 marca 2017, 17:18
hehe, zabawne stwierdzenie na swój sposób wystarczy tylko odpuścić część internetu i programów telewizyjnych na 2 tygodnie, ponieważ temat zostanie wyparty przez inny.
Flaku, 20 marca 2017, 17:19
Martwi mnie niedocenianie tej formy przetwarzania wiedzy przez środowiska medyczne. My, inżynierowie już się nauczyliśmy, że nie jesteśmy wszechwiedzący i zdarza się, że wujek google wie lepiej, zwłaszcza od inżyniera o małym doświadczeniu. Jakoś rozmawiając z ludźmi z branży medycznej nie wyobrażam sobie takiej akceptacji z ich strony.
Gość Astro, 20 marca 2017, 18:25
Mam mieszane uczucia Flaku. Nie wiem czy staliśmy się bardziej świadomi swojej nieomylności, czy też może jesteśmy zwyczajnie coraz bardziej niedouczeni (średnio). Kiedyś statykę każdy inżynier miał w przysłowiowym "małym palcu". Jak zaprojektujesz swój przewspaniały most, to przez trzy tygodnie wrzucasz wszystkie 2.159.876 punktów swojej konstrukcji do jakiegoś programu, by po kolejnych trzech tygodniach obliczeń uzyskać odpowiedź, że to runie? Parę prostych oszacowań z kalkulatorem przecież wystarcza. Rzeczywistość zawsze nas zaskakiwała, stąd bardzo dobra tradycja budowniczych mostów. Stawali zawsze pod nim podczas głównej próby.
Patrz wyżej.
Nie warto zaoszczędzić na kosztach i czasie? Trzy zdrowaśki na piecu dadzą przecież ten sam efekt… (zgodnie z Twoją "argumentacją")
Ergo Sum, 20 marca 2017, 20:54
Pamiętacie niedawno nastolatka, który używając właśnie Google uratował swoją matkę? - nie dość że postawił właściwą diagnozę, nie dość że dowiedział się jak ją uleczyć, to jeszcze znalazł metodę jak dokonać zabiegu którego lekarze nie potrafili zrobić.
Gość Astro, 20 marca 2017, 21:20
Gugiel broni, gugiel radzi, gugiel nigdy cię nie zdradzi!
P.S. Pamiętacie Einsteina? Zrobił to bez gugla.
Stanley, 20 marca 2017, 22:01
Zrobił to siedząc w biurze patentowym i duuużo czytając - cudze prace.
Więc jak najbardziej zrobił to z "googlem" swoich czasów.
thikim, 20 marca 2017, 23:07
Słuszna uwaga. Ale nie uwzględniasz w tej uwadze że żonę też mam
Ogólna uwaga jest taka: ja przez całe życie nie zjadłem tylu lekarstw co moja żona daje dzieciom w 1 miesiąc.
Co do efektu w piecu...
Pewnie kojarzycie takiego niepełnosprawnego rapera ostatnio w Mam talent czy czymś podobnym występował.
Jest synem mojej koleżanki z pracy. Załatwił go lekarz z tą niepełnosprawnością. I tak się tanio wywinął bo później informatyk trzydziestoletni umarł na stole tego samego lekarza po przecięciu tętnicy w ramach rutynowej operacji.
Lekarz dalej sobie spokojnie leczy (operuje).
A ostatnio sam miałem przymuszony państwowym przymusem badań okresowych brać udział w badaniach.
No więc nie mogę po pierwsze wyjść z podziwu jak z roku na rok mój wzrok (wada od urodzenia) się poprawia w badaniach Tym bardziej się poprawia im z mniejszej odległości każą patrzeć na cyfry A każą z coraz mniejszej patrzeć. Ot taka sztuka dla sztuki.
Pal licho to. Na końcu lekarz medycyny pracy: stara babcia w wieku około 80 lat, wyglądająca jakby powinni ją natychmiast badaniami okresowymi zakwalifikować do stanu przed zgonem, mówi do mnie: dobrze się wam powodzi
Ale wcześniej do młodej lekarki: pani mnie będzie pilnować (w domyśle: bo nie jestem zdolna wykonywać tego zawodu). Przy okazji prawie każdego obraziła z petentów.
Zresztą pewnie sami macie sporo historii z lekarzami w tle do opisania. Bo kto nie ma.
A miał kwit na leczenie (znaczy licencję na zabijanie)? Więc jakby umarła to mógłby pójść siedzieć. Jakby zabił lekarz to byłby czysty.
Łukasz Domański, 21 marca 2017, 14:22
Od prawie roku mieszkam w UK i byłem już cztery razy u lekarza. Trzy razy lekarz używał Wikipedii do wystawienia diagnozy. Przy mnie, nieskrępowany.
HorochovPL, 22 marca 2017, 17:50
Nikt jeszcze nie rzucił argumentu jakie kolejki potrafią być do lekarza? Nie tylko do specjalisty, ale także do przychodni.