Przeciętny pirat ma programy warte 5000 pln
Jak informuje Puls Biznesu, na komputerze przeciętnego polskiego użytkownika można znaleźć nielegalne oprogramowanie o łącznej wartości 5000 złotych. Takie wnioski wyciągnęli eksperci z firmy Mediarecovery, którzy przeprowadzili ponad 300 analiz związanych z piractwem.
Rekordzistą był student z Tarnowskich Gór, na którego komputerze znajdowało się nielegalne oprogramowanie o wartości 3,6 miliona złotych. Najczęściej korzystamy z pirackich kopii systemu Windows, pakietu MS Office, programów firm Adobe i Corel oraz gier komputerowych.
Problem piractwa może być szczególnie dotkliwy dla właścicieli przedsiębiorstw, gdyż zgodnie z prawem za nielegalne oprogramowanie znajdujące się na firmowych komputerach odpowiedzialność ponosi prezes firmy. Dlatego też eksperci radzą, by przy podpisywaniu umów o pracę przenosić odpowiedzialność na użytkownika komputera. Wówczas to on będzie odpowiadał za nielegalne programy, które zainstalował na firmowym sprzęcie.
Sprawa jest o tyle istotna, że twórca oprogramowania może domagać się od użytkownika trzykrotnej wartości nielegalnie posiadanych programów, a sam użytkownik może zostać skazany nawet na 5 lat więzienia.
Komentarze (10)
Jajcenty, 13 września 2010, 15:43
Interesujące byłby dane źródłowe i metodologia, tak by można było zweryfikować ten wynik.
John, 13 września 2010, 17:01
Uzbierać 50 płyt z nagranymi programami i grami to żaden wyczyn. Często ludzie trzymają gdzieś zapomniane stare wersje tych samych programów (jakieś office'y, photoshopy), wszystko to się wlicza.
wilk, 13 września 2010, 18:27
Wystarczy tylko CS oczywiście w wersji 5, czyli najpopularniejszy program do rozjaśniania tandetnych zdjęć z wakacji i już mamy niemal wyczerpany limit.
Marek Nowakowski, 13 września 2010, 20:02
Wymyślone dane i bez weryfikacji! Wszystkie komputery trzeba byłoby przebadać co by średnią wyciągnąć, a tak się nie stało. Czyli informacja jest fałszywa.
Jajcenty, 13 września 2010, 22:34
Jasne Mimo wszystko obawiam się rozumowania w typie: losuję siebie i 9 znajomych. W tej grupie mam 1 pogryzienie przez psa co 10 lat co daje 4 miliony pogryzień co 10 lat (40e6/10) na każde 10 osób co daje 400 000 pogryzień rocznie średnio w Polsce. Dobieramy próbkę i metodologię i możemy poprzeć każdą tezę. W rzeczywistości wszystkie pogryzienia przydarzyły się tylko mnie bo pcham się z łapami do każdego futrzaka.
Przemek Kobel, 14 września 2010, 00:46
Fajnie jest żądać od studentów znajomości różnych solidworksów, microstationów i innych altiumów, a potem wpuszczać policję do akademików.
John, 14 września 2010, 11:24
A najfajniej jest trzymać to wszystko na nieszyfrowanym dysku.
Mariusz Błoński, 14 września 2010, 12:35
Po pierwsze primo, studenci mają dostęp do niektórych rzeczy bezpłatnie. Po drugie primo, to, że wykładowcy wymagają, nie oznacza, że student może popełniać przestępstwo. Uważasz, że uczeń szkoły mechanicznej, od którego wymaga się dobrej znajomości budowy silnika samochodowego, ma prawo ukraść samochód?
Tolo, 14 września 2010, 14:09
Jajcenty
Te dane są nic nie warte to jest bełkot. One maja z grubsza wartość marketingową dla publikującego. Te dane nie maja żadnego przełożenia na całą populacje.
Ale do rzeczy
Jak informuje Puls Biznesu, [..]5000 złotych.
I tu jest błąd.
Powinno być: statystyczny przestępca ma nielegalnego oprogramowania za 5 koła.
Bo jak możemy przeczytać: "takie wnioski wyciągnęli[..]" No właśnie w oparciu o co? A no o dyski które dostali od jakiejś prokuratury czy innej policji do przeprowadzenia analizy. A pochodzą one z komputerów ludzi co najmniej podejrzanych.
No i ciekawostka bo w tytule jest ze chodzi o piatów a w treści o użytkowniku to KW czy Puls robi z każdego usera pirata?
Ten koleś z Tarnowskich Gór poszedł po bandzie . Ale pozytywne jest to ze napisane jest ze miał oprogramowana za 3,6 bańki a nie zrobił firmą strat na tyle ze to niby były dla firm utracone korzyści.
Co do nielegalnego Windowsa to jest to koszt jego popularności która na piractwie została wyhodowana. I Microsoft na tym bardzo dobrze wychodzi. Co do office cóż nie wiem po co to komu w domu to chyba działa na zasadzie jak jest za darmo, bo nie wyobrażam sobie żebym miał zapłacić za MsOffice mając za darmo OO. Poprostu dla mnie MsO w starciu z OO nie jest wart nawet 100 PLN. Co więcej pewnie nawet jak by mi go dali do Neostrady to bym nie używał. Co do adobe i corela to tak samo po co to komu w domu?
No oczywiście, jak ktoś na tym zarabia to jest inna bajka ale wtedy powinien się szarpnąć. Natomiast do celów niezarobkowych to sensu raczej nie wiedzę poza ewentualnym edukacyjnym. No ale twierdzenie ze co drugi pirat to przyszły grafik jest raczej wesołe.
No gry to jest istotny porblem.
I pod koniec tej informacji jest jeszcze jedna ciekawa o tej trzykrotności. To jest kolejny dowód na to ze nie opłaca się piractwu przeciwdziałać a lepiej jest piratów łapać. Bo nie tylko z pieniędzy których firma by nigdy nie zobaczyła się materializują ale jeszcze trzykrotnie.
Butz, 14 września 2010, 17:47
Po pierwsze, owszem, mają dostęp, do NIEKTÓRYCH programów i tylko od łaskawości uczelni zależy jakich, a mianowicie jest to głównie oprogramowanie Microsoftu udostępniane poprzez witrynę MSDN AA. I akurat nie to jest głównym problem, bo zaopatrzenie się w legalną wersję Windowsa rzeczywiście nie jest może jakąś sporą barierą finansową, ale dostępność oprogramowania specjalistycznego adresowanego dla firm. Z tej grupy programów załatwienie legalnej wersji dla studenta jest bardzo rzadkim przypadkiem. Powiem wprost bez owijania w bawełnę - wykładowcy wymagają tworzenia projektów w sofcie ze grube pieniądze i sami sugerują, że studenci pobiorą z sieci piracką kopię... bo nie mają innego wyjścia, i potem sami się z tego śmieją. Ba! Nawet spotkałem się z przypadkiem, że uczelni nie stać na utworzenie odpowiedniej ilości stanowisk w pracowniach. Jedni wykładowcy dzielą studentów na mniej liczne grupy, a inni radzą sobie inaczej - wiadomo jak... Jeśli chodzi o zamienniki, to praktycznie nie istnieją, a wykładowcy wymagają, aby projekt był w 100% zgodny z oryginalnym softem, aby móc na uczelni zaprezentować wyniki. Taka praktyka jest czymś regularnym na praktycznie każdym kierunku studiów technicznych. Zapraszam na studia na politechnikę wszystkich, którzy nie wierzą, a uczelnie techniczną widzieli jedynie na obrazku. I co niby taki student ma zrobić? Nie zdać przedmiotu "ku chwale praw autorskich"? Proponuję więc trzymać się REALIÓW, a nie idealistycznych hasełek o katastrofalnym wpływie piractwa na losy planety i innych pustych frazesów... Pomijam już fakt, że nawet będąc milionerem i chcąc zdobyć takie oprogramowanie legalnie byłoby to często bardzo trudne, bo jest ono dystrybuowane tylko do firm i placówek naukowych i producent nawet nie zakłada, że osoba fizyczna chciałaby je nabyć. Wyniesione z firm kopie zamieszczone w sieci są często jedynym dostępnym kanałem dystrybucji.
Natomiast jak czytam kolejny raz porównanie piractwa do kradzieży samochodu, to... delikatnie mówiąc czuję zażenowanie. Nie chcę tutaj usprawiedliwiać piractwa i mówić, że jest to uczciwe, ale na litość Boską wysławiajmy się logicznie, rozsądnie i bez populizmu. Porównywanie złamania licencji na oprogramowanie z kradzieżą samochodu jest co najmniej śmieszne, żeby nie powiedzieć, że głupie. Mianowicie, gdybym miał nadprzyrodzone zdolności i mógł wziąć tonę złomu ze składowiska, a następnie stojąc obok gotowego samochodu wymówić zaklęcie i tona złomu zamieniłaby się w idealną kopię samochodu obok, to nie czułbym się złodziejem, mimo że dalej byłoby to nieuczciwe względem producenta oryginału, bo wykorzystałem jego projekt. Szanujmy więc współdyskutantów i może nie stosujmy takich "przedszkolnych" argumentów.
Szkodliwość nielegalnego użycia programu w przypadku specjalistycznego oprogramowania dla firm jest według mnie zerowa. Dlaczego? Aby móc mówić o jakiejkolwiek stracie finansowej autora należałoby założyć, że uzyskanie nielegalnej kopii spowodowało tyle samo, co utratę legalnej. Tak więc musiałaby istnieć pewność, że student przy braku możliwości pobrania z internetu, zakupi oryginał. Jak pisałem wcześniej jest to prawie niemożliwe dla 99,99% studentów. Różnica z punktu widzenia producenta softu jest więc następująca - nie kupił albo... nie kupił. Po prostu taki człowiek nie jest potencjalnym klientem, więc jego kopia programu nie zmienia tutaj kompletnie NIC. Mało tego - możliwość darmowego poznania obsługi programu procentuje na przyszłość pracownikiem, który takiego programu użyje w firmie, która zakupi mu legalną wersję. Nie dość, że nie ma tutaj realnej straty, to jeszcze jest możliwość zysku na przyszłość. Producenci silnie specjalistycznego softu powinni więc raczej dziękować za istnienie takiej sytuacji
Tak samo jest zresztą z głównym wątkiem tego artykułu - może i potencjalny użytkownik ma na dysku oprogramowanie warte 5000zł, ale to wcale nie znaczy, że spowodował straty w takiej kwocie. Zastanawia mnie zresztą jak wyceniana jest wartość takiego oprogramowania. Ktoś powie, że według ceny w sklepie. Tak - w przypadku aktualnie sprzedawanego oprogramowania. A co z wersjami sprzed 2 i więcej lat? Powinny tracić na wartości tak jak każdy inny produkt. Ciekaw jestem, czy są jacyś rzeczoznawcy, którzy to wyceniają, bo określanie kwoty na podstawie tej, która obowiązywała w dniu wypuszczenia wersji na rynek, byłoby według mnie jakimś całkowitym absurdem.