Myślą za dwóch, mówią za jednego
U osób dwujęzycznych oba opanowane języki są cały czas aktywne. Nie ma przy tym znaczenia, czy w danym momencie ktoś świadomie chce się posłużyć i jednym, i drugim, czy nie oraz ile czasu upłynęło od ostatniego posłużenia się "poprzednim" językiem - kilka sekund czy parę dni.
Dwujęzyczni rzadko wymawiają wyraz z niewybranego języka, co sugeruje, że potrafią kontrolować równoległą aktywność obu języków i ostatecznie wybierają, co trzeba, nie musząc świadomie zwracać na to uwagi.
Naukowcy z Uniwersytetu Stanowego Pensylwanii przeprowadzili 2 eksperymenty. W pierwszym 27 osób mówiących po angielsku i hiszpańsku czytało 512 zdań po hiszpańsku lub po angielsku (zmiana języka następowała co 2 zdania). Ochotnicy mieli czytać po cichu do momentu, gdy natrafiali na wyraz wyświetlony na czerwono. Wtedy należało odczytać go na głos tak szybko i dokładnie, jak się dało. W mniej więcej połowie przypadków psycholodzy odwołali się do wyrazów pokrewnych, które w obu językach wyglądają i/lub brzmią podobnie (cechuje je zbliżona ortografia i/lub fonologia), mają też to samo znaczenie.
Wyrazy pokrewne były przetwarzane szybciej niż [dopasowane] wyrazy kontrolne - opowiada Jason W. Gullifer. To sugeruje, że oba języki pozostawały aktywne w tym samym czasie.
Badani podczas 2. eksperymentu dostawali to samo zadanie, co ochotnicy z 1., lecz prezentowano im zdania sformułowane tylko w jednym języku. Ponieważ naukowcy uzyskali bardzo podobne wyniki (wyrazy pokrewne znowu były nazywane szybciej od wyrazów niepokrewnych), stwierdzili, że szerszy kontekst nie wpływa na rozpoznanie słowa. Kontekst eksperymentu wydawał się nie liczyć. W przypadku dwujęzycznych mamy do czynienia z jakimś rodzajem mechanicznej kontroli - uważa Gullifer.
Amerykanie sądzą, że udało im się potwierdzić założenia modelu BIA+ (ang. Bilingual Interactive Activation Plus). Zademonstrowano bowiem, że dwujęzyczny dostęp leksykalny jest językowo niewybiórczy nawet w warunkach, w których wskazówki językowospecyficzne powinny umożliwić selektywne przetwarzanie.
Komentarze (13)
MrVocabulary (WhizzKid), 12 września 2013, 12:41
O jaki rodzaj bilingwalizmu tutaj chodzi? O dwa pierwsze języki, czy o dwa języki na wysokim poziomie? Bo wydaje mi się, że w obu przypadkach wyniki byłyby podobne.
Ja np. posługuję się tylko jednym językiem pierwszym, ale bardzo często myślę równolegle jak coś powiedzieć po angielsku, albo chcę nazwać rzecz/uczucie, które po polsku nie ma odpowiednika. Tym bardziej wydaje mi się to oczywiste, że od dawna wiadomo, że języka nie można nie przetwarzać. Oczywiście, jeśli jakiegoś języka się w ogóle nie zna, to mózg tylko odnotowuje, że to jest jakaś mowa i tyle, ale nie można słyszeć języka, w którym się ma niezerową kompetencję i go nie przetwarzać. Można to łatwo sprawdzić – zobaczcie, ile możecie wytrzymać ze spokojną melodią w tle, a ile z cicho ustawionym radiem w języku obcym. Podczas mojego pierwszego roku nauki francuskiego godzina radia francuskiego w tle (które słyszałem, ale świadomie nie słuchałem) dostawałem bólu głowy. Po trzech latach mogłem radio słyszeć (rozróżniając słowa i zdania) ponad 4 godziny.
W każdym razie polecam metodę osłuchiwania się z językiem, nawet bez świadomego wkładu w ten proces. To się dzieje praktycznie samo i bardzo dużo pomaga. Rozumienie obcych dźwięków to nic innego jak kwestia wprawy/treningu.
