Farmy słoneczne mogą zagrozić bioróżnorodności
Energetyka słoneczna przeżywa swój rozkwit w Kalifornii. Niektórzy biolodzy ostrzegają jednak, że realizowanie kolejnych wielkich projektów na pustyni Mojave zagraża tamtejszej bioróżnorodności. Opublikowane właśnie badania wskazują bowiem, że wielkie farmy słoneczne są budowane i planowane głównie na najbardziej dzikich terenach pustyni, gdzie wciąż jeszcze istnieje krucha równowaga w ekosystemie. Znacznie mniej farm powstaje tam, gdzie już istnieją podobne instalacje, a człowiek swoimi działaniami i tak już doprowadził do zmian w środowisku naturalnym.
Badania przeprowadzone przez Uniwersytet Stanforda i Carnegie Institution for Science wykazały, że realizacja obecnych planów zagraża zniszczeniem habitatów na powierzchni 71 200 kilometrów kwadratowych.
Panele słoneczne zajmują sporo przestrzeni. Wszystko przesłaniają. Na pustyni Mojave bioróżnorodność jest równie duża co w lesie. Pytanie brzmi, czy chcemy zadusić panelami słonecznymi największy dziki obszar Kalifornii, czyli zachodnią część pustyni? - mówi ekolog Barry Sinvero z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Santa Cruz.
Obecne plany budowy farm przewidują, że 57% z nich powstało lub powstanie na dzikich terenach. W sumie powierzchnia paneli wyniesie 375,5 kilometra kwadratowego. Około 28% zostało już wybudowanych na terenach rolniczych, a 15% na terenach wcześniej zajętych przez infrastrukturę.
Rebecca Hernandez z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley uważa, że farmy słoneczne powinny powstawać na terenach już zajętych przez człowieka, skąd wcześniej wyparliśmy dzikie życie. Jej zdaniem najbardziej zaskakującym spostrzeżeniem badań jest fakt, że dużo tego typu instalacji jest planowanych na terenach rolniczych. Niewykluczone, że kalifornijscy właściciele ziemi uprawnej, zmagający się od kilku lat z suszą, przestawiają się na produkcję elektryczności. Jest to jednak kwestia, którą należy bliżej zbadać.
Uczona zwraca też uwagę, że jeśli USA chcą produkować więcej energii z paneli słonecznych, konieczne jest wypracowanie odpowiedniej polityki, która pozwoli robić to bez dalszego dewastowania środowiska naturalnego. Musimy znaleźć odpowiednie miejsce, by umieszczać tam takie instalacje. Jeśli siedzisz w Waszyngtonie, Hiszpanii czy Francji i oglądasz te tereny na zdjęciach satelitarnych, to wygląda, jakby nic tam nie było. Trudno więc sobie wyobrazić, dlaczego niektórzy sprzeciwiają się pokryciu ich kilkudziesięcioma kilometrami kwadratowymi szkła. Tymczasem znajdują się tam biologiczne bogactwa, które są częścią naszego dziedzictwa. Nie chcemy ich stracić - stwierdza ekolog Cameron Barrows z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Riverside.
Komentarze (29)
Flaku, 21 października 2015, 15:18
Co oni chcą robić z tą bioróżnorodnością na pustyni?
Mariusz Błoński, 21 października 2015, 15:44
Nic. Zostawić ją w spokoju.
Flaku, 21 października 2015, 16:22
Ustępować miejsca bioróżnorodności, żeby truć się bardziej spalinami z paliw kopanych? O fuj.
smoczeq, 21 października 2015, 16:26
Ten sposób myślenia doprowadził do stanu w jakim aktualnie się znajdujemy.
Flaku, 21 października 2015, 16:42
Masz na myśli możlwość wyjścia do sklepu po bułki zamiast wypadów do dzungli grożących pożarciem przez pantery? Zgadzam się. Chwała ludzkości za to.
gucio222, 21 października 2015, 17:32
Niech ci biolodzy walną się w łeb. Wystarczy spojrzeć na dwa miasta 100 lat temu i teraz, jakimi są np San Francisco i Phoenix. Jakoś nikt nie płacze w Ameryce za zagrabieniem setek tysięcy m2 przez te miasta.
ex nihilo, 21 października 2015, 19:38
Flaku & gucio222:
jak czytam takie teksty jak Wasze tutaj, to całkiem przestaję żałować, że niedługo już będę się pętał po Ziemi, a właściwie po tym g., które z Ziemi w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat zostało zrobione.
