Neandertalczycy wytępili sami siebie?
Neandertalczycy, którzy praktykowali kanibalizm, mogli rozpowszechnić między sobą chorobę podobną do "choroby szalonych krów", czyli gąbczastego zwyrodnienia mózgu. Choroba ta prawdopodobnie osłabiła populację i zmniejszyła jej liczebność, przez co przyczyniła się znacznie do wyginięcia neandertalczyków. Jest to kolejna teoria próbująca wyjaśnić, co dokładnie spowodowało zniknięcie z powierzchni Ziemi tego gatunku ludzi pierwotnych, który powstał około 250 000 lat temu, a wyginął około 30 000 lat temu.
Simon Underdown, autor publikacji na temat neandertalczyków, opowiada: Historia wyginięcia neandertalczyków jest jedną z najbardziej intrygujących w historii ewolucji ludzi. Do dziś nie wiemy, dlaczego istoty o tak dużych mózgach, rozwiniętej inteligencji i wielu innych cechach hominidów wyginęły.
Aby rozwiązać tę zagadkę, Underdown analizował zachowania dobrze zbadanej grupy etnicznej ludzi współczesnych - plemienia Fore z Papui Nowej Gwinei. Plemię to praktykowało rytualny kanibalizm, podobnie do ludzi pierwotnych. Zdaniem naukowca, może to dostarczać danych na temat przypuszczalnej przyczyny zagłady neandertalczyków.
Zjawisko kanibalizmu wśród neandertalczyków kilkakrotnie znajdowało swoje potwierdzenie w znaleziskach archeologicznych. Najważniejszego odkrycia poszlak mogących sugerować prawdziwość tej tezy dokonano w 1999 roku w jaskiniach należących do stanowiska archeologicznego Moula-Guercy we Francji. Szacowany wiek znaleziska to około 100 000 - 120 000 lat. Naukowcy odkryli w tym miejscu dowody, że neandertalczycy oczyszczali kości z wszelkich fragmentów mięśni i innych tkanek, a następnie rozbijali je za pomocą prowizorycznego kamiennego młota i kowadła. Następnie z odsłoniętego wnętrza kości wydobywano szpik kostny, a z wnętrza czaszek - mózgi.
Nie jest do końca jasne, czy ludzie pierwotni zjadali siebie nawzajem. Udowodniono jednak u współczesnego plemienia Fore, że matki niektórych zmarłych dzieci odrywały fragmenty ich ciał, a mięso ludzkie uznawały za wartościowe źródło pożywienia. Pozwala to przypuszczać, że neandertalczycy mogli postępować podobnie.
Od początku XX wieku antropolodzy zaczęli obserwować wśród przedstawicieli plemienia Fore chorobę, określaną jako kuru. Do lat 60. przypadłość ta osiągnęła rozmiary epidemii, zabijając ponad 1100 osób. Inne badania dowiodły, że to właśnie kanibalizm jest przyczyna tej choroby, będącej jednym z rodzajów zakaźnego gąbczastego zwyrodnienia mózgu (TSE - od ang. transmissible spongiform encephalopathy). Objawy tej choroby są bardzo podobne, jak w przebiegu znanego powszechnie BSE, atakującego bydło - powoduje zanikanie tkanki nerwowej i powstawanie przez to gąbczastej struktury mózgu. Charakteryzuje się ona upośledzeniem licznych funkcji mózgu: upośledzeniem umyłowym, zaburzeniami psychoruchowymi i innymi.
W celu zbadania ewentualnego wpływu kanibalizmu wśród neandertalczyków na kondycję ich populacji, Underdown stworzył model, oparty na obserwacjach związanych z chorobą kuru. Obliczył on np., że hipotetyczna populacja złożona z 15 000 osobników zostałaby całkowicie zniszczona przez chorobę w czasie poniżej 250 lat. Badacz uważa, że w połączeniu z dodatkowymi czynnikami środowiskowymi, np. zmianą klimatu i pojawieniem się na Ziemi Homo sapiens, proces ten mógłby w przypadku neandertalczyków zachodzić jeszcze szybciej.
Zdaniem naukowca, okres pomiędzy zjedzeniem zakażonego mięsa, a wystąpieniem objawów TSE jest tak długi, że ludzie pierwotni mogli nie dostrzec związku pomiędzy spożywaniem fragmentów ciał zmarłych i rozwojem choroby. Z tego powodu nie przestali oni praktykować swojego rytuału.
Kolejnego istotnego odkrycia dokonano podczas analizy prionów, powodujących zarówno BSE, jak i kuru. Okazuje się bowiem, że priony są niezwykle oporne nawet na proces sterylizacji, uznany powszechnie za wystarczający do całkowitego wyniszczenia form życia. Może to oznaczać, że do infekcji wśród ludzi pierwotnych zachodziło także poprzez używanie wspólnych narzędzi. Z tego powodu możliwe jest, że chorobę przenosiły na siebie nawet osoby, które nie brały czynnego udziału w rytualnym kanibalizmie.
Profesor Nick Barton, szef Instytutu Archeologii Uniwersytetu w Oxfordzie, ocenia pracę jako niezwykle interesującą i nowatorską. Dodaje: Większość badaczy uważa, że ciężko o zdefiniowanie pojedynczej przyczyny wyginięcia neandertalczyków. Zdaniem prof. Bartona, gdyby w badaniach genetycznych udowodniono podatność ludzi pierwotnych na TSE lub odnaleziono silniejsze dowody na powszechność kanibalizmu wśród neandtertalczyków, mogłoby to stanowić przełom w ocenie przyczyn wyginięcia tego gatunku.
Komentarze (26)
waldi888231200, 4 marca 2008, 23:51
A może to homosapiens zjadł neandtertalczyków, a jak zjada samego siebie to choruje?? 8) (dlatego zjada zwierzęta).
mikroos, 5 marca 2008, 00:04
Zrób badania i to udowodnij Obiecuję przeczytać, jak już coś konkretnego opublikujesz i pochwalisz się linkiem!
waldi888231200, 5 marca 2008, 00:34
Tylko skąd wytrzasnąć neandtertalczyka zdatniego do zjadzenia?? ;D
andrzejjs, 5 marca 2008, 00:36
Realnie brzmiąca teoria. Ale na TSE część osobników powinna być odporna.
Przypuszczam, że można by wysnuć podobną teorię choroby wirusowej typu AIDS, bakterii, pasożyta... Nie uda się pewnie znaleźć realnych śladów pozostałości mózgów neandertalczyków.
Ponadto czy cała populacja neandertalczyków praktykowała kanibalizm?
mikroos, 5 marca 2008, 00:37
Sporo jest wykopanych resztek ciał. Jak znajdziesz na jakimkolwiek ślady pożarcia przez H. sapiens, to kto wie - może ukuje się z tego jakąś zgrabną teoryjkę...
mikroos, 5 marca 2008, 00:40
Ciężko to powiedzieć jednoznacznie. Z drugiej jednak strony z tego, co wiem, nie ma np. krów odpornych na priony powodujące BSE. Nie traktuj tego jako wiążącej odpowiedzi, ale bardzo możliwe jest, że u Neandertalczyków było podobnie. Poza tym wcale nie jest potrzebna 100-proc. śmiertelność choroby, by ostatecznie wykończyć całą populację. Właściwie Twoja teoria i ta opublikowana w artykule nie muszą się wykluczać: być może TSE było "wąskim gardłem", a następnie tę - zdziesiątkowaną już - populację dobiła jakaś inna infekcja, klimat, głód albo cokolwiek innego?
W artykule było napisane wyraźnie: inne osobniki mogły się zarazić np. poprzez stosowanie wspólnych narzędzi. Poza tym zwróć uwagę, że wystarczy, żeby kobiety praktykowały kanibalizm, a faceci wiatropylni nie są i sami się nie rozmnożą A po pewnym czasie kobiet mogłoby być już tak niewiele, że zwyczajnie byłyby poza zasięgiem mężczyzn zdolnych do rozpłodu.
inhet, 5 marca 2008, 17:26
Jak się ostatnio dowiadujemy, neandertalczycy nie byli gatunkiem endemicznym. Znaleziono ich kości aż gdzieś na Uralu. Trudno zakładać, że wszystkie populacje - nawet jeśli wszystkie były kanibalami - były dotknięte TSE.
mikroos, 5 marca 2008, 19:17
Ale też nikt nie powiedział, że TSE miałoby być jedynym czynnikiem, jaki go wykończył.
espe1, 6 marca 2008, 14:21
Dziwić się Neandertalczykom, przecież to ludzie pierwotni.
Mamy XXI w. i tez niedługo się wykończymy sami bez kanibalizmu, ale za pomocą żywności modyfikowanej genetycznie.
mikroos, 6 marca 2008, 16:52
Może udowodnisz?
waldi888231200, 6 marca 2008, 23:28
Trzeba modyfikować żywność bo rośliny tą zupą zwaną popularnie powietrzem też mają kłopot oddychać 8)
mikroos, 6 marca 2008, 23:41
Ależ wręcz przeciwnie! Przy wzroście średniej temperatury na Ziemi, zwiększeniu intensywności nasłonecznienia, przedłużeniu okresu wegetacyjnego i podniesieniu się poziomu CO2 rosną szybciej, niż kiedykolwiek Kwaśna gleba też nie jest tak wielkim problemem dla roślin, jak się wydaje. Może jest dla rolnika, bo jemu zależy na konkretnych gatunkach - ale dla całej natury to naprawdę nie jest wielki problem, po prostu jedne gatunki zastępują drugie A zanieczyszczenia organiczne? Roślinom to specjalnie nie przeszkadza.
A gdy rośnie się dobrze roślinom, to z kolei zwierzaki mają co jeść. Wbrew pozorom z punktu widzenia biosfery to wymarzona sytuacja. Nie dajcie sobie wmówić gadania Greenpeace, że ocieplenie klimatu grozi unicestwieniem życia na Ziemi!! Owszem, dojdzie do wymiany jednych gatunków na inne i to jest fakt - ale gadanie o tym, że dojdzie do zniszczenia biosfery, to jedna wielka ściema.
Mariusz Błoński, 7 marca 2008, 18:36
No, biosfery nie, ale z ludźmi chyba nie będzie już tak dobrze.
Ostatnio był na Discovery bodajże program, w którym omawiano różne scenariusze.
W każdym bądź razie podobno przy wzroście średniej temperatury o 2 stopnie, ocieplenie będzie nie do powstrzymania i będzie się samo napędzało. Wzrost temperatury rzędu 5-6 stopni zagraża cywilizacji.
mikroos, 7 marca 2008, 18:43
Oczywiście, dlatego świadomie napisałem o biosferze jako całości Ta planeta naprawdę przeżyje szczęśliwie bez nas
inhet, 8 marca 2008, 09:37
Ogólnie jak najbardziej sie z tobą zgadzam, ale w kwestii kwaśnych gleb muszę założyć protest. To jest dla roślin problem taki sam, jak dla zwierząt niedostatek roślin - nie ma co jeść. Łatwo spostrzec, że w miarę spadku pH zmniejsza się różnorodność gatunkowa flory i produktywność biomasy.
mikroos, 8 marca 2008, 13:40
Oczywiście, że w pH=2 nie przeżyje wiele Tak samo jak ocieplenie klimatu do 70 stopni nie byłoby fajne Oczywiście mówię o subtelniejszych wahaniach
inhet, 8 marca 2008, 20:32
Akurat ocieplenie nawet do ponad 100 stopni nie byłoby zbyt tragiczne. Ziemię zasiedliłyby ekstremofile, stając sie normą. a mając dość przestrzeni i zasobów podjęłyby intensywne różnicowanie. Natomiast ubóstwo pierwiastków niezbędnych do budowy organizmu w żaden sposób przeskoczyć sie nie da i ewolucja nic tu nie poradzi.
mikroos, 8 marca 2008, 21:08
Sorry, ale żaden ekstremofil nie żyje w temperaturze powyżej 100 stopni. Dziewięćdziesiąt kilka to max z prostego powodu: powyżej wrze woda, a ta jest potrzebna w komórce w stanie ciekłym.
inhet, 8 marca 2008, 21:42
Woda wrze w temp.100 stopni pod ciśnieniem normalnym, ale wystarczy odparować część oceanów i owo ciśnienie zaraz podskoczy.
W takich warunkach, np.oazach oceanicznych są mikroby wytrzymujące i ponad setkę.
mikroos, 8 marca 2008, 23:19
Zgadza się, ale mówiłem w domyśle o życiu na powierzchni Ziemi, bo mówiliśmy o wyginięciu człowieka. Odparowanie wody raczej nie spowoduje aż tak drastycznego wzrostu ciśnienia, żeby można było mówić o nie wiadomo jak wysokich temperaturach.
inhet, 9 marca 2008, 22:21
Zatem już tylko w kwestii porządkowej, żeby nie pozostawiać cię w nieświadomości co do znaczenia parowania dla ciśnienia atmosferycznego. Z prostego obliczenia wynika, iż aby zwiększyć ciśnienie atmosferyczne na Ziemi dwukrotnie (czyli osiągnąć TWW 115 stopni), wystarczy odparować około 3 mln km^3 wody, to jest okolo 1 promila oceanów.
waldi888231200, 10 marca 2008, 09:49
Powyżej 5% CO2 rośliny umierają, więcej pyłu w atmosferze i wody to mniej światła dla roślin. 8)
mikroos, 10 marca 2008, 16:10
Ale pamiętaj o tym, że zaw. CO2 w powietrzu nie zdąży podskoczyć powyżej 5%,bo do tego czasu wyczerpiemy paliwa kopalne. Po prostu nie ma do dyspozycji tyle węgla, który do tej pory nie był w obiegu, żeby nagle znalazło się go tyle w atmosferze.
waldi888231200, 13 marca 2008, 22:07
Zimą kiedy liści brak, w słabo wietrzonych pomieszczeniach - pewnosci brak. 8)