Wiemy dokładnie, gdzie siedział van Gogh malując swój ostatni obraz przed samobójczą śmiercią
Zidentyfikowano miejsce, w którym Vincent van Gogh malował swój ostatni obraz. Odkrycia dokładnej lokalizacji gdzie w ostatnich dniach przed śmiercią artysty powstawał obraz „Korzenie drzew” dokonał przez przypadek Wouter van der Veen, dyrektor naukowy Instytutu van Gogha znajdującego się w Auvers-sur-Oise.
Wiemy, że malarz stworzył „Korzenie drzew” w 1890 roku, gdy mieszkał w Auvers-sur-Oise. Van der Veen znalazł ostatnio pocztówkę z tej miejscowości pochodzącą z lat 1900–1910. Zauważył, że fragment pocztówki do złudzenia przypomina niedokończony ostatni obraz wielkiego malarza. Natychmiast poinformował o swoim odkryciu Louisa van Tilborgha i Teio Meedendorpa, badaczy z Muzeum van Gogha. O konsultacje poproszono też Berta Maesa, dendrologa specjalizującego się w historycznej roślinności.
Panowie, bazując na tym, co wiemy o sposobie pracy van Gogha, badaniach porównawczych obrazu, pocztówki i obecnego stanu wzgórza, stwierdzili, że jest „wysoce prawdopodobne”, iż miejsce pracy mistrza zostało prawidłowo zidentyfikowane.
Każdy element tego tajemniczego obrazu można wyjaśnić przyglądając się pocztówce i lokalizacji: kształt wzgórza, korzenie, ich stosunek względem siebie, składziemi i stromiznę. Van Gogh miał też w zwyczaju malować to, co widział dookoła siebie. Namalowane przez niego światło słoneczne wskazuje, że ostatnie ruchy pędzla wykonał pod koniec popołudnia. To daje nam lepszy pogląd na dramatyczny dzień, który zakończył się jego samobójstwem.
W przeddzień 130. rocznicy śmierci Vincenta na na miejscu powstania jego ostatniego obrazu odbyła się mała uroczystość. Dyrektor Muzeum van Gogha, Emilie Gordenker, oraz Willem van Gogh, prawnuk brata Vincenta, Theo, odsłonili niewielką tabliczkę pamiątkową.
Komentarze (3)
czernm20, 31 lipca 2020, 19:47
No niby samobójczą, bo tak twierdził malarz. Z drugiej strony już zaraz po jego śmierci wyszło na jaw kilka faktów i błędów - znany z bycia jurodliwym a przy tym obracający się w towarzystwie niestroniącym od alkoholu malarz prawdopodobnie nie popełnił samobójstwa. Wskazują na to okoliczności, brak motywu oraz kąt postrzału. Dużo powstało dokumentów na ten temat oraz również dotyczących incydentu z uchem, który prawdopodobnie odciął "Gogę" pod wpływem alkoholu. Paul Gaugin był szermierzem oraz współlokatorem Vincenta. Dziwnym trafem zaraz po incydencie uciekł z miasta. Jedyne szaleństwo jakie można zarzucić malarzowi moim zdaniem to "szaleństwo chrystusowe".
Anna Błońska, 31 lipca 2020, 20:21
Ciekawie historię van Gogha (On the Verge of Insanity) przedstawiono na witrynie Muzeum van Gogha:
https://www.vangoghmuseum.nl/en/stories/on-the-verge-of-insanity#0
Są tam, między innymi, wycinek z lokalnej gazety czy zapiski z kartoteki lekarza, który zajmował się malarzem po odcięciu ucha.
czernm20, 31 lipca 2020, 21:55
Jego ojciec był pastorem, proszę doczytać o tym fenomenie: https://en.wikipedia.org/wiki/Foolishness_for_Christ
Miał nawet epizod w życiu gdzie chciał nawracać górników jako kaznodzieja. Znał bardzo dobrze Pismo Święte. Każdy widzi to co chce - szczególnie jak się pieniążki zgadzają. Kto będzie dociekliwi znajdzie więcej faktów na ten temat.
"Vincent van Gogh’s father was a pastor of the Dutch Reformed Church in Holland. Born February 8, 1822" http://blog.vangoghgallery.com/index.php/en/2015/03/18/vincent-van-goghs-father-reverend-theodorus-van-gogh/
Szukając informacji o szermierce Paula Gaugina natrafiłem na post z kopalni wiedzy:
https://kopalniawiedzy.pl/Vincent-van-Gogh-Paul-Gauguin-szermierz-szpada-ucho-Arles-zmowa-milczenia,7438
No i to już chyba wystarczy, ale przytocze jeszcze fragment świętego Pawła: "We are fools for Christ's sake, but ye are wise in Christ; we are weak, but ye are strong; ye are honourable, but we are despised." Ot cały fenomen jurodliwego, swoją drogą ktoś mógłby zredagować artykuł na wikipedii w języku polskim ponieważ definicja jest nie do końca poprawna.
Swoją drogą, gdy Vincent wręczał ucho prostytuce powiedział chyba coś w stylu: Oto ciało Chrystusa. Dla wszystkich dookoła mogłoby to wydawać się chorobą, ale dla samego Vincenta, któremu właśnie współlokator odciął ucho była to ofiara w czystej postaci. Ile trudu musiałogo to kosztować aby znosić te wszystkue obelgi na swój temat. Jedyne czym zawinił to było dosłowne traktowanie swojej wiary. Samobójstwo? Samobójcy idą do piekła, za to za wzięcie na siebie kary można dostąpić nieba. Brzmi logicznie? No ale jak to pisał ojciec hermeneutyki - Dilthey, potrzeba osobistego geniuszu aby móc poprawnie interpretować teksty.
Tylko broń boże proszę mnie nie banować za mówienie prawdy! Przepraszam, następnym razem będę grzecznie jak wszyscy skomlał w kącie!