Szare życie hakera
Życie hakera, wbrew temu, co mówi o nim masowa wyobraźnia, wcale nie musi być fascynujące i pełne niebezpieczeństw. Może być nudne i smutne. W Los Angeles Times ukazał się artykuł, którego autorzy omawiają blogowe wpisy jednego z hakerów zatrudnianych przez chińską armię.
Na jego blog w portalu Sina.com natrafiono dzięki opracowaniu dotyczącemu właśnie hackingowi. Autorem opracowania jest Mei Qiang, zidentyfikowany przez specjalistów jako "Super Hard" z chińskiej Jednostki 61398. W dokumencie pojawia się adres e-mail, dzięki któremu dziennikarze trafili na blog wspomnianego wcześniej hakera.
Wiadomo o nim, że na nazwisko ma Wang, na blogu podpisuje się jako "Rocy Bird". W latach 2006-2009 pozostawił 625 wpisów.
Dowiadujemy się z nich, że Wang mieszka w internacie, chodzi w mundurze i pracuje w godzinach 8.00-17.30. Niejednokrotnie musi pracować dłużej. Ten 25-latek spędza większość czasu przed komputerem. Poza pracą zajmuje się rozmową ze znajomymi i robieniem zakupów. Lubi oglądać telewizję, szczególnie serial "Prison Break".
Wang zdradził, że tytuł magistra informatyki zdobył na wojskowym Uniwersytecie Inżynierii Informatycznej, a zaraz po jego ukończeniu rozpoczął pracę w Szanghaju. Skarży się, że budynek, w którym pracuje, jest położony daleko od centrum. Nie rozumiem, dlaczego wszystkie jednostki są ulokowane w najdalszych punktach miasta. Nie łapię, co sobie myślą ci starzy goście. Powinni przynajmniej brać młodych pod uwagę. Jak pełni pasji młodzi ludzie, tacy jak my, mogą żyć w środowisku przypominającym więzienie? - napisał Wang w 2007 roku. Mimo, iż nie pisze dokładnie o tym, czym zajmuje się jego jednostka, wspomina, iż jednym z jego pierwszych zadań było udoskonalenie znanego konia trojańskiego Back Orifice. Pochwalił się, że napisał też wirusa zdolnego do wykrycia dowolnego napędu USB i skopiowania zeń plików. Szef był z tego powodu zadowolony. Jeśli będziemy mieli szczęście, to może uda się nam osiągnąć wyznaczone na ten rok cele i dostaniemy premię - stwierdził. Wang najwyraźniej nie jest też zadowolony ze swojej pensji. Wspomina spotkanie z byłymi kolegami z klasy. Wszyscy mieli przed sobą jasną przyszłość. Niektórzy zostali prawnikami, inni pracowali w nieruchomościach czy finansach, jeszcze inny pisali oprogramowanie dla firm. Porównując swoje zarobki z ich pensją było mi wstyd się z nimi witać - pisze.
W jego pracy niejednokrotnie dochodzi do absurdów. Wang i podobni mu hakerzy muszą znać język angielski. Jednak gdy chciał się w nim doskonalić i zaczął czytać The Economist i Harvard Business Review, dostał od szefa naganę za poświęcanie zbyt dużej ilości czasu na czytanie zagranicznej prasy. Mężczyzna skarży się też, że szefowie odmówili mu zwrotu równowartości 1 dolara za bilet autobusowy, by mógł pojechać na konferencję biznesową, a jednocześnie kupują alkohol po ponad 100 dolarów.
Moim jedynym błędem było to, że sprzedałem się krajowi za niewielkie pieniądze i sam wpakowałem się w tę sytuację - pisze.
Z bloga dowiadujemy się również, że dzięki pomocy rodziny Wangowi udało się w 2008 roku zrezygnować z pracy dla wojska. Przestał pisać bloga w roku 2009. Dziennikarze wyśledzili pozostawiony przezeń komentarz, w którym ocenia jakość deseru lodowego w jednej z restauracji w Chengdu. Prawdopodobnie tam teraz mieszka. Nie chciał jednak kontaktować się z dziennikarzami i nie odpowiedział na wysyłane doń e-maile.
Komentarze (1)
Przemek Kobel, 14 marca 2013, 11:15
To nie życie hakera, tylko pracownika instytucji. Haker zwykle lubi robić to co robi, mimo że z zewnątrz to wygląda na wielogodzinne wpatrywanie się w literki i wpisywanie kolejnych literek.