Przemek Kobel, 12 września 2013, 14:48
Osłuchanie tak, ale wcześniej dobrze jest poznać trochę gramatyki, żeby to co się rozpoznaje ze słuchu prawidłowo się układało w głowie. Oglądania filmów nie polecam, bo tam zbyt rozbudowane słownictwo i mamroczą, ale jakieś transmisje z piłki kopanej, wyścigów czy kto co tam lubi to jak najbardziej.
pogo, 12 września 2013, 15:32
Jak byłem mały to w TV najłatwiej było o kreskówki po angielsku. Ja znałem tylko kilka słów od mamy... bardzo kilka kompletnie wyrwanych z kontekstu. Nic nie rozumiałem z tego co mówią na kreskówce, jedynie zgadywałem po tym co się dzieje.
Jak przyszło do nauki języka to nagle okazał się niezwykle prosty (dla porównania nauka radzieckiego kompletnie mi nie szła, prawdopodobnie przez ten brak osłuchania).
Wniosek z tego: nie trzeba wcale rozumieć języka (ani jego gramatyki) by osłuchanie pomogło w jego późniejszej nauce.
MrVocabulary (WhizzKid), 12 września 2013, 17:09
Mi oglądanie po angielsku nie dawało kompletnie nic, dopóki nie zacząłem się intensywnie uczyć tego języka – wtedy zaczęło dawać mi bardzo dużo. Z drugiej strony, mimo 5 lat przerwy w niemieckim, łatwiej mi w tym języku budować zdania niż we francuskim, który strukturę zdań ma prostszą i którego uczę się dłużej i bez przerw.
pogo, 12 września 2013, 20:57
Mój brat jak po raz pierwszy w życiu wziął do ręki książkę od angielskiego to od razu umiał w miarę prawidłowo czytać... choć praktycznie nie miał pojęcia co czyta. A wcześniej oglądał tych kreskówek więcej ode mnie, wiec widać coś mu to dało
Przemek Kobel, 17 września 2013, 14:56
Mi też wieloletnia nauka angielskiego niewiele dawała. Znałem jakieś tam czasy (nie wiadomo po co), trochę słówek, rozumiałem większości tego co było widać na ekranach ówczesnych komputerów, i nie rozumiałem ponad 90% tego co mówią. Po pół roku oglądania pewnego kanału z dużą ilością sportów motorowych odróżniałem każde słowo z komentarza (a oni nawijają w takim tempie, jakby mieli płacone od sylaby), znałem większość słów z tej branży, a dzięki szkolnej gramatyce umiałem wszystko kojarzyć z odpowiednimi czasami/odmianami (a zarazem samemu prawidłowo używać tych form). Potem okazało się, że napisy tylko przeszkadzają w oglądaniu filmów, lektor denerwuje (bo czasami było słychać, że tekst oryginalny niesie istotnie więcej treści niż ten czytany po polsku), a słownik jest potrzebny coraz rzadziej. A potem dostałem pracę tłumacza.
Z innymi językami działa to podobnie i proporcjonalnie do ilości oglądania. Tylko nie należy się zmuszać, ani nawet mieć chęci, a być autentycznie zainteresowanym.
MrVocabulary (WhizzKid), 17 września 2013, 19:55
Mnie boli, że mój angielski nadal bywa czasem zaskoczony czymś nowym, a jeszcze tyle języków do ogarnięcia A czasu brakuje... Aż mam zazdroch wobec hiperpoliglotów:
http://web.archive.org/web/20100413031021/http://spinner.cofc.edu/linguist/archives/2005/11/how_many_langua_1.html
http://www.theguardian.com/education/2013/sep/05/multilingual-speakers-language-learning?INTCMP=ILCNETTXT3487
Cretino, 17 września 2013, 20:56
osoba dwujęzyczna to nie jest ktoś kto nauczył się jezyka ... bo to jest znajomość jezyka obcego na lepszym lub gorszym poziomie ..
osoba dwujezyczna nigdy nie uczyłą się języka i umie, np. dzieci wychowane w rodzinach par z różnych krajów .... osoba dwujęzyczna "nauczyła" się jezyka w pełni nieświadomie i nigdy nie chodziłą na zadne kursy na poczatkowych poziomach nauki mniej wiecej do B2 conajmniej .... takie osoby zaczynaja sie swiadomie uczyc i chodzic na kursy zeby poprawic znajomosc jezyka co do jego szczegułów a nie podstaw (daleko zaawansowanych) umożliwiajacych normalną, codzienną komunikację ....
mam kuzynkę, ma obecnie 11 lat i płynnie mówi w 3 jezykach: polskim, holenderskim/niderlandzkim i angielskim .....
