Samochód jak dystrybutor
Profesor Jeff Stein z University of Michigan chciałby w przyszłości wykorzystywać samochody do... dystrybucji energii elektrycznej. Naukowiec zauważa, że przez większość czasu pojazdy stoją bezczynnie, a tymczasem mogłyby, oczywiście o ile są to samochody elektryczne, sprzedawać energię do sieci. Dzięki temu infrastruktura zasilana energią elektryczną mogłaby powstać tam, gdzie obecnie jej tworzenie jest nieopłacalne. Mogłyby też posłużyć do dystrybucji energii odnawialnej. Jeśli np. dach naszego garażu pokryjemy ogniwami słonecznymi, z których naładujemy samochód, a następnie pojedziemy do miasta na zakupy, będziemy mogli sprzedać tam część energii. Miliony takich samochodów mogą mieć olbrzymie znaczenie dla systemu produkcji i dystrybucji energii.
Oczywiście należy brać pod uwagę różne aspekty tego typu działań. Grupa profesora Sterna zastanawia się m.in. jak taki sposób dystrybucji może wpłynąć na żywotność akumulatorów. Pytanie to jest też o tyle istotne, że większość właścicieli pojazdów elektrycznych będzie starało się doładowywać je "przy okazji", korzystając np. z faktu, że minęły godziny szczytu, czy też, że znajdują się w okolicy, w której energia jest nieco tańsza, niż w ich rodzinnej miejscowości.
Komentarze (7)
draco86, 23 lutego 2010, 20:54
Nie no brawo dla profesorka.. szkoda tylko, że nie pomyślał iż samochody elektryczne mają i tak mały zasięg, więc jak mogłyby sprzedawać energię
ze swoich akumulatorów i ile jej byłoby opłacalne by komuś chciało się
podłączać samochód przy każdym parkowaniu pod np pracą.
piotr84, 23 lutego 2010, 22:00
Wielu ludzi ma wiele niby ciekawych pomysłów ale niewielu z nich zastanawia się nad skutkami wprowadzenia w życie tego co wymyślą i sensownością tego pomysłu. Tak jak mój przedmówca stwierdził że samochody elektryczne i tak mają mały zasięg i małą pojemność baterii aby miało sens sprzedawanie przechowywanej energii. Po za tym ładowanie baterii trwa dość długo w porównaniu z czasem jej rozładowania przy sensownym poborze mocy oczywiście. A dodatkowo każde przekształcenie energii powoduje powstanie jej strat, a baterie ładowane są napięciem stałym (no powiedzmy że ładować je będziemy z ogniw fotowoltaicznych co rozwiąże problem ładowania baterii) ale nadal trzeba tą energię przekształcić na taką którą da się wepchnąć do sieci. A jakby tego było mało to wyobraźcie sobie miliony małych źródeł energii elektrycznej które są włączane do systemu energetycznego praktycznie losowo w losowych miejscach i oczywiście na niskim napięciu. I niech ktoś wymyśli system który będzie wtedy utrzymywał odpowiedni poziom napięcia i częstotliwość jak wszyscy przyjadą do pracy i zechcą sprzedać nadmiar energii. Aby wepchnąć jakąś energie do sieci elektroenergetycznej potrzebne jest źródło o wyższym napięciu niż ma sieć, i wpychanie energii powoduje oczywiście podniesienie napięcia jeżeli ilość odbiorów jest stała więc może się okazać że w gniazdku zamiast 230V otrzymamy 270V co zniszczy większość naszych urządzeń elektrycznych bo akurat do naszego fragmentu sieci podłączyło się za wielu tych co chcieli sprzedać, a gdzieś indziej jest 150V bo za wielu użytkowników chciało ładować samochody bo akurat słońce słabo świeci. W rzeczywistości sprawa jest znacznie bardziej skomplikowana niż to co ja tutaj napisałem i dość trudna do rozwiązania.
Jurgi, 23 lutego 2010, 22:06
Cenniejsze i bardziej korzystnie byłoby wdrożyć system pozwalający domowym gospodarstwom z ekologicznym zasilaniem (turbiny, ogniwa) odsprzedawać nadwyżki energii do krajowej sieci.
czesiu, 24 lutego 2010, 10:57
Na świecie (w niemczech) tak jest już od dawna? Jedynym warunkiem jest określenie mocy minimalnej od której elektrownia MA obowiązek skupywać energię.
valdi, 24 lutego 2010, 13:12
Podobnie w USA można sprzedawać nadwyżki. Jest po prostu licznik, który możesz cofać.
I tak nie wyprodukujesz wystarczającej ilości energii, ale nie musisz kupować baterii do przechowywania energii, przez co cała instalacja się opłaca.
Chciałbym dodać, że mowa o przepięciach to bajka. Przez cały czas są losowo włączane/wyłączane urządzenia elektryczne, które często mają znaczną moc (piekarnik) i nic się nie dzieje. Tak samo nic się nie stanie, jak nagle ktoś wepnie 200W do instalacji i będzie ją sprzedawał.
VsMaX, 24 lutego 2010, 13:34
Mysle ze jest to oczywiste ze Pan Profesorek wpadl na jakis pomysl na ktory nikt jeszcze nie wpadl aby zostac wpisany na karty histori JESLI ktos wymysli technologie umozliwiajaca ten pomysl wprowadzic w zycie. Wtedy Pan Profesorek znalazlby sie nawet na wikipedii pod haslem "Energia Elektryczna z Samochodu" jako "Pierwszy czlowiek ktory wpadl na tak genialny pomysl".
Mariusz Błoński, 24 lutego 2010, 17:16
A ja nie rozumiem, skąd Wasza krytyka. Pomysł może przynieść wiele korzyści.
Wyobraźcie sobie np. lokalną drogę na jakimś pustkowiu. Nikt nie będzie tam ciągnął kabli, ale przydałby się punkt ładowania samochodów. Ludzie jadąc przez to pustkowie z miejsca A do miejsca B ładują swój samochód z miejsca A, wiedzą, że do B mają nadwyżkę, więc mogą sprzedać we wspomnianym punkcie energię drożej, niż jest ona sprzedawana w A czy B. Oczywiście, właściciel punktu, żeby zarobić, będzie musiał sprzedać ją jeszcze drożej. Oczywiście można powiedzieć, że mu się to nie uda, bo każdy będzie kupował ją w miescu A czy B skoro jest taniej. Ale niekoniecznie. Na tej samej zasadzie, jak ludzie kupują batony na stacjach benzynowych, mimo że w lokalnym spożywczym jest taniej.