Chiński akcent po napadzie migreny
Trzydziestopięcioletnia Sarah Colwill od lat cierpi na ataki migreny. W zeszłym miesiącu po jednym z nich kobieta, mówiąca na co dzień po angielsku z akcentem z West Country, zaczęła mówić z akcentem chińskim.
Lekarze sądzą, że podczas feralnego napadu doszło do uszkodzenia mózgu, wskutek którego pojawił się zespół obcego akcentu (ang. Foreign Accent Syndrome, FAS). U Brytyjki ból głowy występuje do 3 razy w tygodniu. Co ważne, cierpi ona na migrenę z aurą w postaci niedowładu połowiczego (nazywaną dawniej połowiczoporaźną bądź hemiplegiczną). Oznacza to, że w jej przebiegu dochodzi do rozszerzenia naczyń mózgowych, któremu towarzyszy porażenie lub niedowład przeciwległej strony ciała.
Akcent Colwill zmienił się w ciągu zaledwie jednej nocy. Wiedziałam, że mój głos brzmiał inaczej, ale nie wiedziałam, że aż tak bardzo. Ekipa ambulansu powiedziała mi, że mówię jak Chinka, a ja nigdy nie byłam w Chinach. Na początku było zabawnie, ale teraz mój głos mnie drażni. Jest to tym bardziej dotkliwe, że stał się nierozpoznawalny dla rodziny i przyjaciół. Kobieta, która urodziła się w Niemczech, ale od 18. miesiąca życia mieszka w Plymouth, przechodzi terapię mowy. Dzięki temu może odzyska swój akcent z Devon.
FAS bywa skutkiem udaru lub urazu głowy. Ludzie zaczynają mówić z zupełnie innym akcentem, ponieważ dochodzi u nich do uszkodzenia obszarów związanych z produkcją mowy. Stąd np. wydłużenie sylab, zmiany w wysokości dźwięków czy wymowie głosek. Przypadkiem Colwill zajmował się m.in. prof. John Coleman z Uniwersytetu Oksfordzkiego. Wg niego, zespół obcego akcentu jest bardzo niejednorodną jednostką chorobową. Problem nie jest, niestety, dobrze zdefiniowany, a na całym świecie FAS zdiagnozowano u kilkudziesięciu osób. O jednej z nich, Kanadyjce o imieniu Rosemary, media rozpisywały się zresztą przed 2 laty.
Colwill nie zdążyła się jeszcze przyzwyczaić do chińskiego akcentu, a jej wymowa ponownie zaczyna się zmieniać. Na razie jeszcze nie wiadomo, czym się to skończy...
Komentarze (6)
Jurgi, 20 kwietnia 2010, 14:52
Przypomniało mi się, że kiedyś pisałem o podobnym przypadku na swoim blogu, zajrzałem do archiwum… no tak, pisałem powołując się na Kopalnię Wiedzy, nieco dogrzebując z innych źródeł.
inhet, 20 kwietnia 2010, 23:07
Nie takie to znów fantazjowanie, jak sądzisz. Tylko że, jak łatwo zgadnąć, taka umiejętność powstałaby kosztem innych. I pewnie dlatego w naturze dotyka to jedynie sawantów.
MrVocabulary (WhizzKid), 21 kwietnia 2010, 08:19
Nieprawda. Jest znany przypadek człowieka, który zyskał pamięć retencyjną od uderzenia piłką w głowę. Od kilku lat pamięta każdy dzień i pogodę, ale nie znaleziono u niego nic, co by się od tamtej pory "popsuło".
Czasem też tak jest, że mózg zadziała bardziej losowo - u niego uruchomił podświadomą część procesu mowy. Ja np. staram się wykorzystać celową "podświadomą naukę" do dwóch ostatnich języków i czasem całkiem nieźle się to sprawuje, choć z pewnymi skutkami ubocznymi: bardzo często potrafię sklecić poprawne zdanie ze słów, które razem mają sens, ale nie zawsze potrafię wyjaśnić znaczenie każdego ze słów - przy czym mówię dokładnie to, co chciałem...
mikroos, 21 kwietnia 2010, 09:12
Czy byłbyś tak uprzejmy i opisał, na czym mniej więcej to polega?
MrVocabulary (WhizzKid), 21 kwietnia 2010, 09:34
Trudno mi to wyjaśnić, bo to nie jest jakaś technika, tylko jakoś samodzielnie się tego nauczyłem. Ale spróbuję...
Ogólnie ludzie często mają tak, że jak myślą nad jakimś problemem, to im bardzo pomaga chwila przerwy i skupienie się na czymś innym; czasem pomysł czy rozwiązanie musi samodzielnie się "ukształtować". Ja robię coś podobnego: skupiam się na czymś, powtarzam określoną ilość czasu, a potem przestaję. Czuję jednak, że na skraju świadomości to gdzieś tam jest obecne, np. nowe słownictwo czy zdania. Na ogół przeskakuję między takimi zadaniami czy językami, dzięki czemu mózg się z każdym z osobna oswaja. Potem, gdy do tego wracam, to na ogół podsuwają mi się odpowiednie zdania niemal jak w języku polskim.
Tę samą metodę wykorzystuję do badań nad polskim - jak nie mam pomysłu, jak zrobić daną tabelkę czy definicję, przeskakuję do następnej. Czasem mi zajmuje miesiąc albo dwa żeby sam układ graficzny wymyślić, ale na ogół jestem z tego zadowolony i robię kilka rzeczy na raz, przez co żaden temat nie ma czasu mnie "zmęczyć". Wydaje mi się jednak, że taka zdolność do zarządzania informacją w głowie to głównie skutek treningu, tj. rozwiązywania problemu i częste myślenie
Inna sprawa, że ta metoda się wykształciła z... praktyką. Na ogół to się zdarza po dwóch latach nauki danego języka - tyle u mnie na ogół trwa okres, po którym mogę myśleć w danym języku (nie dotyczy suahili), więc jest to silnie sprzężone z wieloma czynnikami.
Cóż, wiele więcej na ten temat powiedzieć nie mogę, bo nie umiem
Jurgi, 21 kwietnia 2010, 13:32
No, ja podobną technikę stosowałem do przypominania sobie głęboko zagrzebanych w mózgu informacji. Oczywiście, dziś nie trzeba, dziś jest internet.
Możliwe, że podobny mechanizm działa u osób wykonujących robotę w ostatniej chwili: odczekiwanie i odkładanie dawałoby podświadomości czas na przemyślenie problemu i potem idzie zdumiewająco szybko.