Ostateczny cios w nowotwór
Zaledwie jeden gen decyduje o tym, czy pozornie wyleczony rak jajnika powróci po latach i zaatakuje pacjentkę ponownie. Zdaniem badaczy, umiejętna regulacja jego aktywności mogłaby pomóc w ostatecznym wyleczeniu choroby i zapobieganiu jej nawrotom.
Badany gen, nazywany ARHI, odpowiada za uruchomienie procesu autofagii - niszczenia wewnętrznych struktur komórki w celu ich strawienia i uniknięcia śmierci z braku energii.
W zdrowym organizmie ARHI jest aktywowany przy znacznym niedożywieniu komórek, np. w wyniku niedokrwienia, i pozwala im na przetrwanie przez pewien czas w skrajnie niekorzystnych warunkach.
W przypadku komórek nowotworowych sytuacja wygląda jednak nieco inaczej. Jeśli badany gen zostanie w nich aktywowany, uruchomiony w ten sposób proces autofagii doprowadza do ich śmierci w ciągu zaledwie kilku dni. Jeszcze inne zjawisko zaobserwowano podczas badań na żywych zwierzętach.
Gdy do organizmów myszy wszczepiono komórki ludzkiego raka jajnika, a następnie aktywowano ARHI, zachowanie wadliwej tkanki było zupełnie inne. Okazuje się, że badany gen wywołuje w niej autofagię, lecz nie powoduje śmierci komórek nowotworowych. Co więcej, powtórne wyłączenie analizowanej sekwencji powoduje gwałtowne przyśpieszenie wzrostu guza.
Komórki nowotworowe pozostawały żywotne podczas zahamowania wzrostu i uruchomienia autofagii wywołanej przez ARHI, co odpowiada stanowi ich uśpienia, uważa dr Robert Bast, jeden z autorów eksperymentu. Dodaje: kiedy blokowaliśmy autofagię za pomocą chlorochiny, leku stosowanego także w terapii malarii, ponowny wzrost guzów był zahamowany, co sugeruje, że autofagia pomagała komórkom raka na przetrwanie w warunkach niedostatecznego dopływu krwi.
Oprócz odkrycia roli ARHI, badacze zidentyfikowali szereg innych czynników odpowiedzialnych za regulację procesów autofagii oraz "uśpienia" komórek nowotworowych. Zdaniem uczonych, umiejętna modyfikacja ich aktywności mogłaby stać się interesującą terapią uzupełniającą tradycyjne leczenie. Możliwe, że w ten sposób można by "znokautować" nowotwór i zniszczyć ostatnie wadliwe komórki.
Komentarze (5)
mikroos, 4 stycznia 2009, 02:26
Od dłuższego czasu zastanawia mnie, czy nie byłoby słuszne podawanie osobom w fazie remisji bardzo niskich dawek chemioterapii. Toksyczność takiej terapii byłaby niewielka, bo komórki zdrowe swobodnie dawałyby sobie z nią radę, a komórki nowotworowe, z uwagi na brak większości mechanizmów naprawy DNA, akumulowałyby uszkodzenia i ginęły.
Ciekawe, czy takie podejście miałoby sens, czy byłoby opłacalne i czy w ogóle warto coś takiego stosować. Choroba resztkowa to zmora w wielu przypadkach - walczy się z niewidocznym wrogiem, a pacjent przez pięć lat nie ma pewności, czy jest zdrowy. Znam osobę, która spędziła sporo czasu w takim właśnie stanie - ciężko jest mi wyobrazić sobie większą presję i gorszy strach o jutro, niż właśnie u osób w fazie remisji nowotworu.
efcia, 5 stycznia 2009, 18:31
"Od dłuższego czasu zastanawia mnie, czy nie byłoby słuszne podawanie osobom w fazie remisji bardzo niskich dawek chemioterapii."
Moja Mama od ponad roku choruje na raka jajnika i szyjki macicy. Przeszła już wszelkie możliwe sposoby leczenia nowotworu - chemioterapię, brachyterapię, operację i radioterapię. Kiedy następuje remisja raka - podaje się właśnie albo chemioterapię (ponownie), albo radioterapię. Jakakolwiek dawka to nie jest, negatywne skutki dla organizmu zawsze są znaczne, bo to przecież trucizna. To jest normalna praktyka przy nawrocie choroby.
Masz rację, mikroos, to jest bardzo trudne codziennie zmagać się ze strachem, czy "dotrwam do jutrzejszego dnia". Ale sama się przekonałam, że wiara czyni cuda.
mikroos, 5 stycznia 2009, 19:45
Dobre nastawienie chorego to połowa sukcesu, dlatego trzymam kciuki za Twoją Mamę i jeśli Ona sama wierzy, to wszystko jest na dobrej drodze Swoją drogą, widzę, że przeszła brachyterapię - to świetna, choć raczej mało znana metoda, często daje fantastyczne wyniki. Widze, że opiekowali się Nią specjaliści, więc to dodaje mi jeszcze więcej optymizmu
Chemioterapia bez wątpienia jest trucizną, ale leczenie nowotworów ma to do siebie, że, niestety, nie znamy jeszcze dostatecznie skutecznych i wybiórczych leków. Na szczęście małe, ale regularnie podawane dawki leków mogą niszczyć komórki nowotworowe, bo te są pozbawione mechanizmów naprawy uszkodzeń, ale jednocześnie nie wpływać tak bardzo na komórki zdrowe, które będą w stanie reperować uszkodzenia na bieżąco. Tak sobie tylko spekuluję, ale ciekawi mnie, czy gdzieś na świecie wykonuje się rutynowo takie leczenie.
Pozdrawiam!
GregVIII, 6 stycznia 2009, 00:13
Nie jest to glupie mikroos tylko ja to widze jeszcze troche inaczej - na kartce i w teoretycznych rozwazaniach duzo rzeczy dziala idealnie a w praktyce to tak dobrze juz nie wyglada. Ja bym sie bal powstania nowych mutacji w zdrowych/"slabszych" komorkach przy dlugotrwalym dzialaniu czynnika mutagennego. Ale dopuki ktos tego nie sprawdzi doputy mozemy gdybac dalej.
Wracajac do tematu - naukowcy chca wymusic w komorkach nowotworowych zadzialanie genu ARHI? ciekawe czemu autofagia nie zniszczyla po kilku dniach komorki raka jajnika. Czyzby nastapila jakas regulacja wewnetrzna?
mikroos, 6 stycznia 2009, 00:23
Albo regulacja wewnętrzna, albo z jakichś przyczyn organizm sam utrzymywał resztki guza przy życiu. Nowotwór to piekielnie przebiegły wróg, być może w jakiś sposób skłonił otaczającą tkankę do "pomocy". Z pewnością odpowiedź na to pytanie będzie istotna dla zrozumienia mechanizmu choroby resztkowej, a stąd już niedaleko do zmniejszenia przypadków powtórnego rzutu choroby po fazie remisji.