Gość Astro, 21 października 2015, 19:39
Tu, np. (http://kopalniawiedzy.pl/Kalifornia-susza-bobry,23336) chcą – i całkiem słusznie – przesiedlać bobry. Kto wie co (i po co) przyjdzie nam kiedyś przeflancowywać.Oby było co przesiedlać. Temu właśnie służy zachowanie bioróżnorodności. Powiadają, że od przybytku głowa nie boli (byle podwórkowy głupek potrafi wszystko doszczętnie zdewastować…).
Edycja: jak widzę Nihilo, zdążyłem w tę samą minutę napisać post, i to o podobnej myśli.
gucio222, 21 października 2015, 20:36
Astro z cały szacunkiem ale białasy w Europie najpierw wyrżnęły wszystko co żyje a następnie wycieli lasy a teraz martwimy się o bioróżnorodność w Afryce i każemy Afrykanom być zjadanym przez lwy. Mam dzieci i nie chciałbym by Niemcy z Polski zrobili rezerwat w którym moje dzieci po drodze do szkoły miałyby walczyć z wilkami i niedźwiedziami. Zresztą fala emigrantów rozwiąże ten problem. Taka Nigeria pięćdziesiąt lat temu miała tyle mieszkańców jak Polska teraz Nigeria ma 170mln. W Afryce mieszka ponad miliard ludzi który prędzej czy później zaleją Europę i wytną białasów wraz z ich z ekologicznymi pomysłami. Polak jak ma dwójkę dzieci to czuje się dumny. Islamista traktuje takiego faceta jak eunucha. Dopiero powyżej 5 dzieci robi tam z człowieka mężczyznę. Dlatego nie przesadzałbym z ochroną środowiska przy farmach fotowoltaicznych.
ex nihilo, 21 października 2015, 20:52
Prawdopodobieństwo rozjechania przez samochód jest pewnie porównywalne lub większe.
Jeśli jedni idioci coś spieprzyli, to nie znaczy, że wszyscy idoci muszą zrobić tak samo.
Nie mam dzieci (nie chciałem mieć), ale osobiście bym wolał walczyć z wilkami i niedźwiedziami, niż z samochodami i motocyklami prowadzonymi przez pijaków albo debili. Miałbym dużo większe szanse wygrania walki...
Edycja:
W mojej wsi, na niecałych 2 km drogi, rocznie są 2-3 trupy (bywa więcej) i 5-10 rannych. W tym oczywiście też dzieci, tak z 50%. Wątpię, żeby istniał równie niebezpieczny kawałek dżungli...
Edycja 2:
Nie trafiłem na jakiekolwiek udokumentowane przypadki polowania przez wilki na ludzi (nie tylko w Polsce i Europie). Sam wielokrotnie przechodziłem przez "wilcze tereny", przez sam środek... łaziłem tam, zbierałem grzyby, robiłem foty... tropy widziałem często, ale wilczy ogon tylko raz, i to z ambony. Wilki są tam (Puszcza Knyszyńska) od wielu lat, ale jakoś nigdy jeszcze nikogo nie zaatakowały.
Gość Astro, 21 października 2015, 20:58
Ja również. Walka z debilami jest nierówna.
Mówiąc o białasach w Europie masz na myśli tę mniejszość etniczną?
gucio222, 21 października 2015, 21:15
No niestety tak. Większość z nas w ogóle nie zna problemu. Mieszkałem parę lat w Szwecji , dwa miesiące w słynnej dzielnicy Sztokholmu Rinkeby gdzie teraz nawet policja ma stracha wjechać bo funkcjonuje tam prawo Sharia.
Flaku, 22 października 2015, 00:10
Dane odnośnie średniej długości życia zdają się mówić coś innego. Może to nie zasługa samych panter, ale na pewno całego tego g. na które została przerobiona ta planeta. Nie znam kawałka dżungli, który byłby w stanie zostać domem dla takiej liczby ludzi co współczesne miasto, nie mówiąc już o utrzymaniu standardu życia.
