Po ciemnozielonej stronie mocy...
Bycie uświadomionym ekologicznie człowiekiem to, oczywiście, duży plus, ale i w przyjazności dla środowiska można się posunąć za daleko. Amerykańscy psychiatrzy zaczynają już nawet wspominać o pokoleniu karborektyków (od ang. carbon lub łac. carboneum, czyli węgiel).
Najnowszy sondaż ujawnił, że aż 7% mieszkańców USA uprawia "czarną ekologię". Można to uznać za odpowiednik czarnego PR-u lub czarnej magii, a więc za zniekształconą wersję czegoś skądinąd pozytywnego. Tacy ludzie mają bzika na punkcie recyklingu i osobistego odcisku węglowego. Specjaliści twierdzą, że stąpają po cienkiej linii oddzielającej poczucie odpowiedzialności za siebie i Ziemię od zaburzenia obsesyjno-kompulsywnego (ZOK), znanego lepiej jako nerwica natręctw.
W artykule opublikowanym w New York Timesie opisano zachowania, które można uznać za karboreksję. Spośród nich warto wymienić wlewanie do baku samochodu zużytego oleju roślinnego, kąpanie się na trawniku, by oszczędzić wodę (to typowe dwa w jednym: człowiek nie tylko usuwa z siebie brud, ale i jednocześnie podlewa rośliny) czy spanie wzorem naszych przodków lub zwierząt w zbitej masie (lepiej ogrzewać się nawzajem niż włączyć ogrzewanie lub zainwestować w lepszą kołdrę).
Amerykański dziennikarz przytacza też przykład Sharon Astyk, rolnik ze stanu Nowy Jork, która za punkt honoru postawiła sobie obniżenie zużycia prądu przez jej rodzinę do zaledwie 10% średniej krajowej. Sąsiedzi farmerzy zwykli nazywać Astyków energetycznymi anorektykami, ale zmienili ponoć zdanie po wzroście cen prądu.
Anita Lavine i Joe Turcotte, para z Seattle, przez rok używają tej samej plastikowej torebki z żyłką. Kalifornijczyk Jay Matsueda zasila swojego Mercedesa wyłącznie zużytym olejem z okolicznych restauracji. Daje ludziom w prezencie bambusowe sztućce, by nie musieli korzystać z plastikowych na wynos.
David Chameides, kamerzysta z Los Angeles, przez okrągły rok gromadzi wytwarzane przez siebie śmiecie w piwnicy i opisuje wszystko na blogu.
Psychiatrzy alarmują, że w głowie konkretnego człowieka lub osób z jego najbliższego otoczenia powinna się zapalić czerwona lampka, gdy okazuje się, że nie może mieć w domu czegoś, co nie jest ekologiczne czy ciągle krytykuje znajomych i przyjaciół za niewłaściwe podejście do sprawy. Dr Jack Hirschowitz, nowojorski psychiatra, uważa, że sytuacja wymyka się spod kontroli, gdy kwestie ekologiczności wypierają wszystko inne. Cała uwaga i wysiłki delikwenta skupiają się tylko i wyłącznie na nich.
Nie da się ukryć, że skrajny nurt zerowej konsumpcji może niektórym ludziom zaszkodzić niemal tak samo, jak ograniczanie do minimum spożycia kalorii w przypadku chorych na anoreksję.
Komentarze (6)
luk-san, 22 października 2008, 13:23
Czyli jak dbam o środowisko to jest źle ??? Pewnie tak bo jak zaczniemy oszczędzać to nas zamkną, a bo to nie kupuje ropy za xx$, nie odbieram energii elektrycznej za 40grKW. Tak bo wszystko zmierza do tego że pojedyncza jednostka staje się bardziej ergonomiczna i nie nabija portfeli "mafii energetycznej" zielonymi $
waldi888231200, 22 października 2008, 16:05
W zasadzie trudno się nie zgodzić z twoją wypowiedzią.
patrykus, 22 października 2008, 19:47
Ale przecież zupełnie nie o tym był artykuł...
mikroos, 22 października 2008, 21:05
luk-san bardzo silnie zasugerował, że artykuł może częściowo dotyczyć jego samego Czyżby lekkie przewrażliwienie na tym punkcie?
luk-san, 23 października 2008, 14:27
Jak najbardziej mikroos, może nie tak żebym się nie mył bo oszczędzam (trzeba wiedzieć co jest chore) Ale np. w domu mam oświetlenie LED, wodę dodatkowo ogrzewają kolektory itp.
mikroos, 23 października 2008, 19:17
No dobra, ale artykuł wyraźnie traktuje o czym innym. Przeczytaj go jeszcze raz, tym razem z dobrym zroumieniem, i zobacz, że nikt w tym artykule nie krytykuje szanowania środowiska.