Przemek Kobel, 17 września 2013, 21:36
Chodzenie na kursy nie wyklucza potencjalnego dołączenia do wielojęzycznych. Jeśli ktoś jest na tyle wdrożony w dany język, że potrafi w nim bezpośrednio "myśleć", to raczej już można go uznać za taką osobę. A tak poza tym to zapomniałem o pierwszym skojarzeniu, jakie miałem, kiedy czytałem notkę. Otóż naukowcy potwierdzili to, co kiedyś powiedział Goethe (ile znasz języków, tyle razy jesteś człowiekiem). W tym momencie zastanawiam się: powiedział to Goethe-poeta, czy Goethe-naukowiec? (http://en.wikipedia.org/wiki/Johann_Wolfgang_von_Goethe#Scientific_work)
MrVocabulary (WhizzKid), 18 września 2013, 10:48
Słowo "dwujęzyczny" nie jest zarejestrowane dla osoby z dwoma pierwszymi językami. Dwujęzyczny oznacza „posiadający dwa języki”. Teoretycznie dogonić się nie da, ale w praktyce już tak. W Akademii Francuskiej jest Wietnamczyk, który francuskiego się zaczął uczyć w wieku 20 lat (i był to jego pierwszy język obcy). Stąd pytanie: od którego użytkownika j. angielskiego muszę być lepszy, żebym mógł się nazywać dwujęzycznym?
Cretino, 18 września 2013, 11:47
osoba dwujęzyczna to osoba znająca jezyk na poziomie nie gorszym niż srednia znajomość języka będącego językiem ojczystym osoby o identycznym wieku, poziomie wykształcenia, inteligencji itd... ....
dla mnie dwujęzyczny lekarz to taki lekarz, który zna jezyk tak samo jak lekarz, którego jest to ojczysty język ....
dobra znajomość jezyka angielskiego to dla mnie conajmniej PROF.... (nie first i nie CAE) tylko conajmniej prof ... itd. itp.
moge z czystym sumieniem stwierdzić, że nawet w przypadku absolwentów anglistyk wszelkeigo rodzaju - znajomosc jezyka angielskiego jest co najwyzej dostateczna (choć magister z anglistyki jest odpowiednikiem PROF.... to i tak bardziej cenie kogos, kto zdawal ten egzamin i zdal na dobrym poziomie niz angliste z koziej wolki ....
Przemek Kobel, 18 września 2013, 13:05
Ehm. A od kiedy celem *isty jest perfekcyjna znajomość języka? Sporo dwujęzycznych kandydatów na różne germanistyki właśnie na tym się przejechało.
MrVocabulary (WhizzKid), 19 września 2013, 10:13
Cretino, Twoja definicja jest fajna, ale też bardzo wybiórcza. A co, jeśli nie ma żadnego Anglika tak inteligentnego jak ja? To wyklucza dwujęzyczność? Z co z Kaszubem, który jest lekarzem, ale w kaszubskim nie zna terminologii fachowej, bo ona tam po prostu nie istnieje? No i dlaczego mam się porównywać z ludźmi o takiej samej sytuacji co ja, skoro język służy do posługiwania się z ogółem populacji, a nie z ludźmi z tej samej klasy społecznej?
Ponadto wielojęzyczność (nawet ta od urodzenia) prawie nigdy nie polega na znajomości słownictwa specjalistycznego w dwóch językach. Bardzo często znajomość obszarów słownictwa jest rozdzielana między języki – w jednym głównie gada się z rodziną, w drugim w urzędzie, a trzecim w zawodzie itd... Właśnie to jest śmieszne, że choć native speaker mówi z reguły płynniej niż tłumacz, to z reguły od tłumacza (nawet obcojęzycznego) z reguły zna /rozumie słownictwo (fachowe i nie tylko) gorzej.
I znów, dwujęzyczny to "taki o dwóch językach". Z reguły się przyjmuje podwójność native speakerstwa, ale nie jest powiedziane, że to jedyna możliwa interpretacja.
PS. Do tej pory tylko ok 40% Francuzów, z którymi miałem jakikolwiek kontakt, pisze poprawniej w tym języku ode mnie Co z tego, że mam orto na perfekt, skoro oni nawet w piśmie poznają, że nie jestem frankofonem?