Fakt, że coś tam może się jeszcze do czegoś przydać, nie jest jeszcze powodem, aby za wszelką cenę to chronić. Trzeba brać pod uwagę także zyski, które można osiągnąć rezygnując z tego. W przeciwnym razie proponuję walczyć o zachowanie w naturalnym środowisku dżumy. Jeśli ekolodzy twierdzą, że te gatunki będą w przyszłości tak przydatne, to niech sobie założą ich hodowlę. Potem będą sprzedawać te arcycenne osobniki i zbiją na tym kupę kasy, za którą będą mogli tworzyć swoje ukochane rezerwaty. Jeśli się boją podjąć takie ryzyko, bo wiedzą, że koszty zachowania gatunku są ogromne, a szanse na to, że się to zwróci bliskie zeru, to niech nie zrzucają ryzyka na innych. Jak się chce bawić w spekulanta, to trzeba brać na siebie ryzyko, bo działania mają konsekwencje, a energia jest zbyt cenna, aby rozważać ograniczenia w jej produkcji dlatego, że ktoś coś twierdzi, ale nie postawi na to ani grosza.
Na szczęście coraz mniej jesteśmy od tej przyrody uzależnieni. Szkoda, że tak wielu ludzi uznaje to wielkie osiągnięcie za winę.
ex nihilo, 22 października 2015, 01:12
Średnia długość życia? (Sposób liczenia pomijam.) Gdzie? W slumsach i na wysypiskach Mumbaju i inych takich?
Standard życia we współczesnym mieście? Jw. Ale i bez tego... Zwiałem z "współczesnego miasta" na wiochę, niestety za mało zabitą deskami. Ale i tak za żadne skarby bym do tego miasta nie wrócił. Ani do żadnego innego, chociaż co jakiś czas różne "ktosie" próbują mnie stąd do miasta wyciągnąć. Przez 10 lat w WAWie byłem trzy razy, za każdym razem z niedającej się ominąć konieczności. I za każdym razem "ani minuty ponad konieczność"...
Standard życia? Czy pogoń za tym co reklamują w telewizorni? Standard życia to mam jak sobie do lasu na grzybki idę, bo jak uzgadniałem jeden, drugi czy dziesiąty kontrakt, to g. nie standard życia był, nawet kiedy biznes klasą leciałem, a na lotnisku czekał samochód z kierowcą, wynajęty bez limitów...
Dom dla takiej liczby ludzi? A po jaką cholerę "taka liczba ludzi"? Waga mięsa się liczy? Czy sumaryczna objętość? Tak czy inaczej, jest to tylko papu dla "korpo" i innych takich... mięso dla nich, siła robocza i rynek zbytu, nic więcej.
Cena, zyski, sprzedawać, kupę kasy, koszty, zwróci, cenna, produkcji, grosza... Świat, czy kalkulatorek piniondzowy? Życie, czy pogoń za szmalem? Geldschein, Geldschein über alles, über alles in der Welt... Skojarzenie nieprzypadkowe - to taki sam faszym, totalitaryzm "piniendzy".
Coraz mniej uzależnieni od przyrody? Serio?
Flaku, 22 października 2015, 15:58
Hmm od przyrody to może nie jest najlepsze sformułowanie, jako że przyroda to zbyt ogólne określenie, do którego zaliczyć należałoby pewnie nawet złoża uranu, ale od dzikich organizmów jak najbardziej. Kiedyś bakterie były w polu niezbędne. Dziś z nawozami sobie poradzimy. Dziś rośliny są zapylane przez owady, w przyszłości zapewne będziemy to robić inaczej. Kiedyś ptaki i nietoperze musiały pilnować populacji komarów, dziś je trujemy. Powoli będzie udawało się wyzwolić z coraz większej ilości kajdan nakładanych na nas przez środowisko.
Nie sądzisz, że jesteś jednak jednym z niewielu odmieńców, co do opinii o standardzie życia, jeśli większość ludzi ma wybór i woli zamieszkać w mieście niż na bagnach? Na przykład chcą móc w odpowiednich do tego warunkach kształcić swoje dzieci, a dzięki podziałowi pracy mieć na tyle wysoki dochód aby oprócz zbierania jagód móc też raz na jakiś czas odwiedzić miejsca z inną kulturą, pojeździć szybkim motorem, czy spróbować czegoś nowego w restauracji?
