Kobieta, która widziała zombie
Podróż do tajemniczego świata ludzkich zmysłów
Zapach porannej kawy, dźwięki ulubionej piosenki, miękki koc otulający ramiona… Rejestrujemy otaczający nas świat i nawet nie zwracamy na to uwagi. A co jeśli nasze zmysły nas zwodzą? Mogłoby się okazać, że kawa ma przykry zapach, piosenka to sekwencja kolorów, a dotyk materiału niemal pali skórę.
1) Do czego zdolne są dzieci, które nie czują bólu?
2) Jak nie oszaleć, kiedy słyszy się nawet ruch gałek ocznych?
3) Dlaczego bliskie osoby nagle widzimy jako zombie?
Z takimi problemami do doktora Guya Leschzinera zgłaszają się ludzie z całego świata. Przez pryzmat niecodziennych, nierzadko tajemniczych, chorób swoich pacjentów uznany neurolog pokazuje, jak działają zmysły i co się dzieje, kiedy ich praca zostaje zaburzona. Udowadnia, jak bardzo nasze odbieranie rzeczywistości jest uzależnione od mózgu.
Premiera książki „Kobieta, która widziała zombie” Guya Leschzinera wydawnictwa Znak Literanova miała miejsce 24.01.2024.
Guy Leschziner – profesor neurologii i medycyny snu w Instytucie Psychiatrii, Psychologii i Neuronauki w King's College London. Pracuje jako neurolog na Oddziale Neurologii i Centrum Zaburzeń Snu w Guy's Hospital i St Thomas' Hospital, a także w London Bridge Hospital, Cromwell Hospital i One Welbeck. W kręgu jego zainteresowań badawczych są zaburzenia snu, epilepsja, choroba Alzheimera oraz choroba Parkinsona.
Komentarze (1)
czernm20, 25 maja 2024, 21:04
W książce pt. "Maledie i inne opowiadania" jest przykład drwali, którzy to bezwzględnie wykonują polecenia kobiet. To przykład z filozofii umysłu świetnie opisany przez ks. Józefa Bremera, tzw. "filozoficzne zombi". Z czasem sam zacząłem się zastanawiać czy takim zombi nie jestem, który potrafi czytać wszak, ale bez zrozumienia tego co czyta.
To zagadnienie epistemologiczne z książki pt. "Wprowadzenie do filozofii umysłu".
Abstrachując od tego, gdzieś czytałem, że człowiek myśli logarytmami [ale wnioskuje inaczej], więc przez to dziecko uważa za naturalne pewnie matematyczne błędy, gdyż zamiast liczyć co następuje po każdej cyfrze, to używa naturalnie logarytmu. To zabawne, skomplikowane dość.
fragment opowiadania:
Nagle poczuł się tak, jak gdyby u każdej z nóg miał stufuntowy ciężar, a na plecach kamień młynski. Ubity grunt przeobraził sie niespodzianie w grzaski i ciagliwy szlam, w bagnisko, w które chłopiec zapadł sie powyżej kolan. I tkwil tak, schwytany, unieruchomiony i bezradny jak owad w lepkim wnętrzu drapieżnej orchidei.
Strach sparalizował go tak, ze nie mógł nawet krzyczeć.
- Brawo - uslyszal glos Dorothy Sutton. - Bardzo dobrze, panno Patience Whitney. Znakomicie rzucony czar, panno Ellen Bly. Chwale panny.
- Ja zlapalam go pierwsza! - wrzasneła Patience Whitney, ta czarniutka, chwytajac Jasona za rekaw. - Zostaw go, Ellen!
- Wcale ze nie! - cienko odwrzasneła Ellen Bly, ta jasniutka, łapiąc za drugi rekaw. Chłopiec zawisł niemal, rozkrzyżowany między nimi. - To ja zlapałam go pierwsza!
- Akurat! Puszczaj!
- Sama puszczaj!
- Spokój, spokój, moje panny - ostro zmitygowała obie Dorothy Sutton. - Złość piękności szkodzi. I nie ma co skakać sobie do oczu o zdobycz, bo zdobycz nie wasza. Chłopaka dostanie pani Hypatia Harlow.
- Dlaczego? - rozdarła sie Patience Whitney. - Z jakiej racji niby?
- Ona juz ma jednego! - zawtórowala piskliwie Ellen Bly. - Ma juz Adriana van Rijssela!
Dlaczego wiec Hypatia...
- Dlatego - uciela Dorothy Sutton - ze Hypatia ma potrzeby.
- My - zawyla Patience Whitney - też mamy!
- Wy z waszymi jeszcze mozecie sie wstrzymac - powiedziala Dorothy sucho. - Albo zaspokoic je w sposób, który wam, smarkulom, jeszcze przystoi, a kobiecie dojrzałej nie. I dość mi już o tym.
Hypatio! Pozwól. Jak mawiał zmarły przed chwilą pastor Maddox, cytując Leviticus: będziecie potrzebowali niewolników, to bedziecie ich brali od narodów, które sa naokoło was.
Wiec bierzemy. Wez sobie tego młodzieńca, Hypatio. Darowuje ci go.