Łódka z dyni
Trawestując słowa znanej piosenki, pływać wszystko może, czasem lepiej, a czasem trochę gorzej. Czemu by więc nie pożeglować w wydrążonej dyni? Taką właśnie pomarańczową łódką z siedziskiem i propanowym podgrzewaczem w środku spławia się w dół rzeki Wisconsin J.R. Hildebrandt. W ten sposób zbiera fundusze na realizowanie marzeń chorych dzieci o podróżach.
Pod dnem dyniowej łodzi znajduje się rant, który pozwala zachować równowagę i zapobiec wywrotce. Choć Amerykanin musi w ten nietypowy sposób przebyć aż 240 km, dla niego to nie pierwszyzna. W ciągu paru lat wygrał bowiem kilkakrotnie wyścig Wisconsin's Nekoosa Great Pumpkin Race. Na przebycie 300 jardów, czyli ok. 280 metrów, potrzebował wtedy mniej więcej 10 minut.
W realizacji przedsięwzięcia pomaga Hildebrandtowi kolega John Flodstrom, który w miejscach postoju wyciąga z nim dynię na brzeg. Twierdzi, że docenia jego trud, ale nie chciałby się z nim zamienić.
Komentarze (2)
kedar, 11 października 2008, 08:14
chyba kil albo stępka
waldi888231200, 11 października 2008, 13:08
Do tego z ołowiu.