Po co komu tyle ludzi? Być może Tobie po nic. Ich rodzicom najwidoczniej po coś, jeśli zdecydowali się mieć dzieci. Ludziom organizującym się w miasta też najwyraźniej po coś, jeśli decydują się z nimi przebywać. Powodów jest wiele, chyba głównym z nich jest chęć współpracy. W miastach dochodzi do o wiele dalej posuniętego podziału pracy, dzięki czemu możliwe staje się osiągnięcie nowych rzeczy mniejszym wysiłkiem. Do tego dochodzi niesamowita atmosfera, życie towarzyskie, atrakcje. Dla wielu osób ma to wartość, chociaż inni nie lubią tłoku. Dla tych drugich zazwyczaj decydującym czynnikiem jest właśnie zarobek. Być może dla korpo są oni jedynie "papu", tak samo jak korpo to tylko "papu" dla nich, ale dla siebie samych są oni bardzo ważni i wielu z nich znalazło w mieście ludzi, dla których czują się ważnymi. Nie rozumiem dlaczego mieliby się przejmować tym, za kogo ich mają korpo. Oni maja własne cele, najwidoczniej korpo traktując ich jak "papu" im w nich nie przeszkadza.
Kalkulatorek jest bardzo przydatny do opisu świata. Nie przeszkadza Ci kalkulowanie wielkości fizycznych przez ludzi, którzy coś konstruują. Dlaczego w takim razie przeszkadza przeliczanie pieniędzy. Fizyk, gdy chce jakoś wpłynąć na obiekt potrzebuje informacji o nim, oraz o czynnikach, którymi będzie oddziaływał. Wytwórca, który coś tworzy również musi mieć informacje o dostępnych mu zasobach. Kalkulatorek piniądzowy dostarcza takich informacji. Gdyby nie ten kalkulatorek, nie wiedziałby, czy będzie miał jak skończyć przedsięwzięcie, bo na przykład ktoś inny mu w tym czasie potrzebnych środków nie zużyje na coś innego. Szmal daje możliwość czynienia wielkich rzeczy. Jest narzędziem współpracy, które świetnie sprawdza się w koordynacji działań ludzi, zwłaszcza w warunkach wiedzy rozproszonej po umysłach społeczności, której to wiedzy żaden pojedynczy umysł nie byłby w stanie zgromadzić. Rozumiem, że dla kogoś priorytetem mogą być cele, które łatwiej osiągnąć samemu niż dzięki współpracy milionów ludzi, z których każdy zajmie się swoim kawałkiem, ale pogarda do tak wspaniałego narzędzia współpracy jest dla mnie niezrozumiała. Z faszyzmem bym tego nie porównywał. Faszyzm zakłada, ze jednostka ma poświęcić swoje cele dla dobra zarządu. W przypadku pieniądza nie ma mowy o poświęceniu, tutaj raczej działa to na zasadzie "Chcemy czegoś od Ciebie. Możemy w zamian zaoferować coś innego. Jeśli uważasz, że wyjdziesz na tym dobrze, to pomóżmy sobie wzajemnie".
ex nihilo, 22 października 2015, 18:23
Może to zabawne, ale... jakoś mi się to kojarzy z dziełami Władimira Iljicza i jego następców Zamienić tylko "proletariat" na "pieniądze" i mamy radosny marsz do wiecznej szczęśliwości, w której te paskudne komary & co. nie będą nas po gołych dupskach żryć. Tyle że jedno i drugie to totalne abstrakcje, uproszczenia całkowicie oderwane od rzeczywistości. Praktyka pokazuje całkiem co innego.
Reszta później, bo teraz czym innym muszę się zająć.
thikim, 22 października 2015, 19:54
Czyli jednak odwalają tutaj kawał dobrej roboty odnośnie Twojego samopoczucia.
Ale racje są po obu stronach. Ich argumenty także są wartościowe.
I nikt Ci nie broni takiego podejścia. Masz pełne do tego prawo. Szanuj także podejście innych nawet jeśli odmienne.
To że Ciebie kręcą grzybki w lesie? Fajnie.
A kogoś innego podpisywanie kontraktu. Też fajnie.
Są też tacy których kręci i jedno i drugie. A są i tacy których nie kręci ani jedno ani drugie.
Powinniśmy się różnić. Mi to pasuje.
ex nihilo, 22 października 2015, 22:00
Nie odbieram wartości żadnym argumentom. Wartość odbieram działaniom. Gdyby te argumenty pozostawały tylko argumentami, problem by nie istniał.
Mi też pasuje. Tyle że współczesność rożnorodność likwiduje. Kultury są niszczone, a takie czy inne mody tego nie zastąpią. Tak samo jak gatunki czy krajobrazy. Albo pakowane do rezerwatów lub przerabiane na pic i fotomontaż dla turystów. Na końcu zostanie tylko VR. Albo Mad Max (przynajmniej to będzie autentyczne ).
Też mnie to kręciło (jak i dużo innych rzeczy, które robiłem), chociaż mniej niż łażenie po lesie, ale bym do tego nie wrócił, chyba że całkiem jednorazowo.
A w ogóle:
Said the straight man to the late man
"Where have you been?"
I've been here and I've been there
And I've been in between
I'm on the outside looking inside
What do I see
Much confusion, disillusion
All around me
https://www.youtube.com/watch?v=jNCmHML4b5U
The fate of all mankind I see
Is in the hands of fools.
TrzyGrosze, 22 października 2015, 22:25
ex nihilo, 23 października 2015, 03:58
Tak się zastanawiam czy Ty to wszystko serio, czy tylko dla podpuchy, coby jakaś ciekawa nap..... się zaczęła Ale chyba niestety serio.
A jeśli tak, to pierwszy akapit doskonale TrzyGrosze podsumował i niewiele by do tego można dodać.
Reszta to jakaś utopijna wizja powszechnej szcześliwości porównywalna chyba tylko z komunizmem i tyle samo mająca wspólnego z rzeczywistością.
Z tej "szczęśliwości" (też zresztą względnej) korzysta kilka procent ludności świata... reszta ponosi koszty. Podobnie w miastach, szczególnie tych największych. Raju na Ziemi nie było nigdy, a już na pewno od czasu wynalezienia rolnictwa. W tym momencie przełamane zostały naturalne ograniczenia pazerności. Bardzo wątpliwe, czy wcześniej istniało np. niewolnictwo. Tak przy okazji - nigdy jeszcze w historii świata nie było tylu niewolnków, co teraz. A jeśli do tego doliczy się faktycznych półniewolników... I tak dalej, bo by można tu książkę grubaśną napisać.
Pieniądze jako "narzędzie współpracy"? Ty to serio? Przynajmniej 90% współczesnego kapitału, to kapitał czysto spekulacyjny, niemający żadnego odniesienia do realnej gospodarki. A reszta? Masz teraz aferę VW, Samsunga... i bądź pewny, że jest tego duuuużo więcej. W relnym świecie pieniądze służą niemal wyłącznie do robienia w ch2 innych, a tylko w jakimś minimalnym procencie są narzędziem współpracy.
I tak dalej...
Tak, jestem odmieńcem, o tym wiem i nie ukrywam tego. "Byłem tu i byłem tam, i byłem pomiędzy". Dużo by o tym można napisać, ale nie bardzo mi się chce, bo i po co. W końcu stwierdziłem, że spadam na aut i zajmuję strategiczną pozycję za szybką tego akwarium - niech się te rybki tam zeżerają, a ja sobie tylko będę to wszystko obserwował i miał to dokładnie gdzieś. Ale niestety, trzy lata temu tacy dwaj, których zachłanność (opps, sorki - "współpraca") jest nieskończona, spowodowali, że musiałem znowu stać się jedną z rybek i to bardzo zębatą. Bardzo możliwe zresztą, że sprawa trafi na tzw. "pierwsze strony", bo dzieje się w tym naprawdę dużo (jak widzisz, uśmiech jest od ucha do ucha... bo napπrdalanki też lubię )
Homo sapiens to w tej chwili nie wiecej niż małpa, która uznała, że jest już prawie Bogiem i bawi się klawiaturą ustrojstwa, o którego działaniu pojęcia nie ma. Tym gorzej, że nie jedną małpą, a siedmiomiliardowym stadem, które coraz większego pierdolca dostaje.
A utopie i abstrakcje mogą być całkiem fajne - jeśli nie myli się ich z realnym światem, a tym bardziej nie próbuje stosować w praktyce...
Jajcenty, 23 października 2015, 08:39
Jest jakieś nieporozumienie związane z pojęciem "rozwój". Żyjemy w jakichś dziwnych piramidach, które muszą rosnąć inaczej się zawalą. PKB nie rośnie - stagnacja, niski przyrost naturalny - katastrofa. To nieustanne pompowanie musi doprowadzić do kolapsu pochłaniającego cały wzrost wypracowany wcześniej. Poruszamy się od kryzysu do kryzysu. Całe moje życie to reformy i kryzysy. I ponoszenie ich kosztów.
p.s.
Zostawić Was na chwilę, taki piękny flame a ja poza siecią.
Flaku, 23 października 2015, 12:25
Nie wiem z jakich danych korzystałeś dochodząc do wniosku, że z tej szczęśliwości korzysta kilka procent świata, a reszta ponosi koszty. Wszystkie raporty odnośnie globalnej biedy, na które udało mi się natknąć, nawet te najbardziej "społecznie wrażliwe", przygotowywane przez środowiska brzydzące się pieniądzem, twierdzą inaczej. Wszelkie "miary ubóstwa" maleją. Zgodzę się z Tobą co do rolnictwa. Powiem nawet więcej. Zapewne jeszcze mniej niewolników niż przed narodzeniem się rolnictwa, było przed narodzeniem się mowy. A jeszcze mniej przed posługiwaniem się najprostszymi narzędziami w stylu patyk, czy kamień. Przyjrzyjmy się tezie, że dziś mamy o wiele więcej niewolników niż kiedykolwiek. Jakich dziś mamy niewolników? Głównie niewolnice seksualne. Czy kobiety zmuszane do takich okropnych rzeczy na przykład przez przymusowe małżeństwa były w ogóle wliczane w statystyki? Niewolnictwo w produkcji już praktycznie zostało wyeliminowane. Zdarzają się jeszcze pojedyncze przypadki, oczywiście jeśli popatrzymy na liczby i porównamy z przeszłością, to może ich być całkiem sporo, ale nie zapominajmy, że teraz mamy dużo więcej ludzi na świecie, więc szanse zostania niewolnikiem są znikome.
Dlaczego zakładasz, ze kapitał spekulacyjny to nie jest narzędzie współpracy, a tym bardziej czemu miałby nie mieć odniesienia do gospodarki? Kapitał spekulacyjny koordynuje działania ludzi i zużycie dostępnych surowców w czasie. Oczywiście, że oszustwa na tym świecie istnieją. Nie widzę ich związku z tematem. Ani mniej zmodyfikowane przez człowieka środowisko, ani tym bardziej pozbycie się pieniędzy by nie zmniejszyło ich skali. To nie pieniądz, ani zdewastowane środowisko są przyczyną oszustw, tylko uznanie, że powinno się korzystać z owoców pracy innych ludzi. Bez pieniądza wszystkie działalności musiałyby wyglądać w ten sposób. Albo oszustwo, albo niewolnictwo, ewentualnie barter, albo stagnacja przez całe swoje życie. Jeśli się mylę, to po proszę o jakieś argumenty, że to jednak środowisko lub pieniądz są przyczyną oszustw.
@Jajcenty Co do niskiego przyrostu naturalnego, to masz rację. ZUS jest piramidą, która sama podcina gałąź na której siedzi. To znaczy przyjmuje na siebie zobowiązania, które będzie mogła spełnić tylko jeśli będzie odpowiedni przyrost naturalny, a jednocześnie pozbawia ludzi tej finansowej części motywacji do posiadania dzieci. Gdyby nie to, to właściwie niski przyrost naturalny nikomu by nie przeszkadzał. Fetysz wzrostu PKB i jego sztuczne pompowanie też wkurza mnie tak samo jak Ciebie, z tym, że to jest raczej powiązane z dewaluacją pieniądza niż jego obroną. Co nie zmienia faktu, że nawet psuty pieniądz lepszy niż żaden.
Gość Astro, 23 października 2015, 12:39
http://www.tygodnikprzeglad.pl/wspolczesne-niewolnictwo/
thikim, 23 października 2015, 12:46
Fajnie Astro, że najpierw w tym artykule mowa jest o powszechności zjawiska a potem parę wyjątkowych przykładów podano.
Akurat co do niewolnictwa argumenty Flaku bardziej mnie przekonują.
Konkrety a nie jak depresje u kobiety która dziś się czuje niewolnicą swojego męża bo posprzątać wypada, a jutro tego męża ścierką przez łeb wali i czuje się Panią.
No i Flaku nie wlicza BDSM, a z Tobą to nie wiadomo wliczasz czy nie.
Z pewnością można mówić o braku wolności - ale to jeszcze nie to samo co niewolnictwo.