Dlaczego dzisiejsza marihuana jest inna?
Przeciwnicy legalizacji marihuany często wspominają o jej zdolności do wywoływania stanów psychotycznych. Argument ten zupełnie nie trafia jednak do zwolenników narkotyku, twierdzących, że ich adwersarze wyolbrzymiają niewielki w rzeczywistości problem. Próby udzielenia ostatecznej odpowiedzi podjęło się dwoje brytyjskich badaczy, których zdaniem... obie strony sporu mają trochę racji.
Amanda Feilding z Fundacji Beckleya oraz Paul Morrison z Londyńskiego Instytutu Psychiatrii analizowali skład marihuany dostępnej z nielegalnych źródeł. Jak uważają sami jej użytkownicy, w dzisiejszych czasach jest ona znacznie silniejsza niż np. w latach 60. XX wieku, lecz jednocześnie sprzyja ona nieprzyjemnym doznaniom przypominającym ataki psychozy. Brytyjscy badacze chcieli sprawdzić, jaka zmiana w składzie konopi indyjskiej zadecydowała o odmiennym działaniu wytwarzanego z niej narkotyku.
Dostępna dziś marihuana (mowa tu o narkotyku sprzedawanym nielegalnie) jest efektem wielu lat krzyżowania, chowu wsobnego i selekcji konopi. Celem i efektem modyfikacji roślin było zwiększenie zawartości tetrahydrokanabinolu (THC) - głównego składnika psychoaktywnego tej rośliny. Jak jednak wykazali badacze z Wielkiej Brytanii, proces ten doprowadził także do innej istotnej zmiany, jaką jest znaczne zmniejszenie stężenia innej substancji, zwanej kanabidiolem (CBD), podejrzewanej o posiadanie działania antagonistycznego wobec propsychotycznej aktywności THC.
Aby upewnić się, czy CBD rzeczywiście chroni przed napadami psychozy, przeprowadzono eksperyment, w którym ochotnikom podawano dożylnie mieszankę THC i CBD lub sam THC. Po trzydziestu minutach od iniekcji uczestników doświadczenia poddano obserwacji ze strony psychiatry, który - podobnie jak sami ochotnicy - nie wiedział, jaki środek podano określonym osobom.
Jak wynika z analizy informacji przekazanych przez lekarza, pacjenci otrzymujący CBD i THC przejawiali zdecydowanie słabsze objawy psychotyczne w stosunku do tych, którzy przyjmowali sam THC. Wszystko wskazuje więc na to, że hodowcy współczesnych odmian konopi indyjskiej rzeczywiście dopięli swego i doprowadzili do wzmocnienia działania wytwarzanej z nich marihuany, lecz stało się to kosztem zmniejszenia zawartości związku pozwalającego na zahamowanie niepożądanych efektów jej podania.
Komentarze (21)
Douger, 1 lutego 2010, 03:30
"Nabywca" w dzisiejszej Polsce po prostu nie wie co kupuje. Jaka to odmiana, czy łysole dodali jakiejś chemii itp.
5 krzaków legalnie dla każdego zainteresowanego ( jak w Czechach) i mafia straci ogromne wpływy. Ludzie też będą zdrowsi.
charizmatic, 1 lutego 2010, 08:03
może właśnie chodzi o to aby owa "mafia" nie traciła swych wpływów, już oni dobrze wiedzą komu posmarować, dlatego politycy "nie widzą" potrzeby zalegalizowania miękkich narkotyków o obłożenia ich podatkiem chociażby takim jak alkohol czy papierosy
este perfil es muy tonto, 1 lutego 2010, 08:11
5 krzaków legalnie dla każdego zainteresowanego ( jak w Czechach) i mafia straci ogromne wpływy. Ludzie też będą zdrowsi.
ale tam handel nie jest zalegalizowany więc każdy palacz musiałby zostać ogrodnikiem. to nieco tak jakby zalegalizować bimbrownictwo przy zakazie handlu alkoholem-czyli nadel niedoskonale :-\
co do dużej ilości thc to nie wystarczy po prostu mniej spalić jak ktoś chce mieć mniejsze efekty?mniej tego cbd to mniej palenia żeby się ujarać czyli mniej różnych roślinnych syfów(chyba)
Jurgi, 1 lutego 2010, 09:14
Że współczesne krzaczki to nie to samo, co jarali hippisi, to było zawsze wiadome, ale chyba po raz pierwszy ktoś zbadał dokładnie o co chodzi poza większym stężeniem THC. Mnie tam niewiele to obchodzi, bo nie używam, ale uważam, że dopuszczenie do sprzedaży zwykłej, niemodyfikowanej maryśki naprawdę nikomu by nie zaszkodziło.
A co do Czech, to tam nie tyle zalegalizowano, co ustalono konkretną ilość za którą jest tylko mandat, a nie idzie się do pierdla. Więc nie można powiedzieć, że jest tam legalne, łapią posiadaczy nadal.
Q_E, 1 lutego 2010, 09:57
Charizmatic dobrze prawi "palenie szkodzi zdrowiu" a jak wiadomo"szlachetne zdrowie nikt się nie dowie jako smakujesz aż się zepsujesz" wniosek = palenie smakuje :E
czesiu, 1 lutego 2010, 12:06
Nie zgodzę się z tym porównaniem - w polsce możesz bez ograniczeń wytwarzać wino na własne potrzeby (kiedyś było max 150L gotowego+produkcji) ale nadal nie masz prawa sprzedaży twojego trunku bez odpowiedniej koncesji - w tym względzie prawo jest doskonałe, tzn chcesz wytwarzać i korzystać - OK, chcesz wytwarzać i na tym zarabiać za plecami państwa - wczasy w kiciu.
mikroos, 1 lutego 2010, 12:45
Jest duża szansa, że lada moment przepisy się zmienią. Będzie można wytwarzać alkohol samodzielnie i sprzedawać go w miejscu wytwarzania (a więc np. w gospodarstwie agroturystycznym), o ile tylko zgłosi się (tylko zgłosi, nic więcej), że będzie się to robiło.
czesiu, 1 lutego 2010, 13:15
1) co to znaczy wytwarzać alkohol - produkcja wina, czy destylacja
2) na pewno nie wystarczy "po prostu zgłosić", pewnie skończy się na tym, że będzie trzeba zapłacić VAT. Zresztą to co piszesz oznacza podwójne standardy odnośnie uregulowania alkoholu, - bo czym różni się 40% bimber od 40% wódki poza smakiem? Efekt końcowy po pół litra jest dokładnie taki sam.
PS. nie traktuj tego jako atak, po prostu zaciekawiłeś mnie tą informacją i fajnie by było, jakbyś dorzucił jakiś link
mikroos, 1 lutego 2010, 13:23
Posłowie komentujący ten projekt mówili wyraźnie o produkcji bimbru, więc odpowiedź jest dość jasna
To nie powinno dziwić, skoro chcesz na tym zarabiać. Mało tego, akcyzę też trzeba będzie opłacić, ale i tak jest to ogromne udogodnienie w porównaniu do konieczności zdobywania jednej koncesji na produkcję i drugiej na handel alkoholem, a do tego jeszcze uzyskiwania zezwoleń i przyjmowania regularnych wizytacji z Sanepidu. Pozwoli to na znaczne obniżenie kosztów prowadzenia takiej firmy i tym samym zwiększy opłacalność takiej małoskalowej produkcji. Różnica jest w skali przede wszystkim. Na tej samej zasadzie rzemieślnicy są rozliczani nieco inaczej od dużych przedsiębiorców. Rodzinna produkcja alkoholu jest tolerowana, a nawet promowana na całym świecie. Alkohol sprzedawany w gospodarstwie agroturystycznym na pewno nie ma takiego wpływu na alkoholizm w społeczeństwie, jak tanie wina z przemysłowej produkcji. W tej sytuacji domowe wino ja osobiście traktowałbym bardziej jako produkt "regionalny" albo "rzemieślniczy". Na tej samej zasadzie w całej zachodniej Europie funkcjonują rodzinne browarki i, jak widać w praktyce, koncepcja taka sprawdza się doskonale.lockplace, 1 lutego 2010, 13:30
Kolejnym ubocznym efektem delegalizacji M poza wymuszoną potrzebą kontaktu z półświatkiem jest powstanie dopalazcy. Dzieciaki (bo co za problem kupić nastolatkowi dopalazc?) palą, a właściwie teraz to chyba już tylko wciągają kompletnie nieznane substancje - niby legalne ale sprzedawca tez powtarza zasłszane fakty. Z M sprawa jest znacznie prostsza - skład jest znany wszystkim oprocz pana K.
A stany psychotyczne z powyższego artykułu? To z mojego doświadczenia bardzo rzadkie fluktuacje nie obiegające od norm (alko potrafi gorzej człowieka wyobracać).
pipon, 1 lutego 2010, 21:43
Walka z palaczami marijuany jest idiotyzmem.
Państwo traci górę kasy na ten cały gestapowski proceder łapania, na sądy, więzienia itp.
Jest to moim zdaniem niepotrzebne kryminalizowanie społeczeństwa, nic Państwo na tym nie zyskuje, a tylko traci!( i to naprawdę wiele milionów zł)
Zalegalizowanie trawki, pozwoliło by ją (tak jak alkohol) bardziej kontrolować i co najważniejsze, zamiast tracić kase - Państwo by zarabiało! społeczeństwo by się odkryminalizowało, policja, sądy i więzienia odetchnęły by znacząco - zresztą jest wiele innych za!!!
jendrysz, 2 lutego 2010, 05:39
@pipon Pewnie państwo by zarobiło, ale na pewno społeczeństwo by się NIE odkryminalizowało. Po etapie potrzeby trawki pojawiła by się potrzeba miękkich i następnie twardych narkotyków. Tak już jest z każdą przyjemnością, że by ją odczuwać trzeba zwiększać poziom uprzyjemniania. To jest równia pochyła i lepiej hamować zawczasu niż w środku spadania.
Inna sprawą jest JAK to (zawczasu) hamować. Na pewno system karno-penitencjarny do tego się nie nadaje, ale to nie znaczy. że trzeba rezygnować z hamowania i wyciągania z tej równi pochyłej. I nie można odpuścic ani na etapie twardych, ani miekich, ani trawki.
mikroos, 2 lutego 2010, 07:51
Nawet nie przeczytałeś statystyk, a wymądrzasz się. Tak się głupio składa, że Holandia ma jeden z najniższych w Europie odsetków użytkowników marihuany mających problem z nałogiem. Jakby tego mało, państwo otacza aktywną opieką 90% osób uzależnionych, bo ma na to kasę z akcyzy na trawę.
Także zanim zaczniesz się wypowiadać, poczytaj nieco.
Jurgi, 2 lutego 2010, 09:43
Nie wydaje mi się, żeby legalna trawa bardziej zachęcała do mocnych narkotyków niż nielegalna.
Nie wiem, czy w ogóle można mówić o takim zachęcaniu? Czy piwo zachęca do picia wódki? Mnie nie. Są ludzie, którzy mają wewnętrzny mus na uzależnienie się, są tacy, co nie mają.
este perfil es muy tonto, 2 lutego 2010, 13:18
boże człowieniu co ty za gupoty i komunoły godosz! thc z trawki to co innego niż substancje czynne czy psychoaktywne w amfie,koce czy heroinie więc dlaczego branie tamtych miałoby mieć jakiś związek z paleniem trawy?
czesiu, 2 lutego 2010, 13:56
Pisałem to samo już (swojego czasu) Mikroosowi ale specjalnie dla ciebie powtórzę:
Nie ważne co bierzesz i w jakich dawkach - możesz przez tydzień pić codziennie pół litra wódki i nie być alkoholikiem, bo przez następne pół roku alkoholu nie tkniesz. Większość osób uważa "jak już spróbuje, to się uzależni, szczególnie że 80% narkomanów zaczynało od trawki". Ale to co mniejszość łapie to fakt NIE WAŻNE CO, WAŻNE DLACZEGO jeżeli alkohol/trawka/cokolwiek będzie ucieczką od problemów masz gwarancję, że osoba się uzależni psychicznie "niemal od ręki".
faktycznie, dzisiaj przeczytałem o tym w angorze, tyle że akcyza dalej musi być płacona, jedyna zaleta to fakt braku sanepidu, choć tutaj też budzi się pytanie - czy to jest na pewno zaleta - powinien być choć wymóg sprawdzenia pierwszej partii na jakość destylatu. Odpowiedzialność cywilna za trunek to taka "musztarda po obiedzie", jak gościu będzie miał zniszczoną wątrobę/nerki/wzrok i tak dalej.
mikroos, 2 lutego 2010, 14:10
Sanepid nie bada jakości alkoholu pod względem chemii, a jedynie jego czystość mikrobiologiczną. Badanie 40-proc. wódki albo nawet 12-proc wina pod kątem obecności patogenów jest tymczasem zwyczajnie niepoważne
Natomiat co do jakości destylatu, częściowo się zgadzam. Z drugiej jednak strony maleńka skala produkcji pozwala na szybkie wyłapanie ewentualnych błędów w produkcji - ewentualna ofiara bardzo łatwo wskaże, gdzie nabyła destylat. Poza tym mimo wszystko o niebo lepiej, żeby rolnicy kupowali legalnie bimber wytworzony przez znanego sobie sąsiada, niż na lewo od obwoźnego sprzedawcy z baniaczkiem "niewiadomoczego" (typowy widok na polskiej wsi). Wydaje mi się, że największą zaletą tego projektu jest właśnie potencjalne zmniejszenie szarej strefy i ilości krążącego alkoholu niewiadomego pochodzenia.
lucky_one, 4 lutego 2010, 08:43
Jeszcze co do jakości destylatu... Etanol jest odtrutką na metanol, więc ja bym się nie martwił.. Najwyżej po nieprofesjonalnym destylacie będzie spory kac, i to wszystko.
Podobnie zresztą jest z markowymi alkoholami.
Nawet wino zawiera minimalne ilości metanolu, natomiast przoduje w tym burbon. Im więcej metanolu, tym większy kac.
Natomiast warto zwrócić uwagę, że często jest raczej na odwrót.. Bimber zazwyczaj smakuje dużo lepiej od wódki sklepowej i nie ma po nim w ogóle kaca.. Porównywalna z nim jest może wódka kosztująca >40zł za butelkę.. Tymczasem wiadomo, że jak ktoś pije dużo, to albo kupuje taką po 12-20zł, albo po 4zł 'metówkę'.
Uważam że pomysł bardzo dobry. I faktycznie podobnie powinno być z marihuaną. Legalizacja nie zmniejszy ani specjalnie nie zwiększy skali zjawiska, natomiast pozwoli rządowi uzyskać dochód oraz zlikwiduje szarą strefę, no i być może podniesie bezpieczeństwo używania - bo już nie będziemy kupować towaru niewiadomego pochodzenia, do którego nierzadko dorzucane są różne dziwactwa, aby zwiększyć moc, dzięki czemu można sprzedać mniej za te same pieniądze (mówię zarówno o alkoholu jak i trawce).
czesiu, 4 lutego 2010, 10:36
Był kiedyś reportaż dotyczący właśnie bimbru - kiper dostał do skosztowania i uszeregowania bimber(od 1 do 9 destylacji) i zwykłą, kupną wódkę - gościu uszeregował tych 10 kieliszków bezbłędnie.
Douger, 4 lutego 2010, 11:32
Dobry bimber przerasta wódkę pod każdym względem. Nasi przodkowie musieli to wiedzieć
Marek Nowakowski, 10 lutego 2010, 22:28
Każdy alkohol doby - byle nie upijać się do 'zarwanego filmu'. Natomiast zamiast skuna zdrowiej palić marihuanę (a najlepsze jest opalanie luby i skumulowany